W 1912 roku w trakcie prac porządkowych na strychu w strzeleckim zamku, służba odnalazła obraz włoskiego malarza Giovanni Francesco Barbieri. Płótno przedstawiające Wenus, Marsa i Kupidyna (zwanego też Amorem) pochodziło z ok. 1656 roku, a do Strzelec przywiózł je prawdopodobnie Gustaw Graf Collona. Ówczesnemu właścicielowi dóbr strzeleckich, Grafowi Karlowi Brühl-Renard obraz bardzo się spodobał, dlatego zlecił jego renowację. Po tym dzieło oprawione zostało w neobarokową ramę i zawieszono je w głównej sali pałacu na pierwszym piętrze, tak by goście mogli je podziwiać.
Zbigniew Kucharski, który po latach badał historię obrazu, ustalił, że miał on wymiary 179 na 288 cm., a na obrazie znajdował się tekst po łacinie "to wielkie malowidło z Wenus, Kupidynem, Marsem i wieczystym bogiem, było u nas zamówione jako podarunek dla cesarza Ferdynanda II".
Cenne malowidło wisiało w strzeleckim zamku prawdopodobnie do sierpnia 1944 roku. Co stało się z nim dalej? Tu pojawiają się różne hipotezy.
Obraz mógł spłonąć w czasie pożaru zamku w 1945 roku. Ta wersja wydaje się jednak mało prawdopodobna, bo zanim Rosjanie podłożyli ogień to dokładnie splądrowali zamkowe pomieszczenia. Trudno, by obraz o takiej wielkości nie przykuł ich uwagi. Mogło być zatem tak, że został spakowany przez Rosjan i wywieziony na wschód.
Trzecia, najbardziej prawdopodobna wersja, zakłada, że rodzina grafów Castell-Castell, która ewakuowała się ze Strzelec przed wkroczeniem wojsk radziecki, po prostu zabrała obraz ze sobą do posiadłości w Bawarii. Faktem jest, że dziś nie wiadomo, gdzie może się znajdować. Wyjaśnienie zagadki utrudnia fakt, że spod pędzla włoskiego malarza wyszło co najmniej kilka podobnych malowideł przedstawiających mitologicznych bogów - jeden z nich był nawet w 2012 roku wystawiony na sprzedaż na internetowej aukcji, ale rozmiary płótna różniły się od tego, które wisiało niegdyś na strzeleckim zamku.
Tajemniczy miecz
Równie tajemnicza jest historia piastowskiego miecza katowskiego, który był jedną z najcenniejszych pamiątek hrabiowskiej rodziny Strachwitzów. Był on w ich posiadaniu od XIX w. Miecz, który wisiał nad kominkiem w pałacu w Izbicku, pochodził z czasów średniowiecza, a wygrawerowane symbole sugerowały, że służył niegdyś katowi do wykonywania wyroków. Rodzina Strachwitzów utrzymywała nawet, że jest to oryginalny miecz, który posłużył w 1497 w Nysie do ścięcia księcia Mikołaja II. Ale taki miecz znajduje się już w muzeum w Nysie. Faktem jest, że miecz miał wartość historyczną, ale zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Po raz pierwszy zaginął w maju 1921 r. w czasie III powstania śląskiego. Powstańcy najpierw zrabowali pałac, a następnie postanowili zatrzeć ślady i podłożyli ogień.
"24 maja 1921 r. do pomieszczeń pałacu wniesiono słomę i wieczorem ją podpalono" - relacjonował jeden ze świadków tamtych wydarzeń. Gdy pożar ustał, 27 maja powstańcy zdecydowali, że pałac zostanie dodatkowo wysadzony ładunkami wybuchowymi, które zdobyli w zakładzie w Krupskim Młynie. Założyli pięć ładunków w różnych miejscach na parterze, po
czym wysadzili zgliszcza.
Rodzinie Strachwitzów, która na czas powstania opuściła zamek, udało się później odnaleźć nadpalony miecz niedaleko zrujnowanego pałacu. Po odbudowie posiadłości znów zawisł on nad kominkiem aż do stycznia 1945. Wtedy rodzina Strachwitzów zdecydowała się uciec w głąb Niemiec przed zbliżającym się frontem Rosyjskim. Najcenniejsze przedmioty z pałacu - w tym zabytkowy miecz - zostały spakowane.
Na przełomie kwietnia i maja 1945 r. Strachwitzowie dotarli do Trossin. Tam postanowili ukryć swój dobytek. Maria Luisa Gräfin Strachwitz zdecydowała wtedy skopiować grawery, które znajdowały się na ostrzu mieczu. W tym celu przyłożyła do ostrza kartkę papieru i delikatnie kreśląc ołówkiem starała się odwzorować ich wygląd. Dziś to jedyny ślad jaki pozostał po mieczu, bo kilka tygodni po ukryciu majątku, odnaleźli go Rosjanie i skonfiskowali.
Cenne zbiory przepadły
W tym samym roku wojska radzieckie zrabowały także zbiory strzeleckiego muzeum. Znajdowało się ono w rynku pod numerem 13. Wśród cennych eksponatów znajdowała się np. strzelba myśliwska od jednego Grafów Gaschin oraz klinga szabli tureckiej z czasów wojen z Turkami, znaleziona z pobliżu Zakrzowa. W muzeum znajdowało się także sporo eksponatów świadczących o obecności człowieka na tych ziemiach. Wśród nich była np. kamienna motyka i siekiera z okresu neolitu (4200-1700 lat p.n.e.) odkryta pod Grodziskiem. Wszystkie te przedmioty zostały zrabowane w 1945 roku i nie wiadomo, gdzie się dziś znajdują.
Spośród mniej cennych przedmiotów związanych z miastem do dziś nie wiadomo także, co stało się z kamieniem milowym, który witał podróżnych od strony ulicy Opolskiej. 100 lat temu to był jeden z nielicznych elementów pomagający dotrzeć do celu. Głaz odmierzał odległość jednej mili pruskiej (ok. 7,5 km) do następnego kamienia. Był dobrze widoczny z daleka, bo mierzył około metra wysokości. Mimo pokaźnych rozmiarów, podczas przebudowy drogi po II wojnie światowej kamień zniknął bezpowrotnie.
Spośród przedmiotów, które miały wartość sentymentalną do dziś poszukiwany jest natomiast sztandar strzeleckich strażaków z 1881 r. Po 1933 r. oddany do szkoły pożarniczej w Nysie. W pierwszej połowie 1945 r. jednak zaginął - być może został zniszczony podczas walk o Nysę.
Radosław Dimitrow
NOWA TRYBUNA OPOLSKA