Wojna o drożdże i lichtarze. O konflikcie wśród hrubieszowskich Żydów i interwencji zaborczych władz

Bogdan Nowak
Fotografia ze zbiorów Adama Gąsianowskiego
Fotografia ze zbiorów Adama Gąsianowskiego archiwum
„Obecne śledztwo spowodowane zaskarżeniami niektórych starozakonnych mieszkańców miasta Hrubieszowa przeciwko tamtejszemu zastępcy rabina i członkom dozoru bożniczego jest nowym dowodem ciągłych niesnasek i nienawiści, jaka panuje pomiędzy starozakonnymi, należących do sekty tak zwanych Hussytów (chasydów) odznaczających się większym fanatyzmem i zabobonami i dlatego trudniejszych do przyjęcia cywilizacji, a innemi starozakonnymi wzgardzonymi przez tę sektę”.

Tak rozpoczyna się opinia Sekcji Prawnej Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych rosyjskiego Rządu Gubernialnego, wydana 23 marca 1853 r. Spisano ją na kilku stronach. Ucięła ona gorący spór, który przez rok dzielił żydowskich mieszkańców Hrubieszowa.

Zapłacił za pogrzeb noworodka

O co chodzi? Grupa chasydów w 1852 r. wielokrotnie skarżyła się do carskich władz. Najwięcej donosów wysłano w kwietniu i maju, z inspiracji niejakiego Ajzyka Herynga i Berka Cymeta. Chodziło o przejęcie władzy w hrubieszowskiej gminie żydowskiej oraz opieki nad synagogą. Nie przebierano w środkach. Chasydzi oskarżali Joska Gelerntera (czasami nazwisko pisano także jako „Gelerenter”), zastępcę miejscowego rabina, oraz cały tzw. dozór bożniczy o liczne nadużycia i kradzieże.

„Witels (z dozoru bożniczego) dopuszcza się różnych nadużyć, a szczególniej w latach upłynionych potracił rozmaite przedmioty własnością bożnicy będące tj. lichtarze srebrne, koronę z rodału (ręcznie pisany tekst Pięcioksiągu Mojżeszowego w formie zwoju) i inne szczegóły (…)” — czytamy w sporządzonym w lipcu 1852 r. raporcie Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych. „Że zabronił pod klątwą nabywania drożdży od kogo innego, tylko od ustanowionego przez siebie dzierżawcy (…), że za pochowanie umarłych pobiera niepraktykowane opłaty”.

Podano przykłady takich nadużyć (zarzuty wyliczono w dziewięciu punktach). Z donosów dowiadujemy się, że np. od niejakiego Jankla Ludena za pogrzebanie noworodka pobrano opłatę w wysokości 1 rubla i 50 kopiejek. Członkowie KRSWiD całą sprawę zbadali. Nie dopatrzyli się uchybień. „Wnioskiem jest Rządu Gubernialnego, aby Gelerenter zastępca rabina w Hrubieszowie dotąd pozostał, dopokąd gmina nie połączy się (z chasydami) i wspólnie nie postara się o rabina aktualnego z kwalifikacji wyegzaminowanego” — czytamy w wyjaśnieniu KRSWiD z lipca 1852 r.

W hrubieszowskiej społeczności żydowskiej zawrzało. Nie była to tutaj normalna sytuacja. „Dla jednych ostoja tradycyjnych żydowskich wartości, rodzinnego ciepła, blasku rytualnych obrzędów, miejsce, gdzie baśnie i mity unosiły się w powietrzu. Dla innych siedlisko zacofania, ciemnoty, średniowiecznych zabobonów” — pisała Joanna Olczak-Ronikier o dawnych żydowskich miasteczkach w naszym kraju. „Żydowska społeczność w takich miasteczkach żyła we własnej dzielnicy, odgrodzona od chrześcijańskich sąsiadów niewidzialnym murem rygorystycznych przepisów religijnych”.

Ten mur został właśnie przebity.

Kleinman — mały człowiek

W XIX-wiecznym Hrubieszowie Żydzi nosili tradycyjne stroje, żyli według dawnych obyczajów i niechętnie uczyli się języka polskiego. Unikali kontaktów z innymi. Swoją wiedzę opierali na Talmudzie (była to jedna z najważniejszych ksiąg judaizmu: zbiór praw religijnych oraz komentarzy do Tory). Członkom wspólnoty zakazywano czytać obcą literaturę, a naukę traktowano z podejrzliwością.

W 1772 r., w wyniku rozbiorowego podziału Rubieszów (ta nazwa Hrubieszowa obowiązywała w oficjalnych dokumentach do 1789 r.) znalazł się w granicach państwa Habsburgów. Zaczęto wówczas wprowadzać nowe porządki, także w „kwestyi żydowskiej”. Rodziny, które chciały pozostać przy dawnej wierze, musiały wnieść tzw. opłatę tolerancyjną — po 4 guldeny od każdej.

Tych, którzy nie chcieli tego zrobić, wyrzucano za granicę. Władze zmuszały Żydów także do służby wojskowej. Musieli pozbyć się tradycyjnych ubiorów i ogolić brody, co np. uniemożliwiało im święcenie szabatu (była to dla nich prawdziwa tragedia!). Zgodę na żydowskie małżeństwa wydawali austriaccy urzędnicy, co miało ograniczyć przyrost ludności „starozakonnej”.

Wprowadzono też inne „porządki”. Niektórzy Żydzi, zamiast imion i przydomków, musieli przyjąć brzmiące po niemiecku nazwiska. Wybierano je według fantazji austriackich urzędników. To wtedy w mieście pojawiły się nazwiska: Kleinman („mały człowiek”), Kaufmann („kupiec”), Stern („gwiazda”) czy tak jak w rodzinie Janusza Korczaka — Goldszmidt (miało ono zapewne jakiś związek ze złotem), które potem zmieniono na Goldszmit.

Panowanie austriackie nie trwało długo. W wyniku nowego podziału Europy, którego dokonano podczas Kongresu Wiedeńskiego, miasto znalazło się w podległym Rosji Królestwie Polskim.

Każdemu wolno radzić się rabina

Żydzi, także ci z Hrubieszowa, uważali, że wszelkie niepokoje i zamęty pochodzą od gojów (tak określali wszystkich, którzy nie byli członkami ich społeczności). Coś się jednak zmieniło. Na początku XIX w. w Hrubieszowie „zaistniało silne środowisko chasydzkie” (cytat za portalem „Wirtualny Sztetl”), które stopniowo zmieniało obyczaje części żydowskiego społeczności. Władze nie bardzo jednak rozumiały, z jakim zjawiskiem mają do czynienia. Dlatego przeprowadzano m.in. liczne dochodzenia „w sprawie legalności chasydyzmu”. Robiły to specjalne komisje.

„Czy wasza religia, to jest chasydymów, jest odmienna od religii innych Żydów?” — pytali w 1824 r. śledczy podczas przesłuchania chasyda Faywla Kamienitzera. „Nie, lecz jest taka sama” — odparł przesłuchiwany. „Dlaczego wy modlicie się osobno?” — drążył członek komisji. „Musimy się przygotować do modlitwy i dlatego później od innych przybywamy do bożnicy” — oparł Kamienitzer.

Członkowie komisji dowiedzieli się także od Kamienitzera, że chasydzi nie potrzebują do swoich modłów osobnej synagogi („bo każdemu wolno radzić się rabina, do którego ma zaufanie”), są posłuszni rządowi (mogą się nawet bić w wojsku, gdy władze nakażą), podczas nabożeństw nie skaczą i nie piją alkoholu (chociaż im to zarzucano) i nie są przeciwnikami innych Żydów.

Zeznania Kamienitzera (i innych chasydów) niczego nie wyjaśniły. Ostre konflikty między chasydami a pozostałymi Żydami w Warszawie, Częstochowie, Pyzdrach, Włocławku, Płocku, Międzyrzecu Podlaskim, Wolbromiu (tam chasydów oskarżono o rzucenie klątwy), Hrubieszowie oraz w wielu innych miastach nadal budziły zdziwienie władz.

Przeciwko „monopolium”

„Mieszkańcy miasta Hrubieszowa w liczbie 180 osób najznaczniejszych, starozakonnych mieszkańców, przeciwko rabinowi i teraźniejszemu dozorowi bożniczemu przedstawili zarzuty: o nieprawny pobór ofiar dobrowolnych, o monopolium z drożdży, o opłatę pogrzebów. Na co było zarządzone śledztwo (…) "– czytamy w kolejnym donosie do carskich władz. „Wszyscy (oni) więc połączając się nie przestają od swych nadużyć”.

Donos ten 15 sierpnia 1852 r. wysłał niejaki Joś Kleiner z Hrubieszowa. Po staremu domagał się odwołania Josefa Gelerntnera z zajmowanego stanowiska. Jednak tym razem 103 osoby stanęły w obronie zastępcy rabina. Pismo w tej sprawie z tyloma właśnie podpisami wysłano do władz także 15 sierpnia.

„Tu w mieście Hrubieszowie zagnieździła się sekta Hussytów walczących przeciwko nam, prawowiernym wyznawcom religii mojżeszowej” — możemy tam przeczytać. „A ponieważ do sekty tej ani rabin nowo wybrany, ani dozorcy bożniczni, jak również i członkowie rady szczegółowej szpitala starozakonnych w mieście Hrubieszowie nie należą, ci więc Hussyci, różnemi sposobami złośliwemi ścigają i prześladują obecnego rabina”.

Dowodzono, że skargi na Gelerntnera są „bezzasadne, wymyślone i złośliwe” i „na żadną wiarę zasługiwać nie mogą”. Chwalono też członków hrubieszowskiego dozoru bożniczego: Szmula Finkelsztejna, Sendera Zajda i Mordko Witelsa, jako że mieli to być „ludzie o najlepszej moralności”.

Odparto też wszystkie zarzuty chasydów: „Tak zwani kopacze grobów dla zmarłych starozakonnych nie są objęci etatem bożniczym i żadnej płacy nie pobierają, lecz z interysantami sami wchodzą w dobrowolne układy; za mycie ciał zmarłych, wykopywanie grobu itd. (…) Usługi sami pobierają, dla siebie wynagrodzenie, bez żadnej komunikacji z dozorem bożniczym”.

Decyzja ostateczna

„Mając na względzie odrodzenie bytu cierpiącej ludzkości przez wpływ moralny”, kolejne pismo do władz w obronie rabina wysłała Rada Szczegółowa Szpitala Starozakonnych w Hrubieszowie. Przyniosło ono odwrotny efekt. Na początku sierpnia gubernator cywilny lubelski wysłał do mieszkańców Hrubieszowa zawiadomienie o tym, iż sprawa będzie wyjaśniana. Tak się stało. Ponownie przeprowadzono śledztwo. 23 marca 1853 r. Sekcja Prawna KRSWiD wydała opinię „o bezzasadności chasydzkich zarzutów”. Natomiast na początku sierpnia tego roku wydano „decyzję ostateczną”. Winy nikomu nie udowodniono. I wszystko zostało po staremu.

Dzisiaj po hrubieszowskiej gminie żydowskiej pozostało niewiele. Jednak stare dokumenty świadczą o tym, jak barwna i ciekawa była kiedyś ta społeczność. Wiele na ten temat można się dowiedzieć z książki pt. „Żródła do dziejów chasydyzmu w Królestwie Polskim, 1815-1867, w zasobach polskich archiwów państwowych”. Książka została opracowana przez Marcina Wodzińskiego. Niezwykle ciekawa jest także m.in. książka Rachel Elior pt. „Mistyczne źródła chasydyzmu”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Edukacja

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia