Po tragicznym wrześniu 1939 r. pisarze polscy, którzy znaleźli się na obczyźnie, podjęli trud walki piórem w obronie zagrabionej przez Niemcy i Związek Sowiecki ojczyzny.
„Tygodnik Polski”
Jednym z nich był Jan Lechoń (właśc. Leszek Serafinowicz), poeta, którego debiut przypadł na lata dwudzieste XX w., współtwórca grupy poetyckiej Skamander, bywalec legendarnej kawiarni „Ziemiańska”, w której spotykała się literacka Warszawa.
Wybuch II wojny światowej zastał go w Paryżu, gdzie od 1930 r. pełnił funkcję attaché kulturalnego ambasady polskiej. Po upadku Francji, w 1940 r., wyjechał do Ameryki, najpierw do Brazylii, a potem do Stanów Zjednoczonych. W 1941 r. znalazł się w Nowym Jorku, gdzie przystąpił do działalności kulturalnej i naukowej na rzecz Polski.
Był współzałożycielem Polskiego Instytutu Naukowego, wygłaszał odczyty i prowadził wykłady z literatury polskiej. Jednak największą aktywność w tym okresie skierował na stworzenie pisma, które przedstawiałoby zagadnienia dotyczące sytuacji Polski i Polonii, Armii Polskiej na Zachodzie, politykę rządu polskiego w Londynie, wydarzenia międzynarodowe, a także wybitne osobistości polskiego pochodzenia czynne na arenie politycznej, polskich przywódców wojskowych i cywilnych, pisarzy, poetów i artystów w kraju i na emigracji, ważne wydarzenia w dziedzinie kultury polskiej i opinie prasy obcojęzycznej w sprawach Polski.
Jeszcze w tym samym roku wraz z dwoma innymi poetami, Kazimierzem Wierzyńskim i Józefem Wittlinem, powołał do życia pismo, które nosiło pierwotnie tytuł „Tygodniowy Serwis Literacki Koła Pisarzy z Polski”, następnie „Tygodniowy Przegląd Literacki Koła Pisarzy z Polski”, aby ostatecznie w latach 1943-1947 ukazywać się jako „Tygodnik Polski”.
Początkowo pismo dostawało dotację od Rządu RP na Uchodźstwie, ale pod koniec 1943 r. roku, kiedy „Tygodnik” został oskarżony o sprzyjanie gen. Władysławowi Andersowi, subwencję cofnięto. Od tego czasu wydawany był dzięki funduszom zebranym w kręgach polonijnych oraz niezwykle ofiarnej postawie głównego redaktora Jana Lechonia.
Jałta - nazwa przeklęta
W lipcu 1942 r. środowisko skupione wokół „Tygodniowego Przeglądu Literackiego Koła Pisarzy z Polski” obserwując tragiczne położenie Polski, przeczuwało nadchodzące niebezpieczeństwo. Już wtedy Jan Lechoń na łamach pisma wzywał Polaków na emigracji do „odrodzenia moralnego, jedności, pomimo różnic politycznych, przebaczenia przeszłych krzywd, wspólnego działania dla dobra ojczyzny”. Wskazywał, że jedyną podstawą, na której Polska może się odrodzić i żądać należnego jej miejsca w nowym świecie, są ideały chrześcijańskie, ideał wolności i godności człowieka.
Jego zaniepokojenie wzbudziła konferencja w Teheranie, która odbyła się na przełomie listopada i grudnia 1943 r. z udziałem Roosevelta, Churchilla i Stalina. Zjazd owiany był wielką tajemnicą, długo nic nie wiedziano o jego przebiegu i wynikach. Zapowiedziana na luty 1945 r. konferencja w Jałcie przyniosła potwierdzenie najgorszych przypuszczeń. Biografowie Lechonia podkreślają, że występował on przed jej rozpoczęciem z żądaniem rewizji paktów z Teheranu. Pisał, że wydarzenia polityczne, które zaszły od tego czasu dowiodły, że wszędzie tam, gdzie wkroczyły wojska Armii Czerwonej, odbywała się przymusowa, bezwzględna sowietyzacja. Zwracał uwagę, że Rosja, grożąc, że zawrze osobny pakt z Niemcami, używa szantażu, któremu zachodnie rządy nie powinny ulegać. Powinny natomiast żądać restytucji praw Polski i do ziem na wschodzie, i na zachodzie oraz gwarancji jej bezpieczeństwa.
„Tygodnik Polski” prezentował linię całkowitego odrzucenia postanowień krymskich, zawartych w Jałcie w dniach 4-11 lutego 1945 r. pomiędzy trzema mocarstwami, tj. USA, Wielką Brytanią i Związkiem Sowieckim. Za oddanie pod protektorat Stalina Polski i połowy Europy Lechoń obwiniał słabość polityki Stanów Zjednoczonych i Anglii. Pisał: „Jałta zostanie na wieki w naszej historii jako nazwa przeklęta, jako symbol dokonanego na nas bezprawia i przemocy”, a kolejne posunięcia polityczne rządów państw zachodnich wobec rządu londyńskiego bezlitośnie krytykował i wyszydzał. Jako jeden z niewielu pisarzy na emigracji nie składał broni, ale wzywał Polaków do solidarności z jedynym legalnym rządem polskim - tym w Londynie. Pisał:
„Przejęci zgrozą wobec tego, co się stało, ale dumni, że jesteśmy Polakami, wołamy: Niech żyje Polska cała, wolna i niepodległa!”.
Dwa lata później stało się jasne dla wszystkich, że sfałszowane przez komunistów wybory w Polsce 1947 były konsekwencją postanowień jałtańskich. Lechoń skomentował ten fakt następująco:
„Świat wie już dziś dobrze, że Jałta nie była żadnym chytrym kompromisem, tylko idiotycznym w skutkach tragicznym poddaniem się Moskwie”.
Koniec złudzeń
Sytuacja polityczna Polski zmusiła niejako Lechonia, poetę i pisarza, do przyjęcia roli publicysty i polityka. Z jego tekstów, publikowanych na łamach „Tygodnika Polskiego” w latach 1945-1947, przebija przede wszystkim zdumienie, ale też oburzenie i bezsilny gniew, a czasami nawet przerażenie i rozpacz. Kiedy podział Europy, w tym i los Polski, zostały przypieczętowane na kolejnych konferencjach państw zachodnich, a w 1947 r. w Moskwie sekretarz stanu USA, George Marshall, zaczął kwestionować ustalenie granicy polsko-niemieckiej, Lechoń wystąpił po raz kolejny z ostrym protestem na łamach pisma. Ratując honor Polski, pisał: „My, wolni Polacy, którzyśmy nigdy nie uznali paktów jałtańskich - odrzucamy raz jeszcze wszelkie związki, jakie się czyni między bezprawnym zabraniem nam ziem wschodnich i przyznaniem nowych ziem na zachodzie.
Odrzucamy je nie tylko dlatego, że na takie kapitulacje nie poszedł prawowity rząd polski i żaden rząd wolnej Polski nigdy by nie poszedł, nie tylko dlatego, że odebranie Polsce połowy ziemi przez aliantów było zbrodnią równą zbrodni rozbiorów, ale i dlatego także, że wschodnia granica Polski z roku 1939 jest i będzie zawsze jednym z fundamentów ładu i wolności w Europie. Ziemie zachodnie jako część Polski naprawdę wolnej powinny być drugą podstawą tego ładu, tej prawdziwej, wolnej Europy, która powstać musie na gruzach Jałty, na gruzach moskiewskiego panowania w Warszawie, Belgradzie, Bukareszcie, Sofii i Kownie i na gruzach także polityki amerykańskiej nie widzącej innej obrony przed tyranią czerwoną niż nawrót bajki o dobrych Niemcach”. Odmówił powrotu do kraju, a fakt ten traktował jako „znak protestu przeciw niewoli”.
Przeciw kłamstwu
Tymczasem od 1945 zaczęły przychodzić do USA czasopisma z Polski. Redaktorowi „Tygodnika Polskiego” pozostała jedynie polemika z zamieszczanymi w nich treściami. Ostre formy przybrała np. dyskusja z prezentowanymi na łamach „Kuźnicy” poglądami Zofii Nałkowskiej na temat etyki świeckiej. Na łamach pisma komentowano felieton Adama Ważyka „Troska o człowieka”, zamieszczony w „Kuźnicy”, który dotyczył Aleksandra Wata przebywającego w sowieckim więzieniu w Ałma Acie i w Taszkiencie.
Ponadto prostowano wiele niedomówień i przekłamań, jak np. informację „Życia Warszawy”, jakoby Arkady Fiedler był lotnikiem, brał udział w bitwie o Anglię i pisał książki w kabinie obserwatora, co było kłamstwem prasy i samego autora. Podobnie prostował informację podaną w „Rzeczypospolitej” przez Jerzego Borejszę, że Władysław Broniewski brał udział w bitwie pod Monte Cassino i pisał wiersze „między jednym a drugim natarciem na pozycje nieprzyjaciela”.
Jan Lechoń do końca wierzył, że porządek pojałtański nie potrwa długo. Nawet po wyborach w styczniu 1947 r., kiedy było jasne, że komuniści przejęli całkowicie władzę w kraju, wzywał Polonię i emigrację do dalszej walki, stawiając jej nowe zadania:
„Badać przeszłość, gromadzić wszystkie dokumenty wyjaśniające, jak to się stało, stać mogło, że Polska została tak podle sprzedana w tej wojnie, ustalać z całą surowością obce, ale także i swoje odpowiedzialności za tę klęskę - abyśmy ustrzec się mogli popełnionych na nas i przez nas błędów i ludzi, którzy je na nas i wśród nas popełnili”.
Z powodu braku funduszy „Tygodnik Polski” przestał wychodzić z końcem 1947 r. Publicystyka Lechonia z tego okresu uważana była przez długi czas zarówno w „ludowej” Polsce, jak i za granicą, za anachroniczną, utopijną i pozbawioną logicznego myślenia wizję Polski. Nie była też szerzej znana. Chociaż Lechoń nie doczekał się upadku komunizmu (popełnił samobójstwo w 1956 r.), uznać należy, że jego działalność z tamtego okresu wpisuje się w nurt myśli niepodległościowej naszego kraju.
Monika Litwińska