Czesi na Wołyniu w czasie II wojny świtowej byli świadkami ludobójstwa na Polakach. Doskonale to zapamiętali

Krzysztof Strauchmann
Orkiestra z Janówki. W 1935 roku grał w niej tylko jeden Polak, na trąbce. Reszta sami Czesi.
Orkiestra z Janówki. W 1935 roku grał w niej tylko jeden Polak, na trąbce. Reszta sami Czesi. Archiwum prywatne
Car Rosji Aleksander II w XIX wieku sprowadził na Wołyń 16 tysięcy emigrantów z Czech. W latach 1942 – 1945 byli świadkami eksterminacji Polaków przez ukraińskich nacjonalistów. O sobie mówili: Będziemy następni.

Do swojej ojczyzny wróciły dopiero trzy późniejsze pokolenia. 66 rodzin osiedliło się na opolskim pograniczu, w rejonie miasteczka Osoblaha, bo tam czekały gospodarstwa rolne po wysiedlonych Niemcach Sudeckich. Przez wiele lat nie wiedzieli, że tuż za granicą, w powiecie głubczyckim osiedlono repatriantów polskich.

Dziki wschód na Wołyniu

W latach 60-tych XIX wieku czescy osadnicy wspierani przez politykę caratu, kupowali ziemię na Wołyniu i budowali nowe osady. W 1880 na Wołyniu było już 41 czeskich miejscowości, założonych głównie na surowym korzeniu, czyli w miejscu zupełnie dziewiczym. Tak powstała wioska Czeskie Nowosiółki, 14 kilometrów od Beresteczka oraz Dębrówka koło Równego. Obok Dębrówki 30 rodzin emigrantów zbudowało Martinówkę. Czesi mieszkali też w sąsiedniej Hruszwicy, ale tam 30 rodzin emigrantów stanowiło mniejszość wobec 250 domów ukraińskich.

Po I wojnie światowej, wojnie polsko – bolszewickiej i traktacie ryskim, ta część Wołynia została włączona do Polski, otwarto polskie szkoły. Czescy Wołyniacy wspominali to jako okres spokoju i rozwoju.

17 września 1939 roku Armia Czerwona zajęła Wołyń. Kronikarz Dębrówki opisał scenę, jak mieszkańcy jego wioski wylegli na szosę, obserwować maszerujące kolumny radzieckiego wojska.

– Jak się wam powodzi? - pytali czerwonoarmiści.
– Nieźle – odpowiadali zdawkowo Czesi.
– Będzie jeszcze lepiej, bo u nas, w Związku Radzieckim, wszystkiego jest pod dostatkiem.

Ale już zimą 1940 roku radzieckie władze ogłosiły tworzenie kołchozów. Emisariusze władz stawiali sprawę prosto: Jak nie oddasz ziemi do kołchozu, to pojedziesz na Sybir. Dla przykładu pojedynczych gospodarzy faktycznie wywieziono. U pozostałych wywołało to paniczny strach.

- Rodzice mieli 12 hektarów pola, a jak ktoś miał więcej niż 10 hektarów, to był kułak – opowiadała kilka lat temu Emilia Čmuchalkova z Osoblahy. – Nas już wpisano na listę ludzi do wywiezienia, bo rodzice nie chcieli oddać ziemi. Już mieliśmy wyznaczony termin wyjazdu – 28 czerwca 1941 roku. Już byliśmy gotowi. Tydzień wcześniej wybuchła wojna z Niemcami. To nas uratowało przed Syberią.

Polowanie na Polaków

Jak zanotował autor kroniki Dębrówki, Ukraińcy witali Niemców z radością, jak oswobodzicieli. Wierzyli, że z ich pomocą zbudują Wielką Ukrainę. Niedługo potem zaczęła się eksterminacja Żydów. Uciekinierzy z getta w Równem docierali aż do Dębrówki, szukali kryjówek. Przyjeżdżali za nimi policjanci ukraińscy i wyłapywali wszystkich. Wyciągali od nich kosztowności, pod pozorem, że pozwolą im uciec. Potem rozstrzeliwali ich potajemnie w lesie za wsią. W 1942 roku zaczęły się pierwsze zabójstwa na Polakach na tle narodowościowym. Wiosną 1943 roku Ukraińska Powstańcza Armia przeszła do konspiracji i zaczęła regularne polowanie na Polaków.

- W Dębrówce były tylko cztery rodziny polskie – zapisał kronikarz wsi. – Kilometr za wsią mieszkał z rodziną Polak Józef Łopuszek. Z obawy przed banderowcami wybudował wokół domu 3 metrowy płot i wykopał podziemne, ukryte przejście w pola. W sierpniu 1943 roku przyszli po niego banderowcy. Ze wsi widać było łunę płonącego domu. Kilka godzin później do znajomego Czecha Józefa Samca przekradła się żona Łopuszka z córką. Nad ranem dołączył do nich Łopuszek z synem. Uciekli z domu podziemnym tunelem. Zaprzyjaźniony Czech jeszcze tego samego dnia wywiózł ich do Równego, ukrytych w wozie z sianem. Mniej szczęścia miała rodzina Stańkowskich. Też uciekli do Równego, ale kilka dni później wrócili potajemnie po swoje rzeczy. Banderowcy ich dopadli i zamęczyli. Czesi we wsi słyszeli krzyki mordowanych. Nikt nie odważył się ruszyć z pomocą.

- Z Janówki wszyscy Polacy uciekli do Równego. Ich gospodarstwa Ukraińcy spalili. Mordowanie Czechów też się zdarzało, ale rzadko – wspominał Miroslav Hudrik z Osoblahy. – Niedaleko nas, w Nowosiółkach, był Ukrainiec – krawiec, który miał żonę Polkę. On nawet szył dla banderowców mundury. Pewnego dnia ostrzegła go znajoma Ukrainka, żeby uciekali. Zostawili wszystko i uciekli. Ten krawiec wrócił po 2 tygodniach. Przyszedł do sąsiada, żeby go przenocować, ale w nocy przyszli banderowcy. Wyciągnęli go z łóżka, kazali brać łopatę i iść z sobą. Wspinali się na wzgórze za wsią, a on ich błagał, żeby go puścili. Zastrzelili go tam, tylko za to, że miał żonę Polkę. Jego żona wróciła potem do wioski razem z radziecką armią. Banderowcy zaczaili się też na nią, ale wyjechała szczęśliwie inną drogą.

Według ustaleń polskiej historyk Moniki Śladewskiej w miasteczku Kupiczew Czesi założyli własną organizację konspiracyjną „Aktyw”. W 1943 roku jej członkowie pomagali Polakom z palonych wiosek w okolicy. Pomagali także ukrywającym się Żydom i radzieckim partyzantom. Doszło nawet do bojowej współpracy z miejscowymi oddziałami AK, przy obronie miasteczka przed oddziałami UPA.

Przestawianie narodów

Armia Czerwona wróciła na Wołyń w lutym 1944. Szła z nią samodzielna brygada czeskiego wojska generała Ludwika Svobody. W wioskach ogłoszono mobilizację i zabrano wszystkich dorosłych mężczyzn do wojska. Czesi u gen. Swobody mieli wywalczyć sobie prawo do powrotu.

Potomkowie czeskich emigrantów z okresu caratu wrócili do swojego kraju w 1946 i 1947 roku roku. Przesiedleńcy z Osoblahy najpierw wozami na stację w Równym, a potem koleją przez Karpaty. Według kronikarza Dębrówki, każda rodzina miała prawo do zabrania pary koni, wozu, dwóch krów i 2 ton dobytku. Do Osoblahy przywieźli też ikonę, podarowaną przez prawosławnego popa, na pożegnanie.

Ich gospodarstwa zajęli Rusini z okolic Bardiejova na Słowacji, pobratymcy polskich Łemków. Ponieważ władza nie dopasowała terminów, przez dwa tygodnie rodziny czeskie i rusińskie mieszkały w tych samych domach. Rusini słysząc o realiach życia w Rosji Radzieckiej szybko pożałowali, że dali się zwieść czeskiej propagandzie i przesiedlili się na radziecką Ukrainę.

- Byliśmy bardzo szczęśliwi, że możemy stamtąd wyjechać – wspominała Maria, mieszkanka Rusina. – Tam ciągle pojawiały się bandy rabunkowe, albo banderowcy. Rodzice zakopywali cenne rzeczy w beczkach, chowali jedzenie, na noc chodzili spać do znajomych we wsi ze strachu. We wsiach wystawiano na noc straże, które chodziły i hałasowały, żeby odstraszać bandy.

- Przed wyjazdem rodzice zrobili sobie pamiątkową fotografię na grobie prababci – opowiada Anna z Slezkich Rudoltic. – Moja córka była tam w 1983 roku. Nawet ją Ukraińcy wpuścili do danego naszego domu. Kościół w Hruszwicy stał opuszczony. Ale rodzinnych grobów na cmentarzu nie znalazła.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia