Lech Wałęsa trafia regularnie na czołówki serwisów newsowych - tak jak ostatnio w kontekście doniesień o poszukiwaniu teczki TW „Bolka” w ruinach bloku na gdańskiej Zaspie po eksplozji gazu w 1995 r. Każda taka wiadomość dotycząca przeszłości przywódcy „S” wywołuje gigantyczną burzę.
Nic w tym dziwnego - biografia Wałęsy to opowieść pełna sprzeczności, a jednak prawdziwa. Prawdziwa, mimo że niektóre z jej kluczowych zwrotów opowiadane były i przez samego Wałęsę w kilku różnych, wykluczających się nawzajem, wersjach.
Lech Wałęsa na początku lat 70. był pionkiem w grze służb specjalnych. W latach 80. był ich najważniejszym przeciwnikiem i celem. W latach 90. miał je w garści i niejednokrotnie z tego korzystał. Każda z tych ról Wałęsy powraca w naszym życiu publicznym do dzisiaj, każda z nich do dziś budzi skrajne emocje. Właśnie dlatego trzeba wrócić do samego początku tej historii.
Trudno byłoby dziś podważać tezę, że Lech Wałęsa w latach 70. był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Tym bardziej trudno, że sam Wałęsa przyznał się do tego kolegom z gdańskiego podziemia - i to jeszcze przed sierpniem 1980 r. Z czasem w kręgach działaczy opozycji demokratycznej nie było to już tajemnicą dla nikogo.
„Dużo wcześniej wiedziałem, że Wałęsa miał incydenty współpracy z bezpieką, ale że dotyczyło to tylko początku lat 70., gdy w bardzo ostrych wtedy w Gdańsku czasach Wałęsa, chłopak ze wsi - mocno po strajku grudniowym przyciśnięty - »pękł«, ale jednak po dwóch latach, a najpóźniej po sześciu, w 1976 r., wyplątał się z tego. Traktowałem to po prostu jako niedobrą część życiorysu”
- mówił nie kto inny, jak Jarosław Kaczyński w wywiadzie będącym jedną z części wydanej w 1993 r. książki „Lewy czerwcowy”.
Chwilę później w tej samej rozmowie Kaczyński podkreśla oczywiście, że teraz, w roku 1993, widzi to już inaczej i wskazuje palcem na Mieczysława Wachowskiego:
„Nie musiał znać szczegółów, ale nie mógł mieć wątpliwości, jaką generalnie rolę pełnił Wachowski: oddelegowanego przy przewodniczącym Solidarności jako szofer - agenta bezpieki”.
Wachowskim jeszcze się zajmiemy. W świetle dziś znanych faktów i dokumentów uderza natomiast precyzja, z jaką Kaczyński wskazał wtedy zakres czasowy współpracy Wałęsy z SB. Taki sam zakres mogliby jednak wskazać inni opozycjoniści - wersje o współpracy z SB krążące wśród opozycji demokratycznej przed rokiem 1989 były dwie. Pierwsza opierała się na słowach samego Wałęsy sprzed sierpnia, przywódca „S” miał się przyznać do współpracy przez niecałe dwa lata. W wersji drugiej, rozpowszechnianej przez przeciwników Wałęsy w „S” i innych organizacjach podziemia, relacja z SB miała się kończyć w czerwcu 1976 r.
Rzecz jasna to ta druga wersja okazała się prawdą. Stąd też wzrost popularności hipotez o przedłużonej zależności Wałęsy od Służby Bezpieczeństwa, teorii pozwalających przedstawiać i porozumienia w Magdalence, i Okrągły Stół, a nawet prezydenturę Wałęsy jako wypadkową różnych form presji SB na uwikłanego we współpracę z SB przywódcę. Ale to też nic nowego.
Po raz pierwszy tezę o możliwej kontynuacji współpracy z SB sformułowano w trakcie wewnętrznego konfliktu w „S” na przełomie 1980 i 1981 r. Wałęsa stał wtedy na czele frakcji mocno umiarkowanej, tymczasem związkowe jastrzębie dążyły do jak najszybszej konfrontacji z systemem, wierząc, że siła wielkiego ruchu społecznego będzie niepowstrzymana.
Ale podczas stanu wojennego teoria o rzekomej agenturalności Wałęsy jako przywódcy „S” czy też o jego uwikłaniu w przedłużoną relację z SB poszła na długie lata w kąt. Dlaczego? Bo Wałęsa podczas internowania nie dał się ani złamać komunistom, ani nie przyjął ich całkiem kuszących ofert. Stał się też ofiarą całej gamy prowokacji i manipulacji ze strony i SB, i machiny propagandy. A jednak nie poszedł na ustępstwa, nie wezwał do współpracy z władzą i nie stanął na czele koncesjonowanej i kontrolowanej przez ekipę Jaruzelskiego pseudo-Solidarności, co proponowali mu komuniści.
Dlatego teza o „Wałęsie agencie” stała się na długo niemodna. Odświeżano ją dopiero w trakcie rozmów w Magdalence i przy Okrągłym Stole, gdy część opozycyjnych jastrzębi uznała, że warunki porozumień z komunistami są zbyt ugodowe. I jeszcze później - już gdy Wałęsa był głową państwa i stał w samym centrum targających młodą III RP politycznych wojen. W 1995 r. sama Anna Walentynowicz oskarżyła Wałęsę o to, że zamiast skakać przez płot Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r., został tam przywieziony wojskową motorówką. Gorzej jednak, że tę samą opowieść już w roku 1991 przedstawiał Aleksander Kopeć, w trakcie strajków Sierpnia komunistyczny minister przemysłu maszynowego i zarazem (przegrany z kretesem) negocjator porozumień jastrzębskich ze strony władzy.
Trwało to nieco ponad sześć lat - przynajmniej według esbeckiej ewidencji. Zarejestrowano go w grudniu 1970 r. Wyrejestrowano natomiast w czerwcu 1976 r. Zbieżność tych dat z przełomowymi momentami w polityczno-społecznej historii PRL to zdecydowanie nie przypadek.
W 1970 r. 27-letni Lech Wałęsa jest w samym sercu wydarzeń na Wybrzeżu, wśród przywódców spontanicznego strajku w Stoczni Gdańskiej. Strajk szybko się załamuje - po ultimatum ze strony władz grożących użyciem broni wobec strajkujących. Wtedy też najprawdopodobniej „pęka” Wałęsa.
Tuż po Grudniu SB uruchamia operację „Jesień ’70”. Obejmuje ona i represje wobec potencjalnych robotniczych opozycjonistów, i werbunek nowej fali współpracowników. Właśnie w ramach tej operacji zostaje zwerbowany TW „Bolek”.
„W związku z akcją »Jesień 1970 r.« dokonałem doraźnego pozyskania ob. WAŁĘSA LECH s. Bolesława i Feliksy z d. Kamińska ur. 29.09.1943 r. w Popowie pow. Lipno woj. Bydgoszcz, żonaty, elektromechanik, wykszt. zasadnicze. Ps. »BOLEK«”
- meldował kpt. SB Edward Graczyk.
TW „Bolek” rzeczywiście donosił esbekom na kolegów ze stoczni. Co najmniej kilku osobom ewidentnie zaszkodził. Wśród nich można wymienić m.in. Henryka Lenarciaka, który za „wichrzycielską” działalność zapłacił przeniesieniem do innego wydziału stoczni i utratą połowy zarobków czy Józefa Szylera, którego zmuszono do przeprowadzki z Gdańska na Podkarpacie. „Jeden z najaktywniejszych inspiratorów inicjowania przerw w pracy” - zameldował o Szylerze TW „Bolek”.
TW „Bolek” brał również wynagrodzenie za swoje raporty. I tu dotykamy pewnego mitu. Krytycy Wałęsy uwielbiają podrwiwać sobie z - rzeczywiście nieco zastanawiającego - szczęścia przywódcy „S” w grze w totolotka. Właśnie wygranymi w popularnej grze Wałęsa tłumaczył kilka momentów, w których w jego domowym budżecie nastąpił zauważalny przypływ gotówki. To były wypłaty od SB - mówili wprost lub niemal wprost przeciwnicy Wałęsy. Ale raczej nie mieli racji.
Akurat w dokumentach z „szafy Kiszczaka” znajdują się dane dotyczące kwot, które miały trafić z kasy SB do TW „Bolka”. Wypłat było około 20 - razem to 13 300 zł za cały, mniej więcej pięcioletni, okres współpracy. Nie można powiedzieć, że były to zupełne grosze, daleko tu jednak także do sum, które znacząco zmieniałyby status majątkowy czy społeczny robotnika gdańskiej stoczni. W odniesieniu do średniej wysokości wynagrodzeń (około 2200 zł w roku 1970 i ok. 4200 w roku 1976 - inflacja już mocno postępowała) widzimy, że była to mniej więcej czterokrotność średniej pensji w PRL w tamtym okresie. W skali roku Wałęsa otrzymywał więc od esbecji kilku-, kilkunastoprocentowy „dodatek” do swych dochodów. Dodajmy, że tylko w latach 1970-1972 w totolotka Wałęsa miał wygrać łącznie 35 tys. zł.
Wynagrodzenie za współpracę z SB nie było więc szczególnie imponujące. Nie zmienia to jednak tego, że - przynajmniej według dokumentów z „szafy Kiszczaka”, których grafologiczna wiarygodność nie została dotąd w pełni potwierdzona - było przez TW „Bolka” pobierane.
Kolejna rzecz, która w świetle tych samych dokumentów zdaje się pewna, to ta, że SB ostatecznie postawiła krzyżyk na próbach współpracy z Wałęsą w czerwcu 1976 r. To niezwykle ważny rok i dla Wałęsy, i dla rodzącej się w PRL opozycji. W lutym Wałęsa zostaje wyrzucony z pracy - przede wszystkim z powodu coraz ostrzejszej postawy, którą przejawia, działając w oficjalnych związkach zawodowych. W czerwcu wybuchają protesty w Radomiu i Ursusie, ich brutalne stłumienie przez milicję i SB nie kończy się tak jak w roku 1970. Powstaje KOR, robotnicy nie są już sami, a w kraju zaczyna się rodzić opozycja. Wtedy właśnie ostatecznie wyrejestrowany zostaje TW „Bolek”. Współpraca jednak sypie się nieco wcześniej, już w okolicy roku 1974 i 1975, ze względu na coraz bardziej niezależne postawy i deklaracje Wałęsa sam bywa obiektem zainteresowania SB.
Po zwolnieniu ze stoczni Wałęsa pracuje w ZREMBIE i Elektromontażu. W roku 1978 pojawia się wraz z Andrzejem Gwiazdą u Krzysztofa Wyszkowskiego, współzałożyciela Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Jest nastawiony bardzo radykalnie, Wyszkowski i Gwiazda nieco go stopują, z kolei Bogdan Borusewicz uświadamia mu Kuroniową ideę „zakładania własnych komitetów” zamiast palenia tych partyjnych - Wałęsa jest bowiem początkowo zdeklarowanym zwolennikiem właśnie tego ostatniego rozwiązania.
Wałęsa w WZZ może przyglądać się skutkom działań SB o znacznie bardziej destrukcyjnym charakterze niż te, których sam doświadczył. O trzecim ze współzałożycieli WZZ, Andrzeju Sokołowskim, dziś praktycznie nie pamiętamy. SB - nie bez gróźb i szantażu - nakłoniła go do przyjęcia znacznej kwoty (204 tys. zł) w zamian za odcięcie się od WZZ w liście opublikowanym na łamach „Życia Warszawy”. Wcześniej jednak esbecy zdążyli m.in. opublikować w tym samym „ŻW” fałszywy list Sokołowskiego, w którym znalazły się bardzo zjadliwe sformułowania. Ostatecznie Sokołowski opuścił WZZ, a SB udało się umieścić w kierownictwie związku regularnego konfidenta Edwina Myszka, który został stosunkowo szybko zdemaskowany. W biografii Lecha Wałęsy ta historia mogłaby być tylko przypisem, gdyby nie to, że właśnie takie działania operacyjne SB dość mocno uwiarygodniały teoretycznie dość nieprawdopodobną teorię o tym, że na czele największego ruchu opozycyjnego może stać agent władzy. W wypadku WZZ SB najpierw w wyjątkowo cyniczny sposób postawiła Sokołowskiego pod ścianą, a następnie wprowadziła swojego agenta do ścisłego kręgu decyzyjnego związku.
To właśnie na spotkaniu WZZ Wałęsa miał się przyznać do współpracy z SB. Najprawdopodobniej mocno się wybielał, umniejszał skalę swojego zaangażowania, rozgrzeszał.
14 sierpnia 1980 roku zaczyna się nowy, tym razem wielki, rozdział w życiu Wałęsy. Jako przywódca „S” staje się celem numer 1 bezpieki i propagandy. Teza o „Wałęsie agencie” krąży tylko wśród związkowych radykałów, którym nie podoba się stosunkowo umiarkowana strategia szefa „S” względem komunistów.
W momencie wprowadzenia stanu wojennego Wałęsa zostaje oczywiście internowany. W trakcie stanu wojennego SB podjęła naprawdę wiele prób skompromitowania i zdyskredytowania Wałęsy. Specjalna grupa z elitarnego Biura Studiów MSW kierowana przez mjr. Adama Stylińskiego zajmowała się produkcją fałszywek mających dowodzić współpracy Wałęsy z esbecją. SB stworzyła nawet fikcyjną organizację podziemną Ogólnopolski Komitet Obrony, która zajmowała się rozpowszechnianiem materiałów mających skompromitować Wałęsę, przedstawić go jako cynicznego agenta, który pełni funkcję szefa „S” z esbeckiego nadania.
Szczególne wzmożenie esbeckiej produkcji materiałów wymierzonych w Wałęsę nastąpiło, gdy rozeszła się wieść, że to właśnie przywódca „S” może zostać laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Jesienią 1983 r. TVP wyemitowała pod tytułem „Pieniądze” rzekome nagranie rozmowy internowanego w Arłamowie Lecha Wałęsy z odwiedzającym go bratem Stanisławem. Taśma rzeczywiście zawierała materiał z rozmowy obu Wałęsów, tyle że bardzo wybiórczo pocięty i przemontowany. Są tam fragmenty, które wyjęte z kontekstu brzmią dość niepokojąco, bracia rozmawiają po alkoholu, padają tam wulgarne sformułowania. Teoretycznie esbecka taśma powinna mieć siłę „taśm prawdy” z afery podsłuchowej u Sowy i Przyjaciół, w rzeczywistości jednak widzowie TVP nie dali się nabrać.
Esbecy przygotowali taśmę tuż po spotkaniu braci w Arłamowie, jesienią 1982 r. Decyzja o jej emisji zapadła jednak dokładnie rok później - gdy tylko rozeszła się wiadomość o kandydaturze do Nobla. SB kolportowała wtedy całe rzekome teczki TW „Bolka”, podrzucając je nawet do norweskiej ambasady. Nie ma jednak wielu chętnych do uwierzenia w wersję o Wałęsie - makiawelicznym agencie wpływu. Esbeckie wysiłki nie kompromitują Wałęsy.
W grudniu 1990 r. Wałęsa zostaje prezydentem. W trakcie kampanii jego rywal Stanisław Tymiński wymachuje tajemniczą teczką, w której znajdować się mają dokumenty kompromitujące Wałęsę. Nigdy jednak jej nie otwiera.
Wystarczył zaledwie rok prezydentury, by Wałęsa właściwie w pełni podporządkował sobie armię i służby. To był właśnie obszar, w którym osiągnął najwięcej. Marzyło mu się rządzenie dekretami - ale nikt mu na to nie pozwolił. Chciał rozwiązywać parlament według własnego uznania - ale i tu natrafił na ograniczenia. Natomiast ze służbami mu się udaje - to właśnie on ma na nie w pierwszych latach III RP największy wpływ spośród polityków obozu solidarnościowego.
Podczas urzędowania Wałęsy dokumenty TW „Bolka” zostają dwukrotnie wypożyczone przez Kancelarię Prezydenta. Nie wracają w komplecie, część z nich zostaje usunięta, być może niektóre podmienione.
To właśnie ta - do dziś niewyjaśniona - sprawa powróciła całkiem niedawno - po tym, jak historyk Sławomir Cenckiewicz ogłosił, że służby szukały teczki „Bolka” w zrujnowanym mieszkaniu płk. Adama Hodysza z UOP po tragicznym w skutkach (22 ofiary śmiertelne) wybuchu gazu w Gdańsku w 1995 r.
W 1992 r. nazwisko Wałęsy trafia na zawierającą tylko jedną pozycję tzw. drugą listę Macierewicza. 4 czerwca tego samego roku upada rząd Olszewskiego - Wałęsa ma w tym swój kluczowy udział. To potem jeden z głównych argumentów dla przeciwników Wałęsy - według nich prezydent obalił rząd Olszewskiego tylko po to, by uniknąć ujawnienia swej agenturalnej przeszłości. Nakłada się na to równoległa wojna prezydenta z jego niedawnymi sojusznikami, braćmi Kaczyńskimi - oni także od roku 1992 dość konsekwentnie będą forsować tezę o kontynuacji relacji Wałęsy ze służbami PRL.
Kolejnym powracającym do dziś argumentem przeciw Wałęsie jest relacja z Mieczysławem Wachowskim - jego słynnym „cieniem” i „kapciowym” dość powszechnie posądzanym o co najmniej rozbudowane kontakty z ludźmi dawnych służb PRL. Wachowski pojawił się u boku Wałęsy już we wrześniu 1980 r., tuż po tym, gdy dotychczasowy kierowca szefa „S” okazał się agentem SB. Szybko stał się kimś w rodzaju przyjaciela - i samego Wałęsy, i jego rodziny, w hierarchii związkowej objął zaś funkcję jego asystenta. Zarazem jednak zazdrośnie strzegł swych wpływów i dostępu do ucha wodza „S”. W trakcie internowania Wałęsy to on opiekował się jego żoną i dziećmi, zyskał w tym czasie zupełnie wyjątkowy status u jego i ich boku.
W 1983 r. coś między Wałęsą a Wachowskim gwałtownie pęka. Ma miejsce awantura, której szczegółów nie znamy, według niektórych relacji chodzi o jakieś rozliczenia. Po tym konflikcie Wachowski wraca do Wałęsy dopiero w 1990 r. w trakcie kampanii. Z czasem staje się ministrem stanu i szefem kancelarii. Jest szarą eminencją „dworu Wałęsy”, postacią ogromnie wpływową, a przy tym utrzymującą zażyłe stosunki z wywodzącymi się z PRL-owskich służb członkami generalicji. Sam niejednokrotnie ręcznie steruje działaniami służb, czyni to także na polecenie Wałęsy.
Z dzisiejszej perspektywy widzimy zarówno to, że Lech Wałęsa wielokrotnie próbował zmylić tropy dotyczące szczegółów jego współpracy z SB z lat 70., jak i to, że mu się to nie udało. Nie istnieją natomiast żadne wiarygodne źródła, które pozwalałyby twierdzić, że współpraca ta była w jakikolwiek sposób kontynuowana po roku 1976, a tym bardziej po Sierpniu 1980 r.
Podobnie rzecz ma się z zarzutami o pozostawanie przez Wałęsę pod jakimś wpływem relacji ze służbami PRL już po roku 1989. Najmocniejszą tezę historyczno-polityczną dotyczącą sprawy „Bolka” można streścić słowami prof. Andrzeja Zybertowicza:
„Relacje SB - Wałęsa miały poważny i negatywny wpływ na proces transformacji ustrojowej”.
Ta akurat teza do dziś nie znalazła wystarczającego potwierdzenia.
Witold Głowacki