„Machina ta ma kształt skrzyneczki, czyli równoległościanu. Znajdują się w niej na wierzchu trzy rzędy z ceferblatami złożone” – czytamy w napisanej w 1813 roku recenzji pierwszej „machiny liczącej” Abrahama Sterna. „Każdy cyferblat podzielony jest na dziesięć części (…). Dwa rzędy takich ceferblatów stanowią zagadnienie, a trzeci – wypadek wskazuje. Średni rząd cyferblatów, na którym najwięcej zależy i przy którym korba do obracania jest umieszczona, w półokręgu tylko ma jedności umieszczone, pod którymi sztyfty ruchome, na dół i do góry iść mogące, danemi są. Te sztyfty początkiem są całej sztuki, albowiem tyle onych wypadnie na dół, jaką cyfrę pod okienko podsunie się”.
W jakich okolicznościach powstała taka skomplikowana, trochę dziwaczna maszyna?
Ubogi pomocnik zegarmistrza
Hrubieszów nie wyróżniał się kiedyś wśród innych miast naszego regionu. Jego mieszkańcy żyli zwykle w niskich, niewielkich kamieniczkach, stłoczonych blisko siebie. Prowadziły do nich wąskie, błotniste uliczki. Jak zauważyła Joanna Olczak-Ronikier, autorka biografii Janusza Korczaka, było tam „mnóstwo maleńkich sklepików, dwa rynki: stary i nowy. Pośrodku rynków stragany. Okoliczni chłopi zwozili tu nabiał, mięso, warzywa. Tu zaopatrywali się w odzież, buty, przedmioty domowego i gospodarczego użytku i towary łokciowe, czyli tkaniny (…). Kościół katolicki, cerkiew, synagoga od setek lat należały do miejscowego krajobrazu”.
W 1772 r., w wyniku rozbiorowego podziału dawnej Rzeczpospolitej Rubieszów (ta nazwa Hrubieszowa obowiązywała w oficjalnych dokumentach do 1789 r.) znalazł się w granicach państwa Habsburgów. Zaczęto wówczas wprowadzać nowe porządki, także w „kwestyi żydowskiej”. Rodziny, które chciały pozostać przy dawnej wierze, musiały wnieść tzw. opłatę tolerancyjną – po 4 guldeny od każdej. Tych, którzy nie chcieli tego zrobić, wyrzucano za granicę. Władze zmuszały Żydów także do służby wojskowej. Musieli pozbyć się tradycyjnych ubiorów i ogolić brody, co np. uniemożliwiało im święcenie szabatu (była to dla nich prawdziwa tragedia). Zgodę na żydowskie małżeństwa wydawali austriaccy urzędnicy, co miało – jak tłumaczono - ograniczyć przyrost ludności „starozakonnej”.
Wprowadzono też inne zarządzenia. Niektórzy Żydzi, zamiast imion i przydomków, musieli przyjąć brzmiące po niemiecku nazwiska. Wybierano je według fantazji austriackich urzędników. To wtedy w mieście pojawiły się nazwiska: Kleinman („mały człowiek”), Kaufmann („kupiec”), Stern („gwiazda”) czy tak jak w pochodzącej z Hrubieszowa rodzinie Janusza Korczaka - Goldszmidt (miało ono zapewne jakiś związek ze złotem), które potem zmieniono na Goldszmit.
Żydzi mieszkali wówczas głównie w okolicach ulicy Wodnej, Ludnej i Jatkowej. Tę część miasta uważano niegdyś za dzielnicę żydowską. Prawdopodobnie w jednym z okolicznych domów mieszkał Abraham Jakub Stern (lub według innej pisowni Sztern). Urodził się on w latach 60. XVIII w. (według różnych źródeł przyszedł na świat pomiędzy 1762 i 1769 rokiem; jednak warszawski „Tygodnik Ilustrowany” z 25 czerwca 1864 r. podaje, iż stało się to w 1769 r.). Wiadomo jedynie, że jego rodzina była uboga. Chłopiec interesował się jednak mechaniką i przejawiał w tym kierunku niezwykłe zdolności. Być może dlatego został przyjęty na naukę do hrubieszowskiego zegarmistrza.
Czy nazwisko jego rodziny także zostało nadane przez Austriaków? - Nigdzie w źródłach nie zetknąłem się z taką informacją – zapewnia Bartłomiej Bartecki, dyrektor Muzeum im. ks. Stanisława Staszica w Hrubieszowie. - Także do daty narodzin Abrahama Sterna oraz wielu innych osób urodzonych w tamtych czasach należy podchodzić z wielką ostrożnością. Zwłaszcza jeśli dotyczy to obywateli pochodzenia żydowskiego. Takie informacje np. często podawali do odpowiednich urzędów z opóźnieniem.
Można się także domyśleć, że - w wyniku różnych, niesprzyjających okoliczności – starali się w ogóle takiego obowiązku unikać.
Dla ratowania się w nieszczęściach
W zakładzie szacownego, hrubieszowskiego zegarmistrza mały Abraham mógł wreszcie rozwijać swoje zdolności. Jego pierwszym wynalazkiem było podobno urządzenie celownicze - rodzaj dalmierza dla inżynierów i artylerzystów. W 1810 roku Stern zaczął konstruować także maszyny liczące, które potrafiły wykonywać podstawowe działania arytmetyczne oraz wyciągać pierwiastki kwadratowe.
- Nie wiadomo jednak czy pierwsze pomysły wynalazcy powstały jeszcze w Hrubieszowie. Być może były to wówczas jedynie ich zalążki – zastanawia się dyrektor Bartłomiej Bartecki. - Na pewno jednak talent Abrahama Sterna rozwinął się po wyjeździe z Hrubieszowa. Mogło się to stać dzięki udzielonemu mu wsparciu.
Niezwykłe zdolności Abrahama Sterna zainteresowały ks. Stanisława Staszica, działacza oświeceniowego, pioniera spółdzielczości oraz m.in. publicystę, filozofa i wolnomularza. Była to w tym czasie bardzo ważna postać także z innych względów. W 1816 roku ks. Stanisław Staszic, założył w swoich dobrach fundację o nazwie Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie. Obejmowała ona dziewięć wsi, jedną osadę i część Hrubieszowa. Propagowano tam postęp kultury rolniczej, a chłopów zwolniono od pańszczyzny. Ponadto część ziemi włościanie otrzymali na własność.
W rękach TRH pozostały jednak dwa stawy, trzy młyny, lasy, tartak, cegielnia, kuźnia, browar, wytwórnia wódek, karczmy w siedmiu wsiach i m.in. część pól uprawnych. Dochody z nich przeznaczono głównie na utrzymanie szkół, szpitali oraz na opiekę nad starcami i sierotami. Te wszystkie rozwiązania były wówczas nowatorskie nie tylko w Polsce, ale także w całej Europie. Jak pisał Stanisław Staszic, wdrożono je "wzorem sprawiedliwego urządzenia włościan dla ratowania się wspólnego w nieszczęściach". Siedziba (zwano ją "stolicą") prezesów oraz Rady Gospodarczej TRH znajdowała się w Dziekanowie.
Ks. Stanisław Staszic miał otwarty umysł i zauważał talenty innych ludzi. Dlatego docenił także umiejętności młodego Sterna i wysłał go na naukę do Warszawy. To przyniosło efekty. Po pewnym czasie Abraham Stern stworzył projekty: żniwiarki, wózka topograficznego (był on ciągnięty przez konie: dzięki niemu można było odwzorowywać ukształtowanie terenu), młockarni i piły tartacznej. Wymyślił też m.in. mechanizm zabezpieczający powozy przed rozbieganiem się koni. Jego talent rozkwitł także w innych dziedzinach.
„Stern interesował się nie tylko techniką, ale również pisał wiersze i uchodził za znawcę literatury hebrajskiej” – czytamy w artykule Izabeli Bondeckiej-Krzykowskiej pt. „Pierwsze maszyny liczące na ziemiach polski”. „W latach 1826-1835 był rektorem Warszawskiej Szkoły Rabinów”.
Jego największym osiągnięciem były jednak „machiny rachunkowe”, które znacznie odbiegały od wcześniejszych tego typu rozwiązań.
Stary parasol i wielkie uznanie
Pierwszą maszynę służącą do obliczeń mechanicznych stworzył w 1623 r. Wilhelm Schickard, niemiecki wynalazca, ale sławę zdobyła dopiero zaprojektowana w 1645 r. „Pascalina” – maszyna do mechanicznego dodawania i odejmowania zbudowana przez Blaise’a Pascala. Urządzenie, które potrafiło także mnożyć i dzielić stworzył w 1770 r. Gevn Jacobson, zegarmistrz i mechanik z Nieświeża na Litwie.
Stern jednak nie nawiązywał do tych wynalazków, a niektórzy nawet uważają, iż w ogóle ich nie znał. Pierwszą machinę rachunkową swojego projektu przedstawił do oceny Warszawskiemu Królewskiemu Towarzystwu Przyjaciół Nauk w 1812 r. Jej recenzję wydano w styczniu 1813 r. Dzięki niej wiemy jak wyglądała pierwsza „machina rachunkowa” skonstruowana przez Sterna. Uznano jednak, że jest ona zbyt skomplikowana, trudna w użyciu. Recenzenci zalecili jej uproszczenie.
Stern pracował nad tym cztery lata. W styczniu 1817 r. zaprezentował kolejną, ulepszoną maszynę (potrafiła ona także m.in. wyciągać pierwiastki), a w kwietniu – następną. Ta ostatnia potrafiła już płynnie wykonywać pięć działań arytmetycznych. Uznano, że była to pierwsza maszyna o takich możliwościach na świecie. Wynalazca zdobył wówczas uznanie. „Przez swą machinę arytmetyczną (…) zwrócił oczy całego narodu na siebie” – pisał w czerwcu 1864 r. „Tygodnik Ilustrowany”.
Maszyny wynalezione przez Sterna były podobno bardzo precyzyjne i mimo wszystkich ulepszeń - dość skomplikowane. Być może dlatego nie weszły nigdy do produkcji. Jednak nie wszystkie jego wynalazki zostały zapomniane. „W 1844 r. znany szwedzki producent arytmometrów Wilgodt T. Odhner zapoznał się z pomysłami Sterna i wykorzystał je później w swoich konstrukcjach” – zauważyła Izabela Bondecka-Krzykowska.
Postać wynalazcy została opisana w kilku pamiętnikach z tamtych czasów. Wynika z nich, iż Abraham Stern, ubierał się w Warszawie jak większość ówczesnych Żydów, którzy nie poddali się asymilacji. Pamiętnikarz Eugeniusz Skrodzki zanotował, iż nosił on zwykle czarny, atłasowy żupan, jedwabny pas oraz czarne pończochy i trzewiki. Franciszek Morawski także zapamiętał jego „szatę izraelity” oraz czarno-rudawą brodę. Z przekazów wynika, iż ów uzdolniony, żydowski wynalazca zawsze nosił ze sobą stary, podarty parasol, nawet podczas „najpiękniejszej pogody”.
Stern zmarł 3 lutego 1842 r. Został pochowany na cmentarzu żydowskim na warszawskim Bródnie. Wiadomo, że jego syn Izaak był nauczycielem w Warszawskiej Szkole Rabinów, a jego prawnuk Antoni Słonimski, zasłynął jako znakomity poeta.
Abraham Stern nie był to jednak jedynym utalentowanym wynalazcą związanym z Hrubieszowem.
Nielicznym udało się przetrwać
Jeszcze na początku XIX wieku w tym malowniczym mieście „zaistniało silne środowisko chasydzkie” (cytat za portalem „Wirtualny Sztetl”), które stopniowo zmieniało obyczaje części Żydów. W 1818 r. osiedlił się w Hrubieszowie Josef ben Mordechaj Kacenelenbogen. Był on jednym z przywódców ruchu chasydzkiego. To podobno dzięki jego inicjatywie powstał w mieście szpital, apteka oraz przytułek dla umysłowo chorych. W Hrubieszowie działały także dwory i sztible cadyków (chodzi o budynki lub izby będące małymi domami modlitewnymi chasydów) - czyli chasydzkich przywódców religijnych: z Kocka, Góry Kalwarii i Bełza. Spotykano się tam, modlono i słuchano żydowskich mądrości.
W ten sposób Hrubieszów stał się wówczas jednym z najważniejszych ośrodków chasydzkich i ogólnie – żydowskich w kraju. W latach 1816–1823 działała tam np. hebrajska drukarnia. W połowie XIX w. postawiono na hrubieszowskim rynku słynne sukiennice zwane „sutkami”. Miasto zaczęło się zatem rozwijać także pod względem handlowym.
Od 1844 r. działał w Hrubieszowie żydowski szpital, a w 1874 wybudowano drugą, murowaną synagogę (pierwsza powstała w 1715 r.). Pod koniec XIX w. Żydzi stanowili w Hrubieszowie blisko 60 proc. wszystkich mieszkańców. Natomiast według spisu z 1921 r. w tym mieście żyło dokładnie 9598 obywateli, z czego 5697 deklarowało pochodzenie żydowskie, 481 – ukraińskie, a resztę stanowili Polacy.
W wielokulturowej, barwnej atmosferze mieszkańcy miasta żyli przez dziesiątki lat. W niej wyrósł także Henryk Orenstein (potem znany jako Henry Orenstein). To także niezwykła postać. Urodził się on 13 września 1923 roku w Hrubieszowie, jako syn Lejba i Goldy Orensteinów. Jego rodzina była dość liczna, miał trzech starszych braci (Niuńka, urodzonego w 1909 r.), Feliksa (ur. w 1910 r.) i Shlomo (Sam, Shlojme, ur. w 1911 r.) oraz młodszą siostrę Hanię (ur. w 1926 r.). Orensteinowie mieszkali w kamienicy, która stoi przy dzisiejszym Placu Wolności w Hrubieszowie.
Ich spokojnie życie brutalnie zmieniła II wojna światowa. W dniach 2-10 czerwca 1942 r. większość z ponad dziewięciu tysięcy miejscowych Żydów niemieccy okupanci wywieźli do obozu zagłady w Sobiborze. Byli to głównie mieszkańcy miejscowego tzw. dużego getta. Natomiast na hrubieszowskim kirkucie rozstrzelano wówczas pół tysiąca Żydów. W mieście nadal funkcjonowało jednak tzw. drugie getto (przy ul. Jatkowej). Przebywali tam głównie miejscowi rzemieślnicy żydowskiego pochodzenia.
7 września 1943 r. blisko dwa tysiące z nich wywieziono do obozu pracy w Kraśniku-Budzyniu. Tę datę można uznać za koniec żydowskiej gminy w Hrubieszowie. Niemcy zburzyli wówczas obie synagogi, zniszczyli sześć domów modlitwy oraz zdewastowali kirkut. Tylko nielicznym udało się prześladowania przetrwać. Wśród nich był Henry Orenstein. Wiadomo, że podczas II wojny światowej przebywał on aż w pięciu obozach koncentracyjnych (Budzyń, Majdanek, Płaszów, Ravensbrück, Sachsenhausen). Po klęsce Niemców udało mu się natomiast wyjechać do Stanów Zjednoczonych (w podróż zabrał także dwóch swoich braci).
Ściana pamięci
Henry zajął się w USA projektowaniem zabawek, które okazały się wielkim sukcesem, na skalę międzynarodową. Opatentował sto różnych pomysłów. Jednym z nich była popularna zabawka Optimusa Prime’a – Transformersa, przywódcy Autobotów. Owa fikcyjna postać stała się także inspiracją dla filmowców. Wyprodukowano całą seria filmów akcji, w których Autoboty są głównymi bohaterami. Zdobyły one olbrzymią popularność. Także zabawki zaprojektowane przez Orensteina nadal cieszą się ogromnym zainteresowaniem wśród dzieci.
Inne osiągnięcia wynalazcy także zasługują na uwagę. Orenstein należał do najbardziej znanych, światowych pokerzystów. Wynalazł technikę, która pokazywała w telewizyjnych transmisjach niewidoczne dla graczy karty. Nazwał ją „hole camera”. Co ciekawe, w wieku 71 lat udało mu się wygrać turniej World Series of Poker, a w 2005 roku zajął siódme miejsce w Pokerowych Mistrzostwach w USA. Henry napisał także m.in. dwie książki. W jednej z nich wspomina m.in. swoje rodzinne miasto.
Orenstein ożenił się dwukrotnie. Razem z drugą żoną (miała na imię Susie) powadzili działalność charytatywną. Sławę przyniosło im wsparcie pieniężne dla organizacji żydowskich w USA i Izraelu. Pomogli także sfinansować budowę „Ściany pamięci” na hrubieszowskim kirkucie. Nadal można ją oglądać, odwiedzać. Świadczy ona o tragedii miejscowych Żydów podczas Holokaustu oraz przypomina o wielokulturowej historii miasta. Nie tylko ona.
Stanisław Jadczak, w książce pt. „Hrubieszów i powiat hrubieszowski 1400-2000” podsumował także inne „ślady 500-letniej historii” żydowskiej społeczności w tym mieście. Nie ma ich wiele. To dawny cmentarz żydowski przy ul. Kruczej (wcześniej Kirkutowej), budynek przedwojennej, żeńskiej szkoły powszechnej (ul. Partyzantów), dawny szpital chorób sekretnych (ul. Czerwonego Krzyża), budynek sławnego kiedyś szpitala żydowskiego (ul. Partyzantów) oraz dawny hotel „Krakowski” (ul. Piłsudskiego).
To jedynie mury i groby. Dawni, żydowscy mieszkańcy miasta odeszli. Wśród nich jest Henry Orenstein. Zmarł on w New Jersey 14 grudnia 2021 r. Miał 98 lat.