Niektóre buzie były uśmiechnięte, tylko ta nitka krwi...

Małgorzata Szlachetka
Ul. Grodzka. Fotografia wykonana przed wprowadzeniem zakazu noszenia futer przez Żydów, pod groźbą śmierci. W tle są widoczne zniszczenia kamienic z niemieckich bombardowań z września 1939 roku
Ul. Grodzka. Fotografia wykonana przed wprowadzeniem zakazu noszenia futer przez Żydów, pod groźbą śmierci. W tle są widoczne zniszczenia kamienic z niemieckich bombardowań z września 1939 roku Archiwum United States Holocaust Memorial Museum / Harry Lore
Efraim Krasucki był w getcie na Podzamczu. Przeżył. Potem trafił do getta na Majdanie Tatarskim. Przeżył. Walczył i był ranny w powstaniu warszawskim. Przeżył. Nie przeżyli: jego matka, dwie siostry, żona i 11-letni synek

Niemcy od razu wzięli się za Żydów. Wchodzili do żydowskich sklepów i mieszkań, zabierając z nich wszystko, co chcieli. „W tych pierwszych dniach [Niemcy - dop. red.] zrobili też wstępną segregację przy wydzielaniu cukru. Na Świętoduskiej u Podsiadłowskiego zezwolili na sprzedaż tego produktu - Żydzi mogli kupić ćwierć, Polacy pół kilograma. (...) Byłam świadkiem, jak wyciągnęli starego, ledwo trzymającego się na nogach Żyda z kolejki przeznaczonej dla Polaków i pobili go bezlitośnie” - taki obraz z początku niemieckiej okupacji Lublina znamy ze wspomnień Róży Fiszman-Sznajdman pod tytułem „Mój Lublin”.

Z każdym dniem pętla zaciska się coraz bardziej. Dlatego 34-letni Efraim Krasucki, właściciel magazynu lnu i konopi na eksport, przepisuje interes na znajomego nie-Żyda, niejakiego Tarantowicza. Dogadują się, że były właściciel będzie pracować w skupie jako zwykły pracownik. I wtedy Niemiec składa donos.

„Z końcem 1941 roku inżynier Weiss oskarżył mnie i Tarantowicza o to, że prowadzimy skup na lewo, że robimy interesy i gestapo nas uwięziło” - czytamy w relacji, jaką Efraim Krasucki złożył już po wojnie. Jej maszynopis znajduje się w archiwum Państwowego Muzeum na Majdanku. Krasucki zostaje uwięziony w przepełnionej celi Zamku Lubelskiego. Niemcy kilka razy zabierają go na przesłuchanie.

„Warunki były straszne. Wszy jadły nas żywcem” - powie po latach.

Zostaje zwolniony po czterech tygodniach, do skupu już nie wraca.

W tym czasie istnieje już getto na Podzamczu, do którego Niemcy kazali przenieść się wszystkim Żydom przebywającym w mieście. Ludzie zajmują strychy i piwnice, bo w mieszkaniach brakuje miejsca. Niemieckie obwieszczenie z 20 marca 1941 roku, z opisem granic dzielnicy zamkniętej, rozlepiano na miejskich murach. Lublinianie dowiadywali się z niego, że granice getta wyznaczają następujące ulice: „Od rogu Kowalskiej, przez Kowalską, Krawiecką wzdłuż bloku domów, przecinając wolne pole Siennej od Kalinowszczyzny aż do rogu Franciszkańskiej, następnie przez Unicką aż do rogu Lubartowskiej, Lubartowską aż do rogu Kowalskiej”. Efraim Krasucki zostaje szefem gettowej Komisji Sanitarnej.

Bywa, że musi z innymi iść do niemieckiego obozu na Majdanku. Bo jest rozkaz dezynfekcji baraków - tak nazywa się wynoszenie trupów. W barakach tłoczą się jeńcy radzieccy i Żydzi. Efraim Krasucki:

„Widziałem ze zgrozą, w jak prymitywny sposób Niemcy zabijają ludzi. Była tam maleńka komórka, w której mógł się zmieścić tylko jeden człowiek. Tam wpychano jeńca sowieckiego, uruchamiano mechanizm i z góry spadał ogromny kamień i robił z ofiary miazgę”.

Przepełnienie dzielnicy staje się pretekstem do przymusowych wysiedleń m.in. do okolicznych miasteczek. Wreszcie zimą 1942 roku getto zostaje podzielone ogrodzeniem na dwie części. Większą, w której są ludzie nieprzydatni dla okupanta i mniejszą, zamieszkaną przez Żydów mających dobrą pracę, jak rzemieślnicy zatrudnieni przez Niemców i urzędnicy z Judenratu (administracja w getcie, wprowadzona na rozkaz Niemców). Efraim trafia do uprzywilejowanej części getta.

SS-man zabija sparaliżowanego

Początek końca getta na Podzamczu to noc z 16 na 17 marca 1942 roku. W ciągu miesiąca z Lublina do obozu zagłady w Bełżcu zostaje wywiezionych na śmierć (według najnowszych szacunków) około 28 tysięcy Żydów. Akcję prowadzą esesmani i ukraińscy żołnierze z formacji pomocniczych SS. Czy ta scena, którą po wojnie w swojej relacji opisał Efraim Krasucki, wydarzyła się właśnie wtedy? Działo się to w kamienicy przy Szerokiej, głównej ulicy getta.

- Wstrząsające wrażenie robi odręczna notatka z 24 marca 1942 roku, spisana ołówkiem, po polsku. Są na niej nazwiska rozstrzelanych na miejscu, a obok dopisek, kto rozpoznał ciało, na przykład syn albo matka - opowiada Krzysztof Banach, szef Działu Wystawienniczego w Państwowym Muzeum na Majdanku. Efraim Krasucki jest wśród tych, których od wywózki do obozu zagłady w Bełżcu ratuje przejście na Majdan Tatarski. Ma tam powstać tzw. wzorcowe getto. Składające się z domów z ogródkami, które wcześniej Niemcy kazali opuścić dotychczasowym mieszkańcom. Legalny pobyt ma zagwarantowane 4270 osób, ich nazwiska spisane są na specjalnej liście. („Skorowidz posiadających J-Ausweis” obecnie znajduje się w zbiorach Archiwum Państwowego w Lublinie.)

W rzeczywistości ludzi jest więcej, około 8 tysięcy dusz: mężczyźni, kobiety i dzieci. Okupant tworzy pozory normalności. Niemcy dają zgodę na utworzenie dwóch szpitali, jednostki straży pożarnej, a nawet przedszkola. Jednocześnie Żydzi ci nękani są kolejnymi selekcjami. Ostateczna likwidacja getta na Majdanie Tatarskim zaczęła się 9 listopada 1942 roku i trwała trzy dni. Od pojedynczego strzału, jeszcze w getcie, mieli zginąć: dr Marek Alten, przewodniczący Judenratu oraz Szama Grajer, konfident gestapo, który najpierw na ulicy Lubartowskiej, a potem już na Majdanie prowadził restauracje.

Krasucki po wojnie tak opisał śmierć tych prominentnych osób: „Szli uliczką getta, rozmawiając głośno z gestapowcami. Po chwili doszli do jakiejś szopy, dr Alten wyglądał zupełnie pewny siebie, Grajer śmiał się głośno, nagle rozległy się strzały i dwa trupy zostały na miejscu”. Ci, którzy nie zostali zamordowani od razu, byli zapędzani na Majdanek. Do komory gazowej Niemcy wysłali około 300 osób, najsłabsze i chore. Inni stali się więźniami. Zginęli 3 listopada 1943 roku, w czasie akcji Erntefest, największej jednorazowej egzekucji w dziejach niemieckich, nazistowskich obozów koncentracyjnych. Efraim na Majdanek nie poszedł, bo nie stracił zimnej krwi.

Ukrył się pod jedną z szop i niezauważony, do zmroku, przeleżał w ukryciu. W nocy odważył się opuścić kryjówkę. Cały czas czołgając się, znalazł się poza drutami. Za sobą zostawił trupy z gettowego szpitala dla dzieci. Matki oddawały je tam, licząc, że bezpiecznie przetrwają akcję. „Niektóre buzie były uśmiechnięte, tylko nitka krwi z ust świadczyła o śmierci” - czytamy w relacji. Krasucki schronienie znajduje w domu kobiety, która przed wojną pracowała w jego przedsiębiorstwie. Wie jednak, że musi być jak najdalej od Lublina, gdzie zna go zbyt wiele osób. Dorożką jedzie do Świdnika. Tam wsiada do pociągu jadącego do Warszawy. Na aryjskiej stronie ukrywa się pod nazwiskiem Kazimierz Ban.

Zdarza mu się nawet odwiedzać rodzinę w getcie warszawskim, przejeżdża przez bramę kilkakrotnie, ukryty na wozie z węglem. Będąc w pobliżu getta zawsze ryzykuje spotkanie ze szmalcownikiem: Polakiem, który wyda go na śmierć, jeśli nie dostanie pieniędzy. Także w Warszawie ukrywa się żona Efraima, a u gospodarzy na wsi 11-letni syn Krasuckich. Za pobyt obojga trzeba słono płacić, dlatego Efraim ryzykuje wyjazdy do Lublina po rzeczy przechowywane u zaprzyjaźnionych lublinian. Później jest zaprzysiężenie w szeregi Armii Krajowej i walka w powstaniu warszawskim.

Dość powiedzieć, że Efraim został ranny w głowę od odłamka granatu. Był operowany w powstańczym szpitalu, z sukcesem. Później został przetransportowany do szpitala w Brwinowie, którym kierował niemiecki lekarz, a obsługa była polska.

W 1950 roku Efraim wyemigrował do Izraela. Okupacji nie przeżyli jego najbliżsi. Matka i siostry zginęły na Majdanku. Żona i 11-letni syn w czasie bombardowania Warszawy.

Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia