Tu, gdzie siedział Prymas Tysiąclecia

Prymas Polski ks. kard. Stefan Wyszyński podczas głoszenia homilii w Gorzowie Wielkopolskim
Prymas Polski ks. kard. Stefan Wyszyński podczas głoszenia homilii w Gorzowie Wielkopolskim NAC, 19-23-18 [1]
Kardynał Stefan Wyszyński był więziony w Prudniku ponad rok. Nigdy potem w tutejszym klasztorze nie był. Odwiedzili go za to wszyscy jego następcy na prymasowskiej stolicy

Reporterzy NTO zatrzymują się od strony podwórka przed prudnicką siedzibą franciszkanów (miejscowi nazywają ją klasztorkiem). Właśnie na tę stronę zakonnego terenu wychodziły 60 lat temu okna celi więzionego tutaj przez komunistyczne władze prymasa Polski. Dziś jest tu starannie urządzony ozdobny ogródek i wyłożone polbrukiem podwórko. Wtedy nie było tu kostki, a w ogrodzie hodowano tylko warzywa. Teren był spadzisty i grząski, co nie ułatwiało kardynałowi i jego współwięźniom spacerów, zwłaszcza po deszczu.

Więzień oglądał ogródek, tylko gdy po nim chodził. Z okna widział - jak zanotował w "Zapiskach więziennych" - starodrzew i skrawek nieba. Resztę przesłaniał wysoki na 3,5 metra parkan zwieńczony drutem kolczastym, którym funkcjonariusze odgrodzili kardynała od świata. Wchodzimy do środka. Na parterze jest - jak wtedy - kuchnia. Na ścianie obraz. Przedstawia wystylizowanego na św. Józefa prymasa Wyszyńskiego, który prowadzi osiołka wiozącego Matkę Bożą z Dzieciątkiem w stronę Jasnej Góry. Od 6 października 1954 roku do 29 października 1955 dokładnie tu stał stolik, przy którym dzień i noc pełnił służbę funkcjonariusz UB. Wszystko po to, by kardynał i jego współwięźniowie - ks. Stanisław Skorodecki i siostra Leonia Graczyk - nie mogli wyjść niepostrzeżenie do ogrodu.

Kiedy klasztor był więzieniem, na parterze mieszkała część dozorców. (Troje więźniów było pilnowanych przez ponad 30 osób). Posterunki na zewnątrz pilnowały, by nikt obcy się nie zbliżył. Oficjalnym uzasadnieniem tej ostrożności była bliskość granicy. Wchodzimy do sali spotkań. Tu franciszkanie przyjmują grupy pielgrzymów. Przybywa ich w ciągu roku ponad sto. Mniejsze liczą około 30 osób, największe nawet 300. Nie tylko z Opolszczyzny. Z innych stron Polski przyjeżdżają pątnicy po drodze do różnych sanktuariów. Klasztorek przyciąga też gości z zagranicy. Najwięcej z nieodległych Czech. - Pamiętam księdza spod Brna, który przyjechał do nas pod wpływem przeczytanych po polsku "Zapisków więziennych" prymasa - mówi o. Wit Bołd, franciszkanin, gwardian i kustosz tego miejsca.

- Gościliśmy tu kiedyś także pielgrzymów z Hongkongu i grupę księży z Peru. Znaczącą część odwiedzających stanowią uczniowie szkół noszących imię Prymasa Tysiąclecia.
W gablotach pamiątki po nim. Wśród nich zielony ornat, spora skórzana torba podróżna i wydana w latach 70. w Stanach Zjednoczonych poza obiegiem cenzury biografia kardynała z wpisaną odręcznie dla tutejszych ojców dedykacją: "Drogim Ojcom Franciszkanom, wszystkim nawiedzającym ten dom składam prośbę, by dziękowali Chrystusowi i Jego Matce za wszystkie łaski i radości, których doznałem w tym domu i błogosławię. Stefan kardynał Wyszyński, prymas Polski, więzień Prudnika 1954-1955". O. Wit przyznaje, że osobiste rzeczy prymasa nie pochodzą z okresu jego uwięzienia. Choć torbę mógł wtedy ze sobą mieć.

Pamiątki wyeksponowane w sali pamięci i sutannę prymasa pokazywaną w dawnej celi więziennej piętro wyżej franciszkanie otrzymali z warszawskiej kurii wiele lat po uwięzieniu. Kiedy klasztor był - jak to wtedy określano - obozem odosobnienia prymasa, miał on do dyspozycji dwa pokoje na pierwszym piętrze (drugie piętro zajmowali funkcjonariusze UB). Jeden z nich mogą dziś odwiedzać pielgrzymi i turyści. Nieduże pomieszczenie wygląda prawie tak samo jak w latach 50. Wybito tylko dodatkowe drzwi, by goście nie musieli przechodzić przez klauzurę. Pokoje zajmowane wtedy przez współwięźniów kardynała oraz ówczesną jadalnię i kaplicę więźniów zajmują pracujący tu franciszkanie (jest tu 4 ojców i 1 brat).

W celi stoi stół, proste drewniane łóżko nakryte kocem i przeszklona szafa.

- Ona na pewno jest późniejsza - mówi o. Bołd. - Co do pozostałych mebli to jeszcze, kiedy sam wstępowałem do zakonu w latach osiemdziesiątych, takie stoły i łóżka były w klasztorach powszechnie w użyciu. Czy te konkretne pamiętają kardynała, nie mam pewności. Na pewno z tamtych czasów zostały zamknięte dziś na stałe drzwi, okno, nieduży żeliwny kaloryfer i podłoga. Pamiętam, jak odwiedził nas kiedyś emerytowany biskup pomocniczy z diecezji kaliskiej Teofil Wilski. Przed laty był rektorem seminarium w Gnieźnie i dobrze znał prymasa. Trafił do nas dokładnie w 60. rocznicę uwięzienia prymasa. Całował tę podłogę, po której więzień chodził.

Nie ma w tutejszych zbiorach żadnych zdjęć kardynała z okresu uwięzienia w Prudniku. Kustosz zwrócił się o pełną kwerendę do IPN-u, ale nie przyniosła ona efektu. Można się domyślać, że więzień był przez funkcjonariuszy fotografowany, ale zdjęcia prawdopodobnie zniszczono. Zachowały się fotografie z Komańczy, ale tam ludzie z zewnątrz mieli już do kardynała dostęp. Ojciec kustosz przyznaje, że świadomość, iż kardynał był w Prudniku przetrzymywany, istniała oczywiście zawsze, ale upamiętniono to oficjalnie dopiero po jego śmierci (zmarł 28 maja 1981 - przyp. red.) i dopiero wtedy urządzono tu miejsce pamięci.

- On sam nigdy po uwolnieniu tutaj nie był. I po ludzku go rozumiem - mówi o. Bołd. - Myślę, że nie miał stąd dobrych wspomnień. Samo więzienie bez wyroku było torturą. A przecież właśnie w czasie pobytu prymasa w Prudniku ciężko zachorował jego ojciec. Miał udar. Mimo próśb, synowi nie pozwolono go odwiedzić. Musiało mu to ciążyć.
Ojciec Wit podkreśla, że miejsce uwięzienia swego poprzednika odwiedzili za to wszyscy kolejni prymasowie Polski. Kardynał Józef Glemp był tu dwukrotnie. W maju 1983 roku poświęcił pomnik Prymasa Tysiąclecia przy udziale tłumu wiernych, drugi raz przyjechał w 2001, gdy w całej Polsce obchodzono Rok Prymasowski. Obecny prymas, abp Wojciech Polak, otworzył tu przed rokiem - 5 października 2014 - Prudnicki Rok Prymasowski obchodzony w diecezji opolskiej. W jego trakcie byli tu prymasi seniorzy - arcybiskupi Józef Kowalczyk i Henryk Muszyński.

Początki franciszkańskiej obecności w prudnickim lesie są o wiele wcześniejsze i wiążą się z postaciami ojców Lotara Oebbecke i Dezyderiusza Ernsta z saksońskiej prowincji franciszkanów. Do Prudnika przyjechali oni 3 marca 1852 roku. Dzięki pomocy prudnickiego proboszcza ks. Poppe 22 marca 1852 uzyskali 12-morgowy kawałek ziemi, położony w lasku na południe od miasta, jako darowiznę od mistrza rzeźnickiego Franciszka Schneidera.

Jeszcze w tym samym miesiącu poświęcono kamień węgielny. W lipcu klasztor był już gotowy, a 1 sierpnia ks. prałat Gustaw Hohenlohe poświęcił go wraz z kaplicą. Jeden z przybyłych do Prudnika braci, Duńczyk Piotr Küchler namalował dla kaplicy klasztornej obraz św. Józefa. Ten wizerunek czczony jest tutaj do dzisiaj. Na polecenie wrocławskiego kardynała Koppa klasztor rozbudowano. Kształt zbliżony do dzisiejszego przybrał on w 1900 roku.

Kiedy kardynała Wyszyńskiego wywieziono z Prudnika - po blisko 13 miesiącach pobytu - do kolejnego miejsca odosobnienia w Komańczy, władze zamierzały tu urządzić zakład leczniczy dla dzieci pracowników resortu bezpieczeństwa. Zwalono wówczas wieżę przyległego do klasztoru kościółka i zniszczono przedsionek (prymas nigdy w tym kościółku nie był, bo na tę stronę klasztoru nie wolno mu było wychodzić). Usunięto witraże, organy, ołtarze, ambonę, ławki, konfesjonały, figury świętych, wieczne lampki, obrazy i szafy z zakrystii, około 30 lichtarzy. W ścianach kościoła wybito 23 otwory okienne (dziś jest tu 6 okien), osadzono betonowe belki stropowe, by podzielić budowlę na dwie kondygnacje, a w jednej urządzić dużą świetlicę. Po tamtych "remontach" nie ma dzisiaj śladu.

Jeśli nie liczyć belki stropowej, która w odnowionej świątyni podtrzymuje chór. Z otoczenia klasztoru usunięto w latach 50. monumentalne stacje drogi krzyżowej (głowę Chrystusa z XII stacji można dziś oglądać w sali pamięci). Została tylko XIV - grób Pański.
Ostatecznie jednak do zabrania klasztoru i kościoła przez państwo nie doszło. Podobno człowiek odpowiedzialny za przebudowę klasztoru zdefraudował część pieniędzy i prace wstrzymano. A kiedy nastał październik 1956 roku - korzystając z "odwilży", przy parafii św. Michała Archanioła w Prudniku założono komitet katolicki, na czele którego stanęli Waleria i Stanisław Nabzdykowie. Ich interwencje u władz wojewódzkich w Opolu i w warszawskich ministerstwach sprawiły, że dekretem Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej z 31 grudnia 1956 zwrócono obiekt franciszkanom. W samą porę, bo w marcu 1957 wyszła ustawa stanowiąca, że obiekty kościelne i zakonne będące w posiadaniu państwa pozostaną nadal jego własnością.

7 stycznia 1957 przybyli do Prudnika pierwsi od czasu uwięzienia prymasa franciszkanie: ojcowie Hipolit Kubicki i Roman Mika oraz bracia Meinrad Wieczorek, Paweł Ciompik i Jacek Kośny (ten sam, który wiele lat później wyrzeźbił kopię figury św. Anny dla Jana Pawła II przed jego przyjazdem na Górę św. Anny). Bracia przygotowali kaplicę i pokoje do mieszkania. Następnie postawili ołtarz w grocie koło klasztoru (ufundował ją na początku XX wieku polski działacz i nauczyciel Filip Robotta). "Zbudowaliśmy ten ołtarz ku czci i chwale niebieskiej. Okazało się, że plany Boże jednak odmienne są od ludzkich. Niech ta pierwsza praca murarska służy Panu Bogu na chwałę, Matce Bożej ku czci, a ludowi na pożytek" - napisali w specjalnym dokumencie, który można oglądać w sali pamięci.

1 maja 1957 odprawiono tam pierwszą mszę świętą. Całkowity remont zajął trzy lata. Dziś z pewnością klasztor należy do ważnych dla polskiej historii miejsc. Stefan Wyszyński nie tylko był tu w więzieniu. W Prudniku powstał pomysł odnowienia ślubów króla Jana Kazimierza. Tekst ślubowań Prymas napisał później w Komańczy, ale po latach wspominał: Myśli o odnowie Kazimierzowskich ślubów w ich 300-lecie zrodziły się w mej duszy w Prudniku, w pobliżu Głogówka, gdzie król Jan Kazimierz i prymas Leszczyński przed 300 laty myśleli nad tym, jak uwolnić naród z podwójnej niewoli: najazdu obcych sił i niedoli społecznej. Gdy z kolei mnie przewieziono tym samym niemal szlakiem, jaki przebył król w drodze do Lwowa - z Prudnika na południowy wschód - jechałem z myślą: musi powstać akt ślubowań odnowionych.

Krzysztof Ogiolda
NTO

[1]

Zobacz zdjęcie w zbiorach NAC
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia