Pierwsze znaleziska pisanek (glinianych oraz skorup jaj) na naszych ziemiach pochodzą jeszcze z X wieku. Pisali o nich także dawni kronikarze. Czasami dość zaskakująco. Wincenty Kadłubek zauważył: „Polacy z dawien dawna byli zawistni i niestali, bawili się z panami swymi jak z malowanemi jajkami”.
W farbie gotowane
Jak notował ponad 120 sto lat temu Zygmunt Gloger, znakomity historyk, etnograf i folklorysta w swojej Encyklopedii Staropolskiej, ów wpis Wincentego Kadłubka świadczył nie tylko o tym, że zwyczaj tworzenia pisanek był bardzo stary, ale także, iż jeszcze w średniowieczu była znana zabawa „w bitki”, „na wybitki”. Polegała ona na tym, że dwie osoby uderzały swoimi pisankami, jedną o drugą. W jego czasach nadal była to zabawa popularna. Tak o tym pisał inny, znakomity etnograf.
„Po południu w ten dzień Wielkanocy chodzą chłopaki i dziewczęta po wsi, przechwalając się pięknością swoich kraszanek" – pisał w 1890 r. Oskar Kolberg w tomie swoich dzieł pt. „Chełmskie”. „Są to jajka w farbie gotowane i zręcznie upstrzone w różne kolory. Potem, dobywając po jednej sztuce z kieszeni, próbują, która mocniejsza, biją je nawzajem sztorcem obracając, a ten którego mocniejsze jaje, ma prawo zabrać słabsze, rozbite’.
Zdarzało się, że niektórzy pięknie ozdabiali jajka, które... nie były ugotowane. Wówczas jak pisał Kolberg „jajecznica” oblewała ręce uczestników takiej zabawy (na Zamojszczyźnie nazywano ją „kumaniem”). Był to figiel, który wzbudzał na wsi powszechny śmiech. Odbywały się też inne ceremonie.
„Gospodarze jajo święcone turlali w oziminie; bacząc czy jajo chowa się w zbożu, czy też nie, co miało na celu wybijanie kąkolu szkodliwego dla wzrostu zboża (...)” – pisał ks. Waldemar Malinowski w książce pt. „Miniony czas”. „Pisanki spełniały też rolę daru. Chrzestni wręczali je chrześniakom z życzeniami pomyślności”.
To miało zapewnić im życiową pomyślność. Jeśli natomiast jakaś wiejska dziewczyna upatrzyła sobie chłopka, także ofiarowywała mu taki dar. Pisanka była wówczas rodzajem przyzwolenia do rozpoczęcia zalotów. Natomiast pannom, którym wypadły z rąk pisanki, a ich skorupki się stłukły, wróżono staropanieństwo. Mogła to być także wróżba... krótkiego życia.
Jajko na rozstajach dróg
Zwykle do malowanych i ozdobionych w inny sposób jaj podchodzono jednak z szacunkiem. „Był stary zwyczaj taczania pisanek na mogiłach przy obchodzie pamiątki zmarłych i oddawania tych jaj potem dziadom” – notował Zygmunt Gloger. „Starzy ludzie pamiętają go w Wilnie, a i krakowska „Rękawka” jest pamiątką tego zwyczaju naszych praojców”.
Ks. Waldemar Malinowski w książce pt. „Miniony czas” także zanotował, że w regionie hrubieszowskim pisanki nosiło się na groby bliskich w Wielkanoc lub w niedzielę przewodnią (tydzień po Wielkanocy). Taki obrzęd zawsze miał charakter symboliczny. Poświęcone jajka były kiedyś symbolem stworzenia, rodzenia się, powrotu wiosny, ale także zmartwychwstania Chrystusa i nadziei na życie wieczne. Ich skorupki przechowywano, bo przypisywano im magiczną moc. To było pomocne w gospodarstwie. „Tak więc dawano je kurom, żeby dobrze się niosły, kurczętom, żeby dobrze się chowały” wyliczał ks. Malinowski. „Wkładano je w zboże by dobrze obrodziło”.
Barbara Ogrodowska w książce pt. „Ocalić od zapomnienia. Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne” pisze również o innych „poczynaniach”. „Wierzono powszechnie, że jaja mogą odwracać wszelkie nieszczęścia i niweczyć zło” – notowała. „Dlatego też zakopywano jajka pod węgły budowanych domów, rzucano je w płomienie podczas pożaru, a przed rozpoczęciem prac wiosennych kładziono w bruzdy zagonów w polu i ogrodzie. Wierzono, że kto umyje się wodą z miski, na której leżała pisanka, zachowa zdrowie i urodę”.
Uważano także, że skorupki jajek zakopanych pod drzewami owocowymi zapewniały obfitość jabłek, gruszek i śliwek. Nie tylko to było ważne. „Jajka miały również zastosowanie w ludowych zabiegach medycznych: leczono przy ich pomocy postrzały, zaziębienie, febrę, różne bóle, gorączki i żółtaczkę, tocząc jajko po ciele chorego” – wyliczała Barbara Ogrodowska. „Wierzono także, że można przenosić chorobę na jajko, jeśli chory przez odpowiednio długi czas będzie trzymać je w ręce i uważnie się w nie wpatrywać”.
Takie jajko „z przejętą chorobą lub urokiem” wynoszono z domów i gospodarstw. Należało je porzucić daleko, najlepiej na rozstajach dróg. Nikt - ze zrozumiałych względów - nie podnosił potem jaj porzuconych w takich miejscach czy na polach. Można było przecież do swojego domu ściągnąć czyjąś chorobę lub „zły czar”.
Pisanie
To wszystko kumulowało się przed Wielkanocą. Starano się aby ozdabianie jaj na święta było piękne, efektowne. Techniki i motywy dla takich zabiegów mają długą tradycję. Zwykle jaja zdobiono w Wielki Piątek lub wcześniej (musiano przecież zadbać aby nie zabrakło ich w koszyczkach niesionych w Wielką Sobotę do poświęcenia w kościołach oraz na świątecznych stołach).
Znaną metodą ozdabiania w dawnej Rzeczpospolitej była technika batikowa. Nie była prosta. Jak tłumaczył w 1939 r. prof. Kazimierz Moszyński, etnograf, etnolog i slawista w swojej monumentalnej „Kulturze Ludowej Słowian” ozdoby nanoszono na powierzchnię jaj woskiem, co nazywano „pisaniem”. Następnie wkładało się je do zimnego lub letniego barwnika, który miał formę roztworu.
Wiadomo, że pod koniec XIX w. farbowanie odbywało się w naturalnych barwnikach roślinnych np. w popularnej kiedyś brezylii (w słowniku języka polskiego M. Arcta z 1929 r czytamy, iż chodzi o Brezylję lub Bryzylkę „brazylijskie drzewo dostarczające barwnika czerwonego"), w wywarze z kory dębowej (dawała kolor czarny), w odwarze z łusek cebuli (różne odcienie żółci i brązu), w soku z buraków (kolor różowy) z kory dzikiej jabłoni, listków kwiatu malwy, krokoszu, a nawet szafranu.
Trzeba było tylko jakiś czas poczekać, żeby jaja zmieniły w takim roztworze kolor. Wówczas należało je podgrzać, aby wosk się rozpuścił. W ten sposób uzyskiwano jasny ornament na kolorowym tle. Wiejskie artystki zwykle postępowały jednak inaczej. Nie usuwały pierwszej warstwy „ozdób woskowych”, ale „pisały” dalej kolejne ornamenty. Powstawała w ten sposób nowa seria misternych misternych deseni, a jaja barwiono na kolejne kolory.
Gałązki, drabinki, wiatraczki
„W końcu obtapiają wosk i pisankę i pisankę lekko nacierają tłuszczem” – notował Kazimierz Moszyński. „Bywa, że opisana technika komplikuje się jeszcze bardziej, gdy mianowicie w serie kolorów, które bez szkody dla siebie mogą się nawarstwiać jeden na drugi np. kawowy na ceglasty, a ten na jasnożółty, zostają wtrącone barwy z nimi niezgodne, zaś wiejskiej artystce zależy na tym, by wszystkie kolory pozostały czyste. W takich wypadkach batikowa technika, krzyżuje się niekiedy z wytrawianiem, albo z bezpośrednim (…) malowaniem”.
Jak czytamy w dawnych poradnikach, owo wytrawianie było związane ze stosowaniem domowej chemii. Pokryte woskiem jaja wkładano na jakiś czas do kwasu chlebowego, kwasu z kapusty lub z buraków. Stosowano także ocet. Płaszczyzny nieosłonięte, niepokryte woskiem były lekko „nadżerane”. Zmieniała się ich barwa. Według Moszyńskiego owe kolorystyczne „manipulacje” osiągały taki sposób wirtuozerstwa, że aż nie chciało się wierzyć, iż były dziełem zwykłych, wiejskich kobiet.
Wrażenie potęgowały zdobienia w formie „pradawnych, geometrycznych ornamentów”. Były to powielane wielokrotnie gałązki, drabinki, wiatraczki, serduszka, jabłuszka, kurze łapki, dzwoneczki czy kogutki. Inny rodzaj stanowiły kraszanki, malowanki czy „byczki”. Były one zwykle gładkie, pozbawione ornamentów.
Nie tylko pisanki, kraszanki i malowanki były ważne. Kartki pocztowe na których umieszczano ich rysunki lub zdjęcia, ale także baranków, koszyczków, przewiązanych kolorowymi kokardami bukietów z puszystych bazi słano do bliskich lub znajomych przed świętami wielkanocnymi. One także były piękne (zwłaszcza w pierwszej dziesięcioleciach XX wieku). Takim świątecznym pocztówkom towarzyszyły skreślone odręcznie życzenia.