Wiadomość o śmierci Symychy Rotema obiegła światowe media 22 grudnia 2018 r. 94-latek zmarł jako ostatni z grona weteranów powstania w getcie warszawskim. Dwa dni później kilkaset osób uczestniczyło w jego uroczystym pogrzebie w kibucu Harel, nieopodal Jerozolimy. Wśród zebranych obecni byli m. in. izraelscy politycy i delegaci polskiego rządu. W wygłoszonych mowach pożegnalnych wszyscy zgodnie określali Rotema mianem bohatera.
On sam za życia nie lubił, gdy tak go nazywano. „Mówią mi, że jestem bohaterem - obruszał się w jednym z wywiadów. - Jakim bohaterem? Pytam ich [izraelskich uczniów - red.]: Czy człowiek może zostawić rannego i uciec? Przecież kiedyś było przyjęte, że w żadnym wypadku nie można zostawić towarzyszy i rannych...”.
Rotem oceniał swoje wojenne zasługi z właściwą sobie skromnością. Jednak trudno jest nie zakwalifikować do czynów heroicznych akcji uratowania od pewnej śmierci kilkudziesięciu żydowskich bojowników z płonącego getta, i to pod nosem Niemców, w samym centrum okupowanej Warszawy. Zanim przejdziemy do opisu wydarzeń z kwietnia i maja 1943 r., przenieśmy się na owiany szemraną sławą przedwojenny Czerniaków, gdzie nasz bohater spędził pierwsze kilkanaście lat życia.
Nie uciekałem
Szymon Ratajzer, bo tak pierwotnie nazywał się Rotem, urodził się 10 lutego 1924 r. w Warszawie. Jego rodzice prowadzili wspólnie sklep-mydlarnię. Ojciec, Cwi, był pobożnym chasydem, który często służył jako kantor w synagodze. Matka, Miriam z Mińskich, troskliwie wychowywała czwórkę dzieci (oprócz najstarszego Szymona, miała jeszcze jednego syna, Izraela, i dwie córki, Dorę i Raję). Cała rodzina zamieszkiwała kolejno w domach na Nowosieleckiej 8 i Podchorążych 24 (ten ostatni w całości należał do Jankiela Mińskiego, ojca Miriam Ratajzer). Na opiewanym przez Stanisława Grzesiuka bandycko-robotniczym Czerniakowie Żydzi stanowili zdecydowaną mniejszość. To sprawiło, że mały Szymon wychowywał się głównie pośród gojów. Oto jak wspominał tamte lata:
„Moimi kolegami byli przeważnie Polacy. Przychodzili do mnie do domu, graliśmy w piłkę, chodziliśmy pływać nad Wisłę. Potem, kiedy byłem już uczniem, zdarzało się, że chłopaki napadali żydowskie dzieci w drodze do i ze szkoły. Wtedy ja zorganizowałem je w grupy i razem czuliśmy się bezpieczniej. Nigdy nie uciekaliśmy, a gdy trzeba było, podejmowaliśmy bójkę i odrzucaliśmy kamienie. Pewnego razu jakiś chłopak zaatakował mnie nożem. Na szczęście nic groźnego się nie stało, tylko lekko mnie zadrasnął. Zarówno wtedy, jak i później, nigdy nie uciekałem”.
W 1936 r. Szymon wstępuje do syjonistycznego harcerstwa Ha-Noar ha-Cijoni. Jeździ na kolonie i uczy się o ziemi obiecanej - Palestynie. Idea emigracji nawet mu się podoba, ale póki co jest dla niego zupełnie abstrakcyjna. W końcu jego najbiższa rodzina, jak i dziadkowie oraz krewniacy, wiodą spokojne i całkiem dostatnie życie w Polsce, zgrupowani na Powiślu i Czerniakowie. Po cóż więc szukać szczęścia w obcej krainie?
Tymczasem nieuchronnie zbliżał się dziejowy kataklizm, który miał obrócić w perzynę cały świat nastoletniego Ratajzera i zmienić go z dzieciaka w zimnokrwistego mężczyznę.
Narodziny „Kazika”
Wojna zaczęła się dla rodziny Ratajzerów wyjątkowo dramatycznie. W ostatnich dniach oblężenia Warszawy, pod koniec września 1939 r., dwie niemieckie bomby spadły na dom przy Podchorążych 24. Szymon cudem przeżył eksplozje. Choć był ciężko ranny, ostatkiem sił udało mu się wydostać z rumowiska cegieł. Odratowany, dochodzi do zdrowia przez kilka tygodni. Niestety, takiego szczęścia nie mieli przebywający wówczas w kamienicy dziadkowie, dwoje krewnych i młodszy brat, Izrael. Odnaleziono ich zmasakrowane ciała i tymczasowo pochowano na podwórku.
W 1940 r. Ratajzerowie, jak wszyscy warszawscy Żydzi, zostali zmuszeni do przeprowadzki w obręb murów getta. Razem mieszkają raptem kilka miesięcy. Potem aż do końca wojny członkowie rodziny, rozdzieleni przez różne okoliczności, walczą o przetrwanie samotnie lub w mniejszych grupach.
Szymon najpierw pracuje jako służący w rezydencji oficerów SS w Warszawie. Potem, na prośbę zatroskanego o jego bezpieczeństwo ojca, wyjeżdża do rodziny na wieś. Tam, w Odrzywole na Radomszczyźnie, spędza kilka beztroskich miesięcy, „pasąc krowy i patrząc się w niebo”. W tym czasie, latem 1942 r., w getcie trwa Wielka Akcja. W ciągu dwóch miesięcy Niemcy wywożą do Treblinki przeszło ćwierć miliona Żydów. Młodzian jest tego zupełnie nieświadomy. Okrutna okupacyjna rzeczywistość wdziera się w jego życie ponownie dopiero wtedy, gdy i w wiosce jego krewnych zostaje utworzone getto. Za drobne przewinienia żandarmi rozstrzeliwują na jego oczach kilku Żydów. Wówczas Szymon decyduje się na powrót do Warszawy.
W mieście odnajduje swoją rodzinę. Szczęśliwie udało im się przetrwać Wielką Akcję, ponieważ w feralnym okresie pracowali już na folwarku na Czerniakowie. Szymon przyłącza się do nich. I wówczas, późną jesienią 1942 r., przez swoich przyjaciół z organizacji syjonistycznych łapie kontakt z konspiratorami z Żydowskiej Organizacji Bojowej.
Od stycznia 1943 r. 18-letni Ratajzer zaczyna działać w szeregach ŻOB na terenie getta. Najpierw uczy się obchodzenia z bronią. Potem uczestniczy w likwidacjach żydowskich szpicli Gestapo i kolaborantów. Bierze udział w akcjach ekspropriacyjnych, mających na celu pozyskanie środków na zakup „potrzebnej od zaraz” broni. W ich toku żobowcy bezwzględnie wymuszają na ocalałych w getcie bogaczach spore sumy. Podczas jednej z takich wypraw Szymon, by mocniej zastraszyć opornego delikwenta, udaje „brutalnego nie--Żyda”. Koledzy zwracają się do niego „Kazik”. Fortel działa. Przerażony zachowaniem „nieobliczalnego goja” burżuj bezzwłocznie przynosi bojowcom żądane precjoza. Od tego incydentu Ratajzer funkcjonuje w konspiracji jako „Kazik”. Jednocześnie zostaje wyznaczony głównym łącznikiem sztabowca ŻOB Icchaka Cukiermana ps. „Antek”, który od połowy kwietnia 1943 r. działa po aryjskiej stronie, próbując nawiązać kontakt z polskim podziemiem. Tę odpowiedzialną funkcję zawdzięcza swojemu opanowaniu, zaradności, a przede wszystkim nieżydowskiej aparycji, która pozwalała mu bezpiecznie poruszać się poza gettem.
Koty na Prostej 51
Póki co jednak „Kazik” pozostawał ze swoją drużyną bojową na terenie tzw. szopu szczotkarzy przy ulicy Świętojerskiej 32/34. To tutaj zastał go wybuch walk w getcie. Jego grupa odparła pierwszy szturm Niemców 20 kwietnia. Powstańcy wysadzili zaminowaną bramę, przez którą próbowali wedrzeć się esesmani, a następnie zaczęli obrzucać napastników granatami i „koktajlami Mołotowa”. Skromny arsenał, jakim dysponowali, składający się głównie z pistoletów i niewielkiej ilości granatów, pozwolił odeprzeć tego dnia jeszcze kilka niemieckich szturmów. Potem żobowcy znaleźli się w odwrocie. Oddziały Jurgena Stroopa zmieniły taktykę i rozpoczęły systematyczne oblężenie getta, dosłownie wypalając je ogniem artylerii. Jednocześnie pomiędzy płonącymi budynkami krążyły małe oddziały SS, które likwidowały kolejne punkty oporu powstańców.
Po 10 dniach zmagań sytuacja żobowców stała się rozpaczliwa. I wówczas jeden z dowódców powstania - Mordechaj Anielewicz lub Marek Edelman - poprosił „Kazika”, by ten przedostał się na aryjską stronę i spróbował zorganizować wyjście „na wolność” pozostałych przy życiu bojowców. Ratajzer zgodził się bez wahania.
W nocy z 30 kwietnia na 1 maja, w towarzystwie kolegi Zygmunta Frydrycha, przeszedł nieodkrytym przez Niemców tunelem z getta na aryjską stronę. Tutaj skontaktował się z Cukiermanem. Obaj gorączkowo próbują zorganizować pomoc dla towarzyszy zza muru. W ciągu kilku dni nie znajdują nikogo, kto pomógłby im w tym karkołomnym przedsięwzięciu. Chodzi przecież o dyskretne wyprowadzenie z oblężonej dzielnicy dziesiątków Żydów, których później trzeba gdzieś wywieźć i bezpiecznie zakwaterować. Gdy „Antek” bezsilny i zrezygnowany popada w depresję, „Kazik” nie poddaje się. I wreszcie znajduje człowieka, którzy otwiera przed nim nowe możliwości. Jest nim Franciszek Jóźwiak ps. „Witold”, członek KC PPR i szef sztabu Gwardii Ludowej. Ten kontaktuje go z osobnikiem zwanym „królem szmalcowników”, typem z półświatka przestępczego, który za odpowiednią opłatą „podobno może załatwić prawie wszystko”. „Kazik” spotyka się z nim. Przekonuje go, że chodzi o pomoc oddziałowi AK, który „zaplątał się” w getcie, próbując pomóc Żydom. „Król” przystaje na jego propozycję. Przydziela mu dwóch kanalarzy, którzy mają poprowadzić żobowców pod ziemią, a także załatwia ciężarówkę, konieczną do ewakuacji uratowanych. Całą operację finansują komuniści, a jeden z gwardzistów, Władysław Gaik ps. „Krzaczek”, asystuje Ratajzerowi na wszystkich jej etapach.
W nocy z 8 na 9 maja „Kazik” z dwoma przewodnikami przekrada się kanałami do getta. Tam odnajduje grupki ocalałych „żobowców”. Łącznie zbiera kilkadziesiąt osób, w tym m.in. Marka Edelmana i Cywię Lubetkin, i zabiera ich ze sobą kanałami na aryjską stronę.
10 maja, ok. godz. 10, wycieńczeni, brudni i śmierdzący ściekiem powstańcy zaczynają kolejno wychodzić ze studzienki na wysokości domu pod adresem Prosta 51. Następnie niezwłocznie wchodzą na pakę niewielkiej ciężarówki. Wokół nich zaczynają gromadzić się przechodnie. - Koty wychodzą - żartuje jeden z nich. Mijały minuty, które dla „Kazika” trwały wieczność. Tymczasem tłum rósł, pojawił się granatowy policjant, a kolejne umorusane postacie nie przestawały wychodzić ze studzienki.
Wreszcie po półgodzinnej ewakuacji, gdy z kanału przestali wychodzić ludzie, „Kazik” zarządził odjazd. Ciężarówka z bojowcami ruszyła w stronę Łomianek. Po kilkudziesięciu minutach znaleźli się w Puszczy Kampinoskiej.
Z 28 uratowanych wówczas przez Ratajzera osób, wojnę przeżyło jedynie osiem, w tym Edelman. Dziś brawurową operację „Kazika” upamiętnia umieszczony na Prostej pomnik.
Powstanie, zemsta, wojny
Następne miesiące Ratajzer pracował jako łącznik Cukiermana. Organizował bezpieczne mieszkania dla uratowanych bojowców w Warszawie, pomagał żydowskim oddziałom partyzanckim ukrywającym się w lasach m.in. pod Częstochową.
W czasie powstania warszawskiego „Kazik” walczy najpierw przy sądach na Lesznie, a potem w szeregach Armii Ludowej, na Starym Mieście. W drugim tygodniu walk, gdy konieczność opuszczenia dzielnicy staje się jasna, wytycza w kanałach drogę ewakuacji żołnierzy na Żoliborz. Sam jednak nie podąża tym szlakiem. Cukierman wysyła go na Wolę, by uratował z tajnego schowka w jednym z mieszkań „cenne dokumenty” (w rzeczywistości chodzi konspiracyjną kasę). Tej misji o mało co nie przypłaca życiem. Cudem ratuje się z płonącego domu. Potem, pojmany przez Niemców, wraz z tłumem warszawiaków trafia do obozu w Pruszkowie. Następnie ucieka stamtąd i odnajduje Cukiermana. Ten ponownie powierza mu niebezpieczne zadanie. W styczniu 1945 r. nakazuje mu przejść front i dotrzeć do Lublina, by w imieniu AL nawiązać kontakt z Tymczasowym Rządem Polskim. I tym razem „Kazika” nie opuszcza szczęście. Udaje mu się wykonać ostatni wojenny rozkaz.
W styczniu 1945 r. Ratajzer wraca do zrujnowanej Warszawy. Tutaj, po wielu miesiącach bez żadnego kontaktu, odnajduje żyjących członków rodziny - rodziców i najmłodszą siostrę, Raję. Od niech dowiaduje się, że starsza siostra, Dora, zginęła w czasie powstania w getcie.
W marcu 1945 r. „Kazik” opuszcza Polskę. Jest żądny zemsty na Niemcach. Przyłącza się do konspiracyjnej organizacji „Nakam” Aby Kownera (pisaliśmy o nim w numerze z maja 2018 r.), która planuje wytruć miliony Niemców w rewanżu za Holokaust. Ratajzer zostaje strażnikiem w Dachau, gdzie przetrzymywanych jest 30 tys. jeńców wojennych, głównie esesmanów. Zamierza wybić ich przy pomocy zatrutego chleba. Jego plany udaremnia dekonspiracja siatki. Musi uciekać.
W 1946 r. Ratajzer przybywa do brytyjskiej jeszcze Palestyny. Wstępuje do Hagany. W 1948 r. bierze udział w walkach o niepodległość Izraela. Potem jest powoływany w kolejnych wojnach toczonych przez swoją nową ojczyznę aż do 1973 r.
W Palestynie hebraizuje swoje imię i nazwisko. Od tamtej pory nazywa się Symcha Rotem.
W latach 50. żeni się. Rodzą mu się dwaj synowie. Pracuje kolejno jako dyplomata, związkowiec, a potem przez dziesięciolecia stoi na czele zarządu sieci marketów Super.
W toku swojego trwającego 94 lata życia Symcha Rotem wielokrotnie odwiedzał Polskę. Był odznaczony m.in. Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Zadbał o to, by instytut Yad Vashem przyznał tytuły Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata wszystkim Polakom, którzy okazali pomoc jemu i jego bliskim w czasie okupacji.