Jednym z takich pośredników w ruchu turystycznym między krajami było biuro podróży Augusta Gralli z Lens w departamencie Calais w północno- wschodniej Francji. Siłą napędową niewielkiej, rodzinnej firmy byli zamieszkujący ten region Francji i nieodległej Belgii polscy emigranci, pracujący głównie w przemyśle i górnictwie. Tylko w pierwszej połowie 1958 r. biuro Gralli wysłało do Polski 900 osób, a chętnych było niemal dwukrotnie więcej. Sporo, jeśli uwzględni się fakt, że firma zatrudniała zaledwie sześciu pracowników, razem z właścicielem, jego żoną – Stanisławą Grallą-Majchrzak oraz jedną z ich córek. Niemniej biuro posiadało stałych współpracowników. Część z nich zajmowała się pilotowaniem zorganizowanych grup, część tłumaczeniem dokumentów, a jeszcze inni naganianiem klientów. Piloci i tłumacze mieli wypłacane gaże, zaś naganiacze za każde 10 osób zwerbowanych do wyjazdu otrzymywali w prezencie jedną podróż gratis. A koszty jej nie były małe, bo sięgające ponad 10 tys. franków francuskich. Sam Gralla był sympatycznym, rozmownym, starszym polskim emigrantem, urodzonym w 1897 r. Niemniej w pierwszych latach powojennych współpracował z przedstawicielami komunistycznego MSZ i w dodatku był przychylnie nastawiony do władz w kraju w latach późniejszych. Nie wiadomo tylko, czy był to element jego politycznych przekonań czy też bardziej koniunkturalizm związany z potrzebą posiadania dobrych relacji z funkcjonariuszami komunistycznej administracji, którzy mieli wpływ na prowadzony przez niego biznes. Biznes, którym zarządzała bystra, pracowita i bardzo familiarna małżonka. Z biur takich jak właśnie to należące do Augusta Gralli, korzystali nie tylko Polacy i Francuzi. Zdarzało się, że także przedstawiciele wywiadu francuskiego i amerykańskiego, choć w zupełnie innym zakresie „usług”.
Po „odwilży”
Liczniejsze podróże do Polski „ludowej” stały się możliwe na skutek zmian, do jakich doszło po październiku 1956 r. Polityczna „odwilż” zmieniła trwale bardzo silny reżim paszportowy na bardziej przyjazny obywatelom i cudzoziemcom. Od 1957 r. do PRL zaczęli przyjeżdżać coraz częściej turyści, a także członkowie rodzin przebywający na emigracji. Przybyszów liczono już nie w tysiącach, a w setkach tysięcy. Nie oznacza to, że liberalizacja przepisów granicznych i paszportowych doprowadziła do rezygnacji aparatu bezpieczeństwa z działalności w tym obszarze. Wręcz przeciwnie. Do pracy zaangażowano pracowników różnych pionów SB i WOP: Departamentu II MSW (czyli kontrwywiadu), Biura Paszportów MSW, Biura Rejestracji Cudzoziemców MSW, Zarządu Kontroli Ruchu Granicznego MSW oraz Zwiadu WOP. Kontrolę operacyjną podjęto też w wypadku biura podróży Augusta Gralli z Lens i to niemal natychmiast po otwarciu przedsiębiorstwa. Funkcjonariusze SB już w 1958 r. kilkukrotnie wysyłali do Francji swoich agentów o ps. 798 oraz Mecenas. Uznano, że przychylny komunistom Gralla może być źródłem informacji na temat innych biur podróży, w których pracowali byli przedstawiciele służb wywiadowczych z przedwojennej Polski, podejrzewani o wspieranie Francuzów i licznych na miejscu Amerykanów. Nieświadomy intencji swoich rozmówców Gralla opowiadał komunistycznym agentom na temat innego biura podróży France Tourn, gdzie zatrudnieni byli „dwójkarze” o nazwiskach Rokosz i Broniarz. Nie uchroniło to jednak samego Gralli przed inwigilacją. Pod lupą bezpieki znalazł się wraz z rodziną oraz dwójką współpracowników Vladimirem Rychlińskim i Gerardem Cichym.
Na celowniku bezpieki
Funkcjonariuszy SB bardzo zainteresował Vladimir Rychliński. Rosjanin o monarchistycznych przekonaniach, walczący w wojnie domowej w Rosji po stronie białych, a okresowo służący nawet w szeregach Wojska Polskiego II RP i mieszkający w Polsce (1921–1926). We Francji pracował jako nauczyciel, a następnie pełnił zawód tłumacza przysięgłego j. rosyjskiego i j. polskiego, co jednak nie przynosiło mu wielkich apanaży. Do tego wystawne życie i dużo młodsza żona zmuszały Rychlińskiego do ciągłego poszukiwania pieniędzy i pracy, którą wykonywał także na rzecz biura podróży Gralli (i jako werbownik dla wywiadu amerykańskiego). Nad Wisłę już nie wrócił z powodu bardzo złych relacji między krajami i ze względu na osobiste zagrożenie aresztowaniem. Niemniej UB zaklasyfikował go do grona francuskich szpiegów. Jednak kontrola operacyjna biura podróży Augusta Gralli, prowadzona w latach 1958–1960, ukształtowała wśród funkcjonariuszy SB pogląd, że ze względu na wiek i stan zdrowia musiał się on wycofać ze szpiegowskiej profesji. Dlatego do czasu zeznań złożonych przez legnickiego rzeźnika Kazimierza Nowaka z grudnia 1963 r. okresowo zaprzestano nawet aktywnej inwigilacji Rychlińskiego. Zwrot akcji nastąpił, gdy okazało się, że stał on za próbą werbunku przez francuskie (jak wówczas uważano) służby wywiadowcze wspomnianego Nowaka, gdy ten przyjechał odwiedzić swojego brata Józefa mieszkającego w Noyelles Godault. Padły wówczas pytania o Legnicę, Armię Sowiecką i możliwości współpracy. Przy czym Rychliński nieostrożnie wygadał się, że we Francji był pewien kolejarz z Poznania, którego zwerbowano do współpracy za pieniądze. Na skutek doniesienia złożonego przez Nowaka SB błyskawicznie uruchomiła Sprawę Operacyjnego Rozpracowania krypt. „Sekwana”, ujawniając, że do kraju regularnie przyjeżdżał inny współpracownik Augusta Gralli – Gerard Cichy, a zarazem bliski przyjaciel Rychlińskiego.
„Kazimierz” z Legnicy
Ten urodzony w 1919 r. w Niemczech Polak od wielu już lat przebywał na emigracji. Z zawodu był elektrykiem. Okres wojny spędził w Anglii, gdzie ze względu na znajomość języka niemieckiego i francuskiego, jako podporucznik był przygotowywany do przerzucenia na tereny okupowanej Europy w celu dywersji. Ostatecznie do tego nie doszło z powodu jego dekonspiracji. Po zakończeniu działań zbrojnych Cichy przeprowadził się do Francji i pracował w banku, aby ostatecznie znaleźć zatrudnienie w biurze podróży Gralli. Marzył o własnej praktyce tłumacza przysięgłego. W biurze podróży pracę podjął w 1958 r. jako pilot wycieczek kolejowych z Francji do Polski, przez Belgię i oba państwa niemieckie. Według materiałów szkoleniowych SB od samego początku miał zwrócić na siebie uwagę bezpieki, podejrzewającej go o współpracę z wywiadem francuskim. Dlatego został figurantem sprawy operacyjnej o krypt. „Turysta”. Pierwotnie miał ją prowadzić Wydział II SB KWMO w Katowicach, a następnie w Opolu i Poznaniu. Jednak przez kolejne lata nie zauważono poważniejszych symptomów działalności szpiegowskiej, poza incydentalną opinią oficera WOP, który na przejściu granicznym w Kunowicach w jednym z notesów odnalazł dziwne, niezrozumiałe zapiski z cyframi. Raport zignorowano. Natomiast Cichy wydawał się funkcjonariuszom uczynnym i miłym człowiekiem zaangażowanym w pracę swojego biura. Okresowo rozważano nawet kwestię zwerbowania go na rzecz SB, czego ostatecznie zaniechano w 1961 r. Drugi wyjazd Kazimierza Nowaka do Francji w kwietniu 1965 r. nastąpił z inspiracji SB, która nie tylko formalnie pozyskała go do współpracy pod ps. Kazimierz i Kawa, ale zdążyła przeszkolić do działalności szpiegowskiej i przygotować do badań na wariografie, o czym delikwent wiedział od nieostrożnego Rychlińskiego. Agent wykonał swoje zadanie i do Polski wrócił jako współpracownik DIA, czyli Agencji Wywiadowczej Departamentu Obrony (ang. Defense Intelligence Agency). Na miejscu okazało się, że to właśnie przedstawiciele tej służby ulokowanej w kwaterze głównej NATO w Paryżu zwerbowali i przeszkolili Nowaka. Ostatecznie z gry operacyjnej pomiędzy SB a DIA nic nie wyszło. Nowak wrócił do Polski bogatszy o kilkaset dolarów, wiedzę w zakresie łączności radiowej oraz o korespondencji utajonej, z zadaniem penetracji legnickiego garnizonu Armii Sowieckiej. Operacja zakończyłaby się fiaskiem, gdyby nie to, że Nowak ustalił szereg dodatkowych szczegółów dotyczących działalności Rychlińskiego i jego związków z Gerardem Cichym.
Pętla zaciska się
Od tego momentu sprawę przejął Wydział I Departamentu II MSW odpowiedzialny w kontrwywiadzie za zwalczanie „głównego przeciwnika”, jak na wzór sowieckiego KGB określano Amerykanów. W sierpniu 1965 r. założono Sprawę Operacyjnego Sprawdzenia o krypt. „Sahara”, w ramach której objęto kontrolą operacyjną nie tylko wszystkich znanych pracowników i współpracowników biura podróży Augusta Gralli, ale także osoby korzystające z jego usług. Działania prowadzono w szeregu województw i miały masową skalę. Tylko z woj. wrocławskiego w latach 1960–1965 biuro wysłało do Francji 700 osób, z czego 7 osobom z Legnicy sprawy zaproszeń załatwiał Rychliński. We wrześniu 1965 r. Wydział II SB KWMO w Poznaniu powiązał wspomnianego wcześniej kolejarza z Poznania z Feliksem Kubiakiem. To on przebywał trzy tygodnie we Francji, a w Polsce utrzymywał bardzo zażyłe kontakty z Gerardem Cichym. Stał się bliskim współpracownikiem pilota, załatwiał jego sprawy w kraju, dostarczał paczki, czasem pieniądze określonym osobom. Zachowywał się przy tym jak lokaj, nosząc za nim bagaże, kupując bilety czy rezerwując taksówki. Kubiaka objęto natychmiast obserwacją w ramach Sprawy Operacyjnego Sprawdzenia krypt. „Oaza”, a która stała się elementem dużej SOS krypt. „Sahara”. Pętla wokół Cichego i Kubiaka zaciskała się coraz mocniej. Obu inwigilowano poprzez tajnych współpracowników, z użyciem techniki operacyjnej (szczególnie w poznańskich hotelach), i śledzono przez funkcjonariuszy Biura „B”, czyli obserwacji zewnętrznej. Z biegiem kolejnych miesięcy Cichy zdawał się nabierać coraz większych podejrzeń. Czuł, że jest obserwowany. W końcu zakomunikował znajomym, że wyjeżdża do Polski po raz ostatni. Na skutek denuncjacji Cichy z Kubiakiem zostali zatrzymani w jednym z hoteli 18 grudnia 1968 r. Pretekstem stał się nielegalny handel dewizami. Zatrzymanie miało charakter tajny.
„Kryptonim Turyści”
Zatrzymani agenci DIA zostali poddani intensywnemu śledztwu. Jako pierwszy załamał się Feliks Kubiak, dzięki któremu udało się zdobyć dowody winy Cichego. Ostatecznie obaj potwierdzili, że nastawniczy z Dworca Głównego PKP w Poznaniu zbierał i przekazywał Amerykanom informacje na temat tranzytu drogą kolejową oddziałów wojskowych, a ponadto dane o przemyśle, np. o Zakładach Cegielskiego. W śledztwie ustalono, że Kubiak został zwerbowany przez Rychlińskiego w trakcie pobytu we Francji w 1962 r. O zaproszenie na wyjazd wystarał się sam Cichy. To on w kolejnych latach zmuszał do współpracy Kubiaka i odbierał meldunki wywiadowcze, głównie w formie ustnych relacji. Jako powód współpracy Kubiak wskazał na trudności finansowe oraz osobiste niełatwe pożycie z dużo młodszą żoną. Skazany został na 8 lat więzienia na procesie wyjazdowym w Poznaniu we wrześniu 1969 r. przez Sąd Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu. Ten sam sąd, też na sesji wyjazdowej w Poznaniu, w dniach 19– 21 stycznia 1970 r. rozpatrzył sprawę Cichego. Pracami pięcioosobowego składu sędziowskiego kierował ppłk Daniel Motłoch przy udziale prokuratora wojskowego ppłk. Zdzisława Burego. Oskarżonego skutecznie bronił obrońca Jan Krochmala, dzięki czemu agent DIA otrzymał karę zaledwie 12 lat więzienia. Ale to nie koniec tej historii. Izba Wojskowa Sądu Najwyższego w Warszawie w marcu 1970 r. nie uwzględniła rewizji złożonej przez obrońcę i utrzymała wyrok w mocy. Mimo to Cichy nie siedział długo w więzieniu. Decyzją Rady Państwa z 24 maja 1973 r. został ułaskawiony i wyjechał z Polski do Francji, gdzie czekała na niego żona i jedenastoletnia córka. Działania dyplomacji francuskiej okazały się skuteczne. Był to skutek wizyty prezydenta Charlesa de Gaulle’a w Polsce z 1967 r. Historia szpiegowska Rychlińskiego, Cichego i Kubiaka stała się kanwą filmu „Kryptonim Turyści” (prod. 1986 r.) w reżyserii kadrowego funkcjonariusza SB – ppor. MO Jerzego Obłamskiego. Warto obejrzeć ten film nie tylko z powodu bardzo realistycznej fabuły, osadzonej głęboko w dokumentach bezpieki (wykorzystano m.in. oryginalne materiały filmowe z procesu Jerzego Strawy), ale też z powodu niezwykle sugestywnej roli Tomasza Zaliwskiego grającego Henryka Wdowiaka (czyli Kazimierza Nowaka z Legnicy). Najbardziej zadziwia to, że kierownictwo MSW wyraziło zgodę na przygotowanie filmu na potrzeby Telewizji Polskiej i jego publiczną emisję.