Nie tylko stworzył skafander dla nurka, ale nawet zaprezentował jego działanie zebranej nad Odrą publiczności. Wrocławska prasa pisała: „24 czerwca 1797 roku miejscowy inżynier, Pan Klingert z miejscowości Opatowice, wsi oddalonej o milę od naszego miasta, zorganizował w korycie Odry zanurzenie nurka”. Skafander Klingerta nie tylko umożliwiał pełne zanurzenie i poruszanie się pod wodą, ale także porozumiewanie się z osobami przebywającymi na lądzie. Nurek dosłownie przespacerował się po dnie rzeki, informując zebraną publiczność o tym, co widzi, przez wąż zakończony urządzeniem przypominającym mały megafon. Słuchał też komentarzy zdziwionego tłumu.
Aby pokaz był jeszcze bardziej przekonujący, nurek ściął drzewo wyrastające z dna Odry. Po tym akcie chciał rozprawić się z następnym pniem, ale posłuszeństwa odmówiła piła, którą zabrał ze sobą pod wodę. Skafander posiadał też słabe strony. W żaden sposób nie chronił przed przenikliwym zimnem panującym pod powierzchnią wody, a jego hełm był wyjątkowo ciężki. Mimo to, najdłuższe zanurzenie podczas tego pokazu trwało 13 minut.
Klingert nie był prekursorem w konstruowaniu skafandrów do nurkowania, ale jego dzieło w odróżnieniu od innych projektów umożliwiało przemieszczanie się pod wodą. Konstruowanie podwodnych urządzeń tak spodobało się Klingertowi, że w dalszej kolejności wynalazł jeszcze lampę do prac pod wodą, a nawet... prototyp łodzi podwodnej. Mógł sobie pozwolić na luksus oddawania się swojej pasji, czyli konstruowania coraz to nowych urządzeń.
Od 1789 roku był Królewskim Mechanikiem Monarchii Pruskiej i właścicielem dobrze prosperującej firmy. Jednak nie zawsze powodziło mu się tak dobrze. Co prawda jego rodzina nie należała do biednych – prowadziła dobrze prosperującą destylarnię na Praczach Odrzańskich – ale urządzenia, jakie konstruował Klingert w warsztacie przy wrocławskim Gimnazjum św. Marii Magdaleny, którego był absolwentem, nie cieszyły się wielką popularnością, a wynalazca raczej nie należał wtedy do ludzi majętnych i odnoszących sukcesy.
Dopiero śmierć jego mistrza Johanna Täschla pozwoliła mu rozwinąć skrzydła. Przejął po nim warsztat przy szkole św. Marii Magdaleny i wkrótce dostał królewską nominację. Skafander dla nurka był dopełnieniem tych sukcesów. Ale Klingert nie spoczął na laurach i wkrótce zadziwił Wrocław nowymi wynalazkami. Wymyślił sztuczne ramię dla niefartownego myśliwego, który prawą rękę stracił w wyniku postrzału na polowaniu. Zbudował też specjalny napęd do automatycznego zegara.
Dzięki swojemu urządzeniu do ćwiczeń poprawiających sprawność stał się prekursorem fizjoterapii, a sama maszyna jest do dzisiaj wykorzystywana w rehabilitacji osób niepełnosprawnych. Karl Klingert zmarł na tyfus jako sławny mechanik i wynalazca we Wrocławiu w 1828 roku. Część jego patentów nadal wykorzystują kolejne pokolenia konstruktorów. A stolica Dolnego Śląska na stałe weszła do historii nurkowania.