W poprzednim odcinku przyglądaliśmy się między innymi koniom, które na samym początku XX wieku były przeprowadzane przez przejścia graniczne w Gorczenicy, Golubiu i Lubiczu. Ruch pod tym względem był spory, szczególnie między Golubiem i Dobrzyniem, chociaż prasa w tamtych czasach narzekała, że z powodu suszy jaka dała się we znaki w roku 1901, koni przeprowadzono mniej niż zazwyczaj.
Warto przeczytać
Ciekawe, jak te statystyki prezentowały się na początku 1902 roku, gdy w związku z wojną burską zwiększył się popyt na konie. Zapyta ktoś - co z naszymi okolicami miał wspólnego konflikt w południowej Afryce? Nad Wisłą i Drwęcą walki jakie prowadzili Brytyjczycy z Gburami (tak Burów nazywali wtedy Polacy), budziły wielkie zainteresowanie. Nasi rodacy odnotowywali liczne burskie sukcesy, bo to przecież mały zdeterminowany naród, w obronie swojej ojczyzny upokarzał największe mocarstwo świata. Zwracali też uwagę na podobieństwo między Burami a naszymi olędrami. Tekst na ten temat, przypominający m.in. początki osadnictwa menonickiego na ziemiach polskich, pojawił się w "Gazecie Toruńskiej" już na Wielkanoc 1900 roku.
"Holendrzy osiadali mianowicie na nizinach nadwiślańskich, które im przypominały strony rodzinne - czytamy. - Napływ Holendrów był tak wielki, że z czasem niziny nad dolną Wisłą lud zaczął nazywać Holendrami i dziś jeszcze tak je nazywa. Koloniści byli przeważnie rolnikami, co się po holendersku nazywa boeur (wymawiaj bur). Nazwa ta przeniosła się z czasem na innych osadników, zwłaszcza w dobrach królewskich i klasztornych i powoli wyparła staropolskie nazwy „gospodarz” i „chłop”. (...) Taki wpływ wywarli na nasz lud przybysze holenderscy, współplemieńcy walczących przeciw Anglii Transwalczyków”.
Niemcy również odwoływali się do tych związków. Poza tym ich niechęć do Brytyjczyków znacznie wzrosła po tym, gdy w międzynarodowej dyskusji o tym, jak bezwzględnie mocarstwa traktują podbite narody (a podczas drugiej wojny burskiej Brytyjczycy powodów do tej dyskusji dali wiele, w toruńskiej prasie pojawiały się m.in. grafiki przedstawiające angielskie obozy koncentracyjne), nad Tamizą padł argument dotyczący dzieci z Wrześni.
Jeżeli ktoś zastanawia się, czy mieszkańcy naszej części Europy brali udział w tym odległym i krwawym konflikcie, to oczywiście byli tam obecni. W armii burskiej na ochotnika walczyli zarówno Polacy jak i Niemcy. Nasza lokalna prasa powoływała się na listy, jakie z Afryki czy wyspy Świętej Heleny, gdzie Brytyjczycy przetrzymywali burskich jeńców, otrzymali od swoich zaangażowanych w konflikt krewnych mieszkańcy Poznania czy Warszawy. W naszej gazetowej peregrynacji dotarliśmy do lutego A. D. 1902, możliwe więc, że w kolejnych wydaniach "Gazety Toruńskiej" pojawią się opowieści z dalekiego kraju, których dostarczą nasi krajanie.
Jak zareagował kowal spod Grudziądza gdy dowiedział się, że podkute konie mają trafić do Afryki?
Pomimo tych dość jednoznacznych sympatii, gdy pod koniec 1901 roku w nasze okolice dotarła informacja, że armia Jego Królewskiej Mości kupuje konie dla swych oddziałów w Afryce, nie zabrakło takich, którzy postanowili się w ten interes zaangażować. Trzeba przyznać, że nie był to łatwy biznes. 120 lat temu "Gazeta Toruńska" informowała np o tym, że pod Grudziądzem pewien handlarz kupił dla Brytyjczyków 25 koni i dał je pewnemu kowalowi do podkucia. Pod nieobecność mistrza zajęli się tym czeladnicy, kiedy jednak kowal wrócił wpadł we wściekłość i kazał podkowy odkuć. Powiedział, że koni Anglikom podkuwać nie będzie. Jak widać, wojna w Afryce budziła u nas wielkie emocje i zainteresowanie, zanim jeszcze na naszym gruncie zaczęło zapuszczać korzenie harcerstwo.
Kończąc ten burski wątek dodajmy jeszcze, że generał Louis Botha, który m.in. pokonał Brytyjczyków w największej bitwie tej wojny, w 1920 roku został szefem brytyjskiej misji wojskowej w Warszawie.
Kiedy w Świeciu po raz pierwszy rozbłysło światło elektryczne?
Jakie jeszcze informacje docierały do naszych przodków 120 lat temu, nie tylko te ze świata, ale na przykład również ze Świecia? One były wręcz elektryzujące!
"W poniedziałek 3 bm zajaśniało miasto po raz pierwszy w elektrycznem oświetleniu" - donosił "Gazecie Toruńskiej" jej świecki korespondent w połowie lutego 1902 roku.
"Krążą pogłoski iż i w okolicy Świecia mają być utworzone fortece, a do Świeca samego ma przyjść załoga wojskowa - informowała gazeta, tym razem na początku lutego. - Fiskus wojskowy już nawet zawarł ugodę z p. Różyckim co do nabycia jego posiadłości. Tak przynajmniej donoszą pisma niemieckie".
Przypomnijmy, że kilka miesięcy wcześniej rozpoczęła się budowa pierwszych fortów Twierdzy Chełmno.
Ile kosztowała w Toruniu roczna dzierżawa poborcy opłat targowych?
W Toruniu natomiast skumulowały się przetargi. W poprzednim odcinku pisaliśmy o dzierżawie rogatek na Szosie Bydgoskiej i Szosie Chełmińskiej, a także o przetargu na budowę drogi z Papowa Toruńskiego. W drugiej połowie lutego miało się okazać, kto będzie pobierał opłaty mostowe, zaś na początku miesiąca stało się jasne, kto będzie inkasował opłaty targowe. Jak informowała prasa, tu konkurs ponownie wygrał pan Kruczkowski, oferując 8.230 marek.
13 lutego przed toruńskim sądem rozpoczęła się rozprawa przeciw dentyście Morycowi Grünowi, który został oskarżony o gwałt. Sprawa budziła w mieście duże emocje, dentysta siedział w areszcie od października 1901 roku i nie został wypuszczony pomimo oferowanej wysokiej kaucji. Grün przez cały czas mówił, że jest niewinny, po trwającej 13 godzin rozprawie sąd przyznał mu rację.
Warto przeczytać
- Wycinka na Kępie Bazarowej wstrzymana. Była niezgodna z wydaną decyzją
- Tak będą wyglądały toruńskie dworce po remoncie! Kiedy ruszą prace? Mamy wizualizacje
- Toruń. Kto groził śmiercią właścicielowi fabryki? Kto kupił najstarszy hotel?
- Toruń. Dęby w kolejce na listę pomników przyrody. Nie wszystkie są tam mile widziane
W tym samym czasie nad Wisłą w okolicach Podgórza wydobywający kamienie robotnicy znaleźli kompletną urnę, w której poza popiołem miały się również znajdować monety z XIII wieku. Natomiast w nocy z 13 na 14 lutego ktoś włamał się do siedziby znanej toruńskiej firmy.
"Do składu żelaznego C. B. Dietricha i Syna zakradł się w nocy złodziej. Rozbił kasę, ale tam nic nie znalazł - informowała "Gazeta Toruńska". - Za to zabrał ze sobą 10 do 15 rewolwerów, tyleż noży kieszonkowych i latarnię z okna wystawowego. Złodzieja dotychczas nie wykryto. Mógł to być tylko człowiek dobrze obeznany z miejscowością".
Jak już kiedyś pisaliśmy, Dietrichowie przybyli do Torunia z okolic Lipska na początku XIX wieku. Zaczynali dość skromnie, od ręcznej produkcji gwoździ. Carl Benjamin Dietrich zajął się tym w 1841 roku. Rozpędu nabrała produkcja w połowie stulecia, kiedy za jej stery chwycił Emil Dietrich, jedno z trzynaściorga dzieci założyciela przedsiębiorstwa. Z jego inicjatywy produkcja przeszła na tory maszynowe, firma zajęła się również handlem artykułami żelaznymi. Szybko stała się jednym z najpoważniejszych przedsiębiorstw tej branży na Pomorzu, sięgając swymi kontaktami również do Kongresówki i Wielkopolski. Tu ciekawostka, podczas powstania styczniowego Dietrich, chociaż był aktywnym członkiem społeczności niemieckiej, zaopatrywał w broń polskich powstańców.
Gdzie urzędowali Dietrichowie?
Główna siedziba firmy mieściła się przy Szerokiej 35. 120 lat temu złodziej włamał się do starej kamienicy, która dekadę później została zburzona. W jej miejscu, z polecenia Dietrichów, stanął nowy budynek, w którym powstał dom towarowy - późniejszy Flis. W 1907 roku firma kupiła również grunty na Mokrem, gdzie zbudowała magazyny oraz biurowiec. Kilka lat temu przejechał tamtędy walec rozbudowy, jednak biurowiec się uchwał. Wyremontowany stoi przy ul. Żółkiewskiego 31.
Kto zrobił Dietrichom paskudny prezent walentynkowy? Jaki użytek zrobił ten Rambo swoich czasów ze skradzionych rewolwerów, składanych noży i latarni? Mamy nadzieję, że ciąg dalszy tej historii opisywanej przez prasę 120 lat temu, niebawem nastąpi.
Polecamy nasze grupy na Facebooku: