W Ameryce lat 50. i 60. Jimmy Hoffa był rozpoznawalny na równi z Elvisem Presleyem. Ogólnokrajowy rozgłos zdobył jako charyzmatyczny, acz mocno kontrowersyjny, lider potężnego związku zawodowego International Brotherhood of Teamsters (IBT; pol. Międzynarodowy Związek Woźniców). Gdy przez wytężone zabiegi swojego arcywroga, prokuratora generalnego USA Roberta Kennedy’ego, w 1967 r. trafił za kratki, wydawało się, że jego kariera jest skończona. Tymczasem w latach 70., dzięki przychylności administracji prezydenta Nixona, udało mu się wyjść na wolność na 8 lat przed końcem zasądzonego wyroku. Nie zdołał jednak, jak planował, odzyskać utraconej władzy nad IBT i zemścić się na swoich wrogach. Hoffa zniknął bez śladu 30 lipca 1975 r. Trop po nim urywał się na parkingu przydrożnej restauracji na przedmieściach Detroit.
Amerykańska opinia publiczna była w szoku. FBI zaangażowała w śledztwo potężne siły i środki, ale nie udało jej się znaleźć nawet resztek ciała związkowca. Wyglądało na to, że doszło do zbrodni doskonałej. Sprawa zaginięcia Jimmy’ego Hoffy na lata, obok tożsamości seryjnego mordercy Zodiaka, stała się jedną z największych kryminalnych zagadek USA.
Nowy film Martina Scorsese pt. „Irlandczyk”, który niedawno pojawił się na jednej z platform streamingowych, opowiada o tym, czego nie udało się ustalić amerykańskim służbom, czyli jak i dlaczego zginął Hoffa. Jego bohaterem jest gangster o tytułowym pseudonimie Irlandczyk, czyli grany przez Roberta De Niro Frank Sheeran - postać autentyczna, która w istocie była cynglem włoskich gangsterów i wieloletnim przyjacielem „znikniętego” związkowca. To na jego opublikowanych pośmiertnie wspomnieniach, pt. „Słyszałem, że malujesz domy”, oparta jest fabuła produkcji. Są one ciekawym studium psychologii mafijnego kata i pokazują szarą codzienność zmitologizowanych przez popkulturę organizacji przestępczych.
Robiliśmy to, co należy
Frank urodził się 25 października 1920 r. w Darby na przedmieściach Filadelfii. Był najstarszym z trójki dzieci Thomasa, robotnika budowlanego, i Mary Sheeranów. Jego rodzice mieli, odpowiednio, irlandzkie i szwedzkie korzenie. Przyszły cyngiel zdecydowanie mocniej utożsamiał się z dublińskimi korzeniami ojca, zawsze mówił o sobie jako irlandzkim katoliku. Stąd też potem wziął się jego uliczny pseudonim.
Dzieciństwo Sheerana przypadało na trudne czasy wielkiego kryzysu. Często bywało, że mały Frank kradł z ojcem plony z pól, by rodzina miała co zjeść na obiad. Poza tym co i rusz zmieniali mieszkania. Gdy przychodziła pora płacenia czynszu, całą familią ulatniali się do kolejnego lokum, gdzie nie byli jeszcze „spaleni”.
Frank od dziecka miał buntowniczą naturę. Nie mogła jej okiełznać nawet ciężka wychowawcza ręka jego rodziciela, często zaglądającego do kieliszka boksera amatora. Przez nią nastoletni Sheeran gwałtownie zakończył swoją edukację na poziomie pierwszej klasy ogólniaka. Pewnego dnia dyrektor szkoły, poirytowany jego zachowaniem podczas apelu, uderzył go lekko w tył głowy. Krewki młodzian nie pozostał mu dłużny. Rzucił się na niego i podczas szarpaniny złamał mu szczękę. Naturalnie został wydalony z placówki.
Po tym incydencie Frank opuścił rodzinny dom. Tułał się po całym kraju, imając się różnych zajęć. Pracował m.in. jako naganiacz w cyrku i drwal. W międzyczasie święcił triumfy w amatorskich walkach bokserskich, jako osobnik masywny i niezwykle wysoki (193 cm wzrostu), a także na parkietach tanecznych. Zdarzało się, że ze swoją ówczesną partnerką wygrywali turnieje. Sheeran na lata pozostał wierny tej pasji - dorabiał sobie jako instruktor tańca jeszcze wiele lat później, gdy już znano go tu i ówdzie jako mafijnego draba.
W sierpniu 1941 r. zaciągnął się do armii. Początkowo służył w żandarmerii. Mógł całą wojnę przesiedzieć zadekowany na tyłach. Jednak cztery miesiące po ataku Japończyków na Pearl Harbor zgłosił się na ochotnika do formujących się jednostek spadochronowych. Kontuzja barku wyeliminowała go z rekrutacji do elitarnej jednostki, więc ostatecznie wylądował w szeregach 45 Dywizji Piechoty.
Po latach bardzo żałował swojej decyzji o porzuceniu żandarmskiego munduru. W toku działań II wojny światowej 45 dp przeszła szczególnie trudny i krwawy szlak bojowy. Podczas tego konfliktu przeciętna amerykańska dywizja walczyła aktywnie na pierwszej linii około 100 dni. Formacja Sheerana od lata 1943 r. do wiosny 1945 r. znajdowała się w boju przez 511 dni. W związku z tym jej straty były ogromne. Dywizja, która w pełnym składzie liczyła 15 tys. żołnierzy, odnotowała niemal 21 tys. zabitych. „Irlandczyk” mówił, że w pewnym momencie bał się nawiązywać przyjaźnie z nowymi towarzyszami broni, by ponownie nie przeżywać dramatu, gdy kolejny kolega padał martwy od niemieckiej kuli czy szrapnela.
45 Dywizja Piechoty uczestniczyła m.in. w desancie na Sycylii, bitwie o Monte Cassino, broniła przyczółka pod Anzio, a potem brała udział w bojach na terenie wschodniej Francji i Niemiec. Podczas tych zaciętych zmagań żołnierze jednostki niejednokrotnie dopuszczali się zbrodni, mordując niemieckich jeńców. Często za cichym przyzwoleniem, a nawet na rozkaz oficerów. Frank Sheeran, który dzień w dzień oglądał śmierć swoich kolegów z rąk nieprzyjaciela, należał do tych, którym rzadko drżała ręka przy wykonywaniu takich zadań. - Jeśli miałeś dużą grupę jeńców, to brałeś ich tam, gdzie trzeba [na tyły], ale jeżeli miałeś garstkę Niemców, robiłeś to, co trzeba było zrobić, czyli to, czego wszyscy od ciebie oczekiwali [zbijałeś]. Porucznik przekazał mi bardzo wielu jeńców, którymi miałem się zająć, a ja robiłem to, co trzeba - opowiadał po latach Charlesowi Brandtowi.
Do jednej z największych masakr, jakich dopuścili się żołnierze z 45 dp, doszło 29 kwietnia 1945 r. tuż po wyzwoleniu obozu koncentracyjnego w Dachau. Sheeran także w niej uczestniczył. Wspominał:
„Słyszeliśmy wcześniej pogłoski o okropnościach, do których dochodziło w obozach [koncentracyjnych], ale nie byliśmy przygotowani ani na to, co zobaczyliśmy, ani na ten smród. Taki widok odciska ci się na zawsze w pamięci. Taka scena oraz towarzyszący jej odór już nigdy cię nie opuszczą. Młody, jasnowłosy komendant obozu wraz ze wszystkimi swoimi oficerami zostali załadowani do jeepów i wywiezieni. Usłyszeliśmy tylko gdzieś w oddali strzały. Żeby się za długo nad tym nie rozwodzić: my zajęliśmy się resztą załogi, składającą się z blisko 500 niemieckich żołnierzy. Niektórzy więźniowie obozu - ci, którzy mieli trochę sił, pożyczali od nas broń i robili, co trzeba. Nikomu nie drgnęła nawet powieka, gdy działo się to wszystko”.
Niewiele ponad tydzień po tych wydarzeniach III Rzesza skapitulowała. Pod koniec października 1945 r. zdemobilizowany Frank Sheeran był już z powrotem w rodzinnym domu w Filadelfii. Wrócił już jako zupełnie inny człowiek. Nękały go wojenne koszmary. Co gorsza, przywykł do odbierania ludziom życia.
Człowiek od Bufalino
Przez pierwszą powojenną dekadę Sheeran próbował się ustatkować. W 1947 r. wziął ślub z Mary Leddy, także filadelfijką o irlandzkich korzeniach. Wspólnie dochowali się trzech córek. W międzyczasie Frank znalazł stabilną pracę. Był kierowcą ciężarówki rozwożącej półtusze i kurczaki po restauracjach. Wieczorami dorabiał jako bramkarz w klubie. Powodziło mu się całkiem dobrze, ale on chciał zarabiać jeszcze więcej. Zaczął od lichwy i drobnych kradzieży na szkodę pracodawcy, co w rezultacie, zanim sam się zorientował, zawiodło go w szeregi mafii. Ale wszystko po kolei.
Kolegami kierowcami Sheerana byli głównie Amerykanie pochodzenia włoskiego. To oni zapoznali go z niejakim Feliksem DiTullio znanym jako „Chuderlawy Brzytwa”, właścicielem restauracji, należącym do kręgów miejscowej mafii. Frank, by dorobić, zaczął dla niego sprzedawać kupony na loterię, a także pośredniczyć w udzielaniu ludziom lichwiarskich pożyczek. Potem, jak większość jego kumpli z firmy, zaczął jeszcze na lewo sprzedawać towar swojego pracodawcy. Gdy szefostwo zatrudniło firmę detektywistyczną, by rozwikłać zagadkę „znikającego mięsa”, jego machlojki zostały wykryte. Nie wyrzucono go od razu. Dostał od przełożonych propozycję: mógł ocalić posadę, gdyby wydał wspólnika, zajmującego się obrotem kradzionym towarem. Nie zrobił tego. Złożył wypowiedzenie. Wylądował na bruku, ale ocalił przed pewnym więzieniem jednego z ludzi mafii. Zyskał sobie tym samym zaufanie jej szeregowych członków, a także bossów przestępczego podziemia. Chodzi o dwóch gangsterów sycylijskiego pochodzenia - Angela Bruna, kontrolującego Filadelfię, a także Russella Bufalino, którego „rodzina” działała w Pensylwanii i kilku stanach na północnym-zachodzie USA.
Sheeran poznał Bufalinę przypadkowo jakiś czas wcześniej, koło 1955 r. Włoch pomógł mu wówczas naprawić ciężarówkę na jednym z przydrożnych parkingów. Od tamtej pory obaj panowie co jakiś czas spotykali się towarzysko. Gdy „Irlandczyk” znalazł się na bruku, boss wyciągnął do niego pomocną dłoń. Uczynił go swoim zaufanym szoferem. Co jakiś czas wyruszali razem na tournée po północnych Stanach, by Sycylijczyk mógł załatwić swoje interesy. To właśnie Sheeran odwiózł Bufalinę na słynne spotkanie około 100 mafijnych bossów z całych Stanów w Apalachin, które odbyło się 14 listopada 1957 r., a zakończyła je policyjna obława.
W międzyczasie dostawał coraz poważniejsze zlecenia „z miasta”. Wysyłano go, by odzyskiwał długi od niesłownych wierzycieli. Był skuteczny. Cieszył się coraz większym respektem. Niedługo potem wykonał też pierwszą egzekucję. Angelo Bruno nakazał mu zlikwidować mężczyznę o ksywce Szeptun, który próbował „mącić” w mafijnych interesach. Sheeran został wcześniej przez tego typa wmanewrowany w niebezpieczną sytuację i go znał. Całą sprawę zreferował we wspomnieniach krótko:
„To było tak jak wtedy, kiedy oficer mówił ci, żebyś wziął paru niemieckich jeńców za linię frontu i «zaraz wracał». Robiłeś, co trzeba. Skontaktowałem się z Szeptunem i powiedziałem mu, gdzie mamy się spotkać, żeby obgadać sprawę. Następnego dnia pierwsze strony gazet pisały tylko o tym. Znaleziono go na chodniku. Został zastrzelony z bliskiej odległości z pistoletu .32”.
Po tym debiucie Sheeran stał się na kilkanaście lat jednym z etatowych likwidatorów na usługach Bruna i Bufaliny. Według własnej relacji wykonał dla nich kilka zleceń. Najgłośniejszym miała być likwidacja „Szalonego Joe” Gallo 7 kwietnia 1972 r. Członek nowojorskiej rodziny mafijnej Colombo został zastrzelony przez do dziś nieustalonych sprawcę lub sprawców, gdy biesiadował z rodziną w jednej z knajp dzielnicy „Little Italy” na Manhattanie. Czy faktycznie padł ofiarą „Irlandczyka”? Bardzo możliwe, ale dziś tego nie możemy potwierdzić. Podobne wątpliwości nasuwają się w jego wersji opowieści o „zniknięciu” Hoffy.
Brutus
Jimmy Hoffa, w filmie „Irlandczyk” grany przez Ala Pacino, zaczynał karierę w International Brotherhood of Teamsters (IBT), związku zrzeszającym głównie zawodowych kierowców, w latach 30. Systematycznie piął się w hierarchii tej organizacji aż w 1957 r. został jej prezesem. Dzięki niezwykłej energii, charyzmie i zmysłowi organizacyjnemu w szczytowym momencie jego rządów IBT przyciągnęło w swoje szeregi aż 2,3 mln członków. W latach 50. stał się niezwykle popularnym i wpływowym robotniczym liderem, którego nienawidziła amerykańska polityczno-biznesowa elita.
Jego skuteczna walka o poprawę losu „ludzi pracy” nie zawsze była czysta, a on bynajmniej nie był „rycerzem bez skazy”. Od początku związkowej działalności współpracował z gangsterami na różnych polach. Apogeum tej kooperacji nastąpiło w momencie, gdy w połowie lat 50. Hoffa pożyczał mafijnym rodzinom pieniądze z gigantycznego związkowego funduszu emerytalnego na rozkręcanie kasyn w Nevadzie i na Kubie. Każdy, kto próbował nagłośnić temat powiązań związków z mafią, musiał mieć się na baczności. W 1956 r., gdy tą sprawą zajmował się dziennikarz Victor Riesel, oślepiono go, oblewając mu twarz kwasem. Sprawcę ataku co prawda zidentyfikowano, ale znaleziono jedynie jego ciało. Ktoś go uciszył na wieki.
Frank Sheeran należał do filadelfijskiego 107. oddziału Teamstersów od 1947 r. Hoffę poznał przez Russella Bufalino pod koniec lat 50. Mofioso polecił go liderowi związku jako mięśniaka od brudnych zleceń. „Irlandczyk”, jak sam zeznawał, kilka razy pełnił także funkcję cyngla Hoffy. Na co dzień jeździł po kraju, pacyfikując siłowo lub zastraszając związkowych rozłamowców. Neutralizował też intrygi członków konkurencyjnych organizacji pracowniczych przeciwko IBT. Z czasem zaprzyjaźnił się nawet z Jimmym Hoffą. Oczywiście na tyle, na ile z tym trudnym człowiekiem się dało.
Gdy w 1967 r. Hoffa trafił za kratki, na czele Teamstersów zastąpił go Frank Fitzsimmons. Ten pożyczał mafii pieniądze ze związkowego funduszu emerytalnego na jeszcze większą skalę. Jednak za jego kadencji przestępcy przestali je regularnie spłacać i nikt się o to specjalnie nie awanturował. Według relacji Sheerana ten układ stał się dla gangsterów po prostu wygodny.
I wówczas, w 1971 r., na wolność wyszedł Hoffa. Pragnął tylko jednego - odzyskać utracony związkowy tron za wszelką cenę. Był tak na ten celu mocno zafiksowany, że zaczął pośrednio godzić w dawnych sojuszników. Rozpowiadał, że gdy wróci do władzy, to ujawni mafijne powiązania Fitzsimmonsa.
Dla Bufalino i innych bossów związanych interesami z IBT, tego było za wiele. Poczuli się zagrożeni. Naciskali więc na Hoffę, by się wycofał z kandydowania na szefa związku, ale ten twardo obstawał przy swoim. Wreszcie wydano na niego wyrok.
Likwidacja Hoffy, według relacji Sheerana, była zaplanowana bardzo precyzyjnie. Po południu 30 lipca 1975 r. zwabiono go do restauracji Machus Red Fox na przedmieściach Detroit. Powiedziano mu, że mają tam na niego czekać dwaj mafiosi z Nowego Jorku - Anthony Provenzano and Anthony Giacalone - którzy chcą odbyć z nim pojednawczą rozmowę. Związkowiec zjawił się na miejscu, ale nie zastał panów, którzy mieli na niego czekać. Po jakimś czasie pod knajpę podjechał samochód, w którym między innymi siedział „Irlandczyk”. Miał on, jako stary znajomy, wzbudzić zaufanie podejrzliwego Hoffy. Wmówił mu, że jego rozmówcy czekają na niego w pobliskim domu. Ten uwierzył i wsiadł do ich wozu. Zabrano go do położonej w okolicy wolno stojącej willi. Tam Sheeran, idąc tuż za Hoffą, wykonał zadanie. Strzelił mu dwa razy w głowę tuż za uchem, gdy tylko obaj znaleźli się w sieni domu. - Mój przyjaciel nie cierpiał - zapewniał po latach „Irlandczyk”.
Po wykonaniu „wyroku” Sheeran natychmiast wyszedł i wynajętym samochodem udał się na najbliższe lotnisko. Musiał jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od miejsca zbrodni. Pozostali w domu „czyściciele” usunęli wszelkie ślady morderstwa. Ciało Hoffy miało być następnie wywiezione i skremowane przez odpowiednich ludzi mafii.
Prawda?
Tak ostatnie chwile lidera Teamstersów przedstawił w książce „Słyszałem, że malujesz domy” Frank Sheeran. Teraz jego opowieść powtarza w „Irlandczyku” Scorsese. Czy jest to wiarygodne wyjaśnienie tej kryminalnej zagadki? Na dzień dzisiejszy nie można go ostatecznie obalić. Dociekliwym polecam artykuł Jacka Goldmana pt. „Jimmy Hoffa and ‘The Irishman’: A True Crime Story?” na stronie „New York Review of Books”, który podważa narrację przedstawioną przez filadelfijskiego cyngla.
Frank Sheeran znajdował się w kręgu podejrzanych przez FBI w sprawie śmierci Hoffy, jednak nigdy nie postawiono mu zarzutów. Za inne przewinienia przesiedział w więzieniach przeszło 15 lat. Gdy wyszedł na wolność jesienią 1995 r., po niespełna miesiącu, pochował swoją drugą żonę, Irene. Sam zmarł w domu opieki 14 grudnia 2003 r. Zapewne nie miał spokojnego sumienia. a