Kiedy wczesnym rankiem 9 kwietnia 1940 r. wojska niemieckie bez ostrzeżenia zaatakowały Norwegię, dyrektor Banku Narodowego Norwegii w Oslo natychmiast wystosował prośbę do naczelnego dowódcy wojsk norweskich o pomoc w ewakuacji 50 ton złota w sztabach (i monetach) do Londynu. Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej (w 1938 r.) część rezerw złota Banku Norwegii, która zgromadzona była w podziemnym skarbcu w Oslo została przetransportowana do Anglii i Stanów Zjednoczonych. Norwegowie postanowili jednak zatrzymać 50 ton złotego kruszcu w Banku Narodowym na najgorsze czasy. Jak się okazało, taki czas przyszedł niespodziewanie szybko - bo już 9 kwietnia 1940 r.
Kto pierwszy?
Norweska armia zajęta nagłymi walkami z niemieckim desantem zdołała przekazać do dyspozycji dyrektora banku jedynie niewielką liczbę ciężarówek i mały oddział wojskowy do ich eskorty. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że Niemcy będą starali się za wszelką cenę zrabować łakomy kąsek, jakim było 50 ton złota. Bankowiec wiedział też, że siły zbrojne Norwegii nie będą w stanie długo opierać się wojskom niemieckim. Toteż dyrektor banku natychmiast zorganizował akcję załadunku skarbu na ciężarówki, które miały wywieźć norweskie rezerwy złota do jednego z portów na północy kraju - a stamtąd do Wielkiej Brytanii. W pośpiesznym załadunku kilku tysięcy sztab złota pomagał kto mógł - polityk Frederik Haslund, znany norweski pisarz Nordhal Grieg i mieszkańcy Oslo. Pracownicy banku musieli poprosić okoliczne firmy transportowe, by użyczyły ciężarówek i ludzi do pomocy, gdyż w Oslo nie było nawet wystarczającej ilości wojskowych ciężarówek, by jednorazowo przewieźć w konwoju 50 ton złota - a był to bardzo duży transport. W tym czasie trwały już walki o Oslo. Rozpoczął się wyścig z czasem… Złoty skarb zapakowano do 818 skrzyń (po 40 kg każda) i do 685 skrzyń (po 25 kilogramów). Na skarb narodowy Norwegów składało się także tysiące złotych monet, które z kolei zapakowano do beczek. Całą wojskową ochroną był jedynie naprędce oddelegowany niewielki oddział żołnierzy Armii Norweskiej, którzy eskortowali poszczególne ciężarówki. Jednak eskortą pozostałych ciężarówek byli jedynie pracownicy banku uzbrojeni co najwyżej w rewolwery. Pracownicy Banku Narodowego Norwegii bardzo się spieszyli, ale spieszyli się też Niemcy. Kiedy z jednej strony miasta trwały już walki na morzu, w powietrzu i na lądzie, w banku wrzała praca, by zdążyć przed Niemcami. Załadowane po dach ciężarówki odjeżdżały jedna po drugiej w stronę portowego miasta Lillehammer. Tymczasem walki z Niemcami toczyły się już w centrum Oslo. Ostatnia ciężarówka ze złotem odjechała spod banku dokładnie o godzinie 13.00. W tym czasie niemiecki oddział śpiesznie maszerował w stronę banku główną ulicą norweskiej stolicy - po Karl Johans Gate. Niemcy spóźnili się o włos. Niemcy byli wściekli, ale nie zamierzali rezygnować. Wiedzieli, że konwój udał się w stronę jednego z norweskich portów, a oni Norwegię błyskawicznie zdobywali… Rozpoczął się kolejny wyścig.
8 ton do Wlk. Brytanii
Na szczęście cały konwój szczęśliwie dotarł bez większych przy do Lillehamer - miasta oddalonego o kilkaset kilometrów od zdobytego przez Niemców Oslo. Skarb został zdeponowany w miejscowym banku, przed którym ze względów bezpieczeństwa wystawiono jedynie nieliczną cywilną (uzbrojoną) straż. Frederik Haslund, którego naprędce mianowano dowódcą konwoju, nie chciał zwracać niczyjej uwagi, że oto w Lillehamer znajduje się całe złoto Norwegii. Tymczasem Niemcy wpadli na ślad złotego konwoju. Pośpiesznie zorganizowany bankowy transport nie uszedł uwagi gapiów - w tym norweskich kolaborantów, którzy najprawdopodobniej poinformowali Niemców, którzy wiedzieli już, gdzie mają szukać złota. Kiedy po tygodniu niemiecka armia zaczęła się zbliżać do Lillehamer, podjęto decyzję o dalszej ucieczce. 19 kwietnia, pod osłoną nocy złoty skarb pośpiesznie załadowano do pociągu. O tym, co znajduje się w skrzyniach, wiedziało jedynie wąskie grono osób - oprócz Frederika Haslunda jedynie niektórzy wojskowi i poeta Nordhal Grieg. Pociąg skierował się do miasta Aandalsnes - jednego z pomniejszych portów, gdzie znajdował się brytyjski statek. Na szczęście transport dotarł do celu, choć niemieckie lotnictwo kilkakrotnie niecelnie bombardowało pociąg. Niestety, Niemcy ponownie zbombardowali pociąg podczas przeładunku na statek. Na angielskim statku znalazło się jedynie 8 ton złota. Z resztą ładunku Norwegowie wyjechali w stronę miasta Molde, gdzie miała też przebywać uciekająca przed Niemcami rodzina królewska. Dowódcy transportu na szczęście dopisywało szczęście, choć wielokrotnie wydawało się, że złoto wpadnie w niemieckie ręce lub spocznie na dnie oceanu. Angielski statek szczęśliwie dopłynął z 8 tonami złota do Wielkiej Brytanii, także „złoty pociąg” mimo ataków niemieckiego lotnictwa szczególnie nie ucierpiał. Mógł jechać dalej.
Na kutrach
Jednak Niemcy tropili nie tylko złoto, ale i królewską rodzinę. Po dotarciu do portu Molde okazało się, że Niemcy bombardują już port i miasto, co uniemożliwiło transport na aliancki statek. Ratunkiem okazało się powierzenie „złotych skrzynek” miejscowym rybakom, którzy stali się kolejnymi bohaterami tej historii. Skrzynki i beczki umieszczono w ładowniach rybackich kutrów, których kapitanowie poręczyli honorem za dostarczenie ładunku do Tromsoe - bezpiecznego jeszcze portu na dalekiej północy. Norwescy rybacy natychmiast wybrali się w niebezpieczny rejs. Nie był to jednak konwój - kutry były rozproszone, by nie zwracać na siebie uwagi niemieckich pilotów. Na jeden z rybackich kutrów („Alfhild”) wsiadł żołnierz-poeta Nordhal Grieg, który jako jeden z nielicznych uczestniczył w konwoju od początku do końca. Rybacy, dla niepoznaki, kiedy tylko widzieli na niebie niemieckie samoloty, natychmiast zarzucali sieci. Na szczęście Niemcom nie przyszło do głowy, że skrzynki i beczki w ładowniach kutrów nie są wypełnione rybami, tylko złotem. I na tym polegał cały fortel. Szczęśliwie wszystkie kutry dotarły ze złotym ładunkiem lotnicdo portu. Niebawem też (9 maja 1940 r.) „złoto Norwegii” dotarło do portu Tromsoe, a dwa tygodnie później zostało załadowane na brytyjski krążownik „Enterprise”, który odpłynął w stronę Anglii. 50 ton norweskiego złota zostało uratowane przede wszystkim przez cywilów - mieszkańców Oslo, Lillehamer i rybaków.
Medale dla rybaków
50 ton złota szczęśliwie zdeponowane zostało w podziemiach Banku Anglii, a następnie skarb został przewieziony do Kanady i USA. Złoty depozyt Banku Norwegii pozwolił sfinansować działanie rodziny królewskiej, norweskiego rządu na emigracji, który wspierał ruch oporu w okupowanej Norwegii. Po zakończeniu wojny reszta zasobów partiami wracała do kraju. Jeden z ostatnich transportów wrócił do Norwegii w 1987 r. - było to 10 ton złotych monet. Król Norwegii nie zapomniał o bohaterach akcji ratowania norweskiego złota - po wojnie każdy z rybaków biorący udział w rejsie do Tromsoe został odznaczony przez króla. Uczestniczący w tej operacji Nordhall Grieg, po zakończeniu misji eskortowania złota, pozostał w Tromsoe, skąd 17 maja 1940 r. z ostatniej wolnej norweskiej stacji radiowej NRK, z okazji święta narodowego Norwegii odczytał swój poemat „Flagi na maszt!”. Przepowiedział w nim, że przyjdzie dzień niepodległości i norweskie flagi ponownie będą powiewać w całej Norwegii. Niezwykle emocjonującą historię można dzisiaj oglądnąć w wysokobudżetowym filmie „Wyścig po złoto”. Historia z norweskim złotym depozytem przywodzi na myśl podobną historię - uratowania 80 ton polskiego złota we wrześniu 1939 r., co zostało pokazane jeszcze w czasach PRL-u w filmie „Złoty pociąg” (1979). Może po latach przyjdzie czas na ponowną ekranizację tej historii.