Zamarzający Bałtyk. Tak kiedyś wyglądały zimy. Zobacz archiwalne zdjęcia!
O zamarzaniu Bałtyku wiemy sporo, gdyż kronikarze często odnotowywali lód na całym morzu jako ciekawostkę. W 1854 roku historyk Thomas Milner napisał dzieło, w którym zebrał m.in. dawne informacje meteorologiczne z tego akwenu. Z publikacji dowiemy się m.in., że w 1408 miała miejsce jedna z najzimniejszych zim w średniowieczu. Bałtyk był zamarznięty pomiędzy Olandią a Gotlandią i pomiędzy Norwegią a Danią. Kronikarze odnotowali ze zgrozą, że wilki po lodzie przechodziły do Jutlandii. Dzikie zwierzęta nie były jednak jedynymi lodowymi pasażerami. W kronikach są też wspomnienia o przejazdach saniami.
Przy dacie 1548 zanotowano, że pomiędzy Danią a Rostockiem podróżowały po lodzie sanie ciągnięte przez konie lub osły. Częste są też notatki o lodzie, który nie pozwalał na żeglugę – nierzadko aż do końca kwietnia. Między Gdańskiem a Helem transport drogą "lodową" potrafił utrzymać się do końca marca. Podobnie było na Mierzei Wiślanej, gdzie konno dostawano się do miejscowości położonych po drugiej stronie zamarzniętego Zalewu Wiślanego.
W klimatologii spotkamy się też często z tzw. małą epoką lodowcową, której szczyt miał miejsce w XVII wieku (około lat 1600–1660). W 1658 król szwedzki Karol X, z całą armią, końmi, taborami i parkiem artyleryjskim, po lodzie przekroczył Wielki Bełt i Mały Bełt – czyli cieśniny położone między duńskimi wyspami. Z tego też czasu zachowały się kronikarskie zapiski o targach odbywających się na środku Morza Bałtyckiego, dokąd zjeżdżali saniami kupcy z różnych krajów. Jeszcze w 1809 roku Rosjanie z Finlandii zaatakowali Szwedów, przechodząc przez zatokę Botnicką, również przeprowadzając wojsko wraz z całym taborem i artylerią. Późniejsze lata rzadziej przynosiły tak srogie warunki zimą. Po raz ostatni spora połać lodu pozwalająca na przejście z Gdańska do Helu lub między duńskimi wyspami pojawiła się na przełomie 1986 i 1987 roku. W tych czasach rokrocznie zamarzała również Wisła, co być może niedługo nie będzie tak oczywiste.
Zimny XX wiek
Surowe zimy zdarzały się również w XX wieku, gdy prowadzono regularne pomiary temperatur. Niezwykle surowa była zima z przełomu 1939/1940 roku.
11 stycznia 1940 w mazowieckich Siedlcach odnotowano najniższą oficjalną temperaturę w historii Polski, w stopniach Celsjusza było to minus 41,0. We wspomnieniach warszawiaków z tego okresu jawią się bieda i zniszczenia spowodowane agresją hitlerowskich Niemiec na Polskę, do których dołączyły również skrajne mrozy. Średnia temperatura tej zimy była aż o ponad 7 stopni niższa niż w latach ubiegłych. W ostatnich latach naukowcy debatują, czy niemieccy okupanci nie pomylili się w obliczeniach. Tym niemniej pierwsza zima II wojny światowej uchodzi za jedną z najbardziej surowych w historii Polski.
Następna surowa zima miała miejsce w 1956 roku. Z początku nic nie zapowiadało tak niskich temperatur. Dopiero w lutym zimno dało o sobie znać. Luty 1956 był ostatnim miesiącem w historii pomiarów, którego średnia temperatura miesięczna spadła niemal w całym kraju poniżej -10,0°C, również w zachodniej jego części. Cieplej było jedynie nad samym morzem (Hel -6,1°C).
Większość ze starszych czytelników na myśl o surowej zimie pamięta jednak przede wszystkim przełom lat 1978/79. Pomimo iż niska temperatura nie osiągnęła rekordów, to właśnie ta zima z wielu powodów została nazwana “zimą stulecia”. Spowodowane było to m.in. nagłym atakiem siarczystego mrozu. Do tego doszły olbrzymie opady śniegu. Jeszcze w Sylwestra 1978 roku utrzymywała się temperatura w okolicy zera. Wystarczyło kilkanaście godzin by spadła do minus kilkunastu stopni, a kraj pokrył “biały paraliż”. Rekordowo wysoką pokrywę śnieżną odnotowano: w Suwałkach (84 cm, 16 lutego), Łodzi (78 cm, 2 lutego), Warszawie (70 cm, 31 stycznia). Jeżeli chodzi o temperaturę w Warszawie, wynosiła ona nawet -31 stopni Celsjusza.
– Pamiętam, że zamknęli wówczas szkoły, zaś młodzież szkolna w ramach czynu społecznego odśnieżała osiedlowe uliczki – opowiada pani Iwona, wówczas uczennica IX LO w Gdańsku.
Zamarznięte zwrotnice kolejowe i popękane w wyniku mrozów szyny spowodowały, że transporty węgla do elektrociepłowni docierały wyjątkowo rzadko, a rozmrażanie tych, które udało się dowieźć, było bardzo utrudnione. W większości miast komunikacja miejska nie funkcjonowała lub działała w bardzo ograniczonym stopniu. Konieczny był częściowy lockdown: zamykano szkoły, bary i restauracje. Czy takie surowe zimy jeszcze powrócą?