Jest luty 1943 roku. Na dworcu kolejowym w Katowicach do pociągu z napisem „Nur fur Deutsche” relacji Wiedeń - Warszawa wsiada 17-letnia Władysława Rzepecka z Libiąża. Młoda kobieta ma ze sobą nie tylko świetnie podrobione niemieckie dokumenty, ale także walizkę wypełnioną materiałami na temat zbrodni popełnianych przez Niemców w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Mają one trafić do Komendy Głównej Armii Krajowej w Warszawie i posłużyć do przygotowania raportu, jaki Jan Karski przedstawi na Zachodzie na temat niemieckiego ludobójstwa.
Chwile mrożące krew w żyłach
W pewnym momencie do przedziału, którym podróżuje Władysława Rzepecka, wsiada niemiecki oficer pracujący w kancelarii III Rzeszy. Spogląda na młodą, atrakcyjną dziewczynę, wpada mu ona w oko, zaczyna ją zagadywać. Nie wie, że elegancka kobieta, która świetnie mówi po niemiecku (i francusku), jest łączniczką śląskiego oddziału AK o pseudonimie „Wanda”. Nie wie, że w walizce w półce nad jej głową są dokumenty o ludobójstwie, nie wie także, że pod językiem dziewczyna ma cyjanek, bo gdyby się wydało, jaką wiezie przesyłkę, niechybnie czekałaby ją śmierć. Podróż tych dwojga ludzi upływa w niesamowitym, wręcz niewyobrażalnym napięciu, ale ostatecznie przesyłka dociera do celu...
- Dowiedziałem się o tej historii przez przypadek - mówi Marek Luzar, reżyser filmów animowanych, malarz i scenograf. - Siedem lat temu znajomy zaprosił mnie do swojej cioci, która - jak stwierdził - posiada bardzo ciekawą rodzinną historię ocierającą się o Jana Karskiego. Zafrapowało mnie to, bo wprawdzie nie jestem zawodowym dokumentalistą, ale szukałem ciekawych historii. Tymczasem ten temat wydawał się ciekawy. Odwiedziłem więc panią Władysławę. Przy okazji okazało się, że to mama mojej koleżanki ze szkoły - wspomina Marek Luzar.
Dotarcie do przeszłości nie było łatwe. Pani Władysława była nieufna, ciężko było sprawić, żeby się otworzyła i powspominała swoją młodość, bo tak naprawdę - mimo upływu lat - nadal żyła w konspiracji.
- Cały czas pytała: skąd jestem, dlaczego się tym zajmuję, po co ten materiał? Nie była chętna do rozmowy, ale krok po kroku łamałem lody i odsłaniała mi swoją historię. Już przy pierwszym spotkaniu stała się ona bardzo ciekawa i im dłużej o tym rozmawialiśmy, tym bardziej ta opowieść była dla mnie ważna i wyrazista. Właściwie była to historia jej życia, bo oprócz tego, co jest w filmie, to ona - jako kurierka - przeżyła arcyciekawe, dramatyczne sytuacje. W filmie znalazła się tylko cząstka tej opowieści, najważniejszy moment, czyli przewiezienie dokumentów wykradzionych z Auschwitz przez czterech więźniów - opowiada Luzar.
Autor „Kurierki” dodaje, że już samo wykradzenie dokumentów z obozu koncentracyjnego przez czterech więźniów i ich późniejsza ucieczka było niesamowitą, dramatyczną historią. Ten wątek także znalazł się w jego filmie.
Animacją opowiedzieć historię
- Mam łatwość wyobrażania sobie i opracowywania pewnych sytuacji obrazami. Dlatego właśnie wybrałem film animowany, bo, po pierwsze, narysować mogę wszystko, co sobie wyobrażę. A z drugiej strony jest to film dokumentalny, więc trzeba bazować na materiałach, źródłach, czyli wyobraźnia musi być podporządkowana określonym realiom. Dlatego przez prawie rok byłem historykiem. Musiałem szperać po źródłach - wspomina Marek Luzar, który przez jakiś rok musiał mocno zagłębić się w przeszłości, dotrzeć do materiałów źródłowych.
- Pomagali mi historycy z Muzeum Auschwitz-Birkenau i Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej. Na przykład, jeśli chodzi o ucieczkę więźniów, to miałem relacje z trzech źródeł: bezpośredniego uczestnika ucieczki, opowieść Andrzeja Harata (ojciec Władysławy Rzepeckiej, działał w ZWZ-AK - przyp. red.), który był organizatorem ucieczki i brał w niej udział. Trzecia relacja pochodziła od jednego z żołnierzy AK. Oni złożyli swoje relacje w oświęcimskim muzeum i stąd miałem dostęp do materiałów źródłowych, mogłem krok po kroku prześledzić tamte wydarzenia, ale z trzech punktów widzenia, bo każdy z nich inaczej zapamiętał tą ucieczkę. W filmie przenikają się dwie historie - opowiada Marek Luzar.
Twórca dodaje, że kiedy już udało mu się z różnych kawałków posklejać te opowieści, to je narysował - powstał taki obrazkowy scenopis, animowany trailer, który opublikował w internecie. Niedługo później skontaktowali się z nim przedstawiciele Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej i zaproponowali, żeby zrobił film o Władysławie Rzepeckiej na otwarcie oświęcimskiej placówki.
- To był dla mnie taki impuls, że ten film wyszedł z podziemia i że można już było znaleźć konkretne miejsce, gdzie on będzie pokazywany, a nie musi krążyć gdzieś tam na dysku. Udało się także pozyskać do tego projektu Telewizję Polską i Śląski Fundusz Filmowy, miałem zagwarantowane finansowanie, więc mogłem przystąpić do pracy - wspomina pan Marek.
Nie ukrywa, że cały projekt spoczywał na jego barkach. Był reżyserem, scenarzystą, zrobił opracowanie plastyczne i animacje (ponad 300 ujęć), a muzykę napisała jego córka -Katarzyna Luzar-Błaż. Prace nad samym filmem trwały około półtora roku, ale dopiero po siedmiu latach, od poznania pani Władysławy, Marek Luzar mógł powiedzieć, że projekt został doprowadzony do końca. Powstał film animowany trwający 57 minut. Można go zobaczyć na zamówionym seansie w Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej. Swoją oficjalną premierę obraz będzie miał 1 września w Bielsku-Białej. Później będzie można go zobaczyć także w Katowicach i Warszawie.
Piękny przykład dla młodych ludzi
Marek Luzar liczy, że film zostanie dobrze przyjęty, a dzięki temu, że jest animowany, dotrze także do młodych ludzi, dla których Władysława Rzepecka może być wzorem.
- Ten film opowiada niezwykłą historię o niezwykłej osobie. Trzeba pamiętać, że Władysława, kiedy przewoziła dokumenty, miała zaledwie 17 lat. Z jednej strony była to niesamowita odpowiedzialność, z drugiej opanowanie i wielka inteligencja, elokwencja. To, że ona brała udział w takiej akcji, to nie był przymus. Ona wyraźnie o tym mówiła, że to była jej samodzielna decyzja, a nie rozkaz. Taka postawa jest godna podziwu i warto ją pokazywać - mówi Marek Luzar.