5 maja 1990 roku w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen - w 45. rocznicę wyzwolenia - na ścianie pamięci zawisła tablica: „Pamięci harcerzy polskich pomordowanych w hitlerowskich obozach koncentracyjnych Mauthausen-Gusen oraz filiach tych obozów w latach 1940-1945”. Wśród tych pomordowanych był Władek Zarembowicz, spalony żywcem 30 kwietnia 1944 roku ostatni drużynowy Wrocławskiej Męskiej Drużyny Harcerskiej im. Bolesława Chrobrego ZHP w Niemczech. „Jestem przygotowany na najgorsze, a Ty Kochana moja Mamuś możesz być spokojna, poniosę swój krzyż jak mężczyzna (...). Tak, dla mnie już nigdy nie będzie Wielkanocy” - napisał w jednym z ostatnich listów, jakie obozowa cenzura pozwoliła mu wysłać do domu.
„Zajechaliśmy wieczorem, ciemno już było. Odryglowano te przepełnione wagony. Tam już niektórzy byli martwi, inni nie mogli chodzić. Zmaltretowani, zbici, zmęczeni, głodni, zostaliśmy wypędzeni z wrzaskiem z wagonów, ustawieni w piątki, otoczeni przez esesmanów - niektórzy byli na rowerach, niektórzy z psami - i cała ta kolumna, ponad tysiąc osób, udała się w kierunku obozu w Mauthausen. Za nami jechały ciężarówki, do których wrzucano tych, którzy padali. Nie wolno było upaść, ani od uderzenia niemieckiego, ani pod żadnym pozorem. Trzymać się zawsze na nogach, to była zasada, o której trzeba było pamiętać i ja tę zasadę stosowałem. Żaden płacz, żadne jęki, bo to tylko bardziej ich rozwścieczało i większe było maltretowanie i bicie człowieka. Wszystko odbyło się według norm niemieckich, „im Laufschrit” - biegiem. Trzeba było się trzymać w środku piątki, nie na obrzeżach. Czasami się to udawało, czasami nie, bo co i rusz ktoś padał. Mieliśmy dwa przystanki. Jeden przy drodze biegnącej w bok do Mauthausen, gdzie wydzielono grupę około 500 osób. A niecały tysiąc popędzono dalej do Gusen. Esesmani coraz bardziej rozwścieczeni, my nieprzytomni ze zmęczenia, bici, skubani przez psy, ranieni.
W pewnym momencie zatrzymujemy się przed jakimś terenem, ograniczonym podwójnym rzędem drutów. Brama, dwa czy trzy baraki drewniane i widoczne z daleka baraki w budowie. I błoto, glina, błoto...” - tak przyjazd do obozu wspominał Leon Ceglarz, nauczyciel i działacz harcerski, aresztowany 4 kwietnia 1940 roku. Do Gusen przyjechał z transportem 24 maja.
Władek Zarembowicz był już doświadczonym więźniem - Niemcy aresztowali go 20 września w Kłodzku - pod zarzutem szpiegostwa.
Urodził się 20 sierpnia 1918 roku w kamienicy niedaleko Ostrowa Tumskiego - na dzisiejszej ulicy Sępa-Szarzyńskiego we Wrocławiu. Trzy miesiące później Polska odzyskała niepodległość. W rodzinie Władka, która pod koniec XIX wieku osiadła w Prusach, to było wielkie święto. Jego cioteczna babka była przecież prawnuczką generała Jakuba Jasińskiego, jakobina, poety i rewolucjonisty, który walczył u boku Tadeusza Kościuszki w czasie insurekcji.
Polonia w Breslau była zaangażowana patriotycznie i społecznie. W 1922 roku w Berlinie zarejestrowano Związek Polaków w Niemczech.
6 marca 1938 roku, gdy Adolf Hitler wydawał się wszechwładny i wszechmogący, w berlińskim Teatrze Ludowym na I Kongresie Związku pięć tysięcy delegatów przyjęło Pięć Prawd Polaka, które stanowiły ideową podstawę działalności. Były proste - jak przykazania. Po pierwsze - Jesteśmy Polakami. Po drugie - Wiara Ojców naszych jest wiarą naszych dzieci. Po trzecie - Polak Polakowi Bratem! Po czwarte - Co dzień Polak Narodowi służy. I po piąte - Polska Matką naszą - nie wolno mówić o Matce źle!
Władek Zarembowicz, gdy w Berlinie uchwalano te prawdy, był od roku drużynowym Wrocławskiej Męskiej Drużyny Harcerskiej im. Bolesława Chrobrego. Nie wiedział jeszcze, że ostatnim. Harcerski mundurek nałożył w 1926 roku, traktując honor i godność, jakie ów mundurek wyrażał, z całą powagą ośmiolatka.
W 1933 roku władzę w Niemczech przejął Adolf Hitler. Krótko później Janina Kłopocka zaprojektowała znak Związku Polaków w Niemczech - Rodło, symbolicznie przedstawiający bieg Wisły z zaznaczonym Krakowem.
„Akceptacja przez nas swastyki i »niemieckiego pozdrowienia« może być tylko zgodą na totalną germanizację. Musimy więc jak najszybciej, bez narażania się na zarzut, iż nie uznajemy symboli państwa, którego jesteśmy obywatelami, znaleźć sposób na nieakceptowanie swastyki i Heil Hitler. To ostatnie Niemcy sami nam ułatwili, nazywając swój faszystowski gest »niemieckim pozdrowieniem« obowiązujący zatem tylko Niemców, a nie Polaków. Swastyce przeciwstawimy się tylko wtedy, gdy będziemy mieli swój narodowy znak nie budzący wątpliwości, że łączy on tylko Polaków” - uzasadniał decyzję przyjęcia Rodła jako znaku łączącego Polaków w nazistowskiej Rzeszy Jan Kaczmarek, prawnik, ekonomista i przewodniczący Związku Polaków w Niemczech.
Kolejnym krokiem było połączenie znaku Rodła z harcerską lilijką, tak, by nikt nie miał wątpliwości, że prawdziwy harcerz to Polak i patriota.
To była próba sił.
Na przełomie 1933 i 1934 roku przywódcy Hitlerjugend zażądali od ZHP w Niemczech przystąpienia do swojej organizacji jako „autonomiczna grupa mniejszościowa”. I zagrozili rozwiązaniem harcerstwa w razie odmowy... Polacy się nie ugięli. Trzy razy odrzucali żądania, aż we wrześniu 1937 roku gestapo zakazało harcerzom noszenia mundurków harcerskich, lilijki z Rodłem oraz używania biało-czerwonych barw. Zaczęły powstawać listy proskrypcyjne - harcerzy wpisywano na Sonderfahndungsbuch Polen, czyli do specjalnej księgi Polaków ściganych listem gończym.
Kiedy 1 września wybuchła wojna, tych nazwisk było 60 tysięcy, a prawie trzy tysiące z nich stanowili harcerze, wśród których znalazł się Władek Zarembowicz.
Był zdolny. Gdyby rodzina była choć trochę zamożniejsza, pewnie skończyłby studia. Ale nie była. Mimo zdolności językowych (mówił po niemiecku, francusku, angielsku, znał grekę i łacinę), uzdolnień literackich (pisał wiersze), nie ukończył gimnazjum. Mimo talentów muzycznych (śpiewał w chórze Harmonia, grał na pianinie i na skrzypcach) i plastycznych (nie tylko rodzina chwaliła jego akwarele), mógł owe talenty traktować tylko jako hobby. W domu się nie przelewało, a etos inteligencki nie pozwalał dorastającemu chłopakowi na lenistwo i stawianie żądań matce, która ledwo wiązała koniec z końcem. Władek zdał tzw. małą maturę i musiał zacząć pracować. Imał się najróżniejszych zajęć: był gońcem, roznosił gazety, pracował w pracowni kreślarskiej i administracji miesięcznika „Młody Polak w Niemczech”, pisał - jako korespondent - teksty do polskich gazet ukazujących się w Niemczech. Czy harcerstwo było jego ucieczką przed biedą, coraz bardziej brunatnym miastem, w którym się urodził, przed przeczuciem, tego co najgorsze?
Kiedy został drużynowym, błyskawicznie zainteresowało się nim gestapo. Pierwsze przesłuchanie odbyło się krótko po powołaniu - 21 października 1937 roku. Wtedy też usłyszał oficjalny zakaz chodzenia w mundurach. Kiedy więc szli na zbiórki, nakładali na te mundurki dla niepoznaki cywilne ubrania. Jeszcze się spotykali w nieistniejącym dzisiaj Domu Polskim przy Podwalu, remontując pomieszczenie, jakie dostali na harcówkę. Nie zdążyli jednak jej uroczyście otworzyć.
Ostatni raz publicznie czterech chłopaków z drużyny Władka wystąpiło w mundurach harcerskich jesienią 1937 roku - pojechali na pogrzeb kolegi, studenta. Cmentarz był przy ulicy Ślężnej, tam, gdzie dzisiaj jest park... Ryzykowali dużo. W Breslau na narodowych socjalistów w wyborach oddało głos 55 procent uprawnionych. Miasto stawało się coraz bardziej brunatne. Coraz mniej mieli w nim do powiedzenia Żydzi, następni w kolejce mieli być Polacy.
III Rzesza uznała go za niebezpiecznego przywódcę niebezpiecznej organizacji - po aresztowaniu, z Kłodzka przewieziono go do więzienia we Wrocławiu, gdzie czekał na proces sądowy z zarzutem zdrady stanu.
Po wyroku Zarembowicz trafił do obozu w Buchenwaldzie, stamtąd do więzień w Brzegu, a następnie w Wołowie, skąd ostatecznie wywieziono go do Mauthausen-Gusen. Z tych pięciu lat życia, jakie mu zostały, zachowało się 30 listów pisanych do matki, najdroższej mu istoty, którą pocieszał jak tylko mógł, trochę rysunków, akwarel, kilka zdjęć.
Po latach jeden ze współwięźniów Władka w obozie złożył zeznania przed Okręgową Komisją do spraw Badania Zbrodni Hitlerowskich we Wrocławiu. Powiedział, że Władek został żywcem spalony. Przesłane z obozu prochy syna matka złożyła w grobie babki, Franciszki Zarembowicz, na cmentarzu św. Wawrzyńca przy ulicy Bujwida we Wrocławiu. W listopadzie 1970 roku na tym grobie odsłonięto pomnik przypominający, że Władek był ostatnim drużynowym polskich harcerzy w niemieckim Breslau. Kilka dni później Szkoła Podstawowa nr 72 przy ulicy Trwałej uroczyście otrzymała imię drużynowego - pamiątkową tablicę odsłoniła matka Władka, Anna Zarembowicz. Cztery lata później Władek doczekał się swojej ulicy - na Strachowicach.
Hitlerowcy ZHP w Niemczech rozwiązali 7 września 1939 roku. Wielu harcerzy, tak jak Władka, zamordowali. Leon Włodarczak z Olsztyna został rozstrzelany w pierwszych dniach wojny, Warmiak Józef Groth zginął w 1942 roku w obozie, a syna powstańca śląskiego Władysława Planetorza, tak jak Władka więźnia Mauthausen, zamordowano na kilka tygodni przed nim - zakatowano go w twierdzy kłodzkiej.
Czy umierając myśleli o „Katechizmie polskiego dziecka”, słynnym wierszyku:
„- Kto ty jesteś?
- Polak mały.
- Jaki znak twój?
- Orzeł biały.
- Gdzie ty mieszkasz?
- Między swemi.
- W jakim kraju?
- W polskiej ziemi.
- Czem ta ziemia?
- Mą Ojczyzną.
- Czem zdobyta?
- Krwią i blizną.
- Czy ją kochasz?
- Kocham szczerze.
- A w co wierzysz?
- W Polskę wierzę.
- Coś ty dla niej?
- Wdzięczne dziecię.
- Coś jej winien?
- Oddać życie”...
Katarzyna Kaczorowska