Zima stulecia na Pomorzu! Nie tęskni się za taką pogodą. Zamarzający Bałtyk, oblodzone miasta. Kiedyś to były zimy! Oto archiwalne zdjęcia

Piotr Celej
Siarczyste zimy na Pomorzu
Siarczyste zimy na Pomorzu Pocztóka/fotopolska.eu
Zima stulecia na Pomorzu! Wiele lat temu zamarzający Bałtyk i rzeki stanowiły jednak często możliwość do ożywienia transportu. Wystarczały tylko koń i sanie, a te były znacznie szybsze i tańsze od statku. Kiedyś to były zimy! Potężne mrozy oznaczały nie tylko bardziej lub mniej zjawiskowe widoki za naszymi oknami. Oznaczały także ograniczenie handlu oraz codziennej aktywności.

Zamarzający Bałtyk. Tak kiedyś wyglądały zimy. Zobacz archiwalne zdjęcia!

O zamarzaniu Bałtyku wiemy sporo, gdyż kronikarze często odnotowywali lód na całym morzu jako ciekawostkę. W 1854 roku historyk Thomas Milner napisał dzieło, w którym zebrał m.in. dawne informacje meteorologiczne z tego akwenu. Z publikacji dowiemy się m.in., że w 1408 miała miejsce jedna z najzimniejszych zim w średniowieczu. Bałtyk był zamarznięty pomiędzy Olandią a Gotlandią i pomiędzy Norwegią a Danią. Kronikarze odnotowali ze zgrozą, że wilki po lodzie przechodziły do Jutlandii. Dzikie zwierzęta nie były jednak jedynymi lodowymi pasażerami. W kronikach są też wspomnienia o przejazdach saniami.

Przy dacie 1548 zanotowano, że pomiędzy Danią a Rostockiem podróżowały po lodzie sanie ciągnięte przez konie lub osły. Częste są też notatki o lodzie, który nie pozwalał na żeglugę – nierzadko aż do końca kwietnia. Między Gdańskiem a Helem transport drogą "lodową" potrafił utrzymać się do końca marca. Podobnie było na Mierzei Wiślanej, gdzie konno dostawano się do miejscowości położonych po drugiej stronie zamarzniętego Zalewu Wiślanego.

W klimatologii spotkamy się też często z tzw. małą epoką lodowcową, której szczyt miał miejsce w XVII wieku (około lat 1600–1660). W 1658 król szwedzki Karol X, z całą armią, końmi, taborami i parkiem artyleryjskim, po lodzie przekroczył Wielki Bełt i Mały Bełt – czyli cieśniny położone między duńskimi wyspami. Z tego też czasu zachowały się kronikarskie zapiski o targach odbywających się na środku Morza Bałtyckiego, dokąd zjeżdżali saniami kupcy z różnych krajów. Jeszcze w 1809 roku Rosjanie z Finlandii zaatakowali Szwedów, przechodząc przez zatokę Botnicką, również przeprowadzając wojsko wraz z całym taborem i artylerią. Późniejsze lata rzadziej przynosiły tak srogie warunki zimą. Po raz ostatni spora połać lodu pozwalająca na przejście z Gdańska do Helu lub między duńskimi wyspami pojawiła się na przełomie 1986 i 1987 roku. W tych czasach rokrocznie zamarzała również Wisła, co być może niedługo nie będzie tak oczywiste.

Zimny XX wiek

Surowe zimy zdarzały się również w XX wieku, gdy prowadzono regularne pomiary temperatur. Niezwykle surowa była zima z przełomu 1939/1940 roku.

11 stycznia 1940 w mazowieckich Siedlcach odnotowano najniższą oficjalną temperaturę w historii Polski, w stopniach Celsjusza było to minus 41,0. We wspomnieniach warszawiaków z tego okresu jawią się bieda i zniszczenia spowodowane agresją hitlerowskich Niemiec na Polskę, do których dołączyły również skrajne mrozy. Średnia temperatura tej zimy była aż o ponad 7 stopni niższa niż w latach ubiegłych. W ostatnich latach naukowcy debatują, czy niemieccy okupanci nie pomylili się w obliczeniach. Tym niemniej pierwsza zima II wojny światowej uchodzi za jedną z najbardziej surowych w historii Polski.

Następna surowa zima miała miejsce w 1956 roku. Z początku nic nie zapowiadało tak niskich temperatur. Dopiero w lutym zimno dało o sobie znać. Luty 1956 był ostatnim miesiącem w historii pomiarów, którego średnia temperatura miesięczna spadła niemal w całym kraju poniżej -10,0°C, również w zachodniej jego części. Cieplej było jedynie nad samym morzem (Hel -6,1°C).
Większość ze starszych czytelników na myśl o surowej zimie pamięta jednak przede wszystkim przełom lat 1978/79. Pomimo iż niska temperatura nie osiągnęła rekordów, to właśnie ta zima z wielu powodów została nazwana “zimą stulecia”. Spowodowane było to m.in. nagłym atakiem siarczystego mrozu. Do tego doszły olbrzymie opady śniegu. Jeszcze w Sylwestra 1978 roku utrzymywała się temperatura w okolicy zera. Wystarczyło kilkanaście godzin by spadła do minus kilkunastu stopni, a kraj pokrył “biały paraliż”. Rekordowo wysoką pokrywę śnieżną odnotowano: w Suwałkach (84 cm, 16 lutego), Łodzi (78 cm, 2 lutego), Warszawie (70 cm, 31 stycznia). Jeżeli chodzi o temperaturę w Warszawie, wynosiła ona nawet -31 stopni Celsjusza.

– Pamiętam, że zamknęli wówczas szkoły, zaś młodzież szkolna w ramach czynu społecznego odśnieżała osiedlowe uliczki – opowiada pani Iwona, wówczas uczennica IX LO w Gdańsku.

Zamarznięte zwrotnice kolejowe i popękane w wyniku mrozów szyny spowodowały, że transporty węgla do elektrociepłowni docierały wyjątkowo rzadko, a rozmrażanie tych, które udało się dowieźć, było bardzo utrudnione. W większości miast komunikacja miejska nie funkcjonowała lub działała w bardzo ograniczonym stopniu. Konieczny był częściowy lockdown: zamykano szkoły, bary i restauracje. Czy takie surowe zimy jeszcze powrócą?

tekst alternatywny

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Turystyka

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia