Marzec 1968 - wydarzenia, które ukształtowały nam klasę polityczną

Witold Głowacki
Witold Głowacki, I zastępca redaktora naczelnego „Naszej Historii”
Witold Głowacki, I zastępca redaktora naczelnego „Naszej Historii”
To od marcowej traumy zaczyna się historia opozycji demokratycznej. I to dlatego echa Marca słyszymy aż do dziś

Już za rok od Marca ’68 minie pół wieku. A jednak, mimo że od tamtych wydarzeń upłynęło 49 lat, wciąż są one obecne w naszej zbiorowej wyobraźni. Zmuszono wtedy do emigracji dziesiątki tysięcy Polaków pochodzenia żydowskiego, kolejne dziesiątki tysięcy czekała przymusowa emigracja wewnętrzna. I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka i przywódca frakcji „partyzantów” w partii zdołali przy tym osiągnąć swoje polityczne cele - zneutralizowali całą potencjalną wewnętrzną opozycję.

Ale Gomułce i Moczarowi udało się wtedy coś jeszcze. Uruchomili w skali całego kraju emocje uważane już wtedy za właściwie wymierające, niechęć do Żydów (niekiedy wręcz żywiołową), resentymenty o charakterze zarówno politycznym, jak i społecznym - od antyinteligenckich po te stricte materialne.

Bo Marzec był też momentem, w którym opozycyjne elity znalazły się jednak raczej naprzeciw tłumu, a nie na jego czele. Bracia Kaczyńscy stali wtedy razem z Adamem Michnikiem. Antoni Macierewicz razem z Jackiem Kuroniem. Gdzieś tam tliły się już pierwsze środowiskowe animozje, pierwsze ideowe pęknięcia - nie zmienia to jednak tego, że front wciąż jeszcze był wspólny.

Witold Głowacki, I zastępca redaktora naczelnego „Naszej Historii”
Witold Głowacki, I zastępca redaktora naczelnego „Naszej Historii”

Ale gdy protestowały tysiące, miliony, czyli milcząca większość, wolały przyglądać się rozprawie „zdrowych narodowych sił” z „ludźmi o obco brzmiących nazwiskach” i „partyjną złotą młodzieżą” - bo dokładnie tak Marzec przedstawiała pezetpeerowska propaganda. Robotników z setek fabryk, urzędników z setek miast nie trzeba było specjalnie prosić o uchwalanie rezolucji odsyłających rozhulanych „syjonistów”, protestujących studentów i niepokornych pisarzy odpowiednio „do Syjonu”, „do nauki” czy „do pióra”. Mówiąc wprost - w Marcu lud w swej przeważającej większości stał mniej więcej tam, gdzie stało ZOMO. Zarazem jednak to właśnie Marzec był przecież momentem, w którym powstały pierwsze względnie trwałe środowiska o charakterze opozycyjnym - w roku 1968 zdolne pociągnąć za sobą tysiące, ale 12 lat później - wraz z robotniczymi przywódcami - już miliony.

Marzec 1968 r. był kluczowym pokoleniowym doświadczeniem tej generacji opozycjonistów, która dwie dekady później, po Okrągłym Stole, wzięła w swoje ręce polskie stery. Solidarnościowa lewica widziała w Marcu zmorę przeszłości, która może w każdej chwili powrócić w postaci jakiejś współczesnej wersji rabacji galicyjskiej zmiksowanej z falą pogromów. To wizja ludu wyrzynającego elity w rytm chłopskich przyśpiewek rodem z powieści Kosińskiego. Słychać to było na przykład w retoryce „Gazety Wyborczej” od pierwszych komentarzy Adama Michnika po „byliśmy głupi” Marcina Króla.

Solidarnościowa prawica wolała natomiast opowieść o wiecznej wojnie pezetpeerowskich frakcji, czyli inteligencko-kosmopolitycznych „Puław” z ludowo-nacjonalistycznym „Natolinem”. W niektórych bardziej zawikłanych wersjach tej opowieści „Puławy” walczą zresztą z „Natolinem” aż do dziś, tyle że wcielone w już dwa kolejne pokolenia.

Zapewne lepiej by było, gdybyśmy z perspektywy 2017 r. te główne historiozoficzne skutki marcowych traum mogli traktować z pewnym przymrużeniem oka. Ale nie możemy zapomnieć o tym, że właśnie na tych wizjach historii wychowała się nam właściwie cała współczesna klasa polityczna - zarówno weterani Marca, jak i ich późniejsi uczniowie. Każde współczesne napięcie na linii elity - masy bywa więc do dziś postrzegane właśnie przez pryzmat Marca - i porównania z tamtym okresem naprawdę nie bez powodu są stałym elementem debaty publicznej.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia