Dawni opozycjoniści wskazują, że bez Grudnia 70 nie byłoby Sierpnia 80. Potem tzw. Karnawał Solidarności został zdławiony zapoczątkowaniem stanu wojennego, w grudniu 1981 roku…
Grudzień 70 był buntem młodych robotników, którzy przede wszystkim upominali się o swoje prawa socjalne. Jednak oprócz postulatów czysto ekonomicznych, co jest bardzo istotne, sformułowali również postulat utworzenia niezależnych od władz PRL związków zawodowych. Ten postulat został sformułowany zarówno w Stoczni Gdańskiej, jak i w Stoczni Szczecińskiej. W tamtych realiach był on niemożliwy do spełnienia. Bunt z Grudnia 70 został krwawo spacyfikowany przez siły wojska i milicji a lata siedemdziesiąte stały się swego rodzaju okresem hibernacji tej idei. Ale ona wróciła pod koniec dekady, w roku 1978. Postulat ten, na nowo, podnieśli działacze Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. To był bardzo ważny moment, gdy pod koniec lat siedemdziesiątych działacze opozycyjni niejako wrócili do sedna grudniowego protestu. I już zaledwie dwa lata później postulat utworzenia niezależnych od władz związków zawodowych stał się pierwszym z 21 postulatów strajkujących robotników w Stoczni Gdańskiej.
Rocznica wprowadzenia Stanu Wojennego
Od buntu społecznego, przez kwestie praw socjalnych aż do wolności. Ta droga tak mniej więcej wyglądała.
Dzisiaj może się niektórym komentatorom wydawać naiwne, że w tamtych realiach lat 70. XX w., ludzie przede wszystkim zabiegali o kwestie socjalne, a nie o np. wolność słowa. Trzeba mieć świadomość, że działacze zarówno środowiska robotniczego, jak i intelektualiści, związani z opozycją antykomunistyczną dobrze wiedzieli, że w tamtym czasie byłyby to postulaty zbyt daleko idące. Dlatego, podobnie jak działacze Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, kładli nacisk na swego rodzaju pracę u podstaw, pewien „pozytywizm” w realiach PRL. Chodziło o to, aby edukować ekonomicznie i socjalnie robotników, udzielać im ważnych porad prawnych, które pomagały im dochodzić swoich praw w konfrontacji z przełożonymi z wielkich państwowych zakładów. Dzięki temu robotnicy przestali być marginalizowani, zaczęli się czuć bardziej podmiotowo w swoich zakładach pracy. To wszystko zaowocowało w sierpniu 1980 roku, gdy to właśnie robotnicy wielkich zakładów przemysłowych poczuli się gospodarzami swoich przedsiębiorstw i swojego kraju.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię - z krwawego, brutalnie stłumionych wystąpień w grudniu 1970 r. późniejsi opozycjoniści wyciągnęli wnioski w sferze „praktycznej”. Część z nich mówiła, że w 1970 roku nikt nie wiedział, jak protestować...
Bez wątpienia pamięć masakry grudniowej na Wybrzeżu wpłynęła na późniejsze zachowanie strajkujących robotników. W latach osiemdziesiątych nie organizowali już oni wielkich pochodów protestacyjnych pod komitety Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej czy inne budynki użyteczności publicznej. Prowadzili strajki okupacyjne, zamykali się w swoich zakładach pracy, uniemożliwiając władzy prowokowanie zajść ulicznych i pokazywanie społeczeństwu, że za protestami stoją jacyś „chuligani”, którzy chcą niszczyć, a nie pracować, tak jak to wcześniej w propagandzie tłumaczono. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, to dzięki doświadczeniu grudniowej masakry robotnicy wiedzieli, że uliczne manifestacje bardzo łatwo mogą się przerodzić w gwałtowne walki uliczne przynieść zarówno ofiary w postaci zabitych jak i rannych, ale także pozwalają władzy komunistycznej przedstawić wszystkich uczestników protestów jako „zwykłych bandytów”.
42 lata temu wprowadzono Stan Wojenny
Grudzień 70 miał zupełnie inny przebieg od grudnia 81, gdy wprowadzano stan wojenny, czyli plan wyprzedzającego uderzenia w antykomunistyczną opozycję.
Trzeba podkreślić, że oba te tragiczne wydarzenia spina bez wątpienia postać generała Wojciecha Jaruzelskiego. Zarówno w grudniu 1970 roku, jak i w grudniu 1981 roku był on ministrem obrony narodowej. Dodatkowo od roku 1981 łączył funkcję szefa MON ze stanowiskiem premiera PRL i pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. A po 13 grudnia 1981 roku został dodatkowo przewodniczącym Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, czyli pozakonstytucyjnego organu władzy, który de facto przejął pełną kontrolę nad krajem po wprowadzeniu stanu wojennego. To właśnie decyzje Jaruzelskiego miały ogromny wpływ na to, jak potoczyły się wydarzenia w grudniu 1970 i 1981 roku. Natomiast trzeba wiedzieć, że władze PRL również wyciągnęły wniosek z masakry na Wybrzeżu w 1970 roku. Do kolejnej pacyfikacji społeczeństwa przygotowały się bardzo skrupulatnie. Grudzień 70 zaskoczył komunistów - i wtedy uznali oni, że muszą szybko zareagować, czyli zgnieść bunty załóg pracowniczych i zlikwidować uliczne manifestacje. Z kolei stan wojenny był jedną z dwóch alternatywnych odpowiedzi władz PRL na narodziny „Solidarności”. Pamiętajmy, że zgadzając się na utworzenie związku, akceptując 21 postulatów ze Stoczni Gdańskiej, władze komunistyczne miały początkowo nadzieję na to, że Solidarność uda się pokojowo wkomponować w ustrój PRL i przejąć kontrolę nad rodzącym się niezależnym związkiem zawodowym. Z czasem okazało się, że jest to niewykonalne. Już w drugiej połowie 1981 roku w kierownictwie PZPR oceniano NSZZ „Solidarność” jako poważne zagrożenie polityczne, organizację, która ma charakter kontrrewolucyjny. Uznano, że porozumienie, takie jak latem 1980 roku, jest już niemożliwe. Do tego dochodziły naciski z Moskwy. „Towarzysze sowieccy” wyraźnie mówili, że przywódcy PRL powinni stłumić jak najszybciej „Solidarność”, gdyż idea która towarzyszy niezależnemu związkowi, może zagrozić spoistości całego bloku wschodniego. Stąd po fiasku pokojowego opanowania związku zintensyfikowano działania mające na celu jego siłową pacyfikację. Pierwsze przygotowania do stanu wojennego rozpoczęto już latem 1980 roku, czyli niemalże w tym samym momencie, gdy podpisywano Porozumienia Sierpniowe. Nie znaczyło to oczywiście, że władze „od razu” chciały wprowadzić stan wojenny. Sam generał Jaruzelski latem 1980 roku był przeciwny pacyfikacji strajkującej Stoczni Gdańskiej. On miał doświadczenie z roku 1970 i z pewnością wiedział, że taki krok może pociągnąć za sobą wiele ofiar. Chciał jak najlepiej przygotować plan zduszenia „Solidarności”, mieć niemalże pewność, że wprowadzenie stanu wojennego zakończy się sukcesem, z punktu widzenia władz. Stąd alternatywne, do oficjalnych rozmów z Solidarnością, realizowane po cichu w MSW i MON, przygotowania do rozwiązania siłowego. Zauważmy, że lista czołowych działaczy Solidarności, którzy mieli być internowani w stanie wojennym, zawierała nieaktualne w grudniu 1981 roku adresy. Choćby to pokazuje, że z wielomiesięcznym wyprzedzeniem tworzono tę listę.
Nowe opracowanie Instytutu Dziedzictwa Solidarności, którego jest pan współautorem, poświęcone jest nieznanym dotąd rozważaniom na temat stanu wojennego...
Książka pod tytułem „Jaruzelski i inni o stanie wojennym” to zapis nieznanego dotychczas opinii publicznej spotkania, które miało miejsce w grudniu 1991 roku w Wojskowym Instytucie Historycznym, którego dyrektorem był wówczas wybitny napoleonista, prof. Andrzej Zahorski. Na tym spotkaniu pojawił się generał Wojciech Jaruzelski i szereg jego bliskich współpracowników z lat osiemdziesiątych, a także historycy WIH. W tym gronie rozmawiano o stanie wojennym, o okolicznościach jego wprowadzenia, a także o uwarunkowaniach międzynarodowych towarzyszących tej operacji. Zapis spotkania przez przeszło 30 lat znajdował się w archiwum WIH, a później Centralnego Archiwum Wojskowego i nie był dotąd obiektem zainteresowania badaczy. Dzięki nawiązaniu współpracy z prof. Janem Ryszardem Sielezinem z Uniwersytetu Wrocławskiego, który przed laty natknął się na ten dokument w archiwum, IDS zdecydował się na publikację tego wydawnictwa. Jest ono opatrzone ponad trzystoma przypisami merytorycznymi, wstępem, notą edytorską i posłowiem. I wszystkie te rzeczy, które wzbogacają ten maszynopis, pozwalają dzisiejszemu czytelnikowi niejako wczuć się w tok rozumowania generała Wojciecha Jaruzelskiego i jego współpracowników oraz wyczytać z ich wypowiedzi motywacje, które sprawiły, że zdecydowali się oni na wprowadzenie stanu wojennego.
Jaruzelski tłumaczył do swojej śmierci, że istniała poważna groźba interwencji sowieckiej, Układu Warszawskiego w Polsce w tamtym czasie.
To temat do dziś budzący żywe dyskusje. Bez wątpienia naciski sowieckie były bardzo istotną częścią decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego. Ta kwestia często pojawia się w wypowiedziach oficerów, którzy zabierali głos podczas spotkania, które w książce relacjonujemy. Co ważne, trzeba wiedzieć, że Wojsko Polskie nie było jednolite w sprawie stanu wojennego. Niektórzy z oficerów mówili całkiem wprost, że w wypadku interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Polsce w roku 1980 lub 1981 oni, albo ich podkomendni, chwyciliby za broń, żeby stawić opór wojskom interwentów. To bardzo interesujące, choć trudne do zweryfikowania. Pamiętajmy, że takie słowa padły 10 lat po wprowadzeniu stanu wojennego, w momencie gdy ich autorom nic już nie groziło. Nie można ich jednak bagatelizować, zwłaszcza słów mówiących o tym, że gdyby Sowieci weszli do Polski, to mielibyśmy w u nas to samo, co na Węgrzech w 1956 roku. Z taką jednak różnicą, że ofiar śmiertelnych byłoby znacznie więcej. Takie argumenty również pojawiają się w tym dokumencie.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!