W internecie można się czasami natknąć na niezwykłe rzeczy. Na przykład na końcówkę wydania Dziennika Telewizyjnego z soboty 20 października 1984 roku, a konkretnie na odczytany przez Krzysztofa Bartnickiego komunikat o zaginięciu ks. Jerzego Popiełuszki. Mowa jest tam o Przesieku, a nie Przysieku koło Torunia, zaś wszyscy, którzy coś na ten temat wiedzą są proszeni o kontakt z Wojewódzkim Urzędem Spraw Wewnętrznych przy ul. Grunwaldzkiej 17, a nie Grudziądzkiej 17, ale to tylko szczegóły. Rysopis zaginionego się zgadza, to że jeden z porywaczy był przebrany za milicjanta, również. I to, że za samochodem księdza jechał fiat 152p z fałszywymi tablicami rejestracyjnymi. Prawdą jest również to, że 38 lat po tym wydarzeniu, nadal nie znamy całej prawdy na ten temat.
Jak porwano ks. Jerzego Popieluszkę?
W telewizji komunikat o zaginięciu księdza Jerzego pojawił się dzień po porwaniu. Lokalna prasa poinformowała o tym z opóźnieniem, gazety wszak trafiły do kiosków dopiero w poniedziałek.
„19 bm. około godziny 22 w okolicach miejscowości Przysiek koło Torunia został uprowadzony przez nieznanych sprawców ks. Jerzy Popiełuszko, urodzony 23 września 1947 roku, zamieszkały w Warszawie - informowały toruńskie "Nowości". - Rysopis: wzrost około 170 centymetrów, szczupły, twarz owalna, cera blada, włosy jasnoblond. Ubrany był w sutannę, czarną koszulę, czarne spodnie, miał zegarek elektroniczny z pozytywką. Według zeznań Waldemara Chrostowskiego, kierowcy samochodu volkswagen nr rej. WUL 2473, którym podróżował ks. Popiełuszko, nieznani sprawcy, z których jeden był przebrany za milicjanta ruchu drogowego, zatrzymali samochód pod pozorem kontroli trzeźwości kierowcy. Następnie ks. Popiełuszko został uprowadzony w nieznanym kierunku.
Jego kierowcy udało się zbiec, a następnie powiadomić miejscowy Urząd Spraw Wewnętrznych. Mimo natychmiast podjętych energicznych działań dotychczas nie udało się ustalić miejsca pobytu zaginionego. Na podstawie zeznań Waldemara Chrostowskiego podaje się rysopis domniemanych sprawców uprowadzenia.
Pierwszy mężczyzna: wzrost 180 cm, lat 30-35, szczupły, włosy blond, twarz blada. Był ubrany w mundur milicyjny bez dystynkcji. Na głowie miał czapkę funkcjonariusza ruchu drogowego, prawdopodobnie bez orzełka. Drugi mężczyzna: wzrost ok. 180 cm, lat 28, krępy, wysportowany, twarz owalna, szczęka mocno zarysowana, cera śniada, włosy ciemne czesane do góry. Był ubrany w kurtkę i spodnie ciemne z materiału podobnego do dżinsu. Mężczyzna ten prowadził samochód. Trzeci mężczyzna: wzrost 180 cm, sylwetka wysportowana, ciemne włosy.
ZOBACZ ZDJĘCIA W NASZEJ ARCHIWALNEJ GALERII >>> TUTAJ <<<<
Samochód fiat 125p, którym posługiwali się sprawcy, był koloru jasnego, obicia siedzeń z czarnego skayu. Na tablicy rozdzielczej przycisk do dmuchawy z charakterystyczną czerwoną lampką.
Prosi się o zgłoszenie kierowcę i pasażera fiata 126p, który 19 października na szosie w okolicy Przysieka był wyprzedzany przez jadący z dużą szybkością samochód fiat 125p. Z wyprzedzającego samochodu wyskoczył kierowca Waldemar Chrostowski i następnie usiłował zatrzymać fiata 126p. Nadal poszukuje się trzech użytkowników samochodu fiat 125p koloru popielatego, którzy 19 października widziani byli w Bydgoszczy, w okolicy miejsca pobytu księdza Popiełuszki. Samochód ten miał fałszywe tablice z rejestracją KZC 0423...”
Obserwacja w Bydgoszcz. Na co mieli zwracać uwagę bydgoscy funkcjonariusze?
Nam swego czasu udało się dotrzeć do byłego funkcjonariusza SB, który 19 października 1984 roku prowadził obserwację pod kościołem św. Braci Polskich Męczenników w Bydgoszczy, gdzie swoją ostatnią, jak się miało niebawem okazać mszę odprawiał kapelan „Solidarności”. Bydgoscy funkcjonariusze zwrócili wtedy uwagę nie tylko na zachowanie wiernych, ale również na dziwny samochód zaparkowany przed świątynią.
- Dzień przed akcją mieliśmy odprawę, którą prowadził ppłk. Czesław Wiśniewski, naczelnik zajmującego się obserwacją Wydziału B Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Bydgoszczy. Nic niezwykłego, otrzymaliśmy zadania, sprzęt, itp. - wspominał były funkcjonariusz SB, 19 października 1984 roku pełniący służbę przed bydgoską świątynią, do której przyjechał ksiądz Jerzy Popiełuszko. - Nasza grupa liczyła dziewięć osób, wyposażonych w aparaty fotograficzne, urządzenia do nagrywania i radiotelefony.
Zespół miał również do dyspozycji trzy samochody, które służyły m.in. jako centra łączności między tajniakami wmieszanymi w tłum oraz stanowiskiem dowodzenia.
- Centrala była o wszystkim informowana na bieżąco i podejmowała decyzje, gdy wydarzyło się coś nietypowego - mówił nasz informator. - Tak zresztą w tym przypadku było.
Tajemnicze auto pod kościołem w Bydgoszczy
39 lat temu pod kościołem pojawił się ktoś jeszcze. Auto miało obce numery, poza tym jednak przypominało pojazd z „firmy”. No, może niezupełnie, ponieważ o ile bydgoska ekipa SB starała się nie rzucać w oczy, załoga obcego samochodu konspiracją nie przejmowała się w ogóle.
- Zachowywali się bardzo ostentacyjnie, jakby niczego się nie obawiali. Drzwi otwarte, głośno nastawiona radiostacja. Jak wynikało z prowadzonych rozmów, mieli kontakt z funkcjonariuszami prowadzącymi służbę pieszą. Poinformowaliśmy o tym centralę, ale dostaliśmy odpowiedź, że mamy sobie „dać z tym luz” - wspominał świadek chwilę, gdy zobaczył „nietykalny” samochód - pozostający w gestii MSW. Co to za konkurencyjna grupa, tak pewna siebie, że nie zawracała sobie głowy konspiracją? Czyżby koledzy naszego informatora zwrócili uwagę na zespół kapitana Grzegorza Piotrowskiego przygotowujący się do porwania księdza?
- Moim zdaniem, nie ma co do tego wątpliwości - mówił w rozmowie z nami profesor Wojciech Polak, historyk z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Z różnych relacji wynika, że Piotrowski miał radiostację marki Motorola, przez którą przed akcją gadał praktycznie na okrągło. To wskazuje zresztą na zaangażowanie w porwanie znacznie większej liczby SB-ków, w tym być może również tych z Torunia.
Centrala zabroniła funkcjonariuszom interesować się obcym samochodem, zgodnie z instrukcjami dalej obserwowali więc oni to, co się działo w kościele, po mszy zaś, gdy samochód z księdzem wyjechał, zgodnie z rozkazami pojechali za nim. Nie ujechali jednak daleko.
- Jeszcze przed granicą miasta dostaliśmy ze stanowiska dowodzenia sygnał 99 - mówił nasz informator. - Był to zakodowany rozkaz powrotu.
Dalej za samochodem księdza Jerzego pojechało więc już tylko auto, którym funkcjonariusze z Bydgoszczy mieli przestać się interesować...
Kogo zatrzymała milicja?
Porwanie i zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki odbiło się szerokim echem na świecie. Sprawą żyła cała Polska.
„W ramach prowadzonych działań śledczych w sprawie uprowadzenia księdza Jerzego Popiełuszki, na polecenie ministra spraw wewnętrznych, Służba Bezpieczeństwa i Milicja Obywatelska zatrzymały wszystkich ustalonych dotychczas właścicieli i użytkowników samochodów fiat 125p, którzy w dniu 19 października przebywali w rejonie uprowadzenia, a ich samochody odpowiadają szeregu cechom określonym przez Waldemara Chrostowskiego. - informowały „Nowości” 38 lat temu. - Zatrzymani zostali między innymi: Sonia G., niepracująca z zawodu krawcowa z Warszawy; Grzegorz P., funkcjonariusz MSW z Warszawy; Tadeusz J., taksówkarz z Bydgoszczy; Edward W., inżynier mechanik z Bydgoszczy; Wiesław W., taksówkarz z Bydgoszczy”.
Generałowi Kiszczakowi jest przykro
Jak informowała prasa, po przesłuchaniu na wolność zostali wypuszczeni wszyscy poza Grzegorzem P., który 19 października miał się samowolnie oddalić z miejsca służby, a do tego sfałszować zapis w książce eksploatacji samochodu służbowego. Wreszcie w prasie pojawiło się oświadczenie szefa gen. Czesława Kiszczaka, ówczesnego szefa MSW.
„Z największą przykrością muszę stwierdzić, że są nimi trzej młodzi funkcjonariusze resortu spraw wewnętrznych. Organizatorem porwania był kapitan Grzegorz Piotrowski, lat 33 naczelnik wydziału jednego z departamentów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, z wykształcenia matematyk, zatrudniony w resorcie od 9 lat. Współuczestnikami są: porucznik Waldemar Chmielewski, lat 29 oraz porucznik Leszek Pękala, lat 32. Wszyscy oni pracowali w jednym wydziale, którego szefem był Grzegorz Piotrowski. (…) Niestety, nie mogę obecnie udzielić informacji, ani nawet dostatecznie wiarygodnych domniemywań co do losów ofiary porwania. Podejrzani składają w śledztwie krańcowo różne zeznania, raz po raz zmieniane i odwoływane. Odmawiają dotychczas ujawnienia licznych ważnych szczegółów, które mogłyby ułatwić poszukiwania księdza Popiełuszki. Jedna z uzasadnionych hipotez zakłada, że ofiara porwania nie żyje”.
30 października 1984 roku z Wisły wydobyto ciało księdza Popiełuszki. Nieco wcześniej rzecznik rządu Jerzy Urban wspominał na konferencji, że los porwanego pod Toruniem duchownego nadal jest nieznany. Jego zatrzymani porywacze, trzej funkcjonariusze MSW, byli trzymani pod szczególnym nadzorem, aby - jak stwierdził Urban - nie powtórzyła się historia z zabójcą prezydenta Kennedy`ego.
Jak wyglądał toruński sąd podczas procesu?
Rzeczywiście, podczas procesu toruńskiego, który rozpoczął się 27 grudnia 1984 roku, sąd przy Piekarach przypominał twierdzę, ale to już inna historia. No tak, finał tej historii jest nam w zasadzie znany, to znaczy wiemy, kto zabił, ale w jakich okolicznościach do tego zabójstwa doszło? Czy ksiądz Popiełuszko zginął w dniu porwania między Toruniem i Włocławkiem, czy też dopiero 25 października w schronie pod Kazuniem jak uważają niektórzy? Czy porywacze mieli jedynie księdza zastraszyć, a śmierć duchownego była nieszczęśliwym wypadkiem? A może morderstwo zostało popełnione z premedytacją i zostało zlecone przez kogoś z partyjnego „betonu”, kto chciał wywołać zamieszki i dzięki temu przejąć władzę? Lata mijają, a rozwiązania tej zagadki nie widać.