W latach międzywojennych Polska próbowała zbudować własną armatę przeciwpancerną, lecz żaden z rodzimych projektów nie należał do udanych. Wobec tego w 1935 r. zakupiono 300 dział przeciwpancernych kal. 37 mm od szwedzkiego Boforsa wraz z licencją na ich produkcję. Broń tę wytwarzano w zakładach Stowarzyszenia Mechaników Polski z Ameryki w Pruszkowie i w fabryce armat w Rzeszowie (zwano ją często Fabryką Obrabiarek H. Cegielskiego). Pierwotnie zakładano, że powstanie ok. 3000 sztuk tych armat. Ostatecznie do września 1939 r. udało się ich wyprodukować jedynie około 900 sztuk. Reasumując, w momencie wybuchu wojny Wojsko Polskie miało na stanie około 1200 tych armat.
We wrześniu 1939 r. armaty przeciwpancerne Bofors okazały się bardzo skuteczną bronią przeciwko czołgom i samochodom pancernym obu najeźdźców.
Mogły unieszkodliwić każdy typ opancerzonego pojazdu, który brał udział w kampanii. Z odległości 400-500 m pociski wystrzeliwane z Boforsa przebijały pancerz do 25 mm. Ze stu metrów mogły unieruchomić pojazd zbudowany z 40-milimetrowych stalowych płyt. Ich wielką zaletą była niewielka waga (maksymalnie około 900 kg w położeniu marszowym), a co za tym szło, można je było łatwo przemieszczać nawet w trudnym terenie, szczególnie jeśli dysponowali nimi kawalerzyści.
Świetnie możliwości armat Bofors wykorzystali żołnierze KOP gen. Orlika-Rückemanna pod koniec września 1939 r. Nie dość, że rozbili dzięki nim kilkanaście sowieckich czołgów pod Szackiem, to jeszcze... zestrzelili samolot bojowy wroga.