Na granicy światów. Jasnowidz Stefan Ossowiecki, znani spirytyści i ich paranormalne dary

Bogdan Nowak
Wikipedia
„Zaproponował mi, abyśmy zrobili wspólnie doświadczenie takiego rodzaju: punktualnie o północy mieliśmy obaj możliwie jak najbardziej skupić się i jak najsilniej skoncentrować, każdy u siebie w domu. W tym stanie głębokiego skupienia, w ciągu pierwszych ośmiu minut, ja miałem wypowiedzieć zdanie, z myślą, aby Marszałek (Józef Piłsudski) je usłyszał” – wspominał w swoich wspomnieniach Stefan Ossowiecki. „Potem winna nastąpić 10 minutowa przerwa, a wreszcie miałem się skupić przez ciąg ośmiu minut, aby usłyszeć słowa nadane przez Marszałka”.

Tak się stało. O umówionej godzinie rozpoczęło się „nadawanie”. Nie obyło się bez komplikacji. „W chwili, kiedy już zacząłem widzieć telepatycznie Marszałka, do pokoju weszła niespodziewanie moja żona. Nieuprzedzona o niczym, wzruszyła ramionami i powiedziała głośno: – Znowu nie śpisz, znowu jakieś doświadczenia? Czy nie szkoda elektryczności?” – notował jasnowidz. „Wówczas, żeby cokolwiek odpowiedzieć, rzuciłem bez myśli następujące zdanie: – Nie wiem dlaczego lewa ręka tak silnie mnie boli”.

Słyszałem, słyszałem...

Na to żona jasnowidza miała odpowiedzieć, iż mieszkają w wilgotnej jamie (chodziło o mieszkanie przy ul. Pięknej 5 w Warszawie) i niebawem obydwoje stracą zdrowie. Tak się złożyło, że marszałek Piłsudski był akurat na „paranormalnym nasłuchu”. Efekt? „Nazajutrz z rana płk Wieniawa-Długoszewski (miał na imię Bolesław) odwiedził mnie i oświadczył, abym przybył na ul. Kanonię, do mieszkania p. ministra (Stanisława) Patka, gdzie miałem spotkać się z Marszałkiem (...). Marszałek przyjął mnie uprzejmie i rzekł: – Słyszałem, słyszałem, lewa ręka silnie, silnie boli, a potem jakąś odpowiedź innej osoby i wyraz jama”.

Tajemnicze umiejętności Ossowieckiego (uważano, że potrafi przebywać w kilku miejscach jednocześnie, określać przeszłość różnych przedmiotów, odnajdywać osoby zaginione oraz m.in. przepowiadać wydarzenia polityczne) były drobiazgowo badane przez ówczesnych naukowców: polskich i zagranicznych. Nie udowodniono jasnowidzowi oszustwa. Jego paranormalne dary tłumaczono natomiast umiejętnością czerpania ze „świadomości powszechnej”, dostępnej poza światem namacalnym. Przekonał się o tym nie tylko Józef Piłsudski.

„Pewnego dnia generał Sosnkowski, będąc u mnie w mieszkaniu przy ul. Trębackiej (w Warszawie), powiedział, że bardzo mu zależy, ażebym zrobił doświadczenie z zapieczętowanym listem, który otrzymał od ówczesnego Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego, z życzeniem Marszałka, abym odczytał nie otwierając koperty” – czytamy we wspomnieniach Stefana Ossowieckiego z 1933 r.

Jasnowidz zgodził się. Umówiono termin eksperymentu. Generał Kazimierz Sosnkowski, ówczesny minister spraw wojskowych II RP, miał przyjść w pewien grudniowy wieczór 1920 r., o godz. 20. do mieszkania generałowej Wiktorii Jacynowej, siostry Ossowieckiego. Spotkanie odbyło się w obecności kilku świadków. Jasnowidzowi wręczono wówczas zapieczętowane pismo.

Eksperymenty

„Wziąłem do ręki list Marszałka. Po krótkiej chwili przeniosłem się (mentalnie – przyp. red.) do Belwederu” – pisał Ossowiecki. „Zobaczyłem tam Marszałka, oparty był o jakiś sprzęt, przy oknie ujrzałem stojącego wojskowego. Jak się potem okazało, był to właśnie gen. Sosnkowski. Marszałek pisał liczby, pochylony nad blatem biurka. Musiałem całym wysiłkiem woli skupić swoją energię, aby móc dojrzeć dokładnie”.

Ossowiecki w swojej wizji zobaczył jak Piłsudski napisał na kartce papieru cyfry: 2, 4, 5 i 7 oraz kilka liter. Powiedział o tym osobom zgromadzonym na grudniowym seansie.

„Generał Sosnkowski odniósł się do wyniku tego doświadczenia dosyć sceptycznie, gdyż jak się okazało, Marszałek wówczas nadmienił mu, że lubi poezję Krasińskiego, stąd generał przypuszczał, że list Marszałka będzie zawierał raczej poezje niż liczby” – wspominał Ossowiecki. „Ta uwaga generała ogromnie mnie zbiła z tropu, blisko godzinę się męczyłem, aż znowu z niezbitą pewnością ujrzałem, że list zawierał tylko liczby i litery”.

Jasnowidz poprosił wówczas gen. Sosnkowskiego, aby zatelefonował do Belwederu. Bo tylko na polecenie Piłsudskiego można było otworzyć list. Marszałek odebrał telefon i potwierdził, iż zapieczętowana korespondencja zawierała liczby i litery. I to te podane przez Ossowieckiego!

„Była to formułka wyjścia szachowego, ulubionej gry Marszałka” – zanotował we wspomnieniach jasnowidz. „Naczelnik Państwa polecił kopertę zapieczętowaną przez niego osobiście sygnetem, dostarczyć mu nazajutrz do Belwederu, aby ją własnoręcznie mógł otworzyć. Zrobił to podobno w czasie obiadu”.

W Belwederze sporządzono specjalny protokół dotyczący tego eksperymentu. Podpisał go potem m.in. Józef Piłsudski. W dokumencie znajdujemy potwierdzenie wydarzeń spisanych później przez Ossowieckiego.

Zdolności jasnowidza zrobiły na otoczeniu Józefa Piłsudskiego wielkie wrażenie. Kim był jednak ten tajemniczy jasnowidz?

Doświadczenie ściągania ku sobie przedmiotów

Stefan Ossowiecki urodził się 22 sierpnia 1877 r. w Moskwie lub – według innych źródeł: w okolicach Mohylewa. Jego ojciec był przemysłowcem, inżynierem, wynalazcą oraz asystentem samego Dmitrija Iwanowicza Mendelejewa, słynnego rosyjskiego chemika. Matka jasnowidza miała na imię Bona (pochodziła z rodziny Newlin-Nowohońskich). Stefan Ossowiecki ukończył studia w Petersburskim Instytucie Technologicznym, a potem pracował w rodzinnej fabryce chemicznej.

Niezwykłe zdolności ujawniły się u niego podobno w wieku 14 lat. W obecności młodego Ossowieckiego poruszały się przedmioty, a ołówki same pisały komunikaty w różnych językach m.in. w greckim. Obwiniano o to... duchy dawno zmarłych osób. Na początku działo się to bez wiedzy nastolatka. Potem jednak Ossowiecki podobno nauczył się przesuwać przeróżne przedmioty samą siłą woli. To wywołało zdumienie nie tylko w rodzinie Stefana. Zaczęto wówczas przeprowadzać pierwsze, śmiałe eksperymenty. Ossowiecki opisał jeden z nich.

„Doświadczenie ściągania ku sobie przedmiotów robiłem w mieszkaniu pani Olesza, wobec całego szeregu osób” – zanotował jasnowidz we wspomnieniach. „Będąc mocno związanym przesunąłem z miejsca bardzo ciężką palmę, a w obecności także kilku osób (...), leżąc na podłodze, ściągnąłem z kominka w przeciągu 1 i pół minuty ogromny zegar, złożony z różnych części. Powlokłem go do siebie z odległości trzech, a może więcej metrów (...). Takich doświadczeń robiłem w Rosji setki, byłem ogólnie znany i podziwiany z tego powodu”.

W 1917 r. Stefan Ossowiecki, jako przedstawiciel burżuazji, został przez Bolszewików uwięziony. Skazano go na śmierć. Egzekucję wstrzymano, ale pozbawiono go majątku. Przeniósł się wówczas do Warszawy. W tym czasie opuściły go podobno zdolności telekinetyczne (czyli nie mógł już przesuwać przedmiotów).

Margrabia rozstanie się ze światem

Jak potem tłumaczył, przekształciły się one w dar jasnowidzenia. Postrzegał też aurę, która podobno otacza wszystkich ludzi, ale widzą ją tylko wybrańcy. Jej kolory i kształty mają świadczyć o stanie duchowym poszczególnych osób, odczuwanych emocjach, a nawet zdrowiu i witalności.

Ossowiecki przewidział także podobno śmierć gen. Włodzimierza Maxymowicza-Raczyńskiego (żył w latach 1891-1938) oraz kilku innych osób. Jednak sam z największym entuzjazmem odnosił się do innej, paranormalnej umiejętności: kryptoskopii. Była to – jak tłumaczono – możliwość wglądu w zapisane treści czy poszukiwanie ukrytych przedmiotów, „bez potrzeby wchodzenia z nimi w zmysłowy kontakt”. Udawało mu się to wiele razy. Seanse przyniosły Ossowieckiemu sławę. Wówczas zainteresował się jasnowidzem Józef Piłsudski.

„Nieraz poruszaliśmy w rozmowach z Marszałkiem sprawy metapsychiczne” – czytamy we wspomnieniach jasnowidza.

Egoiści w krwawej walce o byt

Jak pisał jasnowidz o swoich paranormalnych umiejętnościach? „Tylko człowiek prawdziwie wtajemniczony, czyli posiadający zrozumienie najwyższego prawa tworzenia, może bezkarnie przerywać zasłony świata astralnego (...)” – pisał w książce pt. „Świat mego ducha i wizje przyszłości”. „Prawdziwa inicjacja to przede wszystkim wewnętrzna przemiana – przemiana duchowa, która stwarza wyższą świadomość i sprawia, że człowiek zaczyna rozumieć celowość życia, siebie samego i całą przyrodę. Dziś, latając w powietrzu i prując wodne głębiny, ludzie XX wieku uważają się za zwycięzców przyrody, a w gruncie rzeczy są oni bankrutami duchowymi, egoistami w krwawej walce o byt, zaślepieni w sobie, zimni, z pustką w sercach”.

Stefan Ossowiecki został zamordowany przez Niemców 5 sierpnia 1944 r. podczas Powstania Warszawskiego. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Także ten „fakt”, podczas jednego ze swoich seansów tajemniczy jasnowidz podobno przewidział

Błogie ciepło

Opowieści o wirujących spodkach i stolikach oraz różnych paranormalnych wydarzeniach w naszym kraju nie brakowało. Wiele osób traktowało je poważnie. Takie manifestacje duchowych mocy potwierdzały zresztą uznane autorytety. Np. w jednym z szeroko omawianych seansów spirytystycznych uczestniczyli krakowscy profesorowie o nazwiskach: Czyrniański (chemik), Fierich (fizyk) i Kuczyński (jurysta). Protokół z tego śmiałego doświadczenia zamieszczono w krakowskim czasopiśmie „Czas”.

„Zasiedliśmy do stolika, przestrzegając najściślej dopełnienia wszystkich warunków — czytamy w protokole. — Uczuliśmy najpierw lekki wiatr, idący od palców do łokcia w ręce prawej, potem drżenie w rękach i rodzaj prądu wewnętrznego, który przypominał wstrząśnienia sprawiane przez słabe prądy magneto-elektryczne. Po 25 minutach południowo-zachodnia noga stołu posunęła się z trzaskiem o jeden i pół cala na wschód… Po 40 minutach stół skręcił się gwałtownie obok nogi północno-zachodniej (…). W pięć kwadransów od rozpoczęcia posiedzenia, stół zaczął dość nagle formalny obrót”.

Tego nie można było spokojnie wytrzymać. „Myśmy powstali, usunięto krzesła. Uczucie, które przejęło mnie wówczas, było nadzwyczaj przyjemne. Jakieś błogie ciepło od stołu przez ręce rozchodziło się po całym ciele — pisał po tym seansie prof. Kuczyński. — Wesołość nie do opisania. Rodzaj uniesienia”.

Takie emocje budziły fascynację, podobały się. Przed I wojną światową nie było podobno w Polsce salonu czy dworu, w którym seanse spirytystyczne nie byłyby urządzane. „Dawno zmarłe babunie, które już za życia wróżyły na dwoje, jęły teraz czynić to samo i wróciły do rządów w rodzinach swoich — pisał z przekąsem w 1923 r. Stanisław Wasylewski. — Kojarzyły i rozwodziły małżeństwa, a nawet wystukiwały ku rozpaczy ojców, a uciesze narzeczonych wysokość posagu”.

Dysputy na temat nadprzyrodzonych zjawisk absorbowały wszystkie warstwy społeczne. Tak było także w okresie międzywojennym. W Warszawie jako naczelny spirytysta i jasnowidz zasłynął inżynier Stefan Ossowiecki. Podobną sławę zdobyli także niejaki Marian Grużewski, Jan Radwan Radziszewski oraz Jan Guzik. Niektórzy dopuszczali się oszustw.

Zimna dłoń zjawy

Guzik przed seansami spirytystycznymi „lubił dobrze zjeść i napić się wódki”. Seanse z nim odbywały się najczęściej w zupełnych ciemnościach. Okazało się, że podczas części eksperymentów rzekoma „zimna dłoń zjawy” (jak ją wcześniej reklamowano), która dotykała rozpalonych z przejęcia policzków i spoconych czół uczestników seansu, była w rzeczywistości… bosą stopą Guzika. Gdy to odkryto, nie obyło się bez skandalu. Nie zmniejszył on jednak zapału dziarskich spirytystów. Zajmowano się bowiem innymi „rewelacjami”.

Najsłynniejszym międzywojennym medium okrzyknięto Teofila Modrzejewskiego (1880–1943), powszechnie znanego także jako Franek Kluski. Był warszawskim urzędnikiem bankowym, dziennikarzem, krytykiem teatralnym oraz poetą. Przekonywał także, że jest głęboko wierzącym katolikiem. Modrzejewski twierdził, że jego zdolności medialne są dziedziczne, ponieważ mogli się nimi pochwalić także jego ojciec i wuj.

Modrzejewski duchy zaczął widzieć, gdy miał pięć lat. Rozmawiał wówczas z nimi, bo uważał, że są to żyjący ludzie. Zresztą zmaterializowane w obecności tego medium postacie zawsze podobno zachowywały się uprzejmie i kulturalnie. Wyjątkiem był pewien osobnik zwany Pitekantropem lub Włochatą Małpą, który z ogromną energią i hałasem przesuwał fotele lub ciężkie biblioteczne regały. Te zjawy widywali także liczni świadkowie.

Zauważono m.in. duchy dzieci, które unosiły się nad ziemią. Zaobserwowano też inne dziwne zjawiska. W obecności Modrzejewskiego gasły lampy, bez przerwy biły zegary oraz słychać było kroki jakichś niewidzialnych osób. Jak wyliczono, świadkami takich, jak pisano „zdumiewających”, paranormalnych zjawisk, było w sumie ponad 400 osób.

„Właściwości medialne Kluskiego rozwijały się nie w laboratorium, lecz w ramach codziennego, znojnego życia i walki o byt — notował Norbert Okołowicz, pisarz, znajomy medium. — Obserwując z bliska (jego) życie, widziałem, że różni się ono bardzo od życia człowieka przeciętnego. Olbrzymia wrażliwość z jednej strony, a częste zmiany stanu — raz jakby oszołomienia, drugi raz znów jasnej trzeźwości — stwarzały nieustannie dziwny splot sytuacji, w których nie zawsze nawet jego najbliżsi mieli możność orientować się należycie”.

„Przykro na niego patrzeć: oczy wpółbłędne, twarz obrzękła — dodał Tadeusz Żeleński- Boy, znany wówczas literat. — (Kluski) kaszle, w chustce pełno krwi (nie jest to, wyjaśnia mi jeden z obecnych lekarzy, poważny krwotok, ale raczej wyniki chwilowego przekrwienia). Kto by go widział w tym stanie, temu z pewnością nie powstałaby w głowie myśl, aby ten człowiek zapraszał nas po to, by urządzać sobie naszym kosztem jakąś mistyfikację. Nie można ani chwili wątpić: jesteśmy w obliczu cudownej właściwości”.

Wzlot i upadek spirytyzmu

Te zjawiska próbowano zrozumieć, sklasyfikować. Przed II wojną światową istniało w Polsce kilka dużych organizacji zajmujących się taką tematyką oraz „ogólnie pojętą parapsychologią”. Były to założone w Warszawie w 1920 r. Polskie Towarzystwo Badań Psychicznych, Warszawskie Towarzystwo Psychiczno-Fizyczne, Polskie Stowarzyszenie Metapsychiczne oraz Towarzystwo Parapsychologiczne z siedzibą we Lwowie. W stolicy Polski funkcjonowały najprężniej (wcześniej działo się tak w Krakowie). Były tego efekty.

W marcu 1938 r. powstało w Warszawie Polskie Towarzystwo Parapsychologiczne. Przystąpiły do niego wszystkie tego typu organizacje działające w mieście. Pierwszym prezesem PTP został Alfons Gravier. Warszawscy spirytyści organizowali Międzynarodowe Kongresy Badań Psychicznych i spotkania z mediami. Na temat kontaktów z zaświatami pisano liczne artykuły oraz książki. Spirytyzm propagowano i objaśniano.

„Po drugiej wojnie światowej działalność spirytystów w Polsce znacznie osłabła, przestała się też ukazywać literatura przedmiotu — pisał w 1999 r. Przemysław Grzybowski. — Niektórzy działacze zginęli w czasie działań wojennych lub zostali zamordowani w obozach koncentracyjnych — inni wyemigrowali, nie utrzymując ściślejszych kontaktów z krajem. Spowodowało to obecny katastrofalny wręcz stan wiedzy na temat spirytyzmu”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Edukacja

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia