Spis treści
Gnojówka ma wyższość nad linijką
Za sprawą Jana Sztolcmana przenieśmy się w świat polowań sprzed 100 lat, też zbiorowych, nie tylko na zwierzynę płową, ale też na wilki.
Gnojówka ma tę wyższość nad linijką, że zwierzyna się jej mniej boi. Myśliwy powinien mieć: broń, lornetę podjazdową, kordelas ze szpikulcem, trzewiki z gumową podeszwą.
Wspomniana wyżej linijka i gnojówka, to nic innego jak pojazdy konne, które służyły do podwożenia myśliwych w trakcie polowania.
- Do podjazdu najlepiej jest używać linijki albo zwykłej, tak zwanej gnojówki, w której wyjmujemy z jednej strony deski, aby myśliwy i towarzyszący mu nadzorca terenu mogli siedzieć bokiem do koni. Gnojówka ma tę wyższość nad linijką, że zwierzyna. mniej się jej boi; natomiast ujemną jej stroną jest konieczność siedzenia tyłem do jednej strony, przez co utrudnia się wypatrywanie zwierzyny - opisywał Sztolcman, zoolog i podróżnik.
Podpowiada, że dobry do podjazdu jest wózek Szostali z Wiednia. Był to zwykły wolant z jesionowego drzewa, naturalnego koloru, posiadający ławeczkę podłużną, idącą od kozła do głównego siedzenia. Z tyłu znajdowały się dwa haki do zakładania broni (sztucera). W takim wózku pomocnik myśliwego (dozorca rewiru) siedział na koźle obok stangreta, gdyż stamtąd widział doskonale okolicę. Stopień w tym wózku był utworzony z przedłużenia skrzydeł zasłaniających koła. Opuszczał się on dość nisko, aby myśliwy w czasie jazdy mógł z łatwością wyskakiwać.
Polowania w dawnych czasach. Konie powinny być spokojne, a stangret obyty
- Konie powinny być spokojne, a stangret - obyty z tego rodzaju polowaniem i szybko spełniający rozkazy czy to myśliwego, czy jego pomocnika. Dobry stangret jest nieoceniony, zwłaszcza, jeśli ma doskonały wzrok i żyłkę myśliwską , gdyż nieraz wypatrzy zwierzynę przed myśliwym, lub jego pomocnikiem - twierdził Sztolcman.
Myśliwy do polowania z wytyczem (z podjazdu lub podchodnego) powinien mieć: broń, lornetę podjazdową, kordelas ze szpikulcem do dobijania rogacza, wreszcie trzewiki myśliwskie z gumowemi podeszwami, aby przy podchodzeniu robić jak najmniej hałasu. Podjazd mógł być ranny albo wieczorny.
ZOBACZ TAKŻE:
Podczas rannego podjazdu myśliwy winien się znaleźć na miejscu podjazdu już z chwilą, kiedy na tyle rozednieje, że można dobrze rozróżnić wybraną do strzału zwierzynę. Trwa on, póki zwierzyna nie zejdzie z żerowisk do gąszczu. Na podjeździe wieczornym trzeba się znaleźć na miejscu przed zachodem słońca, bo już wtedy jelenie lub sarny wychodzą na łąki, pola lub poręby.
Dawne łowy. Podchodniki i rudel
- Na wysokim lesie, o ile stanowiska zwierzyny tu się znajdują, można podjeżdżać i w ciągu dnia. Dla ułatwienia podjazdu powinny być w lesie przebite tak zwane drogi podjazdowe i podchodniki. Drogi takie powinny przecinać las w różnych kierunkach, a głównie ciągnąć się w lesie po brzegach pól uprawnych, poręb i łąk, słowem tam, gdzie zwierzyna zwykła żerować. Podchodniki są to ścieżki przeznaczone do podchodzenia. Winny one być wymiecione z suchych liści i wysypane dość grubą warstwą igliwia, aby tłumić kroki myśliwego - opisuje autor.
Kiedy myśliwy zobaczy rudel (stado saren) albo pojedynczą sztuką, to musi przez lornetę stwierdzić, czy nadają się od odstrzału. - Gdy badanie nasze wypadnie dodatnio, podjeżdżać, nigdy jednak, jadąc wprost na zwierzynę, a tylko objeżdżając, starać się zbliżyć na strzał. Gdy podjechanie jest dla warunków terenu lub lasu niemożliwe, myśliwy zsiada z wózka i podchodzi. Jeśli podjedziemy na strzał, nie należy wózka zatrzymywać; myśliwy w miejscu dogodnem zeskakuje w czasie jazdy, a wózek z wolna odjeżdża dalej. W tym wypadku myśliwy powinien przy wyskakiwaniu wybrać sobie jaki krzak lub drzewo, za którem mógłby się ukryć - szczegółowo radzi Sztolcman.
Podjazd, podchód, zasadzka
Podjazd i podchód to jedna z metod polowań. Jest jeszcze zasadzka w miejscach, do których zwierzyna przychodzi na żer. - Jeśli zasadzka jest umiejętnie przygotowaną i przeprowadzoną, jest to sposób polowania bodaj pewniejszy, aniżeli podjazd lub podchód, a przytem daje myśliwemu sposobność badania ruchów zwierzyny, co dla miłującego przyrodę jest zawsze rzeczą ponętną - uważa autor. Zasadzka ma swoje stałe reguły. Należy unikać strzelania przy paśnikach i unikać palenia papierosów (to tylko niektóre).
Nagonka, czyli obława
Żadne ze zbiorowych polowań (gremjalnych - używając języka sprzed stu lat) nie odbędzie się bez naganki, czy obławy. - Mogą być wielkie obławy, zajmujące kilkuset ludzi naganiających, oraz parę dziesiątków myśliwych, jak również małe naganeczki, w których bierze udział kilku naganiaczy i kilku myśliwych. Naganka obejmuje zwykle kwadrat, a częściej wydłużony czworobok, pędzony równolegle do dłuższych boków. Jeden bok czworoboku zajmuje linja myśliwych; drugi - naprzeciwko tej linji - obstawiony jest naganką; boki, nazwane skrzydłami lub flankami, mogą być albo otwarte, albo zamknięte również przez naganiaczy, których nazywamy flankierami.
Dawne polowania. Flankierzy pozostają na miejscu nieruchomo
Zwykle są oni zaopatrzeni w chorągiewki na kijach do straszenia zwierzyny, próbującej przebić się przez flanki. Flankierzy pozostają na miejscu nieruchomo i podbiegają tylko w prawo lub w lewo, gdy zwierzyna bije na ich sąsiadów. W miarę jak się naganka posuwa, dwu ludzi zwija straszaki na wielką szpulę, czyli dwa kręgi drewniane połączone osią - opisuje Sztolcman.
CZYTAJ TAKŻE: Niesamowita historia z Pomorza. Tajemnicze ślady na kamieniu. Znajduje się tuż przy drodze
Zadaniem naganki jest iść równo, to jest w linji prostej, oraz nierozerwalnie, to znaczy, że każdy naganiacz powinien być w ciągłym kontakcie z obydwoma swymi sąsiadami. Jeśli naganka się rozerwie, to w tę lukę bije zwierzyna i przekrada się przez linję obławników. Również wielką wadą jest, jeżeli naganka się załamuje, tworząc linję falistą, gdyż zwierzyna, dostawszy się w taki zatom, jak w matnię, rozpaczliwym wysiłkiem przebija się przez obławników.
Polowania sprzed 100 lat. Kosze, czyli zasłony
Kiedy już naganiacze zrobią swoje, do dzieła przystępują myśliwi. Na ich stanowiskach urządzało się tzw. kosze, czyli zasłony. Wykonywało się je z wikliny, chrustu, gałęzi świerkowych i sosnowych. - Według mego zdania, najlepsze są kosze półkoliste ze świerczyny, lub sośniny. Kosz nie powinien mieć więcej, niż 1 metr wysokości, aby myśliwy nawet małego wzrostu mógł swobodnie strzelać nad nim. Wewnątrz kosza znajduje się pieniek na 1/ 2 metra wysoki, służący za stołek dla myśliwego. Bywają też kosze przenośne. Są to płaskie plecionki z wikliny umocowane na dwu drążkach, których ostre końce, wystające poza plecionkę, służą do wpinania w ziemię.
Wilk jest straszny, wilk jest zły
Na koniec jeszcze o polowaniach na wilki (dzisiaj jest on pod ochroną). - Straszny ten drapieżnik trzyma się pojedyńczo, parami lub niewielkiemi stadkami, gdyż opowiadania o wielkich stadach wiIków, po kilkadziesiąt sztuk liczących, do bajek zaliczyć należy - uważał Sztolcman. - Wilki napadają wszelkie zwierzęta domowe, jak: konie, bydło rogate, barany, świnie, nawet psy.
Przyparte głodem, odważają się atakować ludzi, a przede wszystkim pojedyńczych, zapóźnionych przechodniów. W zwierzostanach, zwłaszcza sarn, czynią znaczne spustoszenia. Opowiadali mi doświadczeni myśliwi, że drapieżnik ten poluje na sarny z naganką, w ten mianowicie sposób, że najsilniejszy z nich zaczaja się na przesmyku, gdy para lub kilka innych wilków rusza zwierza i napędza go na zaczajonego towarzysza.
Na wilki polowano w różny sposób m.in. z naganką przy pomocy wabiarza lub wilczarza, którymi były osoby potrafiące doskonale naśladować wycie wilków. Wczesnym rankiem udawali się oni do lasu i zaczynali wyć. I wilki im odpowiadały.
- Z tego wprawny wabiarz może doskonale określić, gdzie się wilki znajdują. Wówczas miot otacza się albo gęstą naganką albo zamyka się sieciami lub też straszakami czyli fladrami (sznurem). Jest rzeczą godną zaznaczenia, że wilk, który jest zwierzęciem nadzwyczaj mądrem i przebiegłem, czuje paniczny strach przed takiemi straszakami, chociaż mógłby z łatwością przejść pod niemi lub je przesadzić, gdyż wiszą na metrowej wysokości ponad ziemią; pozostaje jednak w miocie choćby dni kilka, a tej nikłej przeszkody nie sforsuje - opisuje autor.
Na wilka polowano też z prosiakiem, ale rzadko i tylko w czasie zimy.
- Do sań zaprzęgało się parę silnych koni. - Myśliwi lokują się w saniach i trzymają w nogach żywego prosiaka, którego od czasu do czasu nagniatają, aby go do kwiczenia pobudzić. Za saniami ciągnie się na sznurze kukłę ze słomy lub siana, która ma prosiaka naśladować. Tak wyekwipowani myśliwi objeżdżają miejsca, w których mogą się spodziewać wilków, a te, zwabione kwikiem prosiaka, zbliżają się zuchwale do sań, dając możność myśliwym strzelania do nich - przybliża Sztolcman.
Jeszcze inny sposób to zasadzka z padliną. Myśliwy czekał wtedy na wilka na drzewie. - Można wilki brać też trutką, zatruwając padlinę (najlepiej barana) strychniną - radził autor. Twierdził, że wilk jako straszny szkodnik zasługuje na bezwzględne tępienie.
- Jedyny użytek jaki mamy z niego są futra, które służą na podbicia szub, czyli tak zwanych wilczur. Jest to futro bardzo ciepłe, ale jednocześnie bardzo ciężkie, nadające się jedynie do podróży końmi, a nigdy do miejskiego użytku. Oprócz tego ze skór wilczych wyprawionych z włosem robi się dywaniki przed łóżka - kończy Sztolcman.
Zapraszamy do obejrzenia archiwalnych fotografii z dawnych polowań: