W zbiorach Muzeum Narodowego w Gdańsku oprócz opisanych dzieł sztuki znajdują się obrazy niewiadomego pochodzenia otrzymane po wojnie z różnych źródeł, m.in. z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, z ówczesnych komend Milicji Obywatelskiej w Tczewie i Gdyni.
Niektóre zarekwirowano osobom prywatnym - być może przy próbie wywozu za granicę - lub odebrano „wrogom ustroju”...
Spis treści
Flora i Amor, alegoria wiosny
Historia zaczęła się 30 września 1961 roku, wtedy to do ówczesnego Muzeum Pomorskiego w Gdańsku, ze składnicy w Sopocie zostały przekazane trzy prace nieznanych malarzy. Jest to obraz „Flora i Amor, alegoria wiosny” namalowany według ryciny Sadelera, w drugiej połowie XVI wieku, z postaciami Flory, bogini urodzajów i życiodajnej siły, oraz Amora, bożka miłości, ukazanych na tle prac wiosennych w ogrodzie i polu.
Drugi ze szkoły flamandzkiej z XVII wieku, pt. „W pracowni alchemicznej”, bliski jest malarstwu Davida Teniersa II, trzeci to „Muzykujące towarzystwo w scenerii parkowej”, przypisany malarstwu holenderskiemu.
Napisane ołówkiem na karteczce
- Zaintrygowało mnie, skąd trafiły do składnicy - mówi pani Helena. - Okazało się, że stanowiły wyposażenie willi kupca i kolekcjonera Rudolfa Patschkego. Przy oględzinach na odwrocie obrazu „Flora i Amor”, oprócz numeru 227 napisanego ołówkiem, na małej karteczce widniał drukowany napis: „w-we A. Patschke”.
Obraz miał więc konkretną właścicielkę - Almę Patschke, wdowę po zmarłym 19 września 1932 roku Rudolfie Patschke, mieszkającym przy ul. Uphagenweg 1 we Wrzeszczu.
- Na obrazach „Muzykujące towarzystwo w scenerii parkowej” i „W pracowni alchemicznej” były naklejki z nazwiskiem właścicielki, dokładnym adresem i, co ciekawe, numerem telefonu - opowiada Helena Kowalska.
Rudolf Patschke. Kupiec i kolekcjoner
Rudolf Alb(ert) Theophil Patschke był właścicielem firmy Gustav Springer Nachf Likör Fabrik. Wysoka jakość produkowanych likierów sprawiła, że już przed I wojną światową wyroby tej firmy cieszyły się powodzeniem również wśród odbiorców poza granicami Niemiec.
Patschke należał do wielu stowarzyszeń, towarzystw, związków branżowych, które niejednokrotnie współtworzył. Był przewodniczącym wschodnioniemieckiego związku producentów likierów i dystrybutorów wyrobów spirytusowych i od 1880 także członkiem loży masońskiej „Zur Einigkeit” („Jedność”) i jak na osobę interesującą się sztuką należał również do Towarzystwa Sztuk Pięknych.
W 1913 r. otrzymał tytuł królewskiego radcy handlowego. Miał dwóch synów: Maxa, który zginął na froncie w maju 1917 r., i Arnolda Rudolfa, który został gdańskim kupcem.
Cenny puchar
Rudolf Patschke był też kolekcjonerem i hojnym darczyńcą. Muzeum Miejskie otrzymało od niego wyjątkowej piękności srebrny puchar (wysokości 47 cm) mocno pozłacany o kształcie muszli (Nautilus), ze zwieńczeniem w formie żaglowca pod pełnymi żaglami.
- W ówczesnej prasie podkreślano wspaniałomyślny gest ofiarodawcy, było to wyjątkowe dzieło z 1747 r. Samuela Gräwego, królewieckiego złotnika - mówi Helena Kowalska. - Właścicielką była pani Eweline Kist z Gdańska, Patschke odkupił od niej puchar za 20 000 marek i na początku 1920 r. podarował Muzeum Miejskiemu. Obecnie znajduje się on w zbiorach Muzeum Narodowego w Gdańsku. Niestety, zwieńczenie pucharu (wysokość 15 cm) zaginęło podczas II wojny światowej.
Cesarska wizyta
Patschke mieszkał w prestiżowej dzielnicy Gdańska. Około 1905 roku na północ od parku Uphagena poprowadzono ulicę Uphagena (obecnie Hanny Sawickiej) i zabudowano ją luksusowymi willami. Wielu zamożnych mieszczan decydowało się wówczas na opuszczenie ciasnego Głównego Miasta i budowę willi we Wrzeszczu, a później w Oliwie. Rudolf Patschke z myślą o wygodzie swojej rodziny, ale zapewne i dla podkreślenia osiągniętej wśród notabli Gdańska pozycji, w latach 1908-1909 przy Uphagenweg 1 (ul. Uphagena) wybudował dwukondygnacyjną rezydencję w niewielkim ogrodzie, na terenach dawnej posesji Jana Uphagena.
Willę dla Rudolfa Patschkego zaprojektował architekt Hardt z Berlina, a 8 października 1909 roku sam cesarz Wilhelm II przybył na jej uroczyste otwarcie.
Z okazji wizyty cesarza willę rzęsiście oświetlono, wielotysięczny tłum wiwatował na jego cześć. Punktualnie o siódmej godzinie, po rozłożonym dywanie od jezdni aż do sieni willi, wszedł cesarz przez zbudowaną drewnianą bramę triumfalną, po kamiennych schodach prowadzących z ogródka do sieni bogato ozdobionej majoliką.
W westybulu cesarza oczekiwał pan domu w towarzystwie architekta Hardta. Cesarz przywitał się z damami i ponad pół godziny przechadzał się po salonach, szczególnie zwracając uwagę na majoliki z Kadyn. Artystyczny wystrój wnętrz bardzo spodobał się cesarzowi, wyraził opinię, że takiego bogactwa nigdzie jeszcze nie spotkał. W zrealizowanym projekcie widział również wspieranie rodzimego przemysłu.
Wilhelm II przez długą chwilę zatrzymał się przed swoim dużym portretem z majoliki i innymi portretami władców. Żywe zainteresowanie okazał japońskim pokojem i sztychami przedstawiającymi Fryderyka Wielkiego. Zwrócił także uwagę na bogatą stolarkę i piękne schody wykonane przez renomowaną firmę G. und J. Müller z Elbląga. Wizyta przedłużyła się ponad przewidziany czas, po czym cesarz odjechał do Sopotu na posiłek.
Uroczysty pogrzeb
O tym, jak bardzo ważną postacią w Wolnym Mieście Gdańsku był Rudolf Patschke, świadczy jego pogrzeb, który odbył się 23 września 1932 roku.
- Miał on bardzo uroczysty charakter. Kaplicę krematoryjną wypełniała ogromna ilość kwiatów i drogich wieńców - opowiada Helena Kowalska. - Okazały wieniec złożyli członkowie związku dawnych weteranów i zaciągnęli przy trumnie wartę honorową. Znaczną część uczestników ceremonii stanowiły ważne osobistości życia publicznego w Gdańsku. Uroczystość pogrzebową rozpoczęto wykonaniem marsza żałobnego z „Eroiki”, symfonii nr 3 Beethovena, następnie kaplicę wypełnił śpiew kwartetu męskiego. Po prologu muzycznym głos zabrał pastor Heck z kościoła luterańskiego. Po pastorze wystąpił orator, podkreślił osiągnięcia zmarłego, które przypadły na szczęśliwe czasy, w jakich żył. Wspomniał o ciężkim doświadczeniu życiowym, jakim była śmierć najstarszego syna, który poległ na wojnie. Kwartet męski jeszcze raz zaintonował stosowną pieśń i trumna przy dźwiękach marsza żałobnego Chopina wjechała w otchłań.
Szczęśliwie ocalała
Willa Patschkego szczęśliwie przetrwała burzliwy dla Gdańska marzec 1945 roku. Zachowały się oryginalne elementy wyposażenia: na ścianach majolika z Kadyn, sztukaterie, marmurowe kominki, witraże, żyrandole. Wcześniej, w latach 1942/44, w gorącym okresie ewakuacji gdańskich zabytków celem uchronienia przed zniszczeniem i dewastacją, również wyposażenie willi zostało zdemontowane i wywiezione do Kartuz. W refektarzu kościoła poklasztornego zostały zdeponowane meble, obrazy i inne cenne elementy wyposażenia z willi Patschkego.
- Ciekawe, jak część mebli i zabytków ruchomych przetrwała ten trudny czas i co zostało zniszczone lub rozgrabione, nim trafiły do składnic konserwatorskich w Gdańsku - zastanawia się Helena Kowalska. - Przekazanie od konserwatora zabytków co najmniej trzech obrazów do zbiorów dawnego Muzeum Pomorskiego budzi nadzieję, że znacznie więcej zachowało się z dawnego wyposażenia. Od 1945 r. willa stała się własnością Skarbu Państwa. W pierwszych latach powojennych mieścił się tam Konsulat Wielkiej Brytanii, w latach 1948-1956 urzędował Komitet Dzielnicowy PZPR. Następnym użytkownikiem od 1956 do 2000 r. była Rozgłośnia Polskiego Radia.
Od 1981 r. budynek podlega szczególnej ochronie, został bowiem wpisany do rejestru zabytków
Muzeum Narodowe w Gdańsku prowadzi zeroko zakrojone prace badawcze
- Sukcesywnie ukazują się katalogi zbiorów. W tym roku z pewnością wydamy katalog zegarów. Na etapie końcowym jest praca
nad „Stratami wojennymi kolekcji malarstwa Jacoba i Augusta Kabrunów” opracowana przez panią Helenę Kowalską - mówi kuratorka Oddziału Sztuki Dawnej dr Magdalena Mielnik. - Jest to ważne, bowiem jednym z trzonów przedwojennych zbiorów Muzeum była kolekcja Jacoba i Augusta Kabrunów, której rozbudowę kontynuowała później Fundacja Kabrunowska.
Na stronie internetowej Muzeum Narodowego w Gdańsku Czytelnicy znajdą ciekawe tematy dotyczące nie tylko dawnych zbiorów Muzeum Miejskiego, ale przede wszystkim sztuki pełnej świetności w dawnym Gdańsku.
- Jeśli uda się znaleźć autora, którego wcześniej nie znaliśmy, jakieś nieznane dokumenty, albo zdjęcie dotyczące zbiorów, być może takie informacje staną się kluczem do tego, by dane dzieło wróciło do nas - dodaje dr Magdalena Mielnik. - To są takie mniej spektakularne działania, ale bardzo ważne.