Transatlantyki od kuchni. To były największe pływające oazy luksusu przed wojną i w PRL-u. Miały światowy zapach

Mariola Szczyrba
Transatlantyki były pływającymi ambasadami Polski. Serwowano na nich wykwintną kuchnię, nie tylko polską. Na zdjęciu po prawej Wigilia na Batorym, 1937. Model kościoła wykonany z migdałów
Transatlantyki były pływającymi ambasadami Polski. Serwowano na nich wykwintną kuchnię, nie tylko polską. Na zdjęciu po prawej Wigilia na Batorym, 1937. Model kościoła wykonany z migdałów Narodowe Archiwum Cyfrowe
To był zapach pomarańczy, amerykańskich papierosów i dobrej wody po goleniu - wspominali podróżni. Transatlantyki były ówczesną dumą Polski oraz naszym łącznikiem z Ameryką i światem Zachodu. Zaprojektowane w najdrobniejszych szczegółach przez najwybitniejszych polskich architektów, grafików, specjalistów od wnętrz czy mebli, w czasach siermiężnego PRL-u serwowały w swoich restauracjach wykwintną kuchnię. Eleganckie karty dań oraz archiwalne zdjęcia z pokładów statków zobaczysz w naszej galerii.

Tak naprawdę mówimy o trzech statkach - MS Piłsudskim (zatonął w 1939), MS Batorym (tzw. Lucky Ship, pływał do 1969) i jego następcy TSS Stefanie Batorym (zezłomowany w 2000 r.) Statki odbywały ok. 20 podróży liniowych rocznie. Do Nowego Jorku płynęło się osiem i pół dnia. Jak podaje serwis dzieje.pl, w 1936 r. bilet z Polski do Stanów Zjednoczonych, w klasie turystycznej, wynosił w jedną stronę - 94,5 dolara, w obie strony - 169 dolarów, czyli 845 zł przy ówczesnym kursie dolara (średnia pensja w dużym mieście wynosiła ok. 200 zł). W każdym razie na taki luksus mogli sobie pozwolić tylko nieliczni.

Transatlantyki - salony polskiej kultury i sztuki

Transatlantyki miały stać się pływającymi salonami polskiej kultury. Nad ich wystrojem czuwała Podkomisja Artystyczna, powołana przez ministra przemysłu i handlu. W jej skład wchodziły wybitne osobistości: profesorowie Wojciech Jastrzębowski, Lech Niemojewski, Tadeusz Pruszkowski oraz inżynier Stanisław Brukalski. Kilkudziesięciu artystów stworzyło dekoracje, obrazy, rzeźby i meble, zgodnie z hasłem: „sztuka wszędzie i dla wszystkich”. I tak w barze na Batorym wisiały dzieła Jana Cybisa, a w salonie dancingowym – Zofii Stryjeńskiej.

Pocztówka z MS Batorym. Na zdjęciach m.in. restauracje
Pocztówka z MS Batorym. Na zdjęciach m.in. restauracje ze zbiorów Muzeum Emigracji w Gdyni

Artyści zaprojektowali nie tylko wnętrza jadalni czy gabinetów, ale również piękne karty dań i oryginalną zastawę stołową. Ta ostatnia była dziełem słynnej projektantki Julii Keilowej.

W książce „Rzeczy niepospolite. Polscy projektanci XX w.” znajdziemy opis jej oryginalnych naczyń stworzonych dla transatlantyku Piłsudski: „wszystkie elementy mają kuliste kształty, a ich jedynymi ozdobami są nieproporcjonalnie duże uchwyty oraz przyciski służące uniesieniu stabilnych, ciężkich pokrywek. Forma ewidentnie została podporządkowana warunkom morskiej podróży”.

Bożena Aksamit w reportażu „Batory. Gwiazdy, skandale i miłość na transatlantyku” dodaje, że zastawa stołowa pochodziła z polskich fabryk, obrusy z Zakładów Żyrardowskich, porcelana z Ćmielowa, szkło z huty Zawiercie, a sztućce i inne srebra zaprojektowane przez Julię Keilową wykonano w zakładach Józefa Frageta w Warszawie.

Światowy zapach pomarańczy i dobrej wody po goleniu

Transatlantykami podróżowali celebryci, ale też polscy emigranci za chlebem. Dla tych drugich często była to podróż w jedną stronę.

Akcesoria kuchenne pomocne w każdej kuchni!

Materiały promocyjne partnera

- To, co było takie niesamowite, to ten kontrast, że ludzie wyjeżdżali, przed wojną z różnych przyczyn, ale jednak często za chlebem. I po wojnie za chlebem czy żeby uciekać, m.in. z szarej Polski i poznawali zupełnie inny świat, ten zapach... Prawie każdy z pasażerów mówił, że tam był taki światowy zapach. Zapach pomarańczy, amerykańskich papierosów... - mówi w rozmowie z Magdaleną Gutowską z polonika.pl Barbara Caillot, współautorka książki „B jak Batory”.

Aleksandra Karkowska, druga autorka, cytuje w tym samym wywiadzie fragment relacji pasażerów:

„Batory to był piękny statek. Mówili o nim, że jest przystojny. Tam był oddech świata, nawet zapach był światowy. Zapach amerykańskich papierosów, pomarańczy i dobrej wody po goleniu”.

I dodaje: - Ci ludzie, jak jechali za chlebem, to był ten kontrast. Ta Polska była jednak megaszara i megasmutna. I oni mówili, że jak wsiadali na pokład Batorego, to nie wierzyli, że to jest ta sama Polska. Statek był pod polską banderą, więc był to teren Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ale to, że były dostępne na nim te egzotyczne owoce, te kuropatwy, to robiło naprawdę ogromne wrażenie.

9 tys. kg mięsa i kilkaset beczek piwa na Batorym

Kuchnia na transatlantyku miała podbić serca i podniebienia podróżnych. W jeden rejs Batory zabierał średnio:

  • 70 tys. jaj,
  • 9 tys. kg mięsa,
  • 6 tys. sztuk drobiu,
  • 1,4 tys. kg wędlin,
  • 7 tys. kg kompotów,
  • 6 tys. kg owoców,
  • 3 tys. kg cukru,
  • 3 tys. butelek lemoniady,
  • kilkaset beczek piwa

- możemy przeczytać na wystawie w Muzeum Emigracji w Gdyni.

Na Batorym pasażerowie jedli posiłki w dwóch jadalniach na pokładzie A. W klasie turystycznej były miejsca przy stołach dla 180 gości. W klasie III dla 240 osób. Podróżni przychodzili tam na śniadanie, lunch i obiad. Pomiędzy głównymi posiłkami na pokładzie i werandach serwowano drugie śniadanie i podwieczorek.

Piłsudski miał 160 m długości, na których znajdowało się 7 dostępnych dla pasażerów pokładów. Na statku było 186 kabin turystycznych, 123 kabiny klasy trzeciej i 12 pomieszczeń dziennych, w tym dwie jadalnie. Ta z klasy turystycznej była największym pomieszczeniem na Piłsudskim i zajmowała niemal 300 mkw. Znajdowały się tu stoliki dla 180 gości. Ściany zostały wykończone różnymi typami materiałów, m.in. tkaninami, lustrami i drewnem cytrynowym, którego kolor miał podobno pobudzać apetyt - jak donosi strona mspilsudski.pl. W jadalni klasy III zamówione meble zostały wykonane według jednego z popularniejszych przed wojną wzorów giętych krzeseł projektu Stanisława Sienickiego.

Przyrządzaj pyszne wypieki!

Materiały promocyjne partnera

To nie koniec atrakcji. Podróżni mieli tu do dyspozycji trzy bary. Jeden zlokalizowany był w palarni klasy turystycznej, drugi w palarni klasy trzeciej, trzeci na werandzie na Pokładzie Spacerowym. Na pokładzie B ciągnął się korytarz służbowy, zwany Ulicą Portową. Tutaj mieściły się: kuchnia załogowa, jadalnia dla oficerów i załogi, piekarnia, cukiernia, ambulatorium ze szpitalem, drukarnia, pralnia, a nawet straż ogniowa.

Batory miał 160 m długości, 7 pokładów, kino, kaplicę, basen, 5 barów oraz pokoje dla dzieci z nianiami, zwanymi Matkami Okrętowymi. Była też drukarnia, w której codziennie drukowano menu. Do tego działały piekarnia, cukiernia i masarnia. Autorki książki „B jak Batory” mówią w wywiadzie dla polonika.pl, że transatlantyk woził na swoim pokładzie 750 pasażerów oraz 300 osób obsługi hotelowo-restauracyjnej. Na dwóch pasażerów przypadała jedna osoba, więc jakość usług była bardzo wysoka. Jeżeli chodzi o kuchnię, to byli w niej specjaliści od zup, deserów czy sałatek.

„W wyznaczonych porach chłopiec okrętowy w białym kitlu kuchcika przebiegał korytarze i pokłady i uderzając pałeczką w gong, wołał dyszkantem: - Obiad, proszę państwa! Pierwsza tura. Pasażerowie z biletami klasy A proszeni do jadalni!. Gdy zjedli jedni, zaczynali drudzy, potem kolacja, dansing, śniadanie. Basen, czytelnia, brydż, flirty” - pisał Grzegorz Rogowski w książce „Pod polską banderą. Przez Atlantyk; m/s Piłsudski i m/s Batory. 8 dni niezapomnianej podróży" (cyt. za dzieje.pl).

Rejs był jedną wielką okazją do imprezowania

W Muzeum Emigracji w 2019 r. można było zobaczyć zdjęcia Hipolita Śmierzchalskiego z TSS Stefan Batory (następca MS Batorego), który przez 10 lat pływał na ostatnim z polskich transatlantyków w roli pokładowego fotografa. Dokumentował imprezy, przyjęcia, bale, msze oraz codzienne, pokładowe życie na statku.

- Rejs był jedną wielką okazją do imprezowania - mówił w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” w 2019 r. Adam Mazur, kurator wystawy zdjęć Hipolita Śmierzchalskiego w Muzeum Emigracji. - Są to lata 80., kiedy w kraju trudno było zdobyć nawet podstawowe dobra. Podczas gdy Stefan Batory był oazą luksusu. Znakomita kuchnia, a wśród alkoholi najlepsze marki - to robiło kolosalne wrażenie na pasażerach.

Piękne panie zabierały ze sobą w rejs wytworne balowe suknie, bo też tańczono na „Batorym” codziennie

TSS „Stefan Batory”. Rozkosze rejsów, czyli balangi, toasty,...

Co się liczyło w pracy na transatlantyku? - Aparycja, wiedza, języki, no i dyscyplina, dyscyplina i jeszcze raz dyscyplina - wymienia w filmie dokumentalnym „Takie małe miasteczko Batory” w reż. Anny Dejczer jeden z barmanów. - Nie wszyscy nadawali się, żeby pływać na Batorym.

Krem z żółwia na wieczorze kapitańskim, zupa z brzoskwiń na Piłsudskim

Warto dodać, że władzom GAL-u (Gdynia–Ameryka Linie Żeglugowe) zależało, aby nasze transatlantyki sławiły na świecie polską kuchnię. Ale nie brakowało też potraw ze świata. We wspomnianym dokumencie Anny Dejczer kawiarz i rybiarz, którzy pracowali na Batorym, czytają menu z 1967 r. W restauracji na IV pokładzie serwowano m. in.:

  • rolmopsy z cebulką,
  • szproty w oliwie,
  • twarożek,
  • dorsza smażonego w jajku,
  • sandacza po polsku,
  • beef strogonowa,
  • lody Bomba po brazylijsku.

W archiwum Muzeum Emigracji w Gdyni znajdziemy pięknie zdobione karty dań z transatlantyków z różnych lat. Są dowodem na to, jak bardzo dbało się na tych statkach o klienta, zróżnicowaną kuchnię i detale. Przykładowo w menu klasy turystycznej z czerwca 1967 szef kuchni polecał:

  • krem Opera,
  • risotto z drobiu,
  • pieczeń wieprzową po węgiersku,
  • zupę grochową po wiejsku.

„Celem zapewnienia odpowiedniej temperatury podawanych win, pasażerowie proszeni są o powiadomienie Wine Stewarda o swoich życzeniach” - czytamy w menu. Na zakąskę serwowano m.in. rolmopsy z cebulką, jajka Andaluse, sałatkę Carmen i szproty delikatesowe. Z zup: consomme z tapioką oraz wspomnianą grochową. Z ryb: halibuta smażonego z kaparami oraz tasergala. Z kuchni duńskiej: ogony wołowe duszone w jarzynie. Zimny bufet to: udziec barani z korniszonami i ozorki cielęce w galarecie.

Karty dań były projektowane przez polskich artystów
Karty dań były projektowane przez polskich artystów ze zbiorów Muzeum Emigracji w Gdyni

Na obiedzie na Piłsudskim w klasie turystycznej w sierpniu 1936 r. można było zjeść m. in.:

  • kapuśniak warszawski,
  • zupę z brzoskwiń na zimno,
  • szczupaka faszerowanego po żydowsku,
  • kurczaka po polsku z kompotem,
  • noisette baranie z sosem Soubise,
  • omlet z galaretką porzeczkową.

Z kolei na Batorym w grudniu 1972 r. z okazji zakończenia rejsu zorganizowano wieczór kapitański. Podawano na nim m. in.:

  • homara na zimno Empire,
  • krem z żółwia z groszkiem ptysiowym,
  • kurczę pieczone Mascotte.

Bomba Victoria - kulinarna atrakcja

W 1974 r. szef kuchni Janusz Muszyński, który pracował na obu Batorych, proponował podróżnym m.in.: jajka w koszulkach Ducale, zupę z porów z grzankami. Z potraw mięsnych: ragout barani z ryżem i kotlet wieprzowy panierowany. Była też pieczeń z dzika i lody Sylwia. Muszyński, jak pisał tygodnik „Polityka”, w 1978 r. został pasowany na członka Bractwa Łańcucha Paszteciarzy (Confrerie de la Chaine des Rotisseurs), założonego w 1248 r. w Paryżu. A transatlantyk Stefan Batory otrzymał medal tego bractwa. Największym wzięciem na statku cieszyła się natomiast tzw. bomba Victoria. O czym mowa?

„Gdy po gorących daniach ze stołów zostaną sprzątnięte nakrycia – orkiestra gra tusz, gaśnie światło i przy dźwiękach marsza wkracza do salonu korowód ok. 30 stewardów. Każdy ma przed sobą tacę z autentyczną płonącą rzeźbą lodową, w której zakamarku są umieszczone delicjowe lody. Rzeźba dla każdego stołu jest inna, płomień spirytusowy ten sam, jak i masa jadalnych smacznych lodów” (cyt. za polityka.pl).

Kliknij w zdjęcie, żeby przejść do galerii

Transatlantyki były pływającymi ambasadami Polski. Serwowano na nich wykwintną kuchnię, nie tylko polską. Na zdjęciu po prawej Wigilia na Batorym, 1937. Model kościoła wykonany z migdałów

Transatlantyki od kuchni. To były największe pływające oazy ...

Transatlantyk Batory był pływającą oazą luksusu w czasach PRL-u. Nic dziwnego, że reżyserzy chętnie kręcili tam filmy. „Pasażerka”, „Żona dla Australijczyka” Stanisława Barei, „Kochaj albo rzuć” z Kargulem i Pawlakiem czy „Spotkanie na Atlantyku” Jerzego Kawalerowicza - to tylko niektóre z nich.

Może pora na nową patelnię?

Materiały promocyjne partnera

Znany reżyser Jerzy Gruza tak opisywał rejsy w swoim „Telewizyjnym alfabecie wspomnień”: „Dla młodego pokolenia podaję, że flagowy statek »Batory« stanowił dla nas przed laty symbol wielkiego świata, Ameryki, podróży za granicę, nienagannej obsługi, świetnej kuchni, tanecznych five o’clocków, wystawnych kolacji na balu kapitańskim. W kraju miał Polak zwykle bar mleczny, zakładową stołówkę i puste półki u rzeźnika”.

Poniżej transatlantyk Batory w filmie:

„Jadą goście, jadą”, 1962 reż. Romuald Drobaczyński, Gerard Zalewski, Jan Rutkiewicz

„Żona dla Australijczyka”, 1965, reż. Stanisław Bareja - polska komedia muzyczna z udziałem zespołu Mazowsze oraz aktorów Elżbiety Czyżewskiej i Wiesława Gołasa

Źródła:
MS wyprawa statkiem marzeń, polonika.pl; „Polskie transatlantyki - pływające salony sztuki” Jolanta Gola; „Rzeczy niepospolite. Polscy projektanci XX w.”; „Batory. Gwiazdy, skandale i miłość na transatlantyku” Bożena Aksamit; „Pod polską banderą. Przez Atlantyk; „m/s Piłsudski i m/s Batory. 8 dni niezapomnianej podróży" Grzegorz Rogowski; „Rodzina Batorych” Ryszarda Socha „Polityka”, 2005; mspilsudski.pl; dzieje.pl.

Sprawdź też inne tematy ze Strony Kuchni:

Wideo
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia