Wałbrzych ma złoty pociąg, a Tykocin skarby królewskie?

Jacek Nazarko, właściciel zamku w Tykocinie snuje opowieść o królewskim skarbcu, który słynął na całą Europę
Jacek Nazarko, właściciel zamku w Tykocinie snuje opowieść o królewskim skarbcu, który słynął na całą Europę Anatol Chomicz
Złoto i kosztowności króla Zygmunta Augusta były na zamku w Tykocinie. Tu także krążą legendy o wielkich skarbach

W sierpniu gruchnęła wieść o tym, że w okolicach Wałbrzycha znajduje się zaginiony w 1945 roku pociąg ze złotem. Na Podlasiu nikt nie słyszał o tego typu rewelacjach, ale mamy inne. - Legenda mówi, że złoty posąg przedstawiający klacz zatonął w bagnach, które otaczały w XIII wieku nasze grodzisko - mówi Wiktor Litwińczuk, właściciel prywatnego Muzeum Archeologicznego w Surażu. Złotą klacz miały wieźć wojska Jaćwingów, które uciekały przez bagna przed oddziałami księcia Leszka Czarnego.

- Do dziś ludzie opowiadają, że znają miejsce gdzie ma leżeć ten wyjątkowy skarb - uśmiecha się Litwińczuk.

Grodzisko zostało w 1392 roku zniszczone przez Krzyżaków. W jego miejscu pod koniec XV lub w początkach XVI wieku wzniesiony został zamek należący do królowej Bony. W podziemiach miała ona ukryć swoje skarby. Zamek został zniszczony w czasie potopu szwedzkiego. Dziś jedyną jego pozostałością jest Góra Zamkowa. Okoliczni mieszkańcy mówią, że ziemia się osuwa i góra z roku na rok coraz bardziej osiada. Ma to świadczyć o istnieniu podziemi i oczywiście skarbu.

Nie tylko w Surażu powtarzane są tego typu opowieści. W 1264 roku Bolesław Wstydliwy pokonał wspomniane plemię Jaćwingów w bitwie w okolicach Brańska. Zginął wtedy wódz Jaćwingów Kumat. Lud miał złożyć jego ciało w złotej trumnie i pochować nad Bugiem pobliżu Drohiczyna. Zresztą złoto "upatrzyło sobie" te okolice. A niektóre legendy, jak się okazuje, są nawet prawdą.

- To przez to, że wzdłuż Bugu w czasach Cesarstwa Rzymskiego i Bizancjum wiódł tzw. bursztynowy szlak. Podróżowało tędy mnóstwo handlarzy. Nic więc dziwnego, że to właśnie tu znajdowane są "skarby" - mówi Lech Pawlata, białostocki archeolog.

W okolicach Drohiczyna nie brakowało w ostatnich latach doniesień o znalezieniu złotych naszyjników czy bransoletek również właśnie z czasów rzymskich. W 2010 roku szerokim echem odbiło się na przykład odkrycie w Słochach Annopolskich srebrnych i złotych monet pamiętających Cesarstwo Rzymskie.
Prawdziwa jest też opowieść o skarbcu królewskim, który za czasów króla Zygmunta Augusta przechowywany był w jednej z najważniejszych fortec I Rzeczypospolitej, czyli w zamku w Tykocinie. W tamtych czasach nie było bodaj w Europie większego skarbca, jak ten tykociński.

- Przechowywano tu pieniądze i różne kosztowności. Znane są relacje, że skarbcem dysponował jeszcze Stefan Batory. Później za czasów Wazów, gdy Rzeczpospolita prowadziła coraz więcej wojen, skarbiec "się rozpłynął" - mówi Jacek Nazarko, właściciel zamku.

Kilka lat temu podczas prowadzenia prac archeologicznych udało się jednak znaleźć monety, które specjaliści określili jako spadek po królowej Bonie.

Na Podlasiu poszukiwany jest też skarb rosyjskiego generała Aleksandra Samsonowa. Jego armia została w 1914 roku rozbita przez Niemców i zaczęła się wycofywać w kierunku Wielbarka. Generał miał pod opieką wiezioną na taczance kasę pułkową ze złotymi orderami i milionem rubli. Kiedy wojska niemieckie zaczęły okrążać jego oddziały, generał rozdzielił skarb między najbardziej zaufanych oficerów, a sam popełnił samobójstwo. Ślad po kasie pułkowej tu się urywa.
Nasz region dokłada też swoją cegiełkę w poszukiwanie najbardziej chyba znanych precjozy w historii. Chodzi oczywiście o słynną Bursztynową Komnatę zrabowaną w 1941 roku przez Niemców. Jest więc opowieść mówiąca, że ukryto ją gdzieś pod Pałacem Lubomirskich w Białymstoku. W czasie II wojny światowej mieściła się tu wszak siedziba gauleitera Prus Ericha Kocha.

- Skoro tak, to Bursztynowa Komnata na pewno gdzieś tu się kryje - zauważa żartobliwie Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego. Jednak różnego rodzaju legendy o skarbach ukrytych w przysłowiowej dziupli w drzewie (wszyscy pamiętamy chyba "Szatana z siódmej klasy") nazywa bajdurkową wersją historii.

- Ta prawdziwa jest często o wiele ciekawsza. W latach 90. XX wieku, podczas ustawiania ogrodzenia szpitala MSWiA, natrafiono na skrzynię, która potem została nazwana skarbem z ul. Fabrycznej. W środku była m.in. biżuteria i srebrna zastawa stołowa zakopana przez Żydów w czasach istnienia białostockiego getta - opowiada Andrzej Lechowski.

Białystok jest jednak ubogi w tego typu odkrycia. - To że ktoś po rozebraniu domu trafi np. na jakąś złotą obrączkę czy naszyjnik, o niczym jeszcze nie świadczy - mówi Lechowski. Uspokaja jednak poszukiwaczy złotego pociągu. Białystok też miał swój. W latach 70. ubiegłego wieku na słynnym bazarze przy ul. Bema stały panie, które sprzedawały rosyjskie złoto. Miały palce pełne pierścionków. - Nasz złoty pociąg był więc relacji Grodno - Białystok - śmieje się dyrektor Lechowski.

Tomasz Mikulicz
KURIER PORANNY

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia