Bezkrytycznym apologetom Dwudziestolecia warto na początek przypomnieć fakty wyjęte z ówczesnych roczników statystycznych. Tyczą całej przedwojennej Polski, ale Warszawa niewiele tylko odbiegała od standardów: w 1931 r. spośród 32,1 mln ówczesnych mieszkańców ponad 10 mln za język ojczysty uznało inny język niż polski. Statystycznie jedną izbę zajmowały trzy osoby. Przeciętną długość życia szacowano na 48,2 roku dla mężczyzny i 51,4 dla kobiety. Brakowało kanalizacji, elektryczności, wciąż powszechny był analfabetyzm. Opieka lekarska była luksusem. Dane te przypomniał przed laty prof. Andrzej Garlicki, wzbudzając wśród historyków konsternację. Przyjrzyjmy się zatem mrocznej twarzy przedwojennej stolicy.
Armia prostytutek
Według „Prostytucji” Józefa Macki, wydanej jeszcze przed wojną nakładem Komitetu do Walki z Handlem Dziećmi i Kobietami, a przypomnianej przez Pawła Rzewuskiego, w 1926 r. w Warszawie w oficjalnej ewidencji znajdowało się 3479 cór Koryntu, chociaż zapewne była to liczba zaniżona. Obejmowała ona jedynie prostytutki zarejestrowane, pomijając znacznie liczniejszą szarą strefę. Wątpliwe źródło, jakim jest „Tajny Detektyw”, powoływało się na raporty policyjne mówiące o 5 tys.