Jan Klemens Branicki, prawnuk herosa polskiego hymnu - Stefana Czarnieckiego, poślubiwszy w roku 1709 Katarzynę Barbarę z Radziwiłłów, zajął się upiększaniem swojej białostockiej rezydencji. Owdowiawszy w roku 1730 nie przypuszczał, iż w niedalekim Wołczynie (obecnie na Białorusi) pod koniec czerwca przyszła na świat trzecia (bo i druga była, Barbara z Szembeków, rozwiedziona niebawem) późniejsza małżonka, córka szlachcica Stanisława Poniatowskiego, wojewody mazowieckiego, i Konstancji z Czartoryskich, herbu Pogoń. Rodowód ten dramatycznie zaważył na późniejszych losach dziewczyny, która, nie pytana o zdanie, została użyta przez "Familię" Czartoryskich jako narzędzie w rozgrywkach politycznych.
Izabela (czasami używająca też danego na chrzcie imienia Elżbieta), miała zaledwie 18 lat, kiedy w warszawskim kościele św. Krzyża odbył się jej ślub ze starszym o 41 lat hetmanem Janem Klemensem Branickim. Mimo iż nie potrafiła sprostać żądaniom "Familii", by spacyfikować polityczne dążenia hetmana do tronu, pozostała przez 23 lata towarzyszką jego życia, wzlotów i upadków.
W pałacu babki Izabeli przy Krakowskim Przedmieściu odbyło się wesele Jana Klemensa Branickiego z młodziutką, 18-letnią Izabelą Poniatowską. Poprzedził je wspaniały ślub. Takiego Warszawa dawno nie widziała. Dziś pretendowałby do miana ślubu stulecia. Pamiętnikarz Marcin Matuszewicz pisał, że "książęta Czartoryscy naówczas In summo fastigio łask królewskich byli, wszyscy ich wenerowali, do łask ich certatim ubiegali się, a jeszcze tembardziej mocnili przez związki małżeńskie. (…)
"Branicki naówczas hetman polny koronny, wojewoda krakowski, z Poniatowską wojewodziną mazowiecką, siostrzenicą ks. Czartoryskiego, podkanclerzego, a Sapieha wojewoda podlaski z córką jego ślub brali u św. Krzyża w Warszawie. Obadwa razem były śluby. Jechały obydwie panny młode z niezliczoną kawalkatą i karet asystencją po błogosławieństwo od króla i królowy. Królowa sama obydwom korony ślubne przypinała".
Traktował ją jak ojciec. Kupił fortepian Bacha
Jan Klemens Branicki nie był wielką miłością Izabelli, ale to u jego boku przeszła do historii naszego kraju
(fot. Wikimedia Commons)
Branicki rozumiał położenie młodziutkiej Izabeli, traktując ją niemal po ojcowsku, nie skąpiąc grosza na wystrój jej pałacowych apartamentów, paryskie stroje i przedmioty zbytku. Niewątpliwie też to Izabela zajmowała się na dworze kulturą i sztuką, sprowadzając do Białegostoku kosztownych artystów z Europy.
Już na pierwsze swoje w Wersalu Podlaskim, a więc 19. urodziny otrzymała prezent wyjątkowy. Zachował się oryginalny kwit z podpisem Jana Sebastiana Bacha, który spośród swoich pięciu fortepianów (Piano et Forte) sprzedał tylko jeden. Kupującym był "Branitzky" z miasta "Białastock".
W białostockim Pałacu Branickich wystawnie i hucznie obchodzono wszelkie uroczystości, urodziny czy imieniny gospodarza: "Szumne na osób dwieście stoły zastawiane. Tu muzyka, tu tańce, tam teatra grane". W kilka dni później kawalkada powozów przejeżdżała na "różne divertimenta" do pałacu letniego w Choroszczy świętować urodziny Jaśnie Oświeconej hetmanowej.
Adorowanej nieustająco przez powiernika hetmana, "przyjaciela wszystkich", przystojnego generała Andrzeja Mokronowskiego herbu Bogoria, którego wielbicielki zwały "tres cher Jędruś", a który, będąc po dwóch rozwodach, zapałał do uroczej i mądrej Izabeli uczuciem głębokim i dozgonnym, skądinąd tolerowanym przez mocno doświadczonego w kwestiach sercowych męża.
Henryk Mościcki opisał jak obchodzono imieniny hetmanowej w 1760 roku, gdy wydawało się, że Branicki dochodzi do szczytu swej potęgi. "Na kilka dni przed imieninami zjeżdżać zaczęli do Białegostoku zaproszeni goście. Przybyli więc: synowie Augusta III, kanclerz wielki koronny Małachowski z żoną, biskupi Krasicki i Wołłowicz, Mniszkowie, Pacowie, Brühlowie, wojewoda Sapieha, kasztelan Łoś, kasztelan Rozwadowski, wojewoda Sołohub, podstoli Lubomirski, wielki łowczy Czartoryski etc., etc.
Najpierw urządzono dwudniowe polowanie w okolicach Bielska, Brańska i Tykocina; uczestnicy wrócili z pięknymi trofeami myśliwskimi. W dzień św. Elżbiety (Izabeli) wszyscy goście zebrali się w Podlaskim Wersalu, aby móc gremialnie złożyć życzenia solenizantce. Do uczty imieninowej zastawiono olbrzymi stół na 200 osób, przez całą jego długość był przeprowadzony basenik, wypełniony tokajem, pływały po nim 24 kunsztowne okręciki ze słodyczami dla dam. Z basenu biesiadnicy mogli do woli czerpać przedniego napoju.
Po obiedzie, dań którego, z powodu fantastycznej ich mnogości wyliczyć nie sposób, miejscowy podczaszy wniósł ogromny puchar, mający pochodzić z czasów Czarnieckiego. Pucharem tym wzniesiono toast na cześć hetmanowej, poczem wszyscy panowie kolejno wychylali go za jej zdrowie, przy dźwiękach orkiestry i wiwatowych salwach armatnich. O zmierzchu goście, mimo chłodu, udali się do rzęsiście iluminowanych ogrodów, aby podziwiać ognie sztuczne i fajerwerki. Reprezentacyjny bal w salonach pałacowych, ciągnący się do białego dnia, zakończył właściwą uroczystość.
Niektórzy goście pozostali jeszcze przez kilka dni, gdyż pragnęli brać udział w tradycyjnych, staropolskich poprawinach".
Zapewne nie świętowano uroczyście 34. urodzin Pani Krakowskiej (zwanej tak od piastowanej przez hetmana kasztelanii Krakowa). Starający się o koronę królewską 75-letni Branicki, po majowej próbie zerwania przez generała Mokronowskiego sejmu konwokacyjnego, musiał wraz z żoną salwować się ucieczką na Węgry. Za sprawą swej "małej siostrzyczki" król Stanisław August Poniatowski zezwolił na powrót do kraju.
Jako wdowa poślubiła generała
Pałac Branickich w Białymstoku już od XVIII wieku cieszy się mianem Wersalu Podlasia [1]
(fot. John Cooke/Wikimedia Commons)
Kiedy po śmierci hetmana w 1771 r. Izabela odprowadziła jego trumnę do krypty rodowej w krakowskim kościele pw. św. Piotra i Pawła, ucichły pałacowe wnętrza i bajeczne ogrody, rozsławione przez gości po Europie.
Wdowa (by nie stracić dożywocia na dobrach) poślubiła skrycie ukochanego generała, w którego posiadłości w Jordanowicach pod Grodziskiem Mazowieckim zajmowała się wystrojem wnętrz. Do dziś można oglądać tam westybul, ozdobiony pod jej nadzorem groteskami Jana Bogumiła Plerscha, nadwornego malarza króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Król to dla Izabeli był po prostu Staś, najukochańszy z sześciu braci, młodszy o dwa lata, z którym przyjaźniła się od dzieciństwa, nie opuściła go też po abdykacji i zesłaniu do Grodna pod kuratelę służb dawnej kochanki, Katarzyny II.
W Wersalu Podlaskim król zaczął bywać dopiero po śmierci szwagra. Zaprzyjaźnił się z generałem Mokronowskim, a gdy ten wkrótce po powrocie z Izabelą z Paryża, pożegnał się ze światem w 1784 roku, król szczerze napisał: "mąż, który w naszym wieku naród polski zdobi". Wtórował mu zaprzyjaźniony z Izabelą biskup Ignacy Krasicki, który na pamiątkowym kamieniu w swych ogrodach napisał: "…umysłu wspaniałość. Poczciwość dobroczynna - służba nie z zarobkiem". Bardzo smutne musiały być 54. urodziny Izabeli.
Nie mniej przygnębiające - trzy lata później, po spotkaniu w podkrakowskich Kościelnikach z ukochanym bratem, powracającym z Kaniowa z bezowocnych rozmów z carycą Katarzyną II.
Owdowiała ponownie hrabina Izabela nadal nadzorowała siedziby Branickich, w tym dwór w Branicach, kamienicę przy Rynku w Rakowie, pałac pomiędzy Podwalem a Miodową w Warszawie. Kontynuowała też podjętą znacznie wcześniej działalność na rzecz mieszkańców Białegostoku i innych miejscowości, finansując utworzone szkoły, przytułki i świątynie. A warto przypomnieć, że to właśnie jej Białystok zawdzięcza powstanie pierwszych szkół. Otaczała opieką finansową pensję dla córek urzędników dworskich, szkołę parafialną, szkołę paziów, Szkołę Podwydziałową Zgromadzenia Akademickiego. Na swój dwór sprowadziła też Jakuba Feliksa Michelisa - twórcę podręczników z dziedziny położnictwa, który założył w Białymstoku Instytut Akuszerii.
Presja spadkobierców (Potockich, prawnuków Krystyny Sapieżyny, najstarszej siostry Jana Klemensa) oraz trudne czasy rozbiorowe zmusiły ją do stopniowej wyprzedaży dóbr. Po jej śmierci w lutym 1808 r. zaprzyjaźniona dwórka i malarka Weronika Paszkowska wyhaftowała niezwykłe epitafium, które zawisło w ulubionym kościółku Izabeli Branickiej - starym kościele Farnym w Białymstoku, gdzie została pochowana. Wśród ukrytych w alabastrowej urnie "najmilszych pamiątek" znaleziono po latach drobiazgi po królewskim bracie i bratanku, księciu Pepi, oraz miniatury ojca, Stanisława Poniatowskiego i Andrzeja Mokronowskiego. Portretu hetmana nie było.
KURIER PORANNY, GAZETA WSPÓŁCZESNA
[1] Zdjęcie udostępnione jest na licencji:
Creative Commons
Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach. 2.0.