"Non omnis moriar”, czyli „nie wszystek umrę”. To słynny cytat z pieśni Horacego, w istocie potwierdzający, że artystom ich dzieła zapewniają nieśmiertelność, niezależnie od epoki, w jakiej przyszło im żyć. Przecież „Iliada” uczyniła nieśmiertelnym nie tylko Homera, ale myślę, że uchroniła od zapomnienia jego bohaterów. Pomyślałem o tym, gdy w trakcie mistrzostw świata w piłce nożnej natknąłem się na włoskiego rapera Guglielmo Bruno, który występuje na scenie jako Willie Peyote. Otóż Guglielmo nie jest z pewnością naśladowcą Horacego, Homera, przeklina i pali marihuanę. Ale nagrał utwór, którego refren brzmi: „Pozostaniemy radykalni jak Kamil Glik”, po czym skanduje nazwisko polskiego piłkarza. Geneza powstania tego utworu jest taka, że Guglielmo chciał oddać szacunek naszemu obrońcy, który grał w turyńskim klubie FC Torino. Dla porządku dodam, że to artysta bardzo popularny we Włoszech. Może Glik zapisze wielką kartę w historii piłki nożnej? Warto mu tego życzyć.
Odniesień do Polski, polskich bohaterów we współczesnej kulturze masowej jest więcej. David Bowie nagrał utwór „Warszawa” i choć nie pada w nim ani jedno zrozumiałe słowo, to Bowiego zainspirowała ludowa melodia w wykonaniu zespołu Śląsk. Zresztą to była tylko wizja, bo na własne oczy zobaczył Warszawę w maju 1973 r., podróżując pociągiem z Moskwy do Paryża. Kultowa grupa Joy Division, zanim tak się nazwała, działała jako zespół Warsaw, a inspiracją był właśnie utwór Bowiego. Zresztą tworzący zespół brytyjscy punkowcy fascynowali się II wojną światową. Nagrywając swój utwór „Warsaw”, opowiadali w nim o naziście, który tracił złudzenia i postanowił zbuntować się przeciwko Hitlerowi. Jest też U2 i „New Year’s Day”. Bono nigdy nie ukrywał, że inspiracją do napisania tego utworu były wydarzenia z naszego kraju, wprowadzenie stanu wojennego w Polsce.
No dobrze, te wszystkie przykłady poprawiają nam samopoczucie, nasze ego, tym właśnie, że dają nam, Polakom, potwierdzenie, że jesteśmy dostrzegani przez świat. Że nie jesteśmy tylko kropką na mapie. Ale zaryzykuję twierdzenie, że czasami to świat nas edukuje. Bo weźmy szwedzką grupę Sabaton. Założę się, że dzięki ich utworowi „40:1” to wielu Polaków dowiedziało się o obronie Wizny podczas kampanii wrześniowej 1939 r. Teraz już wszyscy wiemy, że to była bitwa, która rozegrała się w rejonie Wizny, że została nazwana polskimi Termopilami. Grupa obrońców pod dowództwem kapitana KOP Władysława Raginisa związała wówczas na trzy dni znacznie większe siły generała Heinza Guderiana. Był to jeden z najbardziej bohaterskich i najmniej znanych epizodów II wojny światowej. Myślę, że wielu Polaków dowiedziało się o kapitanie Raginisie właśnie dzięki grającym hałaśliwego rocka Szwedom, którzy też fascynują się historią, zwłaszcza historią Polski.
W tym numerze „Naszej Historii” podpowiadamy artystom wiele inspirujących tematów z naszej historii najnowszej. Od szlaku bojowego żołnierzy generała Maczka po brawurowe, zuchwałe akcje polskiego podziemia. Bo jeśli nie będziemy o nich mówić, to bohaterowie tamtych wydarzeń zostaną zapomniani. Dlatego tak ważne jest, żeby żyli oni też w kulturze masowej.
Niewiele osób wie, że słynny zespół Rolling Stones miał zagrać w Stoczni Gdańskiej w 1990 r. I ten właśnie koncert, gdyby do niego doszło, stałby się oprawą wieńczącą i zamykającą historyczny proces obalania komunizmu. Nie doszło do niego, bo Lech Wałęsa w ogóle nie czuł wagi tego wydarzenia i odmówił przyznania zespołowi jakichś gwarancji. Gdy Lech Wałęsa się wahał, to Václav Havel podpisał od ręki. I Rolling Stones zagrali w Pradze.
W tym roku wielkim wydarzeniem w Polsce będzie właśnie koncert Rolling Stones. I choć nie jest to związane w żaden sposób z 100. rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości, to bardzo fajnie, że wszyscy zapamiętamy ten koncert jako wydarzenie, które odbyło się w tak ważnym dla nas czasie. Dobrze wyszło, choć może szkoda, że tylko przez przypadek.
Paweł Siennicki,
redaktor naczelny "Naszej Historii"