Budowa drogi na os. Warniki w Kostrzynie idzie jak po grudzie. Takie nagromadzenie obiektów archeologicznych to fenomen na skalę Polski

Jakub Pikulik
Nagromadzenie obiektów archeologicznych na tak niewielkiej przestrzeni jest niespotykane na skalę Polski.
Nagromadzenie obiektów archeologicznych na tak niewielkiej przestrzeni jest niespotykane na skalę Polski. Krzysztof Socha
Przed rozpoczęciem budowy drogi na os. Warniki w Kostrzynie nad Odrą wiedziano, że są tu stanowiska archeologiczne. Nikt jednak nie spodziewał się aż tylu reliktów osadnictwa sprzed 2,5 tys. lat. Ich nagromadzenie to fenomen na skalę kraju. Ale też powód, dla którego inwestycja idzie wolniej, niż zakładano.

Na tę drogę mieszkańcy os. Warniki czekają jak na zbawienie. Przez lata dojeżdżali do swoich domów wąską jezdnią i korzystali z rozsypującego się chodnika. Część osiedla w ogóle była pozbawiona chodnika i asfaltu. Realizowana inwestycja ma to zmienić. Droga będzie szersza, do dyspozycji będzie oświetlony chodnik i ścieżka rowerowa, pod ziemią położone zostaną nowe instalacje, z kanalizacją na czele. Budowa ruszyła w zeszłym roku. – Wiadomo było, że są tu dwa stanowiska archeologiczne, więc inwestycja została objęta nadzorem archeologicznym – mówi Krzysztof Socha, archeolog w Muzeum Twierdzy Kostrzyn. Zarówno nadzór archeologiczny, jak i badania, od początku prowadzone były przez kostrzyńskich archeologów. Latem zeszłego roku natrafiono na cmentarzysko sprzed 2,5 tys. lat. Skoro było cmentarzysko, to gdzieś w pobliżu musiała być osada. Wkrótce natrafiono na jej ślady. Tak wielu śladów jednak nikt się nie spodziewał...

Jama na jamie. To ewenement na skalę Polski!

Archeolodzy zaczęli trafiać na ślady po dawnych jamach. To nic innego, jak miejsca do przechowywania żywności sprzed 2,5 tys. lat. Były więc czymś w rodzaju prymitywnej spiżarni. Czasem wykopane w gruncie doły służyły jako miejsce na odpadki. Dziś znajdowane są w nich pozostałości ceramiki, zwierzęce kości, elementy ówczesnych przedmiotów użytku codziennego. – Nagromadzenie tych obiektów jest niespotykane. Jamy można już liczyć w setkach. Nie są to pojedyncze obiekty, czasem jedna wchodzi a drugą, a druga w kolejną. Z takim czymś nie spotkałem się nie tylko osobiście, ale nawet w dostępnej literaturze. To ewenement na skalę kraju – mówi Krzysztof Socha, archeolog w Muzeum Twierdzy Kostrzyn.

Brakuje rąk do pracy

Każda jama musi zostać odpowiednio odkopana, oczyszczona, sfotografowana, opisana. To żmudna praca. A pracy jest cała masa.

Tak duże zagęszczenie obiektów archeologicznych na powierzchni objętej badaniami jest rzadko spotykane na terenie Polski. Trudno było się tego spodziewać. Mieliśmy wiedzę o dwóch stanowiskach archeologicznych, a co chwila pojawiają się nowe – mówi Ryszard Skałba, dyrektor Muzeum Twierdzy Kostrzyn.

Prace na Warnikach prowadzone są przez trójkę pracowników właśnie tej instytucji. Działa tu dwoje archeologów i osoba, która im pomaga, ale też posiadająca doświadczenie w tej materii. – Z powodu prac na os. Warniki osoby te są od kilku miesięcy wyłączone z bieżącej pracy muzeum i z obsługi obiektów twierdzy. To mocno komplikuje nasze codzienne funkcjonowanie – tłumaczy dyrektor. Do tej pory troje pracowników kostrzyńskiego muzeum przepracowało w wykopach na Warnikach prawie 90 dni roboczych. Łączne wynagrodzenie za dzień pracy trzech osób opiewa na niewiele ponad 100 zł brutto, ponieważ muzeum podpisało standardową umowę z wykonawcą, gdzie honorarium za badania archeologiczne ustala się według stawek za przebadaną powierzchnię. Nikt nie mógł przypuszczać, że wystąpi taka kumulacja obiektów i że praca postępować będzie tak wolno. – Dlatego rozważamy zrezygnowanie z tego kontraktu i prowadzenie jedynie nadzoru archeologicznego nad tą inwestycją – mówi R. Skałba.

Archeolodzy potrzebni od zaraz!

Inwestorem prac na warnikach jest powiat gorzowski, ale udział własny w inwestycji pokrywa kostrzyński magistrat. – W umowie widnieje zapis, że pokrywamy nie tylko wkład własny, ale i wszystkie dodatkowe koszty, które wynikną w trakcie trwania inwestycji. Takim dodatkowym kosztem są badania archeologiczne. Jesteśmy więc mocno zainteresowani, aby inwestycja się nie opóźniała, bo to generuje dodatkowe koszty – tłumaczy Andrzej Kunt, burmistrz Kostrzyna nad Odrą. Władze miasta włączyły się więc w poszukiwania dodatkowych archeologów.

To trudne zadanie, bo na rynku nie ma dużo takich firm. Te, które istnieją, zaangażowane są w trwające właśnie inwestycje w różnych częściach kraju. Mimo wszystko mamy kilka ofert, rozważamy i wkrótce na placu budowy będą dodatkowe ręce do pracy archeologicznej – mówi A. Kunt.

Burmistrz chwali też współpracę z wykonawcą robót. – Mimo trudności wykonawca robi co może, aby prace posuwały się do przodu. Jemu też zależy, aby ukończyć tę inwestycję jeszcze w tym roku. Na odkrycia archeologiczne nic nie poradzimy, przepisy są w tym przypadku jednoznaczne – przyznaje burmistrz.

Przeczytaj też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia