Kiedyś to były karnawały! Tak często wzdychają Opolanie, szczególnie ci " nieco wcześniej urodzeni", pamiętający czasy rautów, wielkich branżowych zabaw i słynnych bali maskowych w Galerii Sztuki Współczesnej. - To nie znaczy, że dziś Opolanie się nie bawią. Tyle że zabawy te oddają ducha czasu - mówi profesor Stanisław Nicieja, rektor Uniwersytetu Opolskiego.
Sam wspomina czas, gdy po raz pierwszy pojechał do Londynu; to był rok 1989 - tuż po wydaniu "Cmentarza Łyczakowskiego we Lwowie". Profesor Nicieja bawił się tam na balu organizowanym przez środowisko polonijne w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym. W takich okolicznościach można było dać się uwieść czarowi dawnych, jeszcze przedwojennych lat.
- Na sali balowej pojawił się bowiem ostatni prezydent RP na uchodźstwie - Ryszard Kaczorowski oraz Edward Raczyński - także prezydent RP na uchodźstwie. Poza tym Feliks Konarski, polski pisarz i poeta, autor słów do słynnej pieśni"Czerwone maki na Monte Cassino". I jeszcze Stefania Kossowska, legendarna polska publicystka i pisarka...
- To był bal w odpowiedniej oprawie, patrząc na jego uczestników w galowych strojach - miałem wrażenie, że czas zatrzymał się jakieś pół wieku wcześniej, byłem obok legendarnych Polaków.
Rektor uniwersytetu ma świadomość, że to był jeden z ostatnich "przedwojennych" rautów karnawałowych.
W latach 50. i 60. w Opolu wszakże nie brakowało wielkich balowych imprez w czasie karnawału.
- Jedną z nich był Bal Rektora w ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicznej. Musiały się na nim pojawić wszystkie najbardziej prominentne postaci w regionie - wspomina profesor. - Znam te bale z archiwalnych zdjęć i wspomnień, zachowały się też eleganckie zaproszenia z tamtych czasów, podpisywane osobiście przez rektora - profesora Stanisława Kolbuszewskiego. Ten bal to było wydarzenie nad wydarzeniami. Długie szykowne suknie, eleganckie garnitury. To była okazja nie tylko do zaprezentowania się, ale i poznania innych. Wtedy byliśmy ciekawi innych ludzi, to była zdrowa, życzliwa ciekawość. Dziś podczas zabaw sylwestrowych i karnawałowych wolimy się spotykać we własnym dobrze znanym gronie albo uciekać w anonimowość, w zebrany gdzieś na placu czy ulicach tłum. Zabawy zmieniają się, tak jak zmienia się społeczeństwo.
- Byliśmy jednym z pierwszych zespołów na Opolszczyźnie, który grał podczas karnawału na gitarach elektrycznych! - mówi z dumą Teodor Glensk, żywa legenda opolskich zabaw i wszelkich imprez kulturalnych. Gitary zrobili własnym sumptem, w zaprzyjaźnionych warsztatach, z pomocą utalentowanych kowali i ślusarzy. To było ponad pół wieku temu, w którym roku dokładnie - pan Tolek nie pamięta, nikt wówczas nie myślał, że to będzie wydarzenie przełomowe w historii opolskiej sztuki wodzenia zabaw karnawałowych. Zdaje się, że pomocne w wykonaniu gitar było czasopismo "Młody Technik", tam muzycy znaleźli samouczek typu "zrób sobie gitarę elektryczną".
- Wcześniej grały na zabawach zespoły dmuchane, czyli dęte. Z instrumentów przeważały trąbki, saksofony, harmonijki. - wyjaśnia pan Teodor.
Teraz gra się z płyt cd, a jeszcze częściej z kompa - z dysków, na których zachowane są "muzyczne sety", czasem z youtube, poza tym balowicze często nawet wręczają didżejowi płytę przyniesioną właśnie z auta, jakim się podjechało na bal. Dawniej coś takiego było nie do pomyślenia.
- Grało się zasłyszane na festiwalach utwory, bywało, że nie korzystaliśmy z nut, choć wielu z nas je znało - mówi Glensk. I jeszcze jedno: przygotowywaliśmy na jeden bal listę trzydziestu utworów. I to wystarczało, aby wszyscy świetnie bawili się do białego rana.
Jakim cudem? Otóż zespół grał blok taneczny, który był nagradzany brawami i następowała przerwa na posiłek, rozmowę. Po niej bawiący się znów wracali na parkiet, aby się zabawić przy... tych samych piosenkach, jakie grane były przed przerwą.
- Bloki taneczne powtarzaliśmy dwa, czasem trzy razy - mówi pan Teodor. - Nikomu to nie przeszkadzało. Ważne, aby grać utwory znane, lubiane. No i wykonywać je na odpowiednim poziomie.
Bo w dawnych czasach zespół, aby mógł przygrywać do zabaw, musiał najpierw być odpowiednio zweryfikowany: - To znaczy zgłosić się na cykliczny przegląd orkiestr, wykonać przed komisją parę utworów obowiązkowych, potem z ułożonej wedle swego gustu składanki. Przedstawić listę utworów granych i - oczywiście - opłacanych w ZAiKS-ie. Nie było mowy o żadnej partyzantce - mówi Glensk. - Także z uwagi na szacunek wobec osób, które przecież płacą za to, aby im grać do tańca.
Bawić się jak dziecko
O odpowiednią oprawę dbali restauratorzy. - Dużo karnawałowych zabaw odbywało się jeszcze na początku trzeciego tysiąclecia w ośrodkach wczasowych nad Jeziorami Turawskimi - wspomina Bolesław Drohomirecki, jeden z najbardziej znanych opolskich dawnych wodzirejów. - Zatrudniano tam plastyków, którzy dbali o właściwy wystrój sal. To nie było tylko kilka balonów bądź serpentyn i migających świateł.
Podobnie było w galerii Sztuki Współczesnej w Opolu, która zasłynęła z 12 karnawałowych balów przebierańców. - Zawsze były one tematyczne, aby cała zabawa przebiegała w odpowiedniej konwencji - mówi Anna Potocka, dyrektor GSW. - Do tej konwencji dostosowywaliśmy wystrój sali, aby wyczarować właściwy klimat. Były więc bale organizowane w stylistyce lat 70., 80., ale i przebiegające w klimacie kiczu. Bale karnawałowe przebierańców mają ogromną moc, bo osoby przebrane bawią się z jeszcze większym zapałem, fantazją niż tzw. osoby tekstylne, a więc ubrane w wytworne kreacje. Bal przebierańców uruchamia wyobraźnię. Niestety w ostatnich latach w Opolu było sporo karnawałowych zabaw przebierańców, dlatego mieliśmy wrażenie, że powoli wyczerpuje się ta formuła i wyjątkowy charakter naszych imprez. Więc od trzech lat ich nie organizujemy.
- Przygotowując się na bal przebierańców, przenosimy się w lata dzieciństwa. Przecież pierwsze nasze bale to były zwykle przedszkolne maskarady, zabawy przebierańców - dodaje Bolesław Drohomirecki.
Teodor Glensk pamięta czasy, gdy w podopolskich Źlinicach na balach tańczono i walce kotylionowe, i czekoladowe (partner kupował partnerce filiżankę czekolady, dochód szedł na cele społeczne). Wodzirej uważa, że choć gra się teraz na balach inny repertuar, to jednak niezmienna jest nasza ochota do zabawy.
- Tyle że kiedyś Opolanie lubili się bawić razem, osoby siedzące przy "obcych" stolikach szybko się poznawały ze sobą i zaprzyjaźniały. Świadczyły o tym chociażby składane u nas dedykacje. Zwykle piosenki zamawiano nie dla konkretnych osób, ale dla stolików, własnych i sąsiednich. I tak towarzystwo się bratało.
Dzisiaj coraz częściej ekipa zbiera się na tyle liczna, by zarezerwować sobie kilka połączonych stolików, a najlepiej całą salę czy choćby jej część. Chce odizolować się. Po sylwestrowym szaleństwie w anonimowym tłumie, gdzieś na rynkach, miejskich placach czy pod ratuszami chcemy się bawić inaczej - ale we własnym, dobrze znanym gronie. Filozofia "każdy sobie rzepkę skrobie" odbija się też na stylu organizowanych w karnawale zabaw.
Jednak masz to!
Z dedykacjami zamawianymi na zabawach bywało sporo kłopotu. Bawiącym się zwykle coś świta, gdzieś "ten kawałek" słyszeli. Ale gdzie i przede wszystkim dokładnie, co słyszeli - to już trudno określić, szczególnie trudno, gdy piosenka jest zagraniczna.
- Dziś już nie gram na balach karnawałowych, ale pamiętam wiele z czasów, kiedy się grywało sporo - mówi Bolesław Drohomirecki z Opola. - Kiedyś jakiś pan powtarzał w kółko tytuł: "Dał, Dał". Przeszukałem całe swe zbiory. Nie znalazłem. Pan był bardzo niezadowolony. Aż zagrałem popularny kawałek zespołu Europe - "The Final Countdown". Pan podbiegł do mnie, triumfując: "Widzisz, masz to!".
Dziś wystarczy strzęp tekstu, nawet przekręcone słowa. Wystarczy ów zlepek słów wbić w zalogowaną w internecie komórkę, aby otrzymać całą listę mniej lub bardziej pasujących wyników i w końcu trafi się na to, czego szukano.
- Czasy są teraz takie, że zorganizować udaną zabawę nie jest może trudno, ale sami bawiący są chyba zbyt zabiegani i zbyt zmęczeni, aby z tych możliwości korzystać. A szkoda, no bo kiedy, jak nie w karnawale, dobrze się zabawić? W końcu stare przysłowie powiada, że jeśli jest czas na żale - to dopiero po karnawale.
Ewa Bilicka
NOWA TRYBUNA OPOLSKA