Książki Hłaski nie spłonęły w Rzeszowie

Cezary Kassak
Zbigniew Kresowaty/Wikimedia Commons
W marcu 1958 roku stołeczne gazety "Głos Pracy" i "Kurier Polski poinformowały o tym, że na Rynku w Rzeszowie publicznie spalono książki uznane za pornograflczne, w tym utwory Owilidiusza, Françoise Sagan i Marka Hłaski. "W incydencie brały udział przede wszystkim dewotki, inspirowane przez pewne koła administracji oświatowej" - obwieścił "Głos Pracy" w notatce "Średniowiecze na rynku w Rzeszowie".

Owidiusz, poeta starożytnego Rzymu, krzewicielem pornografii? Jego frywolny poemat "Sztuka kochania" wprawdzie trafił do Indeksu ksiąg zakazanych, ale to było w XVI wieku. Z kolei Françoise Sagan, francuska pisarka, właśnie w latach 50. ubiegłego wieku zdobyła rozgłos. Z pornografią jej twórczość nie miała nic wspólnego. Podobnie zresztą jak opowiadania i powieści Marka Hłaski.

To ostatnie nazwisko budziło najwięcej emocji. Hłasko był wtedy najpopularniejszym pisarzem w Polsce. Na początku 1958 roku dostał Nagrodę Literacką Wydawców za tom nowel "Pierwszy krok w chmurach". W swoich utworach odrzucił socrealistyczny schemat, pokazywał prawdziwe oblicze peerelowskiej rzeczywistości. Dzięki temu, a po części również za sprawą ekstrawaganckiego sposobu bycia, stał się idolem, szczególnie młodego pokolenia.

Do rewelacji o puszczeniu z dymem jego książek Hłasko, przebywający wtedy we Francji, postanowił ustosunkować się publicznie. Przypomniał, że z palenia dzieł twórców uznanych za "niesłusznych ideologicznie" słynęli naziści.

"Nie będę pisał o tym, jaka złowroga analogia nasuwa się w tym miejscu; ale każdy i tak wie, co w tym wypadku można pomyśleć i jaki przykład przywołuje ludzka pamięć i wyobraźnia. Nie wiem, kto pierwszy rzucił zapałkę i nie znam twarzy tych, którzy tańczyli wokół tego stosu - ale każdy, kto ma choć odrobinę wyobraźni, może domyśleć się tego, co wtedy czułem i myślałem.

To nie moją książkę spalono w tym mieście. To spalono resztę mojej wiary i miłości do człowieka. To spalono resztkę (...) mojego zaufania do godności i rozumu ludzkiego" - pisał w liście otwartym do "Trybuny Ludu", zatytułowanym "Chwileczkę, grabarze...

Do sprawy odniósł się także w wywiadzie dla francuskiego tygodnika "L'Express". "Zaakceptowanie prawdy o własnym życiu jest rzeczą najtrudniejszą z możliwych - powiedział. - Jedyne, co może zrobić człowiek żyjący bez perspektyw, to bronić się przed prawdą. W jednym z prowincjonalnych miast w Polsce spalono moje książki... ".

Ciekawostkę stanowi fakt, że niedługo przed wybuchem książkowego skandalu prozaik był namawiany do odwiedzenia Rzeszowa. W "Nowinach Rzeszowskich" z 31 grudnia 1957 r. złożył czytelnikom życzenia noworoczne i obiecał, że pojawi się na tradycyjnym balu prasy, jeśli nie przeszkodzą mu zajęcia przy filmach kręconych według jego scenariuszy.

Autor "Pierwszego kroku w chmurach" dosadnie komentował wiadomości o "incydencie rzeszowskim", a tymczasem 11 marca 1958 r. w "Nowinach Rzeszowskich" zamieszczono tekst pod wymownym tytułem; "Owidiusz, Saganka i Hłasko nie zostali spaleni". "Milicja nie stwierdziła niczego podobnego, nic o takowym zajściu nie wiedziano w WRN. Przechodnie na ulicy, bywalcy w kawiarni - nawet nie słyszeli tego rodzaju plotki" - pisała gazeta.

Śladów pogorzeliska nie udało się również znaleźć dziennikarzom z Warszawy, którzy licząc na sensacyjny materiał, zjawili się nad Wisłokiem. "Rzeszów przywitał waszego sprawozdawcę zupełnym spokojem - przyznał reporter »Sztandaru Młodych«. - Nie spotkałem nikogo, kto mógłby coś na temat »książkowych pochodni« powiedzieć. Wypadek taki w ogóle nie miał miejsca".

Kim był Marek Hłasko

Kim był Marek Hłasko

Pisarz, publicysta, scenarzysta filmowy; "enfant terrible polskiej literatury". Urodził się 80 lat temu w Warszawie. Debiutował w 1954 r. opowiadaniem "Baza Sokołowska". W roku 1956 wydał "Pierwszy krok w chmurach". W miesięczniku "Twórczość" ukazało się też dłuższe opowiadanie "Ósmy dzień tygodnia"; wkrótce przetłumaczono je na 15 języków. W filmowej adaptacji opowiadania wystąpiła świetna niemiecka aktorka Sonja Ziemann, późniejsza żona Hłaski. Po wyjeździe z Polski pisarz przebywał w wielu krajach, najdłużej w Niemczech, Izraelu i USA. Napisał wówczas utwory: "Wszyscy byli odwróceni", "Brudne czyny", "Piękni dwudziestoletni" czy "Sowa, córka piekarza". Zmarł w niemieckim Wiesbaden 14 czerwca 1969 r. Przyczyną śmierci było przypadkowe przedawkowanie środków nasennych.

Hłasko o tej sprawie pisał i mówił już parę tygodni po tym, kiedy w prasie ukazały się teksty dementujące doniesienia o "świętym ogniu" w grodzie Rzęcha. Czyżby pisarz tych sprostowań nie czytał? A może uznał je za próbę tuszowania tej afery?

- Marek zapewne doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to czyjś wymysł i że żadnego palenia książek nie było - uważa Andrzej Czyżewski, brat cioteczny Marka Hłaski i autor jego książkowej biografii "Piękny dwudziestoletni". - Po prostu użył tej hecy jako argumentu w pamflecie opisującym, co dzieje się w Polsce. Władza mu się podłożyła i Marek znakomicie to wykorzystał. Warto zwrócić uwagę na to, że on nigdzie nawet nie wymienił nazwy "Rzeszów" - używał formy "jedno z miast". Takie uogólnienie robi jeszcze większe wrażenie.

Andrzej Czyżewski nie wyklucza, że historia o tłumie dewotek była wymierzona głównie we władze województwa rzeszowskiego.
- Trzeba pamiętać, że w tamtych latach Rzeszowszczyzna przodowała w - nierzadko nielegalnej - budowie kościołów. Jako architekt, sam wtedy zresztą robiłem projekty kościołów. Wypuszczenie plotki o niszczeniu książek mogło być swoistym ostrzeżeniem, że jeśli wy w Rzeszowie dalej będziecie pozwalać klerowi na tak wiele, to inaczej pogadamy.

Co prawda wszystkie rewelacje sprostowano, ale smród pozostał, a w świat poszedł przekaz, że w Rzeszowie panuje absolutny ciemnogród. Przy okazji nadarzyła się dobra sposobność, żeby "kopnąć" Hłaskę, dokuczyć mu - mówi Czyżewski.

Piotr Wasilewski w książce "Hłasko nieznany" zauważa, że wieść o paleniu książek była "odpryskiem sprawy Hłaski". Owa "sprawa" wykraczała poza literaturę. Proza Marka Hłaski, debiutującego w połowie lat 50., uosabiała ducha "październikowych" przemian. Odwilż jednak dość szybko się skończyła - przez cenzurę nie przeszły dwie powieści Hłaski: "Następny do raju" i "Cmentarze".

Autor postanowił wydać je w paryskim Instytucie Literackim. Do Francji przybył w lutym 1958 r. Potem przebywał we Włoszech i Niemczech Zachodnich, wszędzie budząc ogromne zainteresowanie prasy, która nazywała go "polskim Jamesem Deanem" i przedstawicielem "młodych gniewnych". W udzielanych wywiadach pisarz odcinał się od komunizmu. "Nieszczęściem totalitaryzmu jest to, że zabija wyobraźnię" - stwierdził.

W polskiej prasie rozpętano nagonkę, w której prym wiodły "Trybuna Ludu" i "Polityka". W tej pierwszej ukazał się paszkwilancki tekst "Primadonna jednego tygodnia" (cytowany już list Hłaski "Chwileczkę, grabarze..." był polemiką z tekstem w "Trybunie"). Odsądzono w nim niepokornego literata od czci i wiary, nazywając "handlarzem bronią przeciwko komunizmowi".

Kwestionowano też jego talent, twierdząc nagle, że sukcesy zawdzięczał "zdezorientowaniu krytyków".
Marek Hłasko chciał możliwie długo pobyć za granicą; starał się przedłużyć ważność paszportu, nakazano mu jednak powrót do Polski. Wtedy wystąpił o azyl w Berlinie Zachodnim. Sternicy PRL uznali to za zdradę ojczyzny. Leon Kruczkowski, autor głośnego dramatu "Niemcy", podczas XII Plenum KC PZPR miał powiedzieć: "Mam na myśli sprawę Hłaski, który zaczął karierę od »Pierwszego kroku w chmurach«, a obecnie kończy ją ostatnim krokiem w błoto, w błoto wywiadów imperialistycznych".

Hłasko, słysząc o sobie, że jest szpiegiem, postanowił. .. wrócić do kraju. "Powiedziałem sobie: mieliście odwagę pluć na mnie; mielicie odwagę nazwać mnie szpiegiem; (...) więc weźcie mnie teraz i ukarzcie" - pisał później w quasi-autobiografii "Piękni dwudziestoletni". Jego prośby o umożliwienie mu powrotu zostały jednak odrzucone. Utwory Hłaski znalazły się "na indeksie".

Listu "Chwileczkę, grabarze..." "Trybuna Ludu" też nie zamieściła. Trafił on na łamy paryskiej "Kultury", ale pisma kierowanego przez Jerzego Giedroycia w PRL nie wolno było rozpowszechniać i wspomniany list przez wiele lat był u nas prawie nieznany. Po Sierpniu '80 publikowano go w drugoobiegowych wydaniach utworów Hłaski. W 1991 roku tekst ukazał się w przywoływanej już książce Piotra Wasilewskiego "Hłasko nieznany", a później w XII tomie "Dzieł zebranych" Marka Hłaski.

CEZARY KASSAK, Nowiny

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia