Ważniejsza od Grunwaldu?

MARIUSZ GRABOWSKI
Koronowo. Pomnik upamiętniający bitwę znajduje się przy ul. Tucholskiej
Koronowo. Pomnik upamiętniający bitwę znajduje się przy ul. Tucholskiej FOT. WIKIPEDIA/KAZIMIERZ MENDLIK
Dopiero cztery miesiące po triumfie grunwaldzkim Polacy przypieczętowali zwycięstwo nad Zakonem Krzyżackim. 10 października 1410 r., pod wsią Wilcze, co do annałów przeszło jako Bitwa pod Koronowem.

W końcu lipca, sierpniu i wrześniu wojska polsko-litewsko- tatarskie dość niemrawo oblegały Malbork. Już 18 lipca na czele swojego wojska do zamku przybył Henryk von Plauen, późniejszy 27. wielki mistrz zakonu krzyżackiego, który nie brał udziału w bitwie pod Grunwaldem. Von Plauen objął dowództwo i rozpoczął intensywne przygotowania do obrony. 19 lipca do Malborka dotarła też karawana z ciałem wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena.

Pod murami Malborka

Załoga twierdzy liczyła wówczas ok. 3 tys. ludzi, wśród których znalazły się chorągwie przyprowadzone przez von Plauena spod Świecia, uciekinierzy spod Grunwaldu, stała 50-osobowa załoga zamku pod dowództwem brata Johanna Techwicza, jeńcy, którzy dotarli 20 lipca po wypłaceniu im należnego żołdu, oraz 400 gdańskich marynarzy. Samo oblężenie rozpoczęło się 25 lipca, gdy od strony spalonej przez Krzyżaków wsi Nowy Targ nadciągnęła armia polsko-litewska. Pierwszego dnia oblężenia doszło do drobnych potyczek z podjazdem krzyżackim na przedpolach miasta. Potem alianci założyli trzy obozy: pierwszy należący do króla polskiego zlokalizowany był przy kościele św. Jerzego i Wielbarku, drugi obóz litewsko-ruski z księciem Witoldem na czele zatrzymał się na przedmurzu i w ogrodach zamkowych w miejscu drogi prowadzącej do Elbląga, zaś trzeci obóz założyli Tatarzy na łąkach w pobliżu rzeki Nogat. Aż trudno uwierzyć, ale przez kolejne miesiące, prócz kilku prób zdobycia twierdzy przy pomocy machin oblężniczych i wycieczek krzyżackich, sytuacja nie uległa większej zmianie. Dopiero we wrześniu załodze zamku zaczęło powoli brakować żywności, co zmusiło obrońców do – jak zapisał kronikarz – „żywienia się parzoną pszenicą”. 19 września 1410 r., na rozkaz króla, wojska polskie przerwały oblężenie i ruszyły do kraju kierując się na Sztum i Radzyń Chełmiński. Zdaniem niektórych historyków głównym powodem, dla którego Malbork nie został zdobyty, było opóźnienie wymarszu armii pod krzyżacką stolicę. Ale np. Paweł Jasienica uznawał, że Jagiełło postępował tak celowo, prawdopodobnie obawiając się, że upadek Malborka będzie oznaczać likwidację państwa zakonnego, co znacząco umocniłoby przewagę Polski nad Litwą, i zdecydował o wykorzystaniu Krzyżaków jako przeciwwagi wobec Polski.

Krzyżacy ruszają na południe

Zwinięcie oblężenia nie kończyło jednak wojny. Siły krzyżackie szybko się regenerowały (do armii zakonnej dołączyły m.in. oddziały z Bawarii, Turyngii, Miśni, Nadrenii, Saksonii, Szwabii), polsko-litewskie zaś malały. W październiku 1410 r. Krzyżacy dysponowali już 10 tys. zbrojnych i przeszły do kontrofensywy. Pojawiło się niebezpieczeństwo, iż po nadejściu kolejnych posiłków z Inflant Zakon będzie zdolny do podjęcia akcji zaczepnej. Tak tez się stało - wójt Nowej Marchii, Michał Küchmeister, z oddziałem liczącym około 4 tys. ludzi, głównie zaciężnych z Czech i Śląska, obległ zamek w Tucholi i ruszył na południe, by z zaskoczenia opanować warowny klasztor cystersów w Koronowie, mający w krzyżackich zamierzeniach stać się podstawą do dalszych działań, których celem była Bydgoszcz. Władysław II Jagiełło w odpowiedzi wysłał przeciwko Krzyżakom liczące 2 tys. zbrojnych oddziały pod dowództwem Sędziwoja z Ostroga i Piotra Niedźwiedzkiego. Polacy zdążyli obsadzić Koronowo załogą, więc Krzyżacy, zaskoczeni polską gotowością do walki, przystąpili do tzw. kontrolowanego odwrotu. W pościg ruszyli za nimi konni łucznicy. Widząc, że nie uda się uniknąć walki, wojska krzyżackie zatrzymały się na leżącym 7 kilometrów od Koronowa wzgórzu, znajdującym się dokładnie między Buszkowem a Łąskiem. Jan Długosz odnotował, że tuż przed bitwą pod Koronowem Krzyżacy wzięli do niewoli kilku Polaków. Ci okłamali ich mówiąc, że polskie siły to tylko pospolite ruszenie i trochę nieprzygotowanych chłopów, co dodało Krzyżakom pewności siebie, więc niezwłocznie zarządzili atak. Tymczasem Polacy byli już gotowi do starcia. Polskie oddziały stały w szyku bojowym, a piechota obsadziła mosty. Sama bitwa rozpoczęła się „zwyczajnie”, jak na ówczesne standardy przystało. Do walki w pierwszej kolejności ruszyli bowiem harcownicy. „W końcu Küchmeister postanowił stoczyć bitwę według zasad stosowanych między chrześcijanami. Armia krzyżacka stanęła w miejscu, a przed front wystąpił harcownik - rycerz z dworu króla węgierskiego Konrad Nyempcz. Jednak w krótkim starciu zwalił go z konia Jan Szycki herbu Doliwita. To był znak do rozpoczęcia bitwy” – napisał Długosz.

„Ile sił do zabijania”

Bitwa koronowska był zupełnie odmienna od grunwaldzkiej i miała raczej charakter pojedynków rycerskich. Historycy wojskowości dzielą ją trzy tury, gdyż dwa razy walki przerywano, aby zebrać rannych. Obie strony wymieniały się na bieżąco jeńcami, a nawet posyłały sobie wino i podarki. Bitwa pod Koronowem rozstrzygnęła się w trzeciej rundzie. Wtedy Jan Naszan z Ostrowic herbu Toporczyk zrzucił z konia chorążego, pochodzącego z Frankonii rycerza Henryka. Krzyżacy utracili chorągiew, co spowodowało chaos w ich szeregach. Oddziały się załamały i zaczęły uciekać. W owych czasach zwinięcie gonfalonu, czyli głównej, najważniejszej chorągwi, było zazwyczaj znakiem do odwrotu. Lżej zbrojni polscy jeźdźcy rozpoczęli pościg. Problem w tym, że sielankowy opis bitwy może nie być do końca prawdziwy. Jej przebieg, wraz ze stratą chorągwi, zmienił się radykalnie. Wówczas bowiem rycerstwo polskie, jak pisze tenże Długosz, „(…) zdobywszy pełne zwycięstwo i kładąc pokotem wrogów wybiło ich, wzięło do niewoli lub zmusiło do ucieczki. Wróg bowiem cofnął się, a następnie, kiedy Polacy ostrzej natarli, zwrócił się do ucieczki (…). Zwycięzcy ścigali też uciekających, ile im sił starczyło do ścigania i dłoni do zabijania”. W wyniku tej krwawej jatki zdobyto łupy i 300 rycerzy dostało się do polskiej niewoli, w tym wielu tzw. gości Zakonu. Do niewoli wzięty został także naczelny wódz armii krzyżackiej Michał Küchmeister von Sternberg, którego osadzono później na zamku w Chęcinach. Dokładnych danych o stratach krzyżackich nie mamy, lecz szacuje się, że zakonnicy stracili ok. 800 rycerzy zabitych i owych 300 wziętych do niewoli.

„Wielkie” znaczenie strategiczne

Oblicza się, że pod Koronowem polskie siły rozbiły trzecią część całej armii krzyżackiej i udaremniły jej połączenie z główną armią zakonną. Jan Długosz był zdania, że bitwa pod Koronowem, choć mniejsza i „mniej znamienita od bitwy pod Grunwaldem”, miała większe znaczenie strategiczne oraz dała większe długofalowe efekty od swej poprzedniczki. Dwukrotnie w narracji kronikarz wymienił walczącego po stronie krzyżackiej, pochodzącego ze Śląska nadwornego rycerza Zygmunta Luksemburskiego, Konrada Nympcza. „Kolejne interesujące informacje Długosz zawarł w swoim stosunkowo obszernym komentarzu końcowym odnoszącym się do starcia koronowskiego. Oto do niewoli polskiej miało się dostać wielu Frankończyków, Ślązaków, Bawarów, Turyngów, Czechów, mieszkańców Nadrenii i Miśni, Sasów oraz Szwabów. Wśród jeńców kronikarz imiennie wymienił głównodowodzącego armią przeciwnika, krzyżackiego wójta Nowej Marchii Michała Küchmeistra, wspomnianego już Konrada Nympcza oraz – jak to podał Długosz – innych dworzan króla węgierskiego Zygmunta Luksemburskiego: Konrada Elkingera, Konrada Truklszesza, Baltazara z Głowna (lub Sluwna) i Hannusa Lebela” – pisze Sławomir Jóźwiak w rozprawie „Jeńcy strony krzyżackiej po bitwie pod Koronowem”. Jaki był, prócz efektu propagandowego, skutek bitwy Pod Koronowem? Pokój toruński - traktat pokojowy, zawarty 1 lutego 1411 r. na wiślanej wyspie Kępa Bazarowa w Toruniu, między Polską i Litwą a Krzyżakami, kończący tzw. wielką wojnę z lat 1409-1411.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia