Tak się żyło na prowincji

Magdalena Bożko
Miasteczko zaprojektowane zostało według planu charakterystycznego dla małych miast południowo – wschodniej Polski z końca lat trzydziestych XX wieku.
Miasteczko zaprojektowane zostało według planu charakterystycznego dla małych miast południowo – wschodniej Polski z końca lat trzydziestych XX wieku. Dorota Awiorko/Dziennik Wschodni
Fryzjernia Jankiela Struzera z Dubienki, sklep żelazny Hersza Libhabera, trafika oraz kołodziejnia z Bełżyc. To pierwsze obiekty, których oryginalne wyposażenie można podziwiać w Muzeum Wsi Lubelskiej.

Miasteczko prowincjonalne Europy Środkowej z lat 30. ubiegłego wieku to projekt pod każdym względem wyjątkowy. Zostało odtworzone z dbałością o najdrobniejszy historyczny szczegół. Wśród 11 budowli zobaczymy m.in. ratusz z Głuska, remizę z Wilkowa, szkołę z Bobrownik, areszt z Samoklęsk czy restaurację z Zemborzyc.

Jest też kołodziejnia z Bełżyc, domy z Wojsławic i Wąwolnicy, lodownia, a nawet sławojki. W zrekonstruowanych budynkach znajdą się oryginalne meble, obrazy, ozdoby, sprzęty domowego użytku. Muzeum gromadziło je przez lata, m.in. od darczyńców, teraz czekają w magazynach, by zagościć w obiektach miasteczka.

- Zapraszamy już do wnętrza pierwszych obiektów. Kolejne są w trakcie wyposażania i w ciągu najbliższych tygodni będziemy je również otwierać dla zwiedzających - mówi Mirosław Korbut, dyrektor Muzeum Wsi Lubelskiej.

Fryzjernia Jankiela Struzera

Miasteczko prowincjonalne jest jednym z największych przedsięwzięć etnograficznych na terenie wschodniej Polski
Miasteczko prowincjonalne jest jednym z największych przedsięwzięć etnograficznych na terenie wschodniej Polski Dorota Awiorko/Dziennik Wschodni

Fryzjernia z Dubienki zachowała się w nienaruszonym stanie...
(fot. Dorota Awiorko/Dziennik Wschodni)

W mieszkalnej części miasteczka zwiedzający mogą zajrzeć już do wnętrza białej kamieniczki z Siedliszcza pochodzącej z 1922 roku. Mieszkała w niej żydowska rodzina Hersza i Rywki Libhaberów wraz z synami. W domu Libhaberów możemy oglądać zakład fryzjerski Jankiela Struzera z Dubienki, który prowadził ze swoimi dwoma uczniami w 1939 roku.

- To wyjątkowe, bo zachowane w całości wyposażenie, które ma swoją historię - opowiada Łucja Kondratowicz-Miliszkiewicz, pracownik działu naukowego muzeum. - Meble i wszystkie sprzęty odkupił od Jankiela Struzela jego polski uczeń, który po wojnie, aż do lat 70. prowadził w Dubience zakład fryzjerski, dokładnie taki sam, jak przed wojną. Pojechaliśmy do Dubienki w poszukiwaniu eksponatów do miasteczka i tak trafiliśmy na ten zachowany w komplecie zespół fryzjerski. Spotkaliśmy nawet klientów Struzera sprzed wojny.

Czysto i modnie

Wnętrze sklepu żelaznego odtworzone zostało ze szczególną starannością
Wnętrze sklepu żelaznego odtworzone zostało ze szczególną starannością Dorota Awiorko/Dziennik Wschodni

Miasteczko prowincjonalne jest jednym z największych przedsięwzięć etnograficznych na terenie wschodniej Polski
(fot. Dorota Awiorko/Dziennik Wschodni)

Fryzjernia została odtworzona w najmniejszych detalach, zachowując swój oryginalny, przedwojenny klimat. Mamy tu oryginalną ladę wspartą na dwóch komódkach z trzema lustrami, fotele ze specjalnymi zagłówkami, podnóżki, narożną szafkę na fartuchy fryzjerskie. Drewniane meble pociągnięte są farbą w charakterystycznym kolorze orzecha. Jest nawet umywalka, choć brakowało kanalizacji.

- Umywalka była niezbędnym elementem wyposażenia fryzjerni. Przepisy sanitarne były w tej kwestii bardzo restrykcyjne. Specjalne komisje chodziły po zakładach i sprawdzały, czy wszystkie wymogi są spełnione - opowiada Kondratowicz-Miliszkiewicz

Największe wrażenie robią jednak oryginalne przyrządy fryzjerskie. Specjalną karbówką rozgrzewaną na maszynce spirytusowej panie miały układane włosy w oryginalne fale - na wzór bardzo modnej wówczas fryzury Marleny Dietrich. Była także lokówka i skomplikowane urządzenie do trwałej ondulacji.
Jak się żyło przed wojną w prowincjonalnym miasteczku

Ale najwierniejszą grupę klientów Struzera stanowili mężczyźni. - Przychodzili przed niedzielną mszą ogolić się. I to był cały rytuał - mówi Łucja Kondratowicz-Miliszkiewicz. - Brzytwa najpierw ostrzona była na skórzanym pasku, a potem gładzona na marmurku (wszystkie te oryginalne przyrządy znajdziemy we fryzjerni). Klient opierał wygodnie głowę na zagłówku, a fryzjer namydlał mu twarz.

We fryzjerni obejrzymy także oryginalne maszynki do strzyżenia, metalowe grzebienie, rozpylacz do wody fryzjerskiej, szczotkę do oczyszczania z włosów, pojemnik do dezynfekcji brzytwy.

Sklep żelazny Hersza Libhabera

Na drogi tytoń sprzedawany w blaszanych pudełkach pozwolić mogli sobie tylko najzamożniejsi mieszkańcy
Na drogi tytoń sprzedawany w blaszanych pudełkach pozwolić mogli sobie tylko najzamożniejsi mieszkańcy Dorota Awiorko/Dziennik Wschodni

Wnętrze sklepu żelaznego odtworzone zostało ze szczególną starannością
(fot. Dorota Awiorko/Dziennik Wschodni)

W domu z Siedliszcza znalazł się także sklep żelazny, który należał do Hersza Libhabera w 1933 roku. - Odtworzyliśmy jego wystrój na podstawie fotografii. Natomiast regały są po innym kupcu, Michale Jaroszu z Kocka - opowiada Grzegorz Miliszkiewicz ze skansenu. - Sklepy żelazne były w owym czasie bardzo popularne, w każdym miasteczku było ich 7-8.

Sklepy żelazne mogły dobrze prosperować dzięki kolejowemu transportowi materiałów żelaznych z Zagłębia Dąbrowskiego. Kowale mogli się w nich zaopatrzyć w tzw. kęsy.

- Z czasem w sklepach żelaznych pojawiły się balie, wiadra, czajniki, moździerze, formy do pierniczenia, czyli wszystko to, co przydawało się w gospodarstwie domowym - wylicza Miliszkiewicz. Chociaż sklep nazywał się żelazny, to spory asortyment stanowiły narzędzia budowlane i rolnicze. Zobaczymy więc młotki, gwoździe, kosy, sierpy, a nawet barwione wapno. - Tu zaopatrywali się szewcy, stolarze, kołodzieje. A od 1932 roku w sklepie żelaznym można było kupić także mydło.

Monopol na tytoń

Na drogi tytoń sprzedawany w blaszanych pudełkach pozwolić mogli sobie tylko najzamożniejsi mieszkańcy
(fot. Dorota Awiorko/Dziennik Wschodni)

Kolejny obiekt, do którego możemy już zajrzeć w miasteczku, to trafika. Tu amatorzy palenia tytoniu zaopatrywali się w papierosy i wszystko, co potrzebne było do ich ręcznego skręcania. - W 1924 roku państwo przejęło fabryki tytoniu, zakładając państwowy Polski Monopol Tytoniowy. Papierosy i tytoń można było kupić w sklepach z towarami różnymi - opowiada Krzysztof Wiśniewski, kustosz Muzeum Wsi Lubelskiej.

- Ta trafika nie została odtworzona na podstawie konkretnego obiektu, ma charakter symboliczny, obrazujący jakie wyroby tytoniowe, w jakich opakowaniach można było kupić przed wojną w miasteczku prowincjonalnym.

Za szklaną, oryginalną gablotą (zamykaną - żeby zapachem tytoniu nie przechodziły inne produkty w sklepie) znajduje się m.in. machorka przednia, papierosy machorkowe sprzedawane na sztuki, droższe papierosy dla urzędników. - Mamy też droższy tytoń "Pursiczan" sprzedawany w blaszanych pudełkach - prezentuje Wiśniewski.

W trafice obejrzymy także gilzy, maszynki do nabijania gilz, zapałki objęte monopolem państwowym. Wrażenie robi oryginalna, przedwojenna reklama "Fabryki Gilz Sokoł". W przeszklonej gablocie powieszonej na ścianie możemy podziwiać różne rodzaje gilz.

Oryginalnym budynkiem przeniesionym z Bełżyc, do którego już możemy wejść, jest kołodziejnia. Należała ona do Zygmunta Ćwiklińskiego, a powstała w 1930 roku. Wykonywano w niej drewniane koła do wiejskich wozów.

Kołodziejnia podzielona jest na dwie części: warsztat i magazyn. W warsztacie możemy zobaczyć m.in. tokarnię, kobylicę i sztalugi wykorzystywane do wyrobu kół. Drewniane polana, ułożone przed kołodziejnią, musiały rok schnąć, zanim można je było wykorzystać do wyrobu szprych do kół.

MAGDALENA BOŻKO, Dziennik Wschodni

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia