Pięć wielkich bitew Żołnierzy Wyklętych: Kuryłówka, Las Stocki, Zwoleń, Surkonty, Kielce
Bitwa pod Kuryłówką
Oddziały NZW „Ojca Jana” w marszu na koncentrację, maj 1945 r.
W 1944 r. podziemie akowskie na Rzeszowszczyźnie zostało mocno zdziesiątkowane przez sowiecki terror i aresztowania. Dlatego też miejscowy komendant zrzeszonej z AK Narodowej Organizacji Wojskowej, Kazimierz Mirecki ps. Żmuda, postanowił wyprowadzić swoich ludzi z tej formacji i przystąpić do powstającego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW).
W pierwszych miesiącach 1945 r. na Zasaniu, północnej części Podkarpacia, zaczęła powstawać silna partyzantka powiązana z ruchem narodowym. Komendantami największych oddziałów byli Stanisław Pelczar ps. „Majka”, Bronisław Gliniak ps. „Radwan” i Józef Zdzierski ps. „Wołyniak”. Ten ostatni był szczególnie cięty na komunistów. Latem 1944 r., działając zgodnie z linią AK, pomagał czerwonoarmistom wyzwalać Leżajsk z rąk Niemców. W „nagrodę” został przez NKWD aresztowany i zapakowany do pociągu, którym razem z innymi sobie podobnymi nieszczęśnikami miał zostać wywieziony na wschód. Udało mu się jednak przemycić do wagonu gwóźdź. Przy jego pomocy wydłubał w podłodze dziurę, przez którą wysunął się na tory, pod pędzący pociąg. Szczęśliwie, ostatkami się, udało mu się wrócić do swoich.
Partyzanci NZW prowadzili akcje głównie przeciwko komunistycznej administracji, milicji i mniejszościom narodowym. Żydów zabijano, ponieważ uznawano, że w większości są oni silnie zaangażowani we wspierani okupanta i nowej władzy. Ukraińców mordowano w ramach odpowiedzialności zbiorowej za zbrodnie UPA. Szczególnie krwawy był kwiecień 1945 r. 17-go oddział Iwana Szpontaka ps. „Zalizniak” zaatakował nad ranem zamieszkaną przez Polaków Wiązownicę. W rzezi zginęło ok. 80 cywilów. W odwecie 200-osobowa grupa „Wołyniaka” napadła na ukraińską wioskę Piskorowice. Rozstrzelano ok. 100 ludzi, a wieś puszczono z dymem.
CZYTAJ TAKŻE: Żołnierze Wyklęci w Podlaskiem. Ujawniono tajny raport agenta CIA w Polsce
Brutalność i rozprzężenie w szeregach bojowników NZW budziły niepokój Mireckiego. Dlatego też zaproponował dowodzenie swoimi ludźmi Franciszkowi Przysiężniakowi ps. Ojciec Jan - weteranowi NOW, który parę miesięcy wcześniej wycofał się do cywila. Ten, po namyśle, przyjął ofertę „Żmudy”. Nie bez wpływu na jego decyzję miała z pewnością tragiczna śmierć żony, Janiny ps. „Jaga”. W marcu 1945 została aresztowana przez UB. Była w siódmym miesiącu ciąży, a mimo to przesłuchiwano ją całą noc i bito. W Wielki Piątek oprawcy odwieźli ją do domu tylko po to, by zastrzelić ją na oczach rodziców.
Na przełomie kwietnia i maja dwa bataliony Wojsk Wewnętrznych uciekły z Biłgoraja do okolicznych lasów. Dezerterzy zabierali ze sobą broń i amunicję, a nawet rusznice przeciwpancerne. Wielu z nich trafiło do oddziałów NZW dowodzonych przez „Ojca Jana”.
Taka wolta żołnierzy, którzy mieli być pretorianami władz PRL, musiała spowodować stanowczą reakcję sowietów. W teren wysłano pułk NKWD, który miał dopaść dezerterów i rozbić siły narodowców.
UB dowiedziało się, że w Kuryłówce stacjonuje część zgrupowania NZW. 5 maja dwie tankietki zwiadu NKWD dotarły do miejscowości, by zweryfikować te informację. Doszło do strzelaniny, w której zginął jeden Polak. W obliczu przewagi przeciwnika, Rosjanie wycofali się.
Stacjonujący we wsi „Ojciec Jan” chciał się wycofać – obawiał się ataku dużych sił sowieckich. Jednak odwiódł go od tego oficer polityczny, Tadeusz Koczarba ps. Tatar, który wyraźnie parł do walnej bitwy. Był pewien, że narodowców jest wystarczająco wielu, by stawić czoło nawet większym jednostkom nieprzyjaciela. Rażące błędy sowietów sprawiły, że nie pomylił się.
Otrzymawszy dane od zwiadu, enkawudziści zdecydowali się uderzyć na Kuryłówkę z dwóch stron. Jedno skrzydło obławy liczyło dwustu ludzi, a drugie stu osiemdziesięciu. Wyruszyły na akcję w nocy z 5 na 6 maja. Po drodze większy oddział NKWD napotkał w pobliżu wsi Szegdy niezidentyfikowanych partyzantów. W gwałtownej strzelaninie zginął jeden z czekistów. Na dowódcy tego zgrupowania zrobiło to na tyle duże wrażenie, że zaniechał dalszego marszu i okopał się ze swoimi ludźmi w jednej z wsi.
Tymczasem drugie, mniejsze, skrzydło nad ranem 6 maja dotarło do Kuryłówki. Enkawudziści podzielili swoje siły na kilka mniejszych podgrup i natarli na wieś. Najpierw napotkali patrol Pelczara „Majki”. Rozpoczęła się strzelanina. Odgłosy starcia zaalarmowały kwaterujących w miejscowości żołnierzy „Radwana”. Ci początkowo chcieli się wycofać, ale powstrzymał ich „Ojciec Jan”. Zorganizował efektywną obronę. Najcięższe walki toczyły się w okolicach szkoły i budynku gminy. Jednak gdy „Majka” wrócił z sąsiedniego Tarnowca z posiłkami, enkawudziści wycofali się z miejscowości. Nie na długo jednak. Przegrupowawszy się przystąpili do kolejnego szturmu.
- Pętla ruskich zacisnęła się na Kuryłówce – wspominał po latach Aleksander Pityński ps. Kula – kocioł, zrobiło się gorąco, za plecami płonęła wieś, pękały granaty, przed nami seria broni maszynowej i ryk ruskich idących do ataku.
W tym momencie od strony Ożanny nadeszła grupa „Wołyniaka”. Polacy uzyskali przewagę liczebną i wzięli sowietów w krzyżowy ogień. Enkawudziści zaczęli uciekać w stronę Sanu. Wtedy narodowcy ruszyli do brawurowego ataku.
- Atak! Hura! Hura! - poszło po wszystkich liniach otaczających Kuryłówkę, jak gdyby ta mała płonąca wioska rzuciła się do kontrataku – opisywał „Kula” - Kilkadziesiąt koni (kawaleria NZW – red.) śmignęło nad okopem i szło szarżą jak wicher w kierunku Sanu, odcinając ruskim drogę do rzeki. Wyskoczyliśmy z okopów, bezładnie pędząc przed siebie, bijąc z rkm-ów, wśród wybuchów granatów, świstu kul parliśmy do przodu.
Rozpoczęła się rzeź enkawudzistów. Jeńców w tym starciu nie brano.
Pomiędzy godziną czternastą a piętnastą do Kuryłówki dotarły kolejne sowieckie oddziały – pięćdziesięciu enkawudzistów pod dowództwem st. lejtn, Tatyżskiego. Ruszyły do szturmu na wieś, który dość szybko załamał się w celnym ogniu partyzantów NZW. Wobec tego sowieci postanowili się wycofać i czekać na posiłki. Myśleli, że mają do czynienia ze zgrupowaniem liczącym ponad tysiąc ludzi. W rzeczywistości Polaków było jedynie stu siedemdziesięciu.
Pomimo zwycięstwa „Ojciec Jan” zdecydował o wycofaniu się z Kuryłówki. By utrudnić komunistom akcję pościgową, każdy pododdział skierował NZW skierował się w inną stronę.
7 maja duże siły NKWD wkroczyły do wsi. Z zemsty za zabitych kolegów zastrzelono siedmiu Polaków.
Bój pod Kuryłówką uznaje się za jedno z dwóch, obok Lasu Stockiego, największych zwycięstw Żołnierzy Wyklętych z siłami komunistycznymi. Spory dotyczą tylko jego skali, mierzonej ilością poległych sowietów. Część historyków, powołując się na dane UB i MO, podaje, że zginęło ich od 57 do nawet 70. Jednak Grzegorz Motyka, powołując się na dane płk Starycyna, dowodzącego akcją antypartyzancką, uważa, że było ich tylko 26. Podobnej dyskusji nie ma wokół strat NZW. Poległo tylko siedmiu żołnierzy.
(Na zdjęciu: żołnierze "Ojca Jana" w czasie marszu na koncentrację)