Od LVF do SS Charlemagne. Francuscy kolaboranci Hitlera na froncie wschodnim

Wojciech Rodak
Wojciech Rodak
Żołnierze LVF w drodze na front. Zdjęcie wykonano w okolicach Smoleńska (1 listopada 1941 r.)
Żołnierze LVF w drodze na front. Zdjęcie wykonano w okolicach Smoleńska (1 listopada 1941 r.) Bundesarchiv
Francuscy kolaboranci z dywizji Waffen SS „Charlemagne” uważali się za rycerzy europejskiej antybolszewickiej krucjaty. Walczyli u boku III Rzeszy do samego końca.

Koniec marca 1945 r. Ofensywa 1. Frontu Białoruskiego dotarła do wybrzeży Bałtyku i linii Odry. Tymczasem na pomorskim zapleczu Sowietów wciąż pałętały się resztki rozbitych oddziałów armii III Rzeszy. Sześciu Francuzom z rozbitej dywizji SS „Charlemagne”, w tym Guyowi Hunro, udało się przez ponad trzy tygodnie uniknąć niewoli. Zarośnięci i wygłodzeni, wyglądali jak ludzkie widma. Ukrywali się przed sowieckimi patrolami w lasach i opuszczonych wioskach. Byli pewni, że gdy tylko wpadną w ręce czerwonych, spotka ich śmierć. Pewnego dnia, na jednej z farm pod Kołobrzegiem, szczęście ich opuściło. Oddajmy głos Hunro:

(…) ukryliśmy się w jakiejś stodole. O świcie jakiś konny patrol zatrzymał się na podwórzu. Jeźdźcy zeskoczyli z koni, coś tam pogadali z wystraszonym bauerem [niemieckim farmerem - red.] i ruszyli prosto ku naszej kryjówce. Usłyszeliśmy szczęk zamka i niemiecki okrzyk: »Ręce do góry! Wyłazić!«. Nie mieliśmy wyboru. Ześliznęliśmy się ze sterty i natychmiast zostaliśmy obszukani. To nie byli Niemcy… Nasza broń ich raczej nie interesowała, ale kazali nam natychmiast opróżnić kieszenie. Takim sposobem pozbyłem się zegarka, wiecznego pióra, brzytwy, portfela i innych drobiazgów (…). Nie było czasu na opłakiwanie straty, tym bardziej że od dawna wiedziałem, że Rosjanie zazwyczaj bez większych ceregieli przystawiają lufy swoich pistoletów do potylicy jeńca...

Jednak najgorsze nie następowało. „Sowieci”, w których pojmani rozpoznali Polaków berlingowców, jak dzieci bawili się zdobycznymi zapalniczkami i zegarkami. Wreszcie wsiedli na konie i odeskortowali esesmanów do sztabu. Tutaj jeńcy z emblematami SS na mundurach zostali pobici i postawieni pod ścianą. Berlingowcy repetowali karabiny, mierząc we Francuzów, podczas gdy oficer przeglądał ich książeczki wojskowe. Zaczął od Guya Hunro. Oto jak esesman zapamiętał te sądne chwile:

Naraz [oficer - red.] spąsowiał na twarzy. Odczytał właśnie (...), że jestem SS-Freiwillige [ochotnikiem - red.]. Gdy jednak odczytał następną rubrykę - zdębiał! Było to dla niego tak sensacyjne, że aż wrzasnął: Co takiego?! Katolik? Esesman nie może być katolikiem!

Wśród Polaków wybuchło niemałe poruszenie. Wkrótce pojawił się oficer, który począł indagować Hunro nienaganną francuszczyzną. Drążył szczególnie jedną kwestię - jak to się stało, że katolik został esesmanem. Na to Francuz zaczął wyjaśniać dość mętnie i kłamliwie swoje losy. Zmyślił, że w swojej ojczyźnie był partyzantem. Został pojmany przez Niemców i deportowany. Wreszcie, po kilku miesiącach spędzonych w areszcie, dano mu wybór: albo obóz koncentracyjny, albo służba w SS. Oczywiście, jak zarzekał się Hunro, z konieczności wybrał tę drugą opcję.

Polskiemu oficerowi, który znał obyczaje hitlerowskiej administracji, ta opowieść zdała się wiarygodna, lecz postanowił ją ostatecznie „zweryfikować”. Poprosił więc Francuza, by ten wyrecytował mu kolejne modlitwy: Pater Noster, Ave Maria i Credo. Hunro uczynił to bez zająknięcia. Z twarzy przesłuchującego zniknęło napięcie. Powiedział coś do swoich ludzi, a ci po chwili opuścili i rozładowali karabiny. Esesman zdał katechetyczny egzamin, a żołnierze komunistycznego wojska darowali jemu i jego kolegom życie.

Jednak większość żołnierzy dywizji SS „Charlemagne” nie miała tyle szczęścia. Tysiące Francuzów zginęły podczas ciężkich bojów z Sowietami na Pomorzu w lutym, marcu 1945 r. Tylko niedobitkom udało się ewakuować do Berlina, gdzie wykrwawili się w obronie ostatnich redut III Rzeszy. Kim byli ci straceńcy? Nie rekrutowali się bynajmniej spośród pojmanych członków Résistance, jak perswadował polskiemu oficerowi Hunro.

Obrońcy cywilizacji

Latem 1940 r. III Rzesza zajęła Francję. Berlin zarządzał podbitym krajem za pośrednictwem kolaboracyjnego reżimu Vichy. Marszałek Philippe Pétain, który stał na jego czele, co prawda godził się na wiele ustępstw wobec nazistów, lecz nie był całkowicie uległym partnerem. Przede wszystkim nie zamierzał aktywnie włączać swojej dużej i nowoczesnej armii w działania wojenne. Jednak znalazło się wielu francuskich polityków, zwłaszcza w kręgach rodzimych faszystów, którzy mieli mu to za złe. Jako antysemici, zajadli antykomuniści i wrogowie liberalizmu uważali, że Francja powinna się włączyć w budowę „nowej Europy” zjednoczonej pod sztandarami Rzeszy. Niemiecki ambasador Otto Abetz, który rezydował w okupowanym Paryżu, sowicie opłacał takich delikwentów i tworzone przez nich ruchy. Chciał, by pétainiści wiedzieli, że gdyby zanadto się stawiali, zawsze ma w zanadrzu zręby nowej ekipy, która może rządzić Vichy.

Plakat rekrutacyjny przedstawiający średniowiecznego rycerza i flagi wszystkich europejskich krajów, których armie uczestniczyły w bojach na froncie
Plakat rekrutacyjny przedstawiający średniowiecznego rycerza i flagi wszystkich europejskich krajów, których armie uczestniczyły w bojach na froncie wschodnim. Miał wyraźnie sugerować, że żołnierze LVF to współcześni krzyżowcy

Wśród pupilków hitlerowskiego namiestnika wyróżniały się zwłaszcza dwie malownicze postacie (ich biogramy na s. 31). Pierwszą był Jacques Doriot, przywódca dość licznej Francuskiej Partii Ludowej (PPF). Drugą - Marcel Déat, szef kolaboracyjnego ugrupowania o nazwie Zgromadzenie Ludowo-Narodowe (RNP). Po inwazji Niemiec na ZSRR obaj panowie uznali, że „antykomunistyczna krucjata” nie może się odbyć bez udziału tak „zasłużonego dla cywilizacji europejskiej” narodu jak Francuzi. Z ich inspiracji koalicja liderów ruchów narodowo-faszystowskich zainicjowała 7 lipca 1941 r. w Paryżu utworzenie Legionu Ochotników Francuskich przeciwko Bolszewizmowi (LVF), który miał walczyć u boku Wehrmachtu i SS. Pomysł wkrótce zyskał aprobatę Adolfa Hitlera i oschłe „błogosławieństwo” Pétaina, który na tę okoliczność zniósł nawet prawny zakaz służenia Francuzów w obcych armiach. Niedługo potem rozpoczęła się szeroko zakrojona akcja rekrutacyjna. Plakaty zachęcające do walki „w obronie Europy” pojawiły się w całym kraju.

Mimo zaangażowanych sił i środków młodzi Francuzi nie garnęli się tłumnie w szeregi „szkopskiej armii”, jak postrzegano LVF. Hitler zbytecznie zastrzegał, że legion może liczyć jedynie 15 tys. żołnierzy. Do jesieni 1941 r. zgłosiło się tylko 13,4 tys. ochotników. Z tej liczby jedynie mniej niż połowę, około 5,8 tys. ludzi, uznano za nadających się do służby. Dominowali wśród nich działacze partii faszystowskich, członkowie przeróżnych kolaboracyjnych milicji i byli wojskowi. Zaciągali się do legionu głównie z powodu skrajnie prawicowych poglądów politycznych czy chęci przeżycia przygody. Jednak niemałą grupę, co później dało o sobie znać, skusił po prostu słuszny żołd i perspektywa robienia „lewych” interesów. Co ciekawe, wśród zakwalifikowanych do szkolenia pojawiła spora grupa Afrykanów i Arabów. Niemcom to nie przeszkadzało. Przynajmniej na początku.

Plakat rekrutacyjny, który miał sugerować, że LVF są współczesnym rycerstwem, które obroni Europę przed „dziką bolszewicką nawałą”
Plakat rekrutacyjny, który miał sugerować, że LVF są współczesnym rycerstwem, które obroni Europę przed „dziką bolszewicką nawałą”

We wrześniu 1941 r. pierwsza grupa rekrutów LVF, a wśród nich sam Jacques Doriot, wyruszyła na szkolenie do ogromnego obozu szkoleniowego pod Dębicą w okupowanej Polsce. Tutaj spotkał ich pierwszy zawód. Przydzielono im zwykłe mundury Wehrmachtu w kolorze feldgrau zamiast obiecanych na rekrutacyjnych ulotkach uniformów francuskich. Jedyne, co ich wyróżniało, to naszywka z flagą Francji na prawym przedramieniu. Drugie rozczarowanie nastąpiło, gdy znów, wbrew uprzednim zapewnieniom, kazano legionistom przysięgać wierność Adolfowi Hitlerowi. Niemcy tłumaczyli co prawda, że jest to u nich „standardowa procedura”, ale część Francuzów poczuła się oszukana i zdradzona. Pokaźna grupa odmówiła jej złożenia. Za niesubordynację wysłano ich do kacetów.

Ostatecznie do końca października wyszkolono przeszło 2353 żołnierzy LVF. Stworzono z nich sześć kompanii wyposażonych w broń lekką, dwie kompanie uzbrojone w karabiny maszynowe, jedną kompanię przeciwpancerną (wyposażoną w działa PAK-35/36) i oddział żandarmerii.

Dowódcą legionu został 60-letni płk Roger Labonne, wybitny historyk wojskowości i dyplomata, bez większego doświadczenia na polu bitwy. Braków tych nie kompensowała reszta korpusu oficerskiego LVF. Jego trzon tworzyli byli francuscy żołnierze, których wiedza o technice wojennej zatrzymała się na okresie 1914-1918. Niemcy automatycznie, beż żadnej weryfikacji, przepisali im rangi nabyte w ojczystych siłach zbrojnych. Jak pokazały następne miesiące, był to wielki błąd. Na nic zdały się modły księdza kapelana formacji Jeana de Mayola de Lupé’a o „opiekę nad obrońcami cywilizacji chrześcijańskiej”.

W butach Napoleona

W końcu listopada 1941 r. bitwa pod Moskwą była w decydującej fazie. Niemcy w niektórych miejscach przełamali sowieckie linie obronne i wdarli się na przedmieścia stolicy. Wydawało się, że szala zwycięstwa przechyla się na ich stronę, gdy nastąpiło gwałtowne załamanie pogody. Średnie temperatury dzienne spadały grubo poniżej -20 st. C, znacznie osłabiając potencjał ofensywny hitlerowców. Broń i samoloty, nieprzystosowane do tych ekstremalnych warunków, odmawiały im posłuszeństwa. Żołnierze Wehrmachtu marzli w zbyt cienkich mundurach. Wszystko to sprawiało, że czerwonoarmiści zaczynali radzić sobie z przeciwnikiem coraz lepiej. W sam środek tego krwawego i mroźnego inferna rzucono żółtodziobów z LVF.

Już sam ich marsz ze Smoleńska, dokąd dojechali koleją, na front w okolicach wsi Gołowkowo (około 80 km na zachód od Moskwy) zwiastował tragedię. Niemcy nie podstawili im żadnych ciężarówek, wobec czego musieli tę odległość (około 300 km) przez błota i śniegi pokonać piechotą, ze sprzętem i zapasami ciągniętymi przez konne zaprzęgi. Zadanie to przerosło oficerów. Nie mogli utrzymać dyscypliny w rozciągniętych kolumnach. Mnożyły się dezercje, kradzieże, porzucano broń, gubiono konie. W dodatku duża część żołnierzy cierpiała na dyzenterię. W efekcie, po kilkunastu dniach marszu, na pozycje pod sowiecką stolicą dotarło około 1970 legionistów, czyli około 400 mniej, niż wyruszyło ze Smoleńska.

Żołnierze LVF w drodze na front. Zdjęcie wykonano w okolicach Smoleńska (1 listopada 1941 r.)
Żołnierze LVF w drodze na front. Zdjęcie wykonano w okolicach Smoleńska (1 listopada 1941 r.) Bundesarchiv

W czasie natarcia na Moskwę LVF działał w ramach 7. Dywizji Piechoty gen. Eccarda Freiherra von Gablenza. Zadaniem Francuzów było zdobycie wsi Diutkowo. Nie podołali temu zadaniu. Od 25 listopada do 6 grudnia bezskutecznie szturmowali pozycje zaprawionych w bojach i zdeterminowanych Sowietów. Wprawdzie zdobywali się na brawurowe szarże, ale brakowało im organizacji i doświadczenia. Znów zawiedli oficerowie, którzy nie potrafili zadbać o właściwe zaopatrzenie w broń i żywność zziębniętych szturmowców, których nękały mrozy sięgające w nocy -40 st. C. W efekcie niespełna dwutygodniowych walk LVF stracił aż 970 ludzi (aż 700 cierpiało z powodu odmrożeń; wielu amputowano kończy) i stał się praktycznie niezdolny do prowadzenia dalszych działań bojowych. Formację postanowiono wycofać z frontu i gruntownie zreformować.

Pogromcy partyzantów

W lutym 1942 r. Francuzi zostali wysłani na szkolenie i uzupełnienie strat do obozu w Kruszynie pod Radomiem. Jednocześnie wśród oficerów LVF przeprowadzono czystkę. Wyrzucono płk. Labonne’a. Pozbyto się rozpolitykowanych intrygantów i pospolitych złodziei, wstawiając na ich miejsce osoby uważane za zaangażowanych profesjonalistów. Przed legionistami postawiono także nowe zadania. Mieli uczestniczyć w zwalczaniu silniej sowieckiej partyzantki na zapleczu frontu wschodniego, czyli na dzisiejszym pograniczu Białorusi i Rosji.

Od wiosny 1942 r. do czerwca 1943 r. dwa bataliony LVF operowały osobno, bez centralnego dowódcy, podporządkowane różnym niemieckim jednostkom. W operacjach przeciwpartyzanckich Francuzi radzili sobie lepiej niż pod Moskwą, aczkolwiek w brutalności i represjach niejednokrotnie prześcigali samych Niemców. Zabijali dzieci, gwałcili kobiety i kradli na potęgę, za co niejednokrotnie dyscyplinowali ich przełożeni z Wehrmachtu. Najwięksi zwyrodnialcy byli rozstrzeliwani.

Żołnierze Legionu Ochotników Francuskich przeciw Bolszewizmowi na defiladzie w Paryżu. Są ubrani w niemieckie mundury, które na początku wzbudziły wśród
Żołnierze Legionu Ochotników Francuskich przeciw Bolszewizmowi na defiladzie w Paryżu. Są ubrani w niemieckie mundury, które na początku wzbudziły wśród nich tyle kontrowersji Bundesarchiv

Od czerwca 1943 r. szeregi legionu powiększono o kolejny batalion. Wtedy wszystkie trzy zaczęły znów operować razem pod nowym dowódcą płk. Edgarem Puaudem, 53-letnim weteranem Legii Cudzoziemskiej z wieloletnim doświadczeniem w poskramianiu arabskich rebelii w Afryce Północnej. Nie zawiódł zaufania, jakim obdarzyli go Niemcy. Znacznie podniósł wartość bojową LVF. Spektakularnym sukcesem z udziałem Francuzów była operacja przeciwpartyzancka o kryptonimie „Maroko”, przeprowadzana w lutym 1944 r. w lasach wokół wsi Somry we wschodniej Białorusi. Na około 6 tys. ukrywających się tam Sowietów zlikwidowano lub pojmano niemal 2,5 tys.

Następnie latem 1944 r. żołnierze legionu brali udział w ciężkich walkach odwrotowych po rozpoczęciu przez Sowietów operacji „Bagration”.

We wrześniu LVF został oficjalnie rozwiązany, ale jego żołnierze nie wrócili do domów. Trafili pod skrzydła Reichsführera-SS Heinricha Himmlera. Nie byli zresztą pierwszymi Francuzami, którzy znaleźli się w tej nazistowskiej legii cudzoziemskiej.

Wierni do końca

Waffen-SS prowadziło rekrutację na terenie okupowanej Francji od lipca 1943 r. Do służby zgłosiło się około 3 tys. ochotników, z których po ostrej selekcji około 1,5 tys. skierowano do szkół SS w Bawarii i Poznaniu. Utworzono Francuską Ochotniczą Brygadę Szturmową SS. Od sierpnia 1944 r. brała ona udział w krwawych walkach z nacierającą Armią Czerwoną w Galicji jako część 18. Dywizji SS „Horst Wessel”. Mimo dobrego wyszkolenia i wyposażenia jednostka ta poniosła ciężkie straty. W ciągu niespełna miesiąca przeszło połowa walczących na pierwszej linii żołnierzy tej formacji zginęła albo w wyniku ran była niezdolna do walki. W związku z tym dowództwo SS zdecydowało się wycofać brygadę na tyły.

We wrześniu 1944 r. Himmler rozkazał, by z najlepszych francuskich formacji kolaboracyjnych utworzyć jedno duże zgrupowanie SS. Tak narodziła się 33. Dywizja Grenadierów SS „Charlemagne” („Karol Wielki”). Oficjalnie jej dowódcą został płk Puaud, ale w rzeczywistości podlegał on rozkazom generała SS Gustava Krukenberga.

Jacques Doriot, przywódca faszystowskiej partii PPF, w mundurze LVF. Na płocie wiszą plakaty rekrutacyjne legionu
Jacques Doriot, przywódca faszystowskiej partii PPF, w mundurze LVF. Na płocie wiszą plakaty rekrutacyjne legionu Bundesarchiv

Nowa jednostka liczyła niewiele ponad 7 tys. żołnierzy. W jej skład, oprócz weteranów z LVF i Brygady Szturmowej, wchodzili francuscy marynarze z Kriegsmarine, członkowie Organizacji Todta, a także duża grupa z Milice Française. Ci ostatni cieszyli się w ojczyźnie szczególnie złą sławą. Swoją brutalnością i gorliwością w zwalczaniu Résistance przebijali Gestapo. Wobec pojmanych często stosowali tortury. Poza tym czynnie uczestniczyli w prześladowaniach i wywózkach Żydów.

Esesmanów z „Charlemagne” szkolono w obozach w Wildflecken (Frankonia) i Greifenbergu (dziś Gryfice na Pomorzu Zachodnim).

Francuska jednostka SS trafiła na front pod koniec lutego 1945 r. Debiutowała w zaciętej bitwie z oddziałami Frontu Białoruskiego, która rozegrała się wokół miasta Czarne na Pomorzu. W wyniku tej bitwy uległa ona rozbiciu na trzy części. Jedna grupa została odcięta i musiała uciekać na wschód. Brała udział w obronie Gdyni, a potem została ewakuowana przez Kriegsmarine do Danii. Druga grupa, dowodzona przez Krukenberga, zdołała się wycofać w stronę wybrzeży Bałtyku. Potem bohatersko broniła przed Sowietami Karlina i Kołobrzegu. Po upadku tego ostatniego, 18 marca, zdołała ewakuować się na statkach do Brandenburgii. Trzecia grupa nie miała tyle szczęścia. Zamierzała wycofać się na zachód pod osłoną mgły, gdy zmasakrowała ją artyleria Armii Czerwonej. W zamieszaniu zniknął gdzieś ranny płk Puaud (jego losy do dziś nie są znane). Ocalałych szybko wyłapano lub wybito.

Na początku kwietnia 1945 r. gen. Krukenbergowi udało się zebrać pod Berlinem około 350 Francuzów gotowych walczyć za III Rzeszę. Utworzono z nich Batalion Szturmowy „Charlemagne”, który u boku skandynawskiej SS-Nordland brał udział w obronie stolicy Niemiec. Esesmani znad Sekwany wyróżnili się bohaterstwem w bojach w południowo-wschodnich dzielnicach metropolii, a także w obronie Kancelarii Rzeszy. Uchodzili za wybitnych specjalistów od niszczenia alianckich czołgów. Sama drużyna por. Henriego Feneta zniszczyła ich około 60 (za ten wyczyn oficer został wyróżniony Krzyżem Rycerskim, najwyższym odznaczeniem wojskowym III Rzeszy).

Większość esesmanów z „Charlemagne” poddała się Sowietem bądź Brytyjczykom do 2 maja 1945 r. Trzeba przyznać, że bronili straconej sprawy do samego końca.

Banici

Francja nie wybaczyła esesmanom z „Charlemagne” zdrady. Jeśli przeżyli wojnę i wrócili do ojczyzny, to na ogół czekały ich wieloletnie odsiadki w więzieniach i szykany. Ewentualnie byli wysłani, celem odkupienia win, w szeregi Legii Cudzoziemskiej, która tuż po 1945 r. była mocno zaangażowana w tłumienie rebelii kolonialnych w Indochinach i Algierii.

Państwo francuskie próbuje wymazać istnienie rodzimych esesmanów ze świadomości historycznej narodu, zresztą tak samo jak hańbę rządów Vichy i Milicji Francuskiej. Jednak liczba publikacji na ten temat nad Sekwaną i na całym świecie pokazuje, że specjalistom od polityki historycznej nieprędko się to uda.

Bibliografia:

* „Karta” nr 48 (2006)

* Tony Le Tessier, „SS Charlemagne: The 33rd Waffen-SS Grenadier Division of the SS”

* Philippe Carrard , „The French Who Fought for Hitler: Memories from the Outcasts”

* David Littlejohn, „Foreign Legions of Third Reich”, vol. 1

* Paul Martelli, „On the Devil’s Trail: In Combat With the Waffen-SS on the Eastern Front 1945, and With the French in Indochina
1951–54”

* Oleg Beyda, „La Grande Armeé in Field Gray: The Legion of French Volunteers Against Bolshevism, 1941” w: Journal of Slavic Military Studies, vol. 29, 2016

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia