Kiedy wiosną tego roku rozpoczęto przygotowania do remontu Zalewu Przeczycko-Siewierskiego, archeolodzy zatarli ręce. Ukryty od ponad pół wieku teren odsłaniał swoje tajemnice. I faktycznie - spod wody, na nienaturalnie szerokich plażach i namuliskach ukazały się fragmenty ceramiki - głównie nowożytne i miejscowe „śmieci”, ale też fragmenty średniowiecznych garnków i misek. Jednak to nie średniowiecze kusiło poszukiwaczy. Podczas budowy zalewu, między miejscowościami Boguchwałowice i Przeczyce, odkryto największe na terenie obecnego województwa śląskiego cmentarzysko kultury łużyckiej. A na nim - prawdziwe sensacje.
Polityka historyczna
Ta historia zaczyna się w czasach, kiedy Ateny dopiero raczkowały po Akropolu, Trojanie żyli we względnym spokoju, a Egipt dopiero czekał na Tutanchamona. Wtedy w naszej części świata, między Łabą a Wołyniem, rozwijała się kultura łużycka. Ta sama, która pozostawiła po sobie warowną osadę w Biskupinie i dziesiątki cmentarzysk na terenie samego tylko województwa śląskiego. Pozostawiła także spór między polskimi a niemieckimi naukowcami, co do pochodzenia ludności, która kulturę łużycką tworzyła. Polacy skłaniali się ku tezie, że to Prasłowianie. Niemcy, jak łatwo się domyślić - optowali za pochodzeniem pragermańskim. Oczywiście te spory były uzasadnione politycznie: jednym i drugim chodziło o przekonanie świata o ciągłości osadniczej i kulturowej na terenach obecnej Polski, a co za tym idzie - o prawie do tych ziem. Rzecz w tym, że ludy germańskie w środkowej Europie pojawiły się dopiero 2 tysiące lat później, a słowiańskie - jakieś 2 wieki po Germanach.
W końcu pojawiła się trzecia, konkurencyjna teza - o celtyckich przedstawicielach kultury łużyckiej (wykopaliska faktycznie potwierdzają taką możliwość, jednak dopiero pod koniec tysiąclecia jej istnienia). Badaczy nie pogodziła, ale zdecydowanie ubarwiła spór.
Różne groby, różne religie?
Cmentarzysko w Przeczycach, podobnie jak zachowane w formie skansenu archeologicznego cmentarzysko na częstochowskim Rakowie, to obiekty tzw. birytualne. To znaczy, że obok szczątków palonych na stosie i umieszczonych w popielnicach, na cmentarzyskach spoczywają też szkielety. Dla badaczy to nie lada gratka. Podczas spopielania zwłok, na stosach niszczyło się też wyposażenie, z jakim zmarłego wysyłano do krainy duchów. W grobach szkieletowych natrafiano natomiast na wyroby kultury materialnej, po których można było ocenić rozwój rzemiosła, sztuki zdobniczej, a nawet ustalić jadłospis pochowanego.
Czy te dwa obrzędy pogrzebowe wiązały się z wyznawanymi religiami? Historycy skłaniają się raczej do rozróżnienia dwóch różnych kultur pogrzebowych, ponieważ na łużyckich cmentarzyskach Śląska, Zagłębia i okolic Częstochowy groby szkieletowe i ciałopalne występują obok siebie, a sposób chowania nie wskazuje na żadne podziały religijne.
Skąd zatem dwa tak różne obrzędy pogrzebowe? Może chodziło wyłącznie o wygodę. Przygotowanie stosu pogrzebowego (wybór drewna, którego spalenie da odpowiednią temperaturę, ułożenie stosu tak, by spopielił ciało) trwało długo. Równie długo trwało samo spopielanie, połączone zapewne z różnymi obrzędami. W warunkach pokoju i dobrobytu na tak długie uroczystości pogrzebowe można sobie pozwolić. Kiedy sytuacja plemienia się pogarsza - chowanie zmarłych „w całości” jest wygodniejsze.
A może to zwykła ekonomia? Drewno z lasów wykorzystywano nie tylko na stosy pogrzebowe, ale i na budulec domów i umocnienie osady - jak w Biskupinie. Robiono z niego łuki, strzały, włócznie, uchwyty do narzędzi itd. A las szybko nie odrastał. Można więc, przez analogię do innych kultur, założyć, że kiedy droga po „pogrzebowe” drewno stawała się długa, a transport coraz trudniejszy - rezygnowano ze stosów na rzecz pochówków szkieletowych. Ale takiej tezy nie popierają do tej pory żadne archeologiczne autorytety.
Naukowcy wskazują jednak na zmiany w wierzeniach. Pojawiały się nowe wpływy, przedstawiciele kultury łużyckiej stykali się z innymi ludami i przyjmowali ich wierzenia razem z obyczajami pogrzebowymi.
Chirurgia i muzyka
Zachowane wyposażenie grobów na cmentarzyskach kultury łużyckiej pozwala na postawienie tezy, że mamy do czynienia z niepospolitymi ludźmi. Potrafią pięknie zdobić swoje naczynia. Nie stosują wyłącznie prostych ozdób geometrycznych, ale tworzą całe sceny polowań czy walki. Ich wyobrażenia zwierząt, przede wszystkim jeleni, zdradzają umiejętność tworzenia sztuki abstrakcyjnej - niektóre z jeleni wyglądają, jakby były poukładane z patyczków i liści.
Jednak najbardziej sensacyjne znalezisko przyniosło odkrycie w Przeczycach grobu ok. 60-letniego mężczyzny. To, że w jego grobie znaleziono amulety z kości, brązowe narzędzia czy naczynia, nikogo nie dziwiło. Oczy archeologów otworzyły się szeroko, kiedy wśród znalezisk odkryli kościaną fletnię Pana, zwaną też w Polsce multankami. Ten specyficzny instrument znany był wówczas na południu Europy, w rejonie Bałkanów, Italii i południowej Austrii. Na terenie na północ od Alp i Karpat pojawił się pierwszy raz. Wykonany z kości owcy instrument pozwalał na wydobywanie 9 różnych dźwięków. Ponieważ znaleziono tylko jeden taki instrument - odkryty grób nazwano grobem szamana.
Innym ciekawym znaleziskiem w Przeczycach była czaszka ze śladami udanej trepanacji. Takie ślady pojawiają się na łużyckich cmentarzyskach częściej. To oznacza, że wśród „łużyczan” znajomość medycyny i anatomii stała na wysokim, jak na ówczesne czasy, poziomie. Takie operacje przeprowadzano co prawda również w starożytnym Egipcie. Ale były raczej ewenementem niż regularnym zabiegiem.
Kret na tropie osadników
Na podstawie lokalizacji cmentarzysk i znalezisk pozostałości kultury łużyckiej można przypuszczać, że teren dzisiejszego województwa śląskiego był, jak na owe czasy, gęsto zaludniony. W tzw. grupie częstochowsko-gliwickiej odkryto dotychczas ok. 80 cmentarzysk liczących od kilkudziesięciu do ponad tysiąca grobów. Śladów kultury łużyckiej jest jednak więcej. Fragmenty łużyckiej ceramiki można było znaleźć m.in. na wale otaczającym zamek w Mirowie. Przez lata archeolodzy zastanawiali się, czemu podobnych śladów nie ma np. pod skałami w Łutowcu na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, odległym od Mirowa o kilka kilometrów. Usytuowanie i walory obronne skalnej grzędy wręcz zapraszały do osadnictwa. Jednak pojedyncze „skorupy” znajdowano kilkaset metrów od skał. W wyjaśnieniu tajemnicy pomógł... kret. To w kopcach kretów pod skałami odnaleziono grube okrągłe wypalone kawałki gliny, wyraźnie obrobione ludzką ręką. Pozwoliło to „przesunąć” historię tego terenu w okolice skały.
W tym roku archeolodzy nie przebadali terenów Zalewu Przeczycko-Siewierskiego. Wiosną 2017 roku odsłonięte obecnie plaże i zatoki pokryje woda, skutecznie ograniczając możliwości prowadzenia wykopalisk. Kiedy znów będzie można przebadać teren zalewu? Nie wiadomo.
Zobacz film "Biskupin Pomnik Historii. 80 lat badań (1934-2014)"