Sprawnie funkcjonujący wymiar sprawiedliwości musiał posiadać techniczne możliwości egzekwowania swoich postanowień. Oprócz osoby wykonującej wyroki niezbędne było zadbanie o wyznaczenie stosownych miejsc i wystawienie na nich urządzeń, które miały służyć publicznej egzekucji zasądzonych kar. Należały do nich przede wszystkim place straceń, ulokowane w miejscach dobrze widocznych i uczęszczanych, na których stawiano drewniane lub murowane szubienice.
W centralnym punkcie Rynków, czyli miejscach, gdzie skupiało się życie mieszkańców, wznoszono z kolei pręgierze, jako widoczny znak władzy sądowniczej. W nowożytnym Wrocławiu istniało kilka miejsc, gdzie egzekwowano postanowienia tutejszego sądu. Dwa najbardziej znane i używane to kamienny szafot nazywany Rabenstein'em stojący od 1525 r. przed Bramą Świdnicką na tzw. Wygonie Świdnickim i oddalona od niego w linii prostej o około 1000 metrów na wschód murowana szubienica. Oprócz nich wyroki wykonywano także tradycyjnie na Rynku, gdzie wystawiano drewniane szubienice, jak również przed bramami: Mikołajską i Odrzańską, a także na Nowym Targu.
Trzy ostatnie miejsca kaźni służyły głównie wojskowej jurysdykcji. Miejska szubienica posiadała własną specyfikę topograficzną. W pobliżu niej przebiegał trakt do Strzelina, wychodzący przez pomocniczą Bramę Sakwową. Sama ulica Sakwowa była przecznicą Oławskiej, uważanej za najbardziej przeciążoną ulicę Wrocławia. Drugi dukt, prowadzący do innego ważnego śląskiego miasta Świdnicy, a dalej do Wiednia, przebiegał na zachód od szubienicy, w oddaleniu pozwalającym na dostrzeżenie tego obiektu. Konstrukcja szubienicy o znacznych rozmiarach była więc doskonale widoczna dla wychodzących i przybywających do miasta z kierunku południowego i południowo-wschodniego.
Aspektem, który mógł decydować o przeniesieniu wykonania kary powieszenia poza miasto na specjalnie ku temu wzniesioną szubienicę, były warunki sanitarno-epidemiologiczne. Władze miasta nie mogły sobie pozwolić na eksponowanie przez dłuższy czas ciał wisielców, głównie ze względów sanitarnych - z obawy przed wybuchem epidemii, które podobnie jak pożary potrafiły spustoszyć ówczesne ośrodki miejskie. Pewną rolę mógł tu odegrać czynnik zgoła prozaiczny, mianowicie trudno było znieść obrzydliwy zapach rozkładających się ciał skazańców w miejscu, które pełniło rolę targowiska i gdzie skupiało się życie miasta.
Dodatkowo plac straceń z szubienicą cieszył się złą sławą, jako miejsca nieczystego, przepełnionego złymi mocami. Problem ten nie dotyczył jedynie szubienic wznoszonych na Rynkach. Zdarzało się, że odór pochodzący z rozkładających się ciał straconych skazańców, szczególnie w miesiącach letnich był tak duży, iż rezygnowano z wykonania wyroku nawet na miejscu straceń poza miastem.
We Wrocławiu 12 czerwca 1717 r. karę ścięcia nie wykonano przy murowanej szubienicy tylko dlatego, że smród ze szczątków osób powieszonych i rozpiętych na kołach egzekucyjnych był zbyt uciążliwy, aby mogli znieść go przedstawiciele sądu biorący udział w kaźni przestępcy. Najstarsza znana wzmianka źródłowa wspominająca o istnieniu wrocławskiej szubienicy pochodzi z roku 1346, wówczas wspomina się o założeniu w pobliżu niej (beym Gerichte) wsi Glinianki.
Również w zapisach z roku 1354 można znaleźć informacje o gruntach położonych w pobliżu szubienicy. Najstarsza księga szosu z roku 1370 wspomina o ulicy platea patibuli. Obecnie miejsce straceń można lokalizować w rejonie skrzyżowania dzisiejszych ulic Małachowskiego i Pułaskiego, jakkolwiek prof. Mateusz Goliński uważa, iż ulicą Szubieniczną dopiero w późniejszych czasach zaczęto tak nazywać (dzisiejsza ul. Pułaskiego).
W XIV wieku ulicą Szubieniczną (platea patibuli) mógł być określany obszar w rejonie Bramy Sakowej. Ogólnie opisaną wyżej lokalizację potwierdza panoramiczny widok miasta z lat 1536/37. Jeżeli zawierzyć temu widokowi, był to obiekt w formie cylindrycznej wieży z otworem drzwiowym, na której koronie stały cztery masywne kamienne filary, podtrzymujące poziomo umieszczone belki egzekucyjne. Na planie Wrocławia i wsi podmiejskich z lat 1779-1788 szubienica została przedstawiona jako obiekt stojący na nieznacznym wzniesieniu, co dodatkowo wpływało na jej należyte wyeksponowanie w terenie.
Szubienicę, podobnie jak Rabenstein, zaopatrzono w otwór wejściowy zamykany solidnymi drzwiami. Przed wejściem do obiektu znajdowały się kamienne schody, po których skazaniec wraz z katem dostawał się do wnętrza obiektu. Wrocławska szubienica okresowo mogła być obiektem dwukondygnacyjnym. O urządzenia służące wymiarowi sprawiedliwości należało dbać. Stąd, co jakiś czas poddawano je cyklicznym renowacjom, do których obligowano miejscowych rzemieślników. Ich liczba była znaczna, gdyż zabobonni fachowcy nigdy w pojedynkę nie wykonaliby zleconego zadania.
Budowa, jak i późniejsze remonty obiektów, gromadziły sporą liczbę niezbędnych rzemieślników, przeważnie cieśli, murarzy, kamieniarzy, ślusarzy czy kowali. Dlatego władze danego ośrodka decydowały się na jednoczesne odnowienie kilku urządzeń służących egzekwowaniu sprawiedliwości, jeżeli ich stan tego wymagał. Z zachowanego opisu remontu wrocławskiej szubienicy z 1716 r. wynika że: "14 czerwca z powodu planowanej renowacji szubienicy nastąpił wymarsz murarzy i cieśli z miasta wraz z rozwiniętymi sztandarami, muzyką oraz z bronią przyboczną przy pasach, co szczególnie pięknie wyglądało u cieśli. Między każdym szeregiem maszerowali zbrojni, wmieszani pomiędzy tych, którzy nieśli pięknie ozdobione narzędzia.
22 czerwca 1716 r. murarze zakończyli swoją pracę. Następnego dnia do cieśli dołączyli ślusarze, którzy następnie przejęli od nich wykonane drzwi do Rabenstein'u i szubienicy. Okuli je i zamontowali we wskazanym miejscu. W ten oto sposób zakończono remont, do którego wymarsz z miasta odbywał się codziennie. Podczas ostatniego i pierwszego pochodu uczestniczyli w nim pięknie ubrani chłopcy, synowie mistrzów, którzy nieśli różnorakie narzędzia. Murarze zawsze wyruszali z ulicy św. Mikołaja, natomiast cieśle z Nowego Miasta. Dnia 25 czerwca 1716 r. odremontowane urządzenia zostały uroczyście przekazane w ręce miejskiego kata". Na lub przy miejskiej szubienicy wykonywano przeważnie karę powieszenia, ścięcia mieczem, łamania kołem, pogrzebania żywcem. Ciała straconych rzadko chowano na placu kaźni zaraz po egzekucji.
Grozę tego śmiercionośnego urządzenia, przeznaczonego do wykonywania najwyższego wymiaru kary, miał potęgować widok wiszących szczątków straconych, kół egzekucyjnych bądź nabitych na żerdź głów ściętych. Co miało swoje znaczenie prewencyjne. Z tego powodu krajobraz wokół szubienicy był przepełniony urządzeniami penitencjarnymi, nowymi, jak i tymi, które wraz z upływem czasu uległy zniszczeniu. W 1811 r. władze Wrocławia doszły do wniosku, że w myśl nowego porządku prawnego i ze względu na stan techniczny szubienicy nie będzie ona już potrzebna. Wydaje się jednak, że nie była to przypadkowa decyzja, ale wymuszone działanie spowodowane nieudaną egzekucją w połowie sierpnia 1811 r. W tym czasie wprowadzone zostało w Prusach rozporządzenie, w myśl którego do egzekwowania kary śmierci poprzez ścięcie miano używać odtąd topora, a nie jak dotychczas miecza.
Przebudowana studnia szubienicy na szafot spełniała idealnie funkcję podwyższenia, na którym wykonywano wyroki, przez co lepiej widoczny był ich przebieg dla zgromadzonej gawiedzi. Na platformie nowego urządzenia miano odtąd wykonywać karę ścięcia lub łamania kołem. Dnia 30 września 1811 r. o godzinie dziewiątej rano rozpoczęto prace. Ze strony miasta wzięli w nich symboliczny udział przedstawiciele magistratu i sądu miejskiego, a także mistrzowie cechu murarzy i kamieniarzy wraz z czeladnikami. Zebrani przedstawiciele miasta i cechów musieli wykonać pierwszą czynność przy przebudowie szubienicy, po czym dopiero czeladnicy zabrali się do pracy.
Wydaje się, że pierwszą osobą straconą na "nowym" urządzeniu był morderca nazwiskiem Seiffert. Kaźń odbyła się dnia 12 października 1813 r. Kolejne wyroki śmierci wykonano tutaj m.in. w latach 1818 i 1820. Kamienny szafot przy drodze do Strzelina ostatecznie przestał istnieć we wrześniu 1841 r. Wcześniej jednak, bo w 1833 r. przeszedł swoją ostatnią renowację. Z kolei ostatnia egzekucja na tym placu kaźni odbyła się wcześnie rano dnia 7 kwietnia 1831 r. Wówczas łamano kołem "od góry" 33-letniego byłego sędziego Johanna Carla Kraysela, który w nocy z 23 na 24 września 1828 r. w lesie koło Smogorzowa Wielkiego zamordował inspektora gospodarczego niejakiego Methnera.
Dr Daniel Wojtucki