Z fanatyzmu, z ambicji, ze strachu. Oto motywy największych zdrajców w historii Polski

Katarzyna Kaczorowska
Obraz Jana Matejki „Rejtan - upadek Polski”. Z szarfą Stanisław Szczęsny Potocki. Na prawo od niego z wyciągniętą ręką hrabia Adam Poniński
Obraz Jana Matejki „Rejtan - upadek Polski”. Z szarfą Stanisław Szczęsny Potocki. Na prawo od niego z wyciągniętą ręką hrabia Adam Poniński
Dwóch przyczyniło się do upadku własnego państwa. Jeden wydał człowieka, który o to państwo walczył. Zdrajców - Szczęsnego Potockiego, Seweryna Rzewuskiego i Ludwika Kalksteina - łączyło jedno: uniknęli śmierci, na jaką zasługiwali

Jak tu ich nie przyjąć? Pierwszy z nich wierny mi jest i oddany od trzydziestu lat. Drugi był wrogiem, lecz okoliczności zmusiły go do zmiany orientacji. Rzeczpospolita nie może istnieć bez Rosji. Jeden tylko człowiek w niej okazał się niewdzięcznikiem. To król!” - pisała caryca Katarzyna II w Roku Pańskim 1791 o Stanisławie Szczęsnym Potockim i Sewerynie Rzewuskim. Za rok dojdzie do konfederacji targowickiej, która dla potomnych stanie się symbolem zdrady narodowej. Za dwa lata zostanie przeprowadzony II rozbiór Polski, którego dokonają Rosja i Prusy. Za cztery - po trzecim rozbiorze, do którego dołączy Austria - I Rzeczpospolita Obojga Narodów przestanie istnieć. W międzyczasie wybuchnie powstanie kościuszkowskie, które niczego nie uratuje - poza honorem kilku ludzi. Ostatecznie król Stanisław August Poniatowski dokończy żywota na łaskawym chlebie dawnej kochanki, z którą marzył o zmienianiu świata na lepszy i która rzeczywiście ów świat zmieniła, choć pewnie nie do końca tak, jak planowali.

Szczęsny Potocki - od 1797 r. dzięki łaskawości carycy rosyjski general-en-chef - żywota dokona w 1805 r. w majątku w Tulczynie. A Seweryn Rzewuski, jeden z inicjatorów targowicy, którego w czasie insurekcji Sąd Najwyższy Kryminalny skaże na karę śmierci przez powieszenie, wieczną infamię, konfiskatę majątków i utratę wszystkich urzędów - aczkolwiek wobec nieobecności skazanego 29 września 1794 r. powiesi się publicznie na szubienicy jego portret - umrze w Wiedniu w 1811 r.

Niezależnie od ocen dorobku ostatniego króla Rzeczypospolitej, dwóch możnych ówczesnego świata - Stanisław Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski - potomni uznali za zdrajców, a słowo „targowica” już na wieki chyba pozostanie synonimem zdrady własnego państwa, w której istotą jest sięganie po pomoc tych, którzy wcale pomóc nie zamierzają...

Zdrajco! Po trzykroć zdrajco!

- wołał do wielkiego księcia litewskiego Janusza Radziwiłła imć Pan Zagłoba na wieść o tym, że wypowiedział on wierność królowi. Fani „Potopu” doskonale pamiętają scenę rzucania buław do stóp księcia - tak zbuntowali się pułkownicy. W rzeczywistości, która przyniosła upadek państwa polskiego, przeciwko władzy króla i proponowanym przez niego reformom zbuntowali się magnaci, do których dołączyli nie do końca zorientowani w zakulisowych interesach kibice. Kim byli główni rozgrywający konfederację targowicką?

Stanisław Szczęsny Potocki. Przez wielu historyków traktowany trochę jak ciepłe kluski. Ot, człowiek cnotliwy i prostolinijny, lecz łatwo ulegający wpływom - popadł w zupełną zależność od Rzewuskiego, który „nalewał mu głowę”.

Najdobitniej wyraził ten pogląd historyk tzw. szkoły warszawskiej Władysław Smoleński, pisząc: »Potocki przyswoił sobie nie tylko tezy polityczne mistrza, lecz i całą jego argumentację. Pisał stylem hetmana, posiłkował się jego frazeologią«

- przypomina Emanuel Rostworowski w artykule „Korespondencja Szczęsnego Potockiego z Sewerynem Rzewuskim z lat 1788-1796”. A życzliwy Potockiemu pamiętnikarz Ludwik Cieszkowski o Potockim informował:

Bardzo niewłaściwie dostało mu się to imię Szczęsnego, albowiem przez całe prawie swe życie doświadczał najrozmaitszych nieszczęść i umartwień.

Cóż, właściwszym chyba byłoby stwierdzenie, że sam owych nieszczęść był sprawcą.

Syn despotycznych rodziców, trzymany krótko, ponoć nie grzeszył inteligencją i nauki w jego przypadku poszły w las. Pierwsze dorosłe lata pokazały też, że i charakteru, i honoru mu nie stało. Młody Potocki bowiem zakochał się w hrabiance Krystynie Komorowskiej, pannie równej mu urodzeniem, ale nie majątkiem. Oświadczył się, został przyjęty, ale wymógł na rodzicach narzeczonej, by dali zgodę na ślub potajemny (a może, jak pisał Jerzy Łojek, to przyszli teściowie pchali córkę w objęcia magnata?). Ta historia nie miała dobrego zakończenia. Komorowscy przyjechali z ciężarną Krystyną, oficjalnie jeszcze panną, do Potockich seniorów. Wizyta była udana, więc wyznali gospodarzom, że od niedawna są rodziną.

Wybuchł skandal. Jak pisał Cieszkowski, Anna Potocka, „niewiasta równie jak jej mąż omamiona wielkością swoją, wiadomość tę przyjęła z największym gniewem (...). Postanowiono natychmiast nazajutrz syna wysłać w podróż za granicę; synową uwieść z domu rodziców, a osadziwszy w klasztorze u mniszek w Sandomierzu, rozwód wyrobić”. Potoccy zorganizowali zajazd Kozaków na majątek Komorowskich. Krystyna tej napaści nie przeżyła, a jej małżonek, który skwapliwie stanął po stronie własnych rodziców, ponoć usiłował zabić się kozikiem... Ponoć, bo cała ta historia pokazała, że jest przede wszystkim człowiekiem bez charakteru. „Zdolności umysłowych bardzo miernych; zwykły rozsądek, który do spraw domowych wystarczał i sprawy publiczne, zwłaszcza lokalne, roztropnie oceniał, ale który prędko się mieszał i przygasał, ilekroć miłość własna i pycha rodowa były w nim zadraśnięte” - tak pisał o nim historyk Sejmu Wielkiego ks. Walerian Kalinka.

Od 1784 r. Potocki stawiał na karierę polityczną: wystawił regiment pieszy liczący 400 żołnierzy. Ubrał ich w mundury, dał im broń i utrzymanie, co kosztowało go około 100 tys. zł z dochodów szacowanych na 3 mln rocznie. I regularnie spotykał się z Katarzyną II - w Kaniowie i Kijowie. Caryca, co nie umknęło oczom współczesnych, okazywała Potockiemu szczególne względy. Zapewne nie dla jego miernych walorów intelektualnych, ile dla możliwości wykorzystania do własnych celów. Nic dziwnego, że po latach, kiedy Potocki został poddanym monarchini, napisał:

Wydawało mi się, że miałem szczęście urodzenia się Rosjaninem, czułem to samo przywiązanie i poświęcenie dla mojej Monarchini i mojej ojczyzny, które zjednywały i zjednywać będą zawsze taki szacunek Rosjan.

Ewolucja ku zdradzie, bo tak osądza się dzisiaj Potockiego, w opinii między innymi Jerzego Łojka nie wynikała z pazerności, ale z przekonań politycznych. W 1788 r. przyszły targowiczanin został wybrany na posła na Sejm, który przeszedł do historii jako Wielki. Już rok później był generałem artylerii koronnej i głosował razem ze stronnictwem reformatorów. Poparł projekt ustanowienia stutysięcznego wojska i podniesienia podatków, kazał odlać 12 armat z dewizą: Civis me patriae obtulit - Obywatel ofiarował mnie ojczyźnie, ba, obiecał nawet ufundować 10 tys. karabinów dla piechoty, ale tu akurat impet reformatorski mu osłabł i słowa nie dotrzymał. Jak więc doszło do rozwodu Potockiego ze środowiskiem, które chciało reformować królestwo? Szukając przeciwwagi dla Rosji, otworzono pole do negocjacji z Prusami, a stamtąd szły zapowiedzi sojuszu. Nie orientowano się, że Prusy liczą na powiększenie swoich terytoriów kosztem Polski, nie rozumiano, że Rosja wcale nie chce kolejnego rozbioru, skoro i tak poprzez swoich ludzi w gruncie rzeczy decyduje o tym, co się dzieje nad Wisłą...

Stanisław Szczęsny Potocki - zdradził dla własnych ambicji i marzeń o koronie
Stanisław Szczęsny Potocki - zdradził dla własnych ambicji i marzeń o koronie

W Sejmie nie przebierano w słowach. Posłowie obrażali Katarzynę II, co nieuchronnie wywoływało reakcje Potockiego, stającego w jej obronie. Doszło do tego, że marszałek Stanisław Małachowski wraz ze zwolennikami sojuszu z Prusami atakowali nieszczęsnego Szczęsnego za podległość Rosji. Jedni drugich oskarżali - słusznie - o siedzenie w kieszeni obcych władców. A obrazu dopełniał wierszyk krążący po Warszawie: „Polaku! Z jakim ci to przyjdzie słyszeć żalem, / Sławny Szczęsny Potocki już został Moskalem”. Nic dziwnego, że Potocki chciał wyjechać za granicę, przekonany, że go w kraju chcą zabić: „Wiem z pewnością, że mnie tu chcą otruć; od trzech dni samemi tylko jajami żyję, w których mi trucizny zadać nie mogą; mamże się dłużej na oczywistą narażać zgubę lub codziennej wyglądać śmierci?”. Co jednak najważniejsze: w roku 1791 i 1792 zabiegał u Katarzyny II o podjęcie zbrojnej interwencji i zamknięcie raz na zawsze tematu reformy państwa.

Seweryn Rzewuski, przez niektórych uważany za złego ducha Potockiego, nie musiał się szczególnie wysilać, by namówić go do zdrady. Pisarz polityczny, intelektualista, przewyższał wykształceniem i wiedzą Potockiego nawet nie o głowę, ale o kilka głów. Jak pisał Rostworowski, łączyły ich wspólny program opozycyjny i wspólne występowanie pod sztandarem oligarchicznej reakcji.

Wybór Stanisława Poniatowskiego na króla młody Rzewuski potraktował jako obalenie polskiej wolności, podobnie jak jego ojciec Wacław. Po latach nazywany nieuleczalnym fanatykiem, dał się poznać w 1767 r., kiedy dobrowolne udał się na zesłanie, towarzysząc porwanemu przez Rosjan ojcu. Po powrocie w glorii męczennika za wolność i wiarę przystąpił do walki z królem o przywrócenie urzędowi hetmańskiemu dawnych prerogatyw. Intrygant, opętany nienawiścią do króla, w gruncie rzeczy cel osiągnął połowicznie - zniszczył państwo, z którym walczył, ale realnej władzy nie zdobył. Może dlatego odsunięty ostatecznie na boczny tor, napiętnowany odium zdrajcy zajął się pod koniec życia eksperymentami alchemicznymi?

Credo polityczne Rzewuskiego to powrót do saskiego nierządu, centralny punkt programu to rola buławy jako »władzy pośredniczej między majestatem a wolnością«. (...) W programie tym władza królewska jest niezbędnym składnikiem, dopiero bowiem stałe zagrożenie »wolności« przez »despotyzm« stwarza rację bytu dla »pośredniczej« władzy hetmańskiej. Reakcyjny program Rzewuskiego jest na wskroś konserwatywny. Głosi poszanowanie »starodawnych praw« i nie dopuszcza żadnych nowości ustrojowych, a więc ani »czystej« republiki, ani republiki federacyjnej

- analizował Rostworowski, nie kryjąc, że poglądy Potockiego były bardziej skomplikowane, mieszając reakcyjny i oligarchiczny program z oświeceniowymi hasłami. Szczęsny nie był konserwatystą w sprawach ustrojowych jak Rzewuski. Na jego oczach przecież dokonywała się polityczna rewolucja, w której on też miał swój udział. Uznał więc, że kiedy oligarchowie tracą grunt pod nogami, trzeba ochronić rozdrobnienie feudalne, tylko w nieco odświeżonej, bo republikańsko--federacyjnej formie.

Obaj mieli wielkie ambicje. Potockiego podejrzewano o to, że sam chciał zostać władcą Polski i zastąpić Stanisława Augusta Poniatowskiego - szczególnie po tym, kiedy do opozycji „wyciekł” list kasztelanowej kamieńskiej Katarzyny Kossakowskiej, w którym pisała do niego: „Nie należało Panu więcej ufać Rosji, która ojca jego zdradziła i obiecanej mu korony nie dotrzymała”. Ale nie lepszy był Rzewuski, który we wrześniu 1794 r., a więc pół roku po wybuchu insurekcji kościuszkowskiej, w liście do Katarzyny II nie tylko, że zarzucił targowiczanom i Potockiemu w szczególności, że byli nie dość radykalni w staraniach o wytępienie „zła w korzeniu”. „Błędy, które popełniono w konfederacji targowickiej i na sejmie grodzieńskim, zrodziły dzisiejszą rewoltę” - pisał Rzewuski, zwracając się do carycy z ofertą spacyfikowania Polski w sposób trwały, jeśli otrzyma władzę dyktatorską...

Dzień prawdy nastąpił 27 kwietnia 1792 r. w Petersburgu, na dworze Katarzyny II. Oficjalnie konfederację zawiązano w nocy z 18 na 19 maja 1792 r. w przygranicznym miasteczku Targowica w porozumieniu z carycą Rosji - przez przywódców magnackiego obozu republikanów. Cel był jasny: przywrócenie starego ustroju Rzeczypospolitej pod hasłami obrony zagrożonej wolności przeciwko reformom Konstytucji 3 maja, wprowadzającym monarchię konstytucyjną. Konfederaci ową konstytucję nazwali grobem wolności, zamachem i spiskiem.

Dziewięciu tylko służalców Szczęsnego podpisało się na niej i pana swego obrało marszałkiem, dziewięć osób ogłosiło naród cały, reprezentantów jego w Sejmie za buntowników, dziewięciu płatnych od Moskwy miesięcznie służalców, otoczonych wojskiem moskiewskim, nazwało króla, senat, posłów zdrajcami ojczyzny i obcą bronią przyszło zwalać dzieło z taką pracą, z takim wysileniem, z tylu ofiarami

- wspominał w pamiętniku Julian Ursyn Niemcewicz, sercem i piórem wspierający reformy.

Dziewiętnastowieczny historyk Stanisław Kazimierz Kossakowski pisał:

Stworzyli ją konfederaci barscy albo i ich synowie. Jak barska, tak i konfederacja targowicka była dziełem stronnictwa konserwatywnego, które przez ćwierć wieku nie zmieniło swojego programu. Oprócz mieszkańców Warszawy i Krakowa majowej konstytucji mało kto wówczas w kraju sprzyjał, a targowicy bardzo wielu.

Jeśli jednak od owej wiosny 1792 r. targowica jest symbolem zdrady narodowej, to okazuje się, że można ową zdradę traktować przewrotnie. Były naczelny „Gazety Polskiej” Piotr Wierzbicki w książce „Podręcznik Europejczyka. Z Ciemnogrodu do Paryża” stawia prowokującą tezę: „Dlaczego oskarżenie o zdradę wielkich przywódców konfederacji targowickiej jest całkowicie pozbawione podstaw? Ponieważ zarzutów tych nie potwierdził niezależny sąd”, najwyraźniej uznając, że insurekcyjny Sąd Najwyższy Kryminalny niezależny jednak nie był...

I w tym kontekście warto też pochylić się nad słynnym obrazem Jana Matejki „Rejtan - upadek Polski”, który nie do końca zorientowanym w historii kojarzy się właśnie z targowicą. Cóż, kiedy oligarchowie zbuntowali się przeciwko królowi, Tadeusz Reytan, nowogródzki poseł na Sejm Rozbiorowy w Warszawie, już nie żył. Zmarł w 1780 r., a więc na 12 lat przed ogłoszeniem konfederacji. Co oczywiście nie zmienia faktu, że jego bohaterski opór - gdy krzyknął do sygnatariuszy rozbioru

Chyba po moim trupie!

- uznawany jest za jedną z ostatnich pozytywnych prób zastosowania liberum veto.

Stanowisko Tadeusza Reytana zgodne było z instrukcją, jaką otrzymał przy wyborze na posła na swoim sejmiku w Nowo-gródku: miał bronić całości Polski z narażeniem życia i mienia. Poseł oparł się na tym, że uniwersały królewskie zwołały sejm wolny, a alternata laski przypadała wówczas na prowincję litewską. Co ciekawe, Reytan przestrzegał zasad legalizmu, a więc nie zrywał obrad Sejmu, tylko wysuwał żądanie wyboru marszałka. Opór Reytana poparli posłowie litewscy. W kwietniu 1773 r. Reytana pozwano za te działania do sądu. A ponieważ pozwu nie przyjął, skazano go zaocznie jako wzburzyciela pokoju powszechnego i buntownika przeciw ojczyźnie na kary kryminalne i konfiskatę dóbr...

Matejko ukończył pracę nad obrazem w listopadzie 1866 r. Nie zdążył go pokazać publicznie, a już wybuchł skandal. Do ataku przystąpili krakowscy konserwatyści, zarzucając malarzowi... aktualne odniesienia polityczne. Pierwszy do boju ruszył hrabia Stanisław Tarnowski, po nim Lucjan Siemieński. Hrabiego Ksawerego Branickiego namawiano, by obraz kupił, ukrył, a najlepiej zniszczył. Generał Władysław Zamoyski prosił Branickiego o interwencję u cesarza Napoleona III, by nie dopuścić do wystawienia dzieła w Paryżu, ale hrabia prośby zignorował. Obrazu nie chciała też w Paryżu tamtejsza emigracja, ale ostatecznie dzieło Matejki pokazano na wystawie w 1867 r. I to z sukcesem, bo malarza nagrodzono złotym medalem. Za kłopotliwą ciekawostkę należy uznać to, że Francuzi w większości byli pewni, że ów leżący mężczyzna, odsłaniający nagą pierś, na pewno jest pijany. W końcu kto nie słyszał o słabości Polaków do mocnych trunków... Dzieło obrazujące I rozbiór Polski do swoich zbiorów kupił cesarz Austrii Franciszek Józef I, co można uznać za przejaw ironicznego poczucia humoru monarchy - w końcu Habsburgowie wzięli udział zarówno w I, jak i III rozbiorze Rzeczypospolitej. W 1918 r. rząd niepodległej już Polski odkupił płótno Matejki i przekazał je do zbiorów Zamku Królewskiego w Warszawie. We wrześniu 1939 r. bezskutecznie próbowano je ukryć przed Niemcami. Ci zaś wywieźli je z Warszawy w 1944 r. i ślad po nim przepadł. „Rejtana - upadek Polski” odnaleziono przypadkiem - w fatalnym stanie - w Przesiece pod Jelenią Górą wraz z innymi skradzionymi przez nazistów polskimi dobrami kultury.

Obraz Jana Matejki „Rejtan - upadek Polski”. Z szarfą Stanisław Szczęsny Potocki. Na prawo od niego z wyciągniętą ręką hrabia Adam Poniński
Obraz Jana Matejki „Rejtan - upadek Polski”. Z szarfą Stanisław Szczęsny Potocki. Na prawo od niego z wyciągniętą ręką hrabia Adam Poniński

W szczególnym towarzystwie zdrajców narodowych poczesne miejsce zajmuje Ludwik Kalkstein, który żywota dokonał w Monachium wiele lat po wojnie - to on wydał gestapo nie tylko generała Stefana Grota-Roweckiego, ale też blisko 500 dowódców i współpracowników wywiadu Armii Krajowej. Czy zdradził ze strachu? Od stycznia 1940 r. w Warszawie był członkiem wywiadu ofensywnego ZWZ-AK. Działał w sieci wywiadowczej Stragan. Po roku awansowano go na stopień podporucznika i odznaczono Krzyżem Walecznych. Wiosną 1941 r. zorganizował własną grupę „Hanka” (tzw. siatka „H”), zajmującą się wywiadem lotniczym. Ale prawdziwa próba przyszła rok później - po aresztowaniu w kwietniu 1942 r., wielomiesięcznym śledztwie i aresztowaniu rodziców zgodził się współpracować z Niemcami.

W 1943 r. zdemaskował go kontrwywiad AK - Wojskowy Sąd Specjalny wydał wyrok śmierci za zdradę, ale Kalkstein schronił się w zamkniętej dzielnicy niemieckiej. Nie wiadomo, czy nie bardziej od zdrady szokuje to, że w czasie powstania warszawskiego walczył w szeregach SS. Po 1945 r. uciekł na Zachód, ale wrócił - z misją dywersyjną, z której podobno zrezygnował sam. Pod koniec lat 40. zmieniał nazwisko kolejno na Święcki, Świerk, Świerkiewicz i wyprowadził się do Szczecina. Pracował jako dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego”, radio emitowało jego słuchowiska, a dzięki rekomendacji Jerzego Andrzejewskiego został przyjęty do Związku Literatów Polskich w Szczecinie. Zdemaskowano go latem 1953 r. - oficerowie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zatrzymali Kalksteina, którego sąd skazał początkowo na dożywocie między innymi za wydanie Niemcom Grota-Roweckiego.

Ludwik Kalkstein zmarł w 1994 r. w Monachium. W 2005 r. jego grób zlikwidowano - za brak opłat
Ludwik Kalkstein zmarł w 1994 r. w Monachium. W 2005 r. jego grób zlikwidowano - za brak opłat

Zdrajca wyszedł z więzienia wcześniej - wyrok zamieniono mu na 12 lat, a w 1965 r. objęła go amnestia. Plotka głosi, że był prawdziwym autorem scenariusza serialu „Czarne chmury” wzorowanego na autentycznej historii jego przodka pułkownika Krystiana Kalksteina-Stolińskiego. Serialowy pułkownik Dowgird walczy z możnym elektorem pruskim o utrzymanie przy Rzeczypospolitej Prus Książęcych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia