Latem 1901 r. Liane de Pougy, paryska luksusowa kurtyzana, odwiedziła Florencję. O jej niezwykłej urodzie krążyły legendy, więc fakt ten nie uszedł uwadze 38-letniego Gabriele D’Annunzio, konesera kobiecych wdzięków i kompulsywnego uwodziciela. Pewnego wieczoru pisarz zaprosił Francuzkę do swojej malowniczej willi zwanej La Capponcina. Zamierzał, jak to zwykł określać, „posmakować jej róży”.

Zabrał się do dzieła wedle sprawdzonego scenariusza, który po wielokroć już zagwarantował mu przerodzenie się rendez-vous przy herbacie w upojną noc. Posłał po swą wybrankę powóz wypełniony różami. Gdy pod domem artysty pani de Pougy wysiadała z pojazdu, służba obrzuciła ją płatkami kwiatów. I wówczas powitał ją sam gospodarz. Romantyczna aura, którą z rutynową pieczołowitością wytworzył, tym razem nie przyniosła mu sukcesu w zalotach. Opinia Francuzki o nim była bezlitosna:
Przede mną stał przerażający gnom. Miał miał czerwoną skórę wokół oczy, a na jego powiekach brakowało rzęs. Był kompletnie łysy. Zęby miał zielonkawe, a oddech śmierdzący. W dodatku zachowywał się jak zawodowy szarlatan.
Kurtyzana nie mogła uwierzyć, że ten właśnie mężczyzna cieszy się sławą niezrównanego donżuana. Odrzuciła awanse pisarza. Po kurtuazyjnej herbatce ulotniła się do domu. Niepocieszony D’Annunzio wysyłał jej potem kolejne bileciki z zaproszeniami. Bez skutku.
Zaznaczmy, że nastawiona merkantylnie Liane de Pougy należała do nielicznych przedstawicielek płci pięknej, które nie uległy czarowi D’Annunzia. Może i nie był on adonisem, ale fizyczne niedoskonałości nadrabiał z nawiązką swą błyskotliwością, romantycznym usposobieniem i seksualną wirtuozerią. To ostatnie sprawiało, że wiele kobiet uzależniało się od niego jak od narkotyku. Nie zawsze kończyło się to dobrze dla ich zdrowia psychicznego, gdyż Gabriele cechował się skrajną niewiernością. Miał setki przelotnych romansów. I z hrabinami, i z czołowymi artystkami epoki, i z kobietami z ludu.