Wampir z Byczyny

Krzysztof P. dostał dożywocie i 10 lat pozbawienia praw publicznych
Krzysztof P. dostał dożywocie i 10 lat pozbawienia praw publicznych archiwum
Kasia miesiąc wcześniej rozpoczęła rok szkolny. O 7.40 wyszła z domu na lekcje. W połowie drogi widział ją jeszcze jeden z mieszkańców Byczyny. Później zaginęła

Nie wróciła ze szkoły. Matka początkowo była jeszcze spokojna. Myślała, że Kasia poje chała z ojcem do jego chorej siostry. Jednak o 16 wszczęła alarm.

Dziewięciolatki zaczęło szukać całe miasteczko. Ludzie przetrząsali dom po domu. Byli też w mieszkaniu Krzysztofa P., sąsiada Kasi. Niczego podejrzanego nie zauważyli, może dlatego, że mężczyzna miał w mieszkaniu ciemno, nie płacił za prąd.

Rodzice Kasi poszli nawet do jasnowidza. Ten dał nadzieję. Powiedział, że dziewczynka żyje. Jest gdzieś przy długiej ulicy, skrępowana i przykryta kartonami. Poszukiwania skoncentrowano wokół ul. Długiej. Na darmo.

Mieszkańcy przetrząsali także glinianki i okoliczne stawy, penetrowali las. Jednak niczego niepokojącego nie znaleźli. Po Kasi nigdzie nie było śladu.

Poszukiwania wznowiono następnego dnia, w sobotni poranek. Trójka ochotników poszła na dzikie wysypisko śmieci. Była godzina U. Gdy jeden z nich zajrzał do reklamówek pozostawionych między chaszczami, momentalnie zasłabł. Taki widok wywołałby wstrząs nawet u największych twardzieli. W jednej z reklamówek była głowa dziewczynki, w innej ręce i nogi.

Wiadomość o makabrycznym odkryciu szybko obiegła miasteczko. Mieszkańcy momentalnie domyślili się, kto jest mordercą. Skojarzyli, że gdy oni biegali po mieście i szukali Kasi, Krzysztof P. spokojnie chodził z jakimiś siatkami. Policjanci natychmiast go zatrzymali w mieszkaniu i szybko wepchnęli do swojego radiowozu. W ten sposób uratowali go przed linczem. Pod domem stał już tłum ludzi, którzy nie czekając na sądy sami chcieli wymierzyć sprawiedliwość.

Na komendzie mężczyzna od razu przyznał się do zabójstwa. Powiedział, że tułów dziewczynki schował do reklamówki i zakopał koło silosów SKR w Jaśkowicach. Gdy tak szedł z tym makabrycznym bagażem, zmęczył się. Przystanął koło kiosku, w którym kupił piwo. Wypił je tak samo jak stojący obok niego inni spragnieni, tak jakby koło nogi miał ciężkie zakupy, a nie siatkę z poćwiartowanymi zwłokami dziecka.

Na pogrzeb Kasi przyszło całe miasteczko, jakieś trzy tysiące ludzi. Był biskup, 12 księży, a trumnę nieśli harcerze. W żałobie pogrążona była cała Byczyna. W tych dniach nie odbyła się żadna dyskoteka. Sprawa Krzysztofa P. trafiła przed Sąd Wojewódzki w Opolu. Morderca w ostatnim słowie powiedział, że prosi o wymierzenie mu kary śmierci. Takiej sędzia dać mu nie mógł. Mimo że najsurowsza kara, na którą z pewnością zasłużył, zapisana była w kodeksie, już wówczas obowiązywało moratorium na jej wykonywanie.

Krzysztof P. dostał dożywocie i 10 lat pozbawienia praw publicznych (był to pierwszy dożywotni wyrok, który zapadł na Opolszczyźnie). Jedyna rzecz jaka mogła pocieszyć rodziców Kasi, to fakt, że ręka mordercy już nigdy nie dotknie żadnego dziecka.

Skazany stroni od dziennikarzy. Mimo podejmowanych kiedyś prób, nie wyraził zainteresowania opowiedzeniem swojej historii.

Maciej T. Nowak
NOWA TRYBUNA OPOLSKA

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia