„Gromada świń”. Degeneraci spod znaku SS na Zamojszczyźnie i warszawskiej Woli

Bogdan Nowak
Dirlewangerowcy na ulicy Focha w Warszawie
Dirlewangerowcy na ulicy Focha w Warszawie Wikipedia
„Dzieci stały w holu i na schodach. Dużo dzieci. Rączki w górze. Patrzyliśmy na nie kilka chwil zanim wpadł Dirlewanger. Kazał zabić. Rozstrzelali je, a potem po nich chodzili i rozbijali główki kolbami”. Oskar Dirlewanger był uważany za uosobienie zła. Dowodzonych przez niego kryminalistów w mundurach uznawano natomiast za bestie w ludzkich skórach. To oni przeprowadzili w 1941 r. tzw. próbne wysiedlenie kilku zamojskich miejscowości, a potem m.in. podczas Powstania Warszawskiego pacyfikowali Wolę.

„Typowa natura żołdacka. Przed swym wstąpieniem do SS służył już w legionie hiszpańskim (chodzi o legion Condor – przyp. red.) ” – pisał o Oskarze Dirlewangerze SS-Obergruppenführer Erich von dem Bach-Zalewski. „Osobiście nieustraszony i dzielny, podtrzymywał swój autorytet tylko przez największą brutalność. Nałogowy pijak i łgarz (...). Chociaż wiedział, że ma wielu wrogów wśród porządnych ludzi (co ciekawe Bach-Zalewski miał zapewne także siebie na myśli – przyp. red.), umiał jednak tak zatrzeć ślady przestępstw, że nigdy nie można mu było niczego dowieść. Takie postępowanie ułatwiały mu nieograniczone względy, jakimi się cieszył u Hitlera i Himmlera”.

Doktor i gwałciciel

Oskar Dirlewanger urodził się 26 września 1895 r. w Würzburgu. Walczył w I wojnie światowej, gdzie został ranny (przyznano mu wówczas niemiecki Żelazny Krzyż). W latach 1919-1921 służył w różnych jednostkach Freikorps (były to formacje paramilitarne). Potem studiował we Frankfurcie politologię. Tam zdobył także doktorat. W lipcu 1934 r. trafił do więzienia za gwałt na czternastoletniej dziewczynce (pozbawiono go wówczas akademickiego tytuły doktora). Po dwóch latach wyszedł z więzienia i... znowu zgwałcił kobietę.

Zesłano go za to do obozu w Welzheim. Dirlewangerowi pomógł wówczas Gotlob Berger, czołowy ekspert SS do spraw selekcji rasowej. Uznano, że skazaniec mógłby się „zrehabilitować” podczas wojny domowej w Hiszpanii. Według swoich przełożonych spisał się tam znakomicie.

W latach 1936-1939 Dirlewanger szkolił żołnierzy Legionu Condor, za co w 1940 r. unieważniono mu wyrok „o obrazę obyczajności”. Odzyskał wówczas tytuł doktora oraz został przyjęty do NSDAP, a potem do SS. To wtedy utworzył brutalne SS-Sonderkommando Dirlewanger. Nie była to typowa formacja.

Pułk SS „Dirlewanger” (zwano go także brygadą „Dirlewanger”) szybko zdobył ponurą sławę. Tylko 5 proc. jego składu stanowiły osoby wcześniej nie karane (byli to zwykle dowódcy). Aż 50 proc. stanowili natomiast niemieccy kryminaliści, których warunkowo zwolniono z więzień. Reszta była dezerterami z innych armii oraz volksdeutschami. Członkami tej brygady pogardzali nawet niektórzy żołnierze „Wehrmachtu”, a Brigadenführer SS Ernst Rode, podczas zeznań, które złożył po wojnie w Norymberdze, nazwał żołnierzy Dirlewangera „gromadą świń”. Byli oni jednak tak naprawdę prawdziwymi bestiami w ludzkiej skórze. Ich okrucieństwo było wręcz niewyobrażalne.

W 1940 r. oddział Dirlewangera został przydzielony do dystryktu lubelskiego Generalnego Gubernatorstwa. Ponadto sam Dirlewanger został mianowany komendantem obozu pracy dla Żydów w Starym Dzikowie, w powiecie lubaczowskim (obóz działał od wiosny do późnej jesieni 1940 r).

Próbne wysiedlenie Zamojszczyzny

„W listopadzie (1941 r.) przeprowadzono próbną operację, w czasie której z siedmiu wiosek wysiedlono ponad 2 tysiące Polaków, żeby zrobić miejsce dla 105 rodzin volksdeutschów przybyłych z dystryktu radomskiego” – czytamy w wydanej ostatnio książce Martina Winstone pt. Generalne Gubernatorstwo. Mroczne serce Europy Hitlera. „Ewakuację przeprowadzili członkowie brygady SS dowodzonej przez Oskara Dirlewangera (...). Odilo Globocnik (chodzi o dowódcę SS i policji na dystrykt lubelski – przyp. red.). wykorzystywał już wcześniej ludzi Dirlewangera jako załogę obozu pracy w Bełżcu w 1940 r. oraz obozu Janowskiego w 1941 r. Sięgnięcie po takich ludzi oznaczało, że akcja nie miała być przeprowadzona delikatnie”.

O uczestnictwie SS-Sonderkomando Dirlewanger w tzw. próbnym wysiedleniu Zamojszczyzny pisał także Johannes Sachslehner (jest on autorem biografii Amona Leopolda Gőtha, kata SS znanego m.in. z filmu pt. Lista Schindlera).

Ta duża, niemiecka operacja była przez nas wielokrotnie opisywana. Została przeprowadzona w dniach 6-25 listopada 1941 r. Wysiedlono wówczas m.in. mieszkańców Wysokiego. Białobrzegów, Bortatycz, Huszczki Małej i Huszczki Dużej.

Ofiara wojennej tułaczki

Kazimiera Kobrzyńska miała w 1941 r. dziewięć lat. Mieszkała w miejscowości Wysokie. Tak o jej wysiedleniu opowiadała kilka lat temu. - Niemcy otoczyli wieś i chodzili od domu do domu. Pomagali im miejscowi volksdeutsche (...). Zebrali nas na drodze. Jeśli ktoś się ociągał, był bity – wspominała pani Kazimiera. - Cały nasz dobytek i zwierzęta kazano nam zostawić. Potem pognali nas do zamojskiego Nadszańca. Tam byliśmy przetrzymywani przez jakiś czas. Następnie wysiedlonych pognano do miejscowości Hostynne w powiecie hrubieszowskim, a potem do Żółkiewki. Po co nas tak przepędzali w różne miejsca? Kto ich tam tych Niemców wie...

Wysiedleni nie mogli powrócić do swoich domów. Niektórzy nie wytrzymywali ciężkich warunków w jakich ich więziono i przepędzano z miejsca na miejsce. Skąd to wiadomo? Jakiś czas temu Antoni Podolak znalazł na strychu domu w Kolonii Zrąb zapomniane negatywy. Było to ponad 1,5 tysiąca zdjęć wykonanych głównie podczas ostatniej wojny w gminie Skierbieszów oraz w pobliskich miejscowościach (fotografie znajdują się teraz w zbiorach Adama Gąsianowskiego). Nie wiadomo było kogo na nich uwieczniono. Niektóre osoby udało się jednak rozpoznać.

– Gdy zobaczyłam jedną z fotografii, to aż mnie zamurowało! Taka byłam zaskoczona – opowiadała wówczas Małgorzata Olkuska, mieszkanka Kolonii Sitno (gmina Sitno). – Było to zdjęcie z pogrzebu. Wyglądało tak: w trumnie leży moja babcia Genowefa Dziewulska z domu Pieczykolan. Ona w momencie śmierci była młodą kobietą... Obok zmarłej stoi mój dziadek Józef, jej mąż. Natomiast przy trumnie, wśród innych dzieci, można zobaczyć także 3-letniego Józia, ich syna.

W odzyskanym ze starych negatywów zbiorze znalazła się cała, fotograficzna relacja z tej przykrej, rodzinnej ceremonii. W sumie to aż 12 zdjęć. W jaki sposób łączą się one z „próbnym wysiedleniem” Zamojszczyzny?

– Babcia Genowefa mieszkała wraz z rodziną w Huszczce Małej. Ta wieś została przez Niemców wysiedlona – mówi pani Małgorzata. – Rodzina trafiła stamtąd do Zamościa, a potem do Orłowa Murowanego. Tam znaleźli schronienie. Babcia Genowefa podczas tej wojennej tułaczki rozchorowała się na zapalenie płuc i umarła. Pochowano ją na cmentarzu w Orłowie.

Rzeź warszawskiej Woli

Doświadczenia zdobyte na Zamojszczyźnie Niemcy wykorzystali w niechlubny sposób. W 1942 r. brygada Dirlewangera walczyła z partyzantką radziecką na Białorusi. Palono i pacyfikowano tam całe wsie, mordowano też na masową skalę miejscową ludność cywilną. Niemieccy dowódcy patrzyli na to bestialstwo z uznaniem. Podkreślano głównie dzielność bandytów w niemieckie mundury.

„O ile złe były moralne właściwości brygady Dirlewanger, o tyle wysoka była z drugiej strony jej wartość bojowa” – podkreślał Erich von dem Bach-Zalewski. „Składała się ona wyłącznie z karanych poprzednio kryminalistów i przestępców politycznych, którym była zapewniona amnestia, o ile wykażą się męstwem w walce. Byli więc ludźmi, którzy nie mieli nic do stracenia, a wszystko do zyskania. Dlatego też narażali swe życie bez wahania”.

Erich von dem Bach w latach 1943-44 był dowódcą niemieckich oddziałów, które używano do walk z partyzantami w okupowanych państwach. Tak pisał dalej o żołnierzach dowodzonych przez Dirlewangera:

„Byli świadomi tego, że mają złą sławę zarówno u swoich, jak u nieprzyjaciela i dlatego nie mogą oczekiwać żadnej łaski” – notował von dem Bach. „W walce nie dawali pardonu, jak i nie oczekiwali go sami. Brygada Dirlewangera miała wskutek tego straty sięgające trzykrotnej liczby w stosunku do stanu początkowego. Do tego trzeba dodać, że był w niej wysoki procent ludzi uprzednio karanych za kłusownictwo, którzy posiadali zadziwiającą sprawność strzelecką. W związku z tym wytworzyła się w brygadzie swoista ambicja: tylko celny strzał do przeciwnika na dalszą odległość zasługiwał na uznanie”.

W skład brygady Dirlewangera wchodziły dwa bataliony, kompania przeciwpancerna oraz kompania miotaczy min. W 1944 r. jednostka liczyła 860 osób. Wówczas wcielono do niej (jako uzupełnienie) dodatkowych 2,5 tys. żołnierzy. Już 4 sierpnia (kilka dni po wybuchu Powstania Warszawskiego) brygada została użyta do walki przeciwko powstańcom. Dzień później psychopaci i kryminaliści dowodzeni przez Dirlewangera (wspólnie z innymi, niemieckimi oddziałami) wkroczyli na warszawską Wolę.

Tam odbyła się masowa rzeź cywilnej ludności. Ludzi wyganiano z domów i pędzono na miejsca straceń. Systematycznie popalano także budynki w tej dzielnicy miasta. Ocenia się, że podczas masakry zginęło wówczas ponad 40 tys. osób. Potem batalion Dirlewangera uczestniczył także w wielu innych, bestialskich akcjach pacyfikacyjnych, które przeprowadzono w Warszawie. Trudno je zliczyć. Przerażały one nawet niemieckich żołnierzy.

„Dirlewanger stał ze swymi ludźmi i się śmiał. Przez plac pędzili pielęgniarki z (...) lazaretu, nagie z rękami na głowie. Po nogach ciekła im krew. Za nimi ciągnęli lekarzy z pętlą na szyi (...). Szli pod szubienicę, na której kołysało się już kilka ciał. Kiedy wieszali jedną z sióstr, Dirlewanger odkopał jej cegłę spod nóg – wspominał po wojnie jedną z egzekucji Mathias Schenk, Belg, który jako niemiecki saper szturmowy służył w Warszawie.

Żołnierz widział też inne „wyczyny” Dirlewangera i jego podkomendnych. „Wysadziliśmy drzwi, chyba do szkoły. Dzieci stały w holu i na schodach. Dużo dzieci. Rączki w górze. Patrzyliśmy na nie kilka chwil zanim wpadł Dirlewanger” – wspominał Schenk. „Kazał zabić. Rozstrzelali je, a potem po nich chodzili i rozbijali główki kolbami. Krew ciekła po tych schodach. Tam w pobliżu jest teraz tablica, że zginęło 350 dzieci. Myślę, że było ich więcej, z 500”.

Brutalna sprawiedliwość

W 1944 r. niemieckie dowódco uhonorowało Dirlewangera Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego (Polacy nazwali go „rzeźnikiem Warszawy”). Po Powstaniu Warszawskim brygadę Dirlewangera skierowano na Słowację i na Węgry. Potem przeniesiono ją nad Odrę, dokąd dotarł w tym czasie front niemiecko-sowiecki. W tych walkach „obronnych” Dirlewanger został ranny.

„Gdy dochodził do zdrowia w bawarskim Altshausen, schwytały go francuskie oddziały okupacyjne; został rozpoznany przez polskich jeńców i w niejasnych okolicznościach pobity tak dotkliwie, że zmarł na skutek pęknięcia czaszki” – pisał Norman Davies w książce „Powstanie’ 44””. „Oto brutalna sprawiedliwość”.

Niektórzy przypuszczają, że pobicia mogli dokonać byli żołnierze Powstania Warszawskiego. Jako datę śmierci Dirlewangera podaje się 7 czerwca 1945 r.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Edukacja

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia