78 lat temu w Radogoszczu doszło do tragedii. Niemcy spalili 1500 osób

Anna Gronczewska
W nocy z 16 na 17 stycznia 1945 roku rozegrała się jedna z największych tragedii w historii Łodzi. Uciekający z miasta Niemcy zamordowali około 1500 więźniów Radogoszcza. Zginęli w płomieniach. Dwa dni później do Łodzi wkroczyli żołnierze radzieccy. .

Tragedia więźniów Radogoszcza

Świadkowie tamtych wydarzeń pamiętają, że dym unoszący się nad Radogoszczem widać było w całej Łodzi. W tamtą stronę podążały tysiące łodzian. Szli, by zobaczyć miejsce zbrodni, by szukać najbliższych... Więzienie w Radogoszczu hitlerowcy stworzyli w listopadzie 1939 roku na bazie istniejącego już obozu przejściowego. Mieścił się on w fabryce włókienniczej należącej do Michała Glazera. Znajdowała się ona przy ul. Krakowskiej, obecnej Liściastej. Obóz ten powstał około 9 - 10 listopada 1939 roku. Zorganizowano go w związku represjami jakie Niemcy mieli przeprowadzić wobec łódzkiej inteligencji, głównie nauczycieli, działaczy kultury, samorządowych, politycznych. Do stycznia 1940 roku trafiło do obozu blisko 2000 kobiet i mężczyzn. Około pięćset z nich doraźne sądy skazały na karę śmierci. Wyroki były wykonywane w podłódzkich lasach.

W zabudowaniach w których dziś znajduje się radogoskie muzeum, a więc murach fabryki należącej do Samuela Abbe, przy zbiegu ul. Sowińskiego i Zgierskiej znajdował się obóz przesiedleńczy dla mieszkańców Łodzi i województwa łódzkiego. Od połowy grudnia 1939 roku zaczęto tam przenosić więźniów z fabryki Glazera. Jednocześnie przy ul.Zgierskiej utworzono więzienie policyjne dla mężczyzn. W lipcu 1940 roku otrzymało ono nazwę Rozszerzone Więzienie Policyjne (Erweitertes Polizeigefängnis Radegast). W sierpniu 1943 roku w związku z reorganizacją łódzkiej policji, Niemcy połączyli więzienie radogoskiego i obóz pracy karnej na Sikawie, co znalazło odbicie w nowej nazwie: „Erweitertes Polizeigefängnis und Arbeitserziehungslager" i pod taką nazwą funkcjonowało już do końca okupacji hitlerowskiej.

Przestępstwa przeciw III Rzeszy

Do obozu trafiano za ogólnie pojęte „przestępstwa przeciw III Rzeszy”. Więziono w nim m.in uciekinierów z przymusowych robót, handlujących nielegalnie żywnością, nielegalne przekraczanie granicy pomiędzy Generalnym Gubernatorstwem i Krajem Warty, ucieczki z robót przymusowych w Niemczech. Przywożono tu także zatrzymanych w łapankach ulicznych. Osadzano tu też więźniów politycznych przed wysłaniem np. do obozów koncentracyjnych głównie w Gross-Rosen, Mauthausen-Gusen. Na jednym piętrze trzymano więźniów będących do dyspozycji gestapo. Przebywali tu też jeńcy radzieccy, którzy byli ściśle izolowani od innych. Szacuje się, że przez Radogoszcz przewinęło się około 40 tysięcy więźniów.
Wojciech Źródlak, emerytowany kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych Oddział Radogoszcz podkreśla, że obóz ten nie był miejscem masowej eksterminacji, jednak każdego dnia na skutek głodu, chorób, wycieńczenia, tortur, oraz sadystycznego znęcania się strażników umierali tu ludzie.

– Więźniowie wręcz cieszyli się, że są wywożeni do innych obozów i więzień! – twierdzi historyk. – Byli tu bardzo pilnowani. Znajdowali się na łasce i nie łasce łachmanów. Nie mieli w zasadzie żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Rodziny nie mogły im przesyłać paczek z żywnością, a najwyżej z ubraniami i środkami czystości. Więźniowie nie mogli też pisać listów do najbliższych.

Czy była komora gazowa?

Z Radogoszcza wywożono ludzi na masowe egzekucje w rejonie Łodzi. Stąd zabrano grupę więźniów, których zamordowano w największej na terenie Kraju Warty publicznej egzekucji, dokonanej w Zgierzu 20 marca 1942 roku. Rozstrzelano wtedy profesora Władysława Dzierżyńskiego, brata Feliksa, który był znanym łódzkim neurologiem. W radogoskim obozie przebywał m.in Aleksy Rżewski, jeden z pierwszych prezydentów Łodzi. Tu był też więziony ks.biskup Kazimierz Tomczak, sufragan łódzki.
Wiele osób podawało, że na Radogoszczu znajdowało się komora gazowa i krematorium.

– Komora gazowa była, ale nie służyła do eksterminacji więźniów – wyjaśnia Wojciech Źródlak. - Wraz ze specjalnym kotłem była przeznaczona do dezynfekcji ubrań więźniów. Na wejściem do niej znajdował się napis „Gasszelle” i pewnie stąd wzięła się mylna informacja.

Nie było tu też krematorium. Niektórzy myśleli pewnie, że śladem po nim był górujący nad fabryką komin. Należał do fabrycznej kotłowni. Ciała zamordowanych i zmarłych więźniów wywożono do kostnicy miejskiej. Zwłoki były wydawane rodzinom lub chowane na cmentarzu Kurczaki.

– Według jednego ze świadków, który był więziony w Radogoszczu w 1942 roku, zabitych więźniów chowano także na więziennym dziedzińcu, pod gruszą i na tyłach budynku – dodaje Wojciech Źródlak. – Prawdopodobnie nie były to częste przypadki.

Rozkaz zaginął..

Najtragiczniejszą kartą w historii więzienia była noc z 17 na 18 stycznia 1945. Wtedy uciekający z Łodzi Niemcy podpalili budynki obozu.Rozkaz nie został odnaleziony. Najprawdopodobniej wydał go dowódca ss i policji, pełniący obowiązki prezydenta miasta. Do podpalenia doszło w nocy z 17 na 18 stycznia.

Mieli tam też zginąć więźniowie przetrzymywani przy ul Sterlinga i kobiety z więzienia przy Gdańskiej – opowiada historyk. – Ale nie dotarli na Radogoszcz. Wiadomo, że wyszedł transport więźniarek z Gdańskiej, ale przyszedł rozkaz, by je cofnąć. Gdy zobaczył je wracające komendant więzienia przy ul. Gdańskiej, podobno wymsknęło mu się: Dziękujcie Bogu, że tak się stało...

Więzienie na Radogoszczu podpalono około 3 - 4 nad ranem. Ile zginęło wtedy więźniów nie da się chyba już nigdy ustalić. Niektórzy mówili nawet o 4.500 ludzi co nie jest prawdziwą liczbą. Inni wspominają o 2.500. Najprawdopodobniej podczas tej masakry zginęło około 1500 więźniów.

– W momencie podpalenia większość z nich była już martwa – mówi Wojciech Źrodlak. – Wachmani od dowództwem komendanta obozu Waltera Pelzhausena zaczęli mordować ludzi znajdujących się w więziennych salach. Strzelali do nich. Pod koniec tej masakry napotkali na opór więźniów, wycofali się i podpalili budynek więzienia.

Z masakry ocalało trzydzieści więźniów. Ostatni z nich zmarł wiele lat temu w Opatówku. Sześciu z nich ocalało, bo ukryło się w zbiorniku na wodę.

Kaci przeżyli..

W radogoskim więzieniu pracowała około 70 policjantów. W większości byli łódzkimi volksdeutschami. Niestety tylko kilku z nich udało się po wojnie ukarać. M.in łódzkiego Niemca Adolfa Orłowskiego, który po wybuchu wojny przyjął nazwisko Adler i podpisał volkslistę. Został skazany na karę śmierci. Wbrew krążącym legendą z życiem uszedł jeden z największych oprawców Radogoszcza, tzw. „krwawy Józio”, nazywany też „rudym lub ryżym Józiem”. Chodziło o Józefa Heinricha, który przed wojną był dorożkarzem w Pabianicach. Był wielkim sadystą. Łódzki ruch oporu dostarczył informację o nim do Wielkiej Brytanii. „Krwawy Józio„ został zaocznie skazany na karę śmierci. W styczniu 1945 roku udało mu się uciec z Łodzi. Zamieszkał w Niemczech. Umarł w lutym 1961 roku. Pozostał bezkarny. Udało się za to złapać Waltera Pelzhausena, który był przez cały okres okupacji komendantem obozu. Początkowo udało mu się uciec z Łodzi. Dotarł do rodzinnego Frankfurtu nad Menem. Tam jednak zatrzymano go w czerwcu 1945 roku. W kwietniu 1947 roku przewieziono do Łodzi i umieszczono w więzieniu przy ul. Kraszewskiego. We wrześniu tego samego roku przed łódzkim Sądem Okręgowym rozpoczął się jego proces. Pelzhausen nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. A więc m.in. wydawania rozkazów do dokonywania zabójstw, bicia, maltretowania więźniów. Wydania 23 z nich do egzekucji w Zgierzu, w której sam brał udział jako asysta oficera egzekucyjnego, wykonywanie masowych egzekucji na terenie radogoskiego więzienia, spalenia więzienia i zabicia więźniów w nocy z 17 na 18 stycznia 1945 roku.
Walter Pelzhausen nie przyznał się do winy. Przed sądem mówił, że starał się powstrzymać od okrucieństwa załogę wiezienia, co nie zawsze mu się udawało. Sam nie bił i nie zabijał..Traktował więźniów przyzwoicie...Sąd nie dał jednak wiary wyjaśnieniom kata z Radogoszcza. 12 września 1947 roku sąd skazał go na karę śmierci. Społeczny Komitet Opieki nad Więzieniem w Radogoszczu w Łodzi zwrócił się do sądu wnioskiem, aby wyrok na Pelzhausenie został wykonany na terenie byłego więzienia w Radogoszczu. Nie wyrażono na to zgody. Walter Pelzhausen został powieszony na terenie więzienia przy ul. Sterlinga w Łodzi. Jego ciało przekazano do Zakładu Anatomii Opisowej Uniwersytetu Łódzkiego, który posiadał wtedy wydział medyczny

Radogoszcz można było uratować?

Wojciech Źródlak mówi, że jeszcze w 1944 roku, w ramach akcji „Burza” łódzka AK przygotowała plan ataku na Radogoszcz. Nie udało się jednak tego zrealizować. W styczniu 1945 roku szansa na uratowanie więźniów Radogoszcza byłaby tylko wtedy, gdy Rosjanie dzień wcześniej wkroczyli do Łodzi - mówi łódzki historyk. Ale Niemcy przygotowywali się do spalenia tego więzienia, choć nie znaleziono nigdy konkretnego rozkazu. Istniała jednak dyrektywa dotycząca terenów Generalnej Guberni.

Według niej, gdy Rosjanie będą zbliżać się do tego rodzaju miejsc można było zwolnić jakiś więźniów, ale generalnie trzeba było podjąć próbę ewakuowania ich na zachód. Jeśli to okazałoby się niemożliwe to więźniów należało na miejscu zabić, a następnie zatrzeć ślady poprzez spalenie czy zbombardowanie budynków więzienia lub obozu. Z całą mocą należy podkreślić, że w więzieniu w Radogoszczu popełniono największą tego rodzaju zbrodnię na terenach Polski, między Bugiem a Odrą, podczas radzieckiej ofensywy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia