Mieszko I. Ukryta opcja wikingowska

Wiktor Porembski
Wikingowie mieli być postrachem Słowian. Wiele jednak świadczy o tym, że było na odwrót
Wikingowie mieli być postrachem Słowian. Wiele jednak świadczy o tym, że było na odwrót archiwum
Wikingowie wcale nie byli groźnymi przeciwnikami dla Słowian - było raczej na odwrót. Nie da się natomiast wykluczyć, że nie kto inny jak Mieszko I pocho¬ził ze Skandynawii

Wiemy doskonale, że wikingowie zapuszczali się i na tereny dzisiejszej Polski, i zresztą znacznie dalej na południe - przykładem słynna gwardia wareska bizantyńskich cesarzy czy wpływy wojowników z Północy na Rusi Kijowskiej. W historiografii widzimy jednak na ogół przede wszystkim zmagania sympatycznych, ogólnie raczej nieszkodliwych Słowian z żądnymi krwi, gwałtów i łupów wikingami - zawsze występującymi w roli bezwzględnych najeźdźców. Co ciekawe, nie zachowały się na ten temat prawie żadne przekazy w źródłach pisanych. W germańskich i skandynawskich kronikach można za to znaleźć sporo wzmianek o cięgach zbieranych... przez wikingów.

Prawda bywała bowiem mocno skomplikowana. To na przykład nadbałtyccy Słowianie pod wodzą księcia Racibora złupili - i puścili z dymem -w 1135 r. duńską stolicę Roskilde. Rok później przeprowadzili zaś - za zgodą i nie bez dumy swego patrona, czyli Bolesława Krzywoustego - złożoną morsko-lądową operację, której nie powstydziliby się nawet dwudziestowieczni planiści, w wyniku której zdobyte zostało najbogatsze miasto ówczesnej Skandynawii -legendarny port Konungahela. W efekcie dwadzieścia lat później - podczas kolejnej złowrogiej słowiańskiej wyprawy na Skandynawów - nie było czego łupić. Mieszkańcy Zelandii przez dwie dekady nie podnieśli się po poprzednim najeździe Słowian.

W rzeczywistości więc wikingowie siali znacznie większą grozę na zachodzie Europy niż na terenach zamieszkanych przez Słowian. Tu często role potrafiły się odwrócić, a wikingowie z myśliwych nie¬jednokrotnie zamieniali się w zwierzynę.

W XI i XII w. na środkowym i wschodnim Bałtyku po prostu rządzili Słowianie. Warto o tym pamiętać, gdy zapoznajemy się z najnowszymi opracowaniami dotyczącymi pierwszego władcy Polski, czyli Mieszka I. Coraz częściej przewija się w nich domniemanie, że książę Polan niekoniecznie wychowywał się wśród słowiańskich dębów i łanów zbóż. Nie da się natomiast wykluczyć, że we wczesnej młodości można było zobaczyć twórcę przyszłego polskiego państwa w charakterystycznym hełmie z rogami.

O możliwym wikingowskim pochodzeniu Mieszka I pisze już bez ogródek historyk Zdzisław Skrok w książce „Czy wikingowie stworzyli Polskę". Według Skroka Mieszko I był potomkiem wikingowskiego rodu, który na tereny Wielkopolski przybył z Rusi Kijowskiej, gdzie tron objęła wywodząca się właśnie ze Skandynawii dynastia Rurykowiczów. Skoro na Rusi karty zostały już rozdane, przodkowie Mieszka mieli spróbować szczęścia na innych, nowych ziemiach.

Według Skroka dowody na to, że Mieszko I wywodzi się od wikingów, znajdziemy nawet w źródłach pisanych - ze słynnym „Dagome iudex" na czele. Nikt nie potrafił aż do teraz przekonująco wyjaśnić, dlaczego Mieszko I w podpisanym przez siebie samego dokumencie, w którym powierza swe państwo opiece papieża, podpisuje się „Dagome". Zdaniem Skroka wyjaśnienie jest banalne - to po prostu jego pierwotne, skandynawskie imię. W podobny sposób tłumaczy historyk także pierwsze decyzje dynastyczne Mieszka - jego córka Świętosława została wydana za władcę Szwecji, a po jego śmierci wyszła ponownie za mąż, tym razem za króla Danii - była matką Kanuta Wielkiego.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia