Jest 3 grudnia 1941 roku. Stalin na Kremlu przyjmuje gen. Władysława Sikorskiego, premiera polskiego rządu na uchodźstwie i zarazem naczelnego wodza. Towarzyszy mu gen. Władysław Anders.
Gen. Sikorski: "(...) Mam ze sobą listę około 4000 oficerów, których wywieziono siłą i którzy znajdują się jeszcze obecnie w więzieniach i w obozach pracy, nawet ten sam spis nie jest pełny, zawiera bowiem tylko nazwiska, które udało się zestawić z pamięci. Poleciłem sprawdzić czy nie ma ich w kraju, z którym mamy stałą łączność. Okazało sie, że nie tam żadnego w nich, podobnie jak w obozach jeńców na terenie Niemiec. Ci ludzie znajdują się tutaj. Nikt z nich nie wrócił".
Stalin (notując):
"To nie możliwe. Oni uciekli".
Gen. Anders: "Dokądże mogli uciec?"
Stalin: "No, do Mandżurii"!
Cofnijmy się do początków marca 1940 r. Ławrentij Beria, komisarz ludowy spraw wewnętrznych ZSRR w ściśle tajnej notatce kierowanej do "towarzysza Stalina" pisze: "W obozach NKWD ZSRR dla jeńców wojennych i w więzieniach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi w chwili obecnej przetrzymywana jest wielka liczba byłych oficerów armii polskiej, byłych pracowników polskiej policji i organów wywiadu, członków polskich nacjonalistycznych kontrrewolucyjnych partii, członków ujawnionych kontrrewolucyjnych organizacji powstańczych, uciekinierów i inni. Wszyscy oni są zawziętymi wrogami władzy radzieckiej, pełnymi nienawiści do ustroju radzieckiego.
Wniosek Ławrentija Berii z akceptacją członków Politbiura WKP. Podstawa decyzji katyńskiej z 5 marca 1940
(fot. Wikimedia Commons)
Jeńcy wojenni, oficerowie i policjanci, przebywający w obozach, próbują kontynuować działalność kontrrewolucyjną, prowadzą agitację antyradziecką. Każdy z nich oczekuje oswobodzenia, by uzyskać możliwość aktywnego włączenia się w walkę przeciwko władzy radzieckiej.
(...) W obozach dla jeńców wojennych przetrzymywanych jest ogółem (nie licząc szeregowców i kadry podoficerskiej) - 14 736 byłych oficerów, urzędników, obszarników, policjantów, żandarmów, służby więziennej, osadników agentów wywiadu - według narodowości: ponad 97 proc. Polaków".
Beria nie zapomniał też o Polakach przetrzymywanych w więzieniach zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi (podawał liczbę 10 685 Polaków).
"Biorąc pod uwagę, że wszyscy oni są zatwardziałymi, nierokującymi poprawy wrogami władzy radzieckiej, NKWD ZSRR uważa za niezbędne: sprawy znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych (...); sprawy aresztowanych i znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi (...) rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary - rozstrzelanie".
Wedle Berii należało "sprawy rozpatrzyć".
Taki był "akt założycielski" Zbrodni Katyńskiej. Na jego podstawie od pierwszych dni kwietnia do trzeciej dekady maja 1940 r. wywieziono z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie ponad 14 tys. oficerów, rezerwistów, funkcjonariuszy policji, straży garniczej i więziennej. Zginęli w Katyniu, Charkowie (Piatichatkach) i w Twerze. Więźniowie natomiast byli zabijani w Bykowni i Kuropatach.
Treść tego dokumentu poznaliśmy dopiero w 1992 r. Dwa lat wcześniej Rosja oficjalnie przyznała, że zbrodni dokonało NKWD.
Od tego czasu wiele się zmieniło, niestety na gorsze. Prowadzone przez Rosję śledztwo śmiało można nazwać parodią. Główna Prokuratura Wojskowa, pomijając samego Stalina, uznała za winnych Zbrodni Katyńskiej tylko Berię i "trójkę" wykonawczą polecenia z 5 marca 1940 roku - Mierkułowa, Kobułowa i Basztakowa, kwalifikując ich czyny jako nadużycie władzy, które jako przestępstwo służbowe (!!!!) uległo przedawnieniu.
Hanna Sowińska
GAZETA POMORSKA