Był 6 sierpnia 1944 r. Warszawa od sześciu dni walczyła w powstańczym zrywie, nie mając szans na zwycięstwo. Na drugim krańcu kontynentu, we Francji, generał Stanisław Maczek stał przed swoimi żołnierzami 1. Dywizji Pancernej i mówił: „Idąc do pierwszej bitwy, będziecie żądali rachunku za całe pięć lat tej wojny - za Warszawę, za Kutno, za Westerplatte i za setki i tysiące bezbronnych ofiar, które zginęły z ręki zaborcy. Zażądamy rachunku za każde polskie życie, które zabrali nam Niemcy”. Następnego dnia rozegrała się bitwa pod Falaise, w której walczyły Czarne Diabły Maczka. Generał Montgomery, który dowodził siłami lądowymi, oceniając bitwę, powiedział później: „Niemcy byli jakby w butelce, a polska dywizja była korkiem, którym ich w niej zamknęliśmy”.
Bitwa była długa i krwawa - rozpoczęła się 7 sierpnia i trwała dwa tygodnie, ale dzięki niej przełamano obronę niemiecką w Normandii oraz doprowadzono do wyjścia aliantów na linię Sekwany, a później Renu. Niebagatelny udział w tym sukcesie mieli Polacy, którym generał Maczek mówił wprost: „Żołnierz polski walczy o wolność wszystkich narodów, ale umiera tylko dla Polski” - te słowa znajdą się później na pomniku Maczka w Warszawie, postawionym w 1995 r. na placu Inwalidów.
Najpierw pech
Pierwsza pancerna Maczka miała ruszyć do natarcia 7 sierpnia - sygnałem miało być uderzenie bombowców brytyjskich i amerykańskich w pozycje niemieckie. Lotnicy jednak pomylili cele i zaatakowali Polaków rozlokowanych po wschodniej stronie drogi Caen - Falaise, skąd mieli ruszyć na wzgórza w okolice miasta Falaise.
Natarcie rozpoczęło się dzień później. Czołgi szybko jednak utknęły w miejscu, gdyż dobrze przygotowana niemiecka obrona spowodowała ciężkie straty, szczególnie 2. Pułku Pancernego. Ataki zostały ponowione 9 i 10 sierpnia i mimo początkowych postępów również one nie zdołały przełamać linii obronnych Niemców. 11 sierpnia dowódca II Korpusu Kanadyjskiego ogłosił zakończenie operacji.
W ciągu pierwszego tygodnia cały II Korpus Kanadyjski, w skład którego wchodziła 1. Dywizja Pancerna, posunął się na odległość zaledwie około 10 kilometrów.
„Jeden kilometr, trzy kilometry, pięćset metrów i tak dalej, a wciąż przed nami i po bokach okopani po dziurki w nosie Niemcy, ich miny i celny ogień wszelkiego kalibru. Ubywało nas, to tu, to tam, z przodu, z tyłu, ze środka. Och, jak bardzo jednostka pancerna nie lubi takiego dreptania w miejscu” - wspominał później gen. Stanisław Maczek.
W tym czasie działania wojsk alianckich w pozostałych sektorach, w szczególności amerykańskiej 3. Armii, doprowadziły do częściowego okrążenia wojsk niemieckich. Korytarz, przez który mogły się one wycofać w głąb Francji, zawęził się do mniej niż 30 kilometrów. Zadanie zamknięcia tej luki powierzono m.in. 1. Dywizji Pancernej, która 15 sierpnia - wszyscy lubiący symbole na pewno uznają, że ta data nie mogła być przypadkowa - „złapała” przeprawę Niemców przez rzekę Dives.
Pierwsza Dywizja Pancerna miała jasny rozkaz - opanować rejon miasteczka Chambois. Generał Maczek z własnej inicjatywy dorzucił do tego miasteczka kompleks wzgórz Mont Ormel, który nazwał Maczugą, a którego zdobycie pozwoliłoby dywizji na wykonanie zadania. Wzgórza z jednej strony przecinały ostatnie drogi odwrotu niemieckiego, a jednocześnie w razie kryzysu dawały szansę przeciwstawienia się atakom niemieckim.
Maczek dostał rozkaz opanowania Chambois za wszelką cenę i skierował 10. Pułk Strzelców Konnych przez Louvagny i Barou do Trun.
1. Pułk Pancerny pod dowództwem majora Stefanowskiego ruszył na wzgórze 262, a 2. Pułkowi Pancernemu dowodzonemu przez podpułkownika Stanisława Koszutskiego wyznaczono pozycję 15 kilometrów na północny wschód od Trun. Maczka ostrzegano, że jego ludzie mają przed sobą wąską drogę nieodpowiednią dla czołgów i „wroga, który będzie walczył z okrutną rozpaczą”. Generał odparł jednak, że wartość zwycięstw jego dywizji będzie zależała od trudności powierzonych operacji. I - wskazując na mapie ćwiartkę okręgu, która zamykała niemiecką 7. Armię - powiedział: „Po raz pierwszy od kilku lat czarne naramienniki idą naprzód”. To od koloru tych naramienników Niemcy nazywali brygadę pancerną Maczka Czarnymi Naramiennikami lub też Czarnymi Diabłami.
Te diabły szły naprzód gnane pamięcią września 1939 r. i świadomością, że kiedy alianci wdzierają się do Europy od zachodu, daleko na wschodzie o wolność i najpewniej niepodległość walczą powstańcy warszawscy.
Pancerniacy Maczka miasteczko Chambois i Maczugę opanowali 19 sierpnia. Ten manewr zamknął w kotle Falaise 7. Armię Niemiecką, ale nie oznaczało to jeszcze zwycięstwa. Jednocześnie bowiem ze wszystkich stron na te strategiczne punkty zmierzały zgrupowania niemieckie. W efekcie powstał podwójny pierścień - Niemcy zostali okrążeni przez aliantów, ale wewnątrz 7. Armii znaleźli się Polacy. Sam generał Maczek mówił później, że 1. Dywizja Pancerna była postawiona na drodze byka i usiłowała go schwycić za rogi, podczas kiedy główne siły brytyjskie i amerykańskie zajęły się trzepaniem tego byka po bokach i po ogonie, dodając mu jeszcze rozpędu do uciekania.
Trzy dni Maczka
Przez trzy dni i noce na Maczudze i w Chambois trwały krwawe walki. Polscy żołnierze de facto byli odcięci, amunicję zrzucano im z samolotów, bez możliwości przedarcia się do nich bezpośrednio drogami. Niemców do walki pchała rozpaczliwa próba przebicia się przez pierścień, ale ostatecznie musieli skapitulować, zostawiając pole zasłane trupami ludzi, koni oraz sprzętem. Wzięto wówczas do niewoli blisko 6 tys. Niemców, zniszczono 70 czołgów, 500 samochodów i ponad 100 dział.
8 - tyle jest znanych cmentarzy, na których pochowano poległych w walkach żołnierzy gen. Macz-ka. To: Cloppenburg, cmentarz na terenie Stalagu VI w Oberlangen, Osterbrock, Brytyjski Cmentarz Wojenny Reichswald Forest w Kleve w Niemczech, cmentarz leśny w Münster, cmentarz katolicki w Thuine, Polski Cmentarz Wojskowy w Bredzie i w Langannerie
Po bitwie, po uzupełnieniu strat 1. Dywizja Pancerna powróciła na pierwszą linię frontu i wzięła udział w pościgu za wycofującymi się wojskami niemieckimi.
Dzisiaj u podnóża tych wzgórz w miejscowości Langannerie znajduje się polski cmentarz wojenny z około 700 grobami żołnierzy polskiej dywizji pancernej.
1 września, tydzień po bitwie pod Falaise, równo miesiąc po wybuchu powstania warszawskiego, generał Maczek zwrócił się do walczących w stolicy okupowanej Polski żołnierzy takimi słowami: „Mówię do Was z pola walki we Francji. Walcząc tu u boku naszych sojuszników brytyjskich, amerykańskich, kanadyjskich z tym samym co i Wy wrogiem - sercem i myślami jesteśmy zawsze z Wami. (…) Dzielą nas jeszcze tysiące kilometrów, ale ciosy, które tu padają, są ciosami zadawanymi tym samym Niemcom, którzy dziś niszczą i palą stolicę Polski. Pomoc dla Was idzie od Zachodu. Jesteśmy dumni, że dane nam jest brać udział w tej błyskawicznej ofensywie armii sojuszniczych. Lecz jednocześnie przepełnieni jesteśmy najgłębszym niepokojem o Wasze losy. Największym bowiem szczęściem każdego polskiego żołnierza byłoby walczyć w Polsce, w Warszawie. Polska Dywizja Pancerna we Francji składa hołd żołnierzom i ludności cywilnej Stolicy. Ślubujemy, że poniesione przez Was ofiary pomścimy stokrotnie”.
Syn sędziego
Stanisław Maczek urodził się w 1892 r., jego ojciec Witold był sędzią, a kuzyn Vladko Maček znanym chorwackim działaczem narodowym w międzywojennej Jugosławii.
W latach 1910-1914 przyszły generał studiował na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Lwowskiego: filozofię ścisłą pod kierunkiem prof. Kazimierza Twardowskiego oraz filologię polską u profesorów Wilhelma Bruchnalskiego i Józefa Kallenbacha. Nie został jednak ani filozofem, ani badaczem twórczości Adama Mickiewicza czy Juliusza Słowackiego - na dwa lata przed wybuchem I wojny światowej dołączył do Związku Strzeleckiego, przyjmując pseudonim Rozłucki. Służbę w Legionach Piłsudskiego uniemożliwiło mu jednak powołanie do armii austro-węgierskiej. I jak już włożył mundur, tak w nim pozostał. A 30 października 1938 r., w Bielsku, w czasie rewindykacji Zaolzia, objął dowództwo 10. Brygady Kawalerii, pierwszej wielkiej jednostki pancerno-motorowej Wojska Polskiego.
40 tysięcy mieszkańców wnioskowało o przyznanie generałowi Stanisławowi Maczkowi tytułu honorowego obywatela miasta - w podziękowaniu za wyzwolenie Bredy bez ofiar śmiertelnych po stronie ludności cywilnej. Generał, który zmarł w wieku 102 lat w Edynburgu w Szkocji, został pochowany na cmentarzu żołnierzy polskich w Bredzie, którą wyzwalał
We wrześniu 1939 r. wraz z tą jednostką brał udział w walkach odwrotowych i działaniach opóźniających na rzecz armii Kraków i Karpaty. Zadał niemieckiemu XXII Korpusowi Pancernemu ciężkie straty w bitwach pod Jordanowem, Wiśniczem, Łańcutem i Rzeszowem. Od 15 września walczył w obronie Lwowa, jednak już 18 września, po zaatakowaniu Polski przez Związek Sowiecki, przerwał walkę z Niemcami i ruszył w stronę granicy polsko-węgierską. 15 listopada - już we Francji - został awansowany do stopnia generała brygady i dostał przydział na dowódcę ośrodka wojskowego w Coëtquidan. Został dowódcą lekkiej brygady pancernej w Sainte-Cécile, ale Francuzi nie palili się do pomagania Polakom w tworzeniu armii na uchodźstwie, najwyraźniej nie przyjmując do wiadomości scenariusza wydarzeń, w którym to oni będą kolejnym celem Adolfa Hitlera.
Do maja 1940 r. Maczkowi udało się uformować niecałą brygadę. A miesiąc później III Rzesza zaatakowała Francję. Maczek na czele odtworzonej 10. Brygady Kawalerii Pancernej (10éme Brigade de cavalerie blindée) ruszył na front w Szampanii. Tam walczył m.in. w walkach odwrotowych francuskiej 20. Dywizji Piechoty pod Champaubert-Mongi-vroux i w rejonie bagien Saint-Gond. Na skutek niewykonalnego rozkazu dowództwa o zajęciu Montbard i mostów na Kanale Burgundzkim resztki brygady Maczka zostały odcięte. Generał wydał rozkaz o zniszczeniu sprzętu i przebił się wraz z pół tysiącem swych żołnierzy do Marsylii. Stamtąd w przebraniu Araba przez Tunis, Maroko, Portugalię i Gibraltar dotarł we wrześniu 1940 r. do Szkocji. Tu zaś dostał przydział na stanowisko dowódcy 2. Brygady Strzelców, do tego czasu dowodzonej przez gen. Rudolfa Dreszera. Brygadę Strzelców przekształcono z powrotem w 10. Brygadę Kawalerii Pancernej, a w lutym 1942 r. - w 1. Dywizję Pancerną, która wzięła udział w inwazji w Normandii.
Zupełnie nowe wojsko
„Było ponad 900 oficerów, około 14 tys. żołnierzy szeregowych” - wspominał gen. Maczek w nagranej z nim audycji radiowej. „Dysponowaliśmy dużą siłą, mieliśmy około 380 czołgów, 4 tys. pojazdów mechanicznych, samych radiostacji na czołgach i na wszystkich pojazdach było więcej, niż miała cała polska armia we wrześniu 1939 r. Gdybyśmy ją chcieli ustawić w jednej linii, zajęłaby przestrzeń między Poznaniem a Warszawą”.
W 1943 r., gdy 1. Dywizja Pancerna była bliska osiągnięcia gotowości bojowej, Brytyjczycy wymusili dostosowanie jej organizacji do obowiązujących w ich armii standardów.
Ostatecznie w jej skład wchodziły: 10. Brygada Kawalerii Pancernej (1. i 2. Pułk Pancerny, 24. Pułk Ułanów, 10. Pułk Dragonów), 3. Brygada Strzelców (Batalion Strzelców Podhalańskich, 8. Batalion Strzelców Brabanckich i 9. Batalion Strzelców Flandryjskich), artyleria dywizyjna (1. i 2. Pułk Artylerii Motorowej, 1. Pułk Artylerii Przeciwpancernej, 1. Pułk Artylerii Przeciwlotniczej), rozpoznawczy 10. Pułk Strzelców Konnych, samodzielny szwadron ciężkich karabinów maszynowych, batalion saperów, szwadron regulacji ruchu, dowództwo dywizji oraz warsztaty, służby.
W chwili wejścia do walki dywizja miała 15 210 szeregowych i 885 oficerów, dysponowała 473 działami oraz 4431 pojazdami, w tym 381 czołgami - głównie amerykańskimi maszynami marki Sherman i angielskimi czołgami rozpoznawczymi Cromwell oraz czołgami lekkimi Stuart. Był to najsilniejszy polski związek taktyczny wojsk szybkich, jaki walczył w II wojnie światowej. Formacja dowodzona przez Maczka była więc nowoczesna, dobrze wyposażona i dysponowała potężną siłą ognia.
Sam generał Maczek był zwolennikiem prowadzenia wojny w sposób nowoczesny - uważał, że rola piechoty przechodzi do przeszłości, a jej apogeum była wojna 1914-1918. Przekonywał, że jeśli efektywność piechoty zależy od wsparcia lotnictwa i broni pancernej, to lepiej postawić wprost na lotnictwo i broń pancerną. Tym bardziej że skuteczność tej drugiej pokazała zwycięska kampania Niemców w Polsce we wrześniu 1939 r. „Armia przyszłości - to armia pancerna (...). Stwarzając dywizję pancerną, pomnażamy wkład w ogólny wysiłek wojenny, stajemy się silniejsi dziesięciokrotnie, możemy na polu walki odegrać rolę decydującą, na konferencji pokojowej, razem z czynami marynarki i lotnictwa, będziemy mogli rzucić decydujące czyny naszej dywizji pancernej” - tłumaczył w 1941 r. gen. Maczek swoim żołnierzom i dowódcom.
Oddech na plecach
I właśnie z powodu tamtej kampanii Stanisław Maczek nie miał dla Niemców litości. Po dokonaniu przez aliantów inwazji w Normandii, walcząc z Wehrmachtem, cały czas prowadził swoją dywizję w kierunku Belgii i Holandii.
Razem z Czarnymi Diabłami wyzwolił m.in. Ypres, Gandawę - 10 września, i Passchendale.
W Gandawie południowa część miasta była już opanowana przez jednostki brytyjskiej 2. Armii, ale północną wciąż okupowali Niemcy. Miasto znajdowało się pod ciężkim ogniem artylerii niemieckiej, ale kiedy od południa wjechała do niego 3. Brygada Strzelców, mieszkańcy wylegli na ulice, by wiwatować, a członkowie belgijskiego ruchu oporu dołączyli do Polaków i wspólnie z nimi zaatakowali północną część miasta. Walki toczyły się kilka dni i dopiero 17 września Niemcy zaprzestali ostrzału.
Dzięki znakomitemu manewrowi oskrzydlającemu po ciężkich walkach Maczkowi udało się też wyzwolić 29 października 1944 r. Bredę - bez strat wśród ludności cywilnej. Nic dziwnego, że mieszkańcy miasta, które później nadało mu tytuł honorowego obywatela, generała Maczka i jego Czarne Diabły witali wręcz entuzjastycznie. Ten entuzjazm przekazywano później z pokolenia na pokolenie, bo pod wnioskiem o honorowe obywatelstwo dla Polaka podpisało się 40 tys. mieszkańców Bredy.
„Myśmy oszczędzali miasta, nie robiliśmy szkód, myśmy się nie zachowywali jak Niemcy czy inni barbarzyńcy. Tylko nasz żołnierz był od razu przyjacielem i na rękach noszonym wybawcą. Szybkość i zaskoczenie są tymi elementami, dzięki którym można o wiele więcej zdziałać niż wielką ilością bombardowań, użytej amunicji i nagromadzonego sprzętu” - opowiadał po latach generał Stanisław Maczek. Odznaczenie go Komandorią Krzyża Legii Honorowej pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu 26 marca 1945 r. było swoistym ukoronowaniem tego zwycięskiego pochodu polskich pancerniaków, ale kto wie, czy nie największe wzruszenie towarzyszyło im, kiedy w kwietniu 2. Pułk Pancerny oswobodził obóz kobiet żołnierzy Armii Krajowej w Oberlangen. Żołnierki AK, dziewczyny walczące w powstaniu warszawskim, były pierwszymi w historii wojen kobietami jeńcami.
Podpułkownik Stanisław Koszutski po wyzwoleniu Stalagu VI powiedział wtedy: „Żołnierze Armii Krajowej i Towarzysze Broni, to historyczny moment spotkania na ziemi niemieckiej dwóch Polskich Sił Zbrojnych. Dzień 18 kwietnia niech zostanie na zawsze w Waszej Pamięci jako ukoronowanie dążeń i trudów. Niech żyje Polska!”.
W obozie przebywało wtedy 1745 osób, w tym dziewięcioro niemowląt urodzonych w niewoli.
4 maja 1945 r. dywizja dotarła do bazy Kriegsmarine w Wilhelmshaven, gdzie generał przyjął kapitulację dowództwa twierdzy, bazy Kriegsmarine, floty „Ostfriesland”, resztki dziesięciu dywizji piechoty oraz ośmiu pułków piechoty i artylerii. To był ogromny sukces: wzięto do niewoli dwóch admirałów, jednego generała, 1900 oficerów i 32 tys. żołnierzy. Zdobyto trzy krążowniki, 18 okrętów podwodnych, 205 innych jednostek, 94 działa forteczne, 159 dział polowych, 560 ciężkich karabinów maszynowych, 40 tys. karabinów, 280 tys. pocisków artyleryjskich, 64 mln sztuk amunicji strzeleckiej, składy min i torped oraz zapasy żywności dla 50 tys. ludzi na trzy miesiące.
Niecały miesiąc później, 1 czerwca 1945 r. Maczek został awansowany do stopnia generała dywizji. A 11 dni po upadku III Rzeszy, 19 maja 1945 r., w miasteczku niemieckim Haren, wcześniej zdobytym przez 1. Dywizję Pancerną, położonym w Dolnej Saksonii, generał i jego żołnierze, na wniosek kolegów z II Korpusu Kanadyjskiego, stworzyli tymczasowe lokum dla Polaków, jeńców byłych niemieckich obozów, żołnierzy, którzy nie mieli dachu nad głową. W miasteczku mieszkało około 5 tys. Polaków, w tym 1728 kobiet, dziewczyn uczestniczek powstania warszawskiego. Zgodę na jego utworzenie wydał marszałek polny Bernard Law Montgomery, 1. wicehrabia Montgomery of Alamein. Miasteczko początkowo nosiło nazwę Lwów, nazwę Maczków nadał mu gen. Tadeusz Bór-Komorowski. W Maczkowie były nawet polskie nazwy ulic: Jagiellońska, Legionów, Mickiewicza, Łyczakowska. Generał, tak jak wielu jego żołnierzy, po wojnie został na emigracji. Za odebranie mu obywatelstwa przeproszono go dopiero w 1989 r.