Miał 18 lat, kiedy zgłosił się do Wojska Polskiego - był 1918 r., Polska po 123 latach niewoli odzyskała upragnioną niepodległość, ale też wiedziano, że ta niepodległość wcale nie jest dana Polakom raz na zawsze.
Niepodległości też trzeba umieć bronić
Michał Rybikowski, urodzony w Rokanach na Litwie w 1900 r., od razu trafił do służb wywiadu działającego na terenie Białorusi i Litwy właśnie.
W grudniu 1918 r. rząd Jędrzeja Moraczewskiego kontrolował tereny Królestwa Polskiego bez Suwalszczyzny, Galicję na zachód od Przemyśla ze Lwowem i Śląskiem Cieszyńskim. Wiosną roku następnego polska armia stacjonująca we Francji rozpoczęła ewakuację do Polski. Było jasne, że wschodnie granice państwa będą tymi, których przebieg będzie budził ogromne napięcia, z wojną włącznie, jak szybko miało się okazać. Polska dążyła bowiem do unii z dawnym Wielkim Księstwem Litewskim, ale rewolucyjna Rosja zamierzała idee bolszewików poprowadzić w świat - przez Polskę właśnie. Konfrontacja militarna była nieunikniona, kwestią dyskusji było tylko to, kiedy nastąpi.
W Galicji Wschodniej Polacy walczyli z Ukraińcami, którzy w listopadzie 1918 r. utworzyli Zachodnioukraińską Republikę Ludową i usiłowali zdobyć Lwów. Na pozostałych terenach jeszcze w listopadzie 1917 r. proklamowano Ukraińską Republikę Ludową. W styczniu 1919 r. dwie republiki postanowiły o stworzeniu federacji. Odpowiedzią była ofensywa Polaków, którzy do połowy lipca 1919 r. wyparli zachodnioukraińskie wojska aż po rzekę Zbrucz. Równie gorąco było na Białorusi i Litwie, gdzie działalność wywiadowczą prowadził młody Rybikowski, zdobywając pierwsze szpiegowskie szlify.
W styczniu 1919 r. w Mińsku i Wilnie powstały republiki rad. Kontrofensywa polskich oddziałów pod wodzą generała Stanisława Szeptyckiego rozpoczęła się w połowie lutego 1919 r. - 21 kwietnia zajęto Wilno, gdzie dzień później Józef Piłsudski wydał odezwę do „mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego”, zapowiadając utworzenie federacji. Jak było do przewidzenia, rząd litewski odrzucił ten pomysł. Konferencja pokojowa obradująca w Paryżu przyjęła więc projekt granicy polsko-litewskiej na zasadzie etnicznej, oddając Wilno Polakom. W tej sytuacji wojska polskie skierowały się na Białoruś, co było bezpośrednią przyczyną wybuchu wojny polsko-bolszewickiej.
Rybikowski za udział w tej wojnie, która była prawdziwym chrztem bojowym polskiego wywiadu, dostał Virtuti Militari i ostatecznie zdecydował, że zostanie w mundurze. Trafił początkowo do piechoty, ale dość szybko uznano, że jego talenty zostaną lepiej wykorzystane w słynnej „Dwójce”, czyli II Oddziale Sztabu Głównego.
Oczywista decyzja: kariera w wojsku
Michał Rybikowski w swojej szpiegowskiej robocie używał kilku nazwisk: Peter Iwanow, Ian Jacobsen, Adam Michałowski i Andrzej Paszkowski.
Jego notka biograficzna w popularnej Wikipedii jest dość sucha: od 15 czerwca do 15 września 1930 r. odbył staż w artylerii i piechocie. Od 15 października do 15 grudnia 1930 r. ukończył kurs próbny przy Wyższej Szkole Wojennej. 5 stycznia 1931 r. został powołany do Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie w charakterze słuchacza XI Kursu 1930-1932. 1 listopada 1932 r., po ukończeniu kursu i otrzymaniu dyplomu naukowego oficera dyplomowanego, został przeniesiony do Dowództwa 17. Wielkopolskiej Dywizji Piechoty w Gnieźnie na stanowisko oficera sztabu. Pracował w Wolnym Mieście Gdańsku, Królewcu i Kownie. Oczywiście do wybuchu II wojny światowej.
Rybiński doskonale wiedział, że III Rzesza szykuje się do wojny. Wiedział o tym zresztą każdy oficer „Dwójki”, a jeden z nich - Jerzy Sosnowski, twórca polskiej siatki szpiegowskiej w weimarskim Berlinie - dostarczył dowodów na remilitaryzację Nadrenii i niemiecki program zbrojeń.
Wielka wsypa, wielkie utrudnienie
Sosnowski pracował jako agent w Niemczech do dekonspiracji w 1934 r.
Aresztowano wtedy też zwerbowane przez niego Benitę von Falkenhayn, Renate von Natzmer i Irene von Jena. Dwie pierwsze zostały skazane na karę śmierci przez ścięcie toporem, co wywołało autentyczny szok nie tylko światowej arystokracji. Sosnowski i von Jena dostali dożywocie, ale efektem sprawy polskiego szpiega było sporządzenie przez służby bezpieczeństwa Rzeszy dwóch dekretów o zwalczaniu szpiegostwa, które weszły w życie 1 stycznia 1935 r.
Pierwszy zobowiązywał wszystkich członków NSDAP do zwracania uwagi na treść rozmów toczonych w miejscach publicznych, drugi dekret nałożył na dozorców kamienic obowiązek donoszenia o podejrzanych zachowaniach lokatorów i podejrzanych przesyłkach do nich adresowanych. To zdecydowanie utrudniało pracę wszystkim, którzy musieli zbierać informacje po wsypie Jerzego Sosnowskiego i rozbiciu jego siatki.
Pierwszy odcinek frontu
Coraz bardziej agresywna retoryka Berlina nie pozostawała bez wpływu na sytuację w Gdańsku, gdzie po wygranych przez nazistów wyborach w 1933 r. zrobiło się wyjątkowo brunatnie. Tam pracował Rybikowski.
To w Gdańsku Arthur Greiser, późniejszy gauleiter Kraju Warty, czyli wcielonej do Rzeszy Wielkopolski, krzyczał na wiecach, że z tego miasta trzeba wyrzucić wszystkich Polaków. Praca wywiadowcza była tu więc nie tylko ze wszech miar wskazana. Była też niebezpieczna.
W 1933 r. po ukończeniu Wyższej Szkoły Wojennej Rybikowski rozpoczął pracę w Biurze Studiów Niemieckich Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Przed wybuchem wojny został tam kierownikiem Referatu „Niemcy”. Po 1 września 1939 r. przedostał się przez Paryż i Helsinki do krajów bałtyckich. W Rydze poprzez ówczesnego attaché wojskowego płk. Brzeskwińskiego nawiązał kontakt z attaché wojskowym poselstwa Japonii w Rydze, pułkownikiem Ounuchim Hiroshim. To był początek skutecznej współpracy z wywiadem japońskim. Ryga według pierwotnych założeń Rządu RP w Paryżu miała być siedzibą Bazy Nr 3 „Anna”. Dopiero później zlokalizowano ją w Kownie, a ostatecznie przeniesiono do Sztokholmu.
Pakt Ribbentrop-Mołotow, który dzielił Polskę pomiędzy nazistowskie Niemcy a Rosję Stalina, miał też wpływ na sytuację Litwy. Sowieci oddali Litwinom Wilno, jednocześnie uznając swojego sąsiada za państwo pozostające w radzieckiej strefie wpływów.
Rząd litewski pozostał w Kownie, tutaj też po wybuchu wojny organizowano pomoc dla uciekinierów z zajętej Polski. Idealne miejsce dla szpiegowskiej pracy, a w przypadku Rybikowskiego również decydującej o czyimś życiu lub śmierci. Prawdopodobnie jeszcze w 1940 r. podczas pobytu w Rydze udało mu się zorganizować transporty uciekinierów do Finlandii przez Zatokę Botnicką. Wykorzystywano do tych przerzutów kutry rybackie, w których jednorazowo mieściło się od 20 do 30 osób. Przetransportowani do Finlandii uchodźcy przedostawali się później do Francji i Anglii.
Biały Rosjanin z Mandżurii
Po likwidacji poselstw i ataszatów wojskowych Japonii i Polski w Rydze w Sztokholmie ponownie spotkali się Ounuchi i Brzeskwiński, znowuż jako attaché wojskowi Japonii i Polski. Do Sztokholmu trafił także Michał Rybikowski, zabrany tam w sierpniu 1940 r. przez Ounuchiego. Krótko później Ounuchi został skierowany do Helsinek, a na jego miejsce z Tokio przyjechał pułkownik Nishimura Toshio, który pełnił funkcję attaché wojskowego zaledwie dwa miesiące. W styczniu 1941 r. zastąpił go generał Onodera Makoto.
Rybikowski współpracował kolejno z każdym z nich, a z Onoderą do wiosny 1944 r. To tylko z pozoru może zaskakiwać - wśród przedstawicieli dyplomatycznych i attaché wojskowych Japonii byli zarówno zwolennicy opowiedzenia się w wojnie po stronie Niemiec, jak i przeciwnicy sojuszu. Polski wywiad w państwach nadbałtyckich korzystał z pomocy tych drugich, odwołując się nierzadko do przyjaźni i znajomości zawartych długo przed 1 września 1939 r.
Rybikowski w Sztokholmie został więc zatrudniony w ambasadzie Japonii na stanowisku sekretarza generała Onodery. Miał legendę białego Rosjanina, obywatela Mandżurii, kontrolowanej wtedy przez Kraj Kwitnącej Wiśni, a jego tożsamość potwierdzał paszport mandżurski - oczywiście fałszywy, w czym pomógł mu japoński konsul Sugihara, pracujący na placówce w Kownie i współpracujący z Polakami - wydany na nazwisko Petera Iwanowa urodzonego w Chajlarze.
Mógł nie tylko jeździć po neutralnej Szwecji, ale po krajach bałtyckich i wreszcie samych Niemczech, włącznie z Berlinem. Nie tylko stworzył w ten sposób skuteczną siatkę wywiadowczą w okupowanej Polsce, ale też dostarczał aliantom informacje o współpracy niemiecko-japońskiej. Co więcej, jako zaufany generała Onodery miał siłą rzeczy materiały uzyskane przez wywiad japoński. W 1941 r. bombardowanie Pearl Harbor i atak Japończyków na Stany Zjednoczone poszerzyły teatr działań wojennych o Pacyfik i Daleki Wschód.
Honor, duma i brawura polskiego oficera
Rybikowski miał też wyjątkowo silne poczucie honoru oficerskiego i dumy. Nie musiał przecież tego robić, a jednak podczas jednej z podróży w towarzystwie kuriera z Tokio przewiózł samolotem z Berlina do Sztokholmu - oczywiście oprócz kolejnej porcji zebranych informacji - sztandary. Jeden z nich, wyszyty w okupowanym Wilnie specjalnie dla polskich lotników walczących w brytyjskich siłach powietrznych, miał napis: „Miłość żąda ofiary”, i ze Szwecji został przetransportowany do adresatów. Drugi, który wiózł w tym samym czasie, był sztandarem 81. pułku piechoty.
Jak głosi rodzinna legenda, w czasie jednej z wizyt w Berlinie Rybikowski o mały włos zostałby zdekonspirowany. Owszem miał paszport dyplomatyczny, w dodatku był pracownikiem ambasady państwa, które pozostawało w sojuszu z III Rzeszą, a jednak był pewien, że śledzi go gestapo.
Tego feralnego dnia Peter Iwanow wszedł do ambasady Japonii w Berlinie i rozpłynął się w powietrzu. Bo do budynku miał wejść za człowiekiem, który był pod obserwacją tajnej hitlerowskiej policji, jej kilku funkcjonariuszy. Jak to możliwe, że ich wpuszczono, że otwierano przed nimi kolejne drzwi? Cóż, zgodnie z legendą Niemcy przeszukali pomieszczenia ambasady i nie znaleźli nikogo podejrzanego. W dodatku w oknach były kraty, więc ten, kto - jak byli pewni - ukrył się w budynku, nie mógł się rozpłynąć w powietrzu. A to znaczyło, że obserwujący podejrzanego po prostu zgubili trop.
Kiedy gestapo wyszło z ambasady, pułkownika w ostatniej chwili uratowano od śmierci wskutek uduszenia - sekretarz ambasady Japonii w Szwecji ukrył się bowiem w szafie pancernej... Po otwarciu drzwi do niej wypadł nieprzytomny Rybikowski, którego później wywieziono z budynku nocą samochodem na lotnisko, skąd poleciał z powrotem do Sztokholmu.
Zamiast porządków II Korpus Andersa
W 1944 r. polski szpieg wyjechał ze stolicy Szwecji. Miał propozycję objęcia stanowiska szefa Referatu Zachód po majorze Janie Żychoniu, który przed wojną zasłynął w „Dwójce” z wyjątkowo niekonwencjonalnych działań.
Jednym z nich była „Akcja Wózek”, polegająca na systematycznej inwigilacji przesyłek pocztowych przewożonych tranzytem koleją z Niemiec do Prus i Gdańska przez polskie Pomorze, tzw. polski korytarz. Agenci i współpracownicy „Dwójki” włamywali się do wagonów pocztowych, przeglądali i fotografowali korespondencję, a nawet przewożone tą drogą prototypy broni i sprzętu wojskowego, a następnie powtórnie plombowali worki i wagony podrobionymi pieczęciami.
Żychonia po śmierci generała Sikorskiego oskarżono o współpracę z Abwehrą, sąd wojskowy nie zakwestionował zarzutów, ale też nie palił się do tego, by je rozpatrzyć. W efekcie Żychoń zrezygnował ze stanowiska szefa Referatu Zachód Wydziału Wywiadu Sztabu Naczelnego Wodza i zgłosił się do służby liniowej. Zginął w bitwie pod Monte Cassino.
Czy Rybikowski nie chciał się wikłać w konflikty, które zrodziły się w Referacie Zachód? Taka wersja wydaje się najbardziej prawdopodobna, bo nie przyjął propozycji i poszedł w ślady Żychonia - on też trafił do służby liniowej - w dodatku też we Włoszech i też w szeregach II Korpusu. Wojnę zakończył w stopniu pułkownika, którego pracę wywiadowczą uhonorowano drugim w jego karierze krzyżem Virtuti Militari.
Polski szpieg jak prawdziwy samuraj
Według relacji rodziny po wojnie na audiencji przyjął go sam cesarz Japonii Hirohito i ofiarował mu w darze miecz samurajski.
Japonia, choć była państwem osi i zapłaciła wysoką cenę za sojusz z III Rzeszą i przystąpienie do wojny, miała też własne interesy. I tak jak Rybikowski wykorzystywał informacje, które uzyskiwali Japończycy, i przekazywał je aliantom, tak Japończycy chętnie korzystali z ustaleń Polaka. W ten sposób zyskiwali wiedzę o sytuacji w Europie ogarniętej wojną, Niemcach zakleszczonych pomiędzy dwa fronty, o sile wojsk alianckich, a co za tym idzie - o przyszłości. Również własnej.
Michał Rybikowski do Polski po wojnie nie wrócił. Osiedlił się w Kanadzie. Tutaj też - w Montrealu - w latach 50. i 60. ubiegłego stulecia działał w organizacjach polonijnych. Najważniejsze chyba było Stowarzyszenie „Prometeuszy”, którego celem było zjednoczenie narodów Europy Środkowej, na długo przed upadkiem żelaznej kurtyny... Zmarł 21 stycznia 1991 r. w Kanadzie. Jest pochowany na cmentarzu weteranów National Field of Honour w Pointe--Claire.