80. rocznica powstania obozu Neu-Dachs w Jaworznie. Tu działo się wszystko, co najgorsze. Tu rządzili mordercy Pfütze i Brodniewicz.

Grażyna Kuźnik-Majka
Grażyna Kuźnik-Majka
15 czerwca w tym roku przypada 80. rocznica utworzenia w Jaworznie niemieckiego obozu koncentracyjnego Neu-Dachs. Tego dnia sprowadzono pierwszy transport stu więźniów. Trudno znaleźć podobne miejsce, które by widziało tyle zła, służyło dwóm totalitaryzmom. Po wojnie, w barakach po więźniach posłanych przez esesmanów na marsz śmierci, stłoczono głównie ludność śląską i podejrzaną przez NKWD, potem wysiedlonych Łemków, żołnierzy AK, a w końcu powstało tu jedyne w Europie eksperymentalne więzienie dla młodocianych przestępców politycznych.

15 czerwca w tym roku przypada 80. rocznica utworzenia w Jaworznie niemieckiego obozu koncentracyjnego Neu-Dachs. Tego dnia sprowadzono pierwszy transport stu więźniów. Trudno znaleźć podobne miejsce, które by widziało tyle zła, służyło dwóm totalitaryzmom. Po wojnie, w barakach po więźniach posłanych przez esesmanów na marsz śmierci, stłoczono głównie ludność śląską i podejrzaną przez NKWD, potem wysiedlonych Łemków, żołnierzy AK, a w końcu powstało tu jedyne w Europie eksperymentalne więzienie dla młodocianych przestępców politycznych.

Nie wiadomo dokładnie, ilu ludzi tutaj zginęło, ale zdaniem historyka, ks. dr. Lucjana Bielasa, który pochodzi z Jaworzna, sporo ponad 8 tysięcy.

- Po wojnie na początku więźniów chowano na cmentarzu, ale potem przyszło pismo od władz, że nie sa godni tam spoczywać. Wtedy grzebano ich w lesie czy na przestrzeni koło elektrowni, dlatego mu miejscowi, kiedy na nią patrzymy, wiemy, że było to nie tylko miejsce pracy niewolników, ale też ich grobów - mówi ks. Bielas.

Dodaje, że niestety nie wiadomo, ilu więźniów zginęło w czasie, gdy obóz służył Niemcom.

Dzisiaj chyba najmniej mówi się o pierwszych więźniach, którzy w 1943 roku budowali obóz, o niewolnikach sprowadzonych tutaj specjalnie z Auschwitz. Na cmentarzu w Jaworznie jest tablica ze słowami: "Pamięci Polaków, Ukraińców, Niemców, tych wszystkich, którzy cierpieli tu niewinnie jako ofiary terroru komunistycznego, więzionych, zamordowanych, zmarłych w latach 1945-1956 w Centralnym Obozie Pracy w Jaworznie, w hołdzie potomni”. A przecież w niemieckim obozie Neu-Dachs w styczniu 1945 roku było 3 664 więźniów. Wcześniej bardzo wielu zginęło, bo stale przeprowadzano selekcje. Na przykład w styczniu 1944 roku jako niezdolnych do pracy, a więc także do życia, esesmani uznali 250 więźniów.

W Neu-Dachs śmiercią karano za ucieczki. W październiku 1944 roku grupa więźniów chciała uciec podkopem pod jednym z baraków, 26 mężczyzn powieszono za to na placu apelowym, 17 Polaków i 9 czeskich Żydów. Neu-Dachs działał przez półtora roku, w tym czasie doszło do kilkunastu znanych ucieczek, niestety rzadko kiedy udanych. Ale próby wciaż trwaly, pierwsza nastąpiła już w kilka tygodni po powstaniu obozu. Złudną nadzieję więźniów budził fakt, że Neu-Dachs leżał przy ruchliwej szosie, na rozstajach dróg Kraków-Katowice.

- Warunki pracy w nieistniejącej już kopalni Jan Kanty, nazywanej podczas II wojny światowej Dachs, były ekstremalnie trudne i to też powodowało, że więźniowie często próbowali ucieczek - mówi historyk Bohdan Piętka, który zajmuje się historią KL Auschwitz. - Panował głód, więźniowie byli likwidowani gdy chorowali, słabli czy ulegli jakiemuś wypadkowi. Praca trwała 12 godzin, oni musieli wykonywać najtrudniejsze zadania, a nie mieli odpowiednich narzędzi. Gdyby nie pomoc miejscowych górników, to wielu by nie przeżyło.

Ks. Lucjan Bielas pamięta, że jego ojciec górnik mówił do matki: ,, A daj tam więcej chleba, bo z więźniami pracuję." Nawet kromka mogła uratować wycieńczonemu człowiekowi życie.

Po wojnie kolejni zarządcy obozu byli niezadowoleni z jego położenia. Jeden z naczelników Zdzisław Jędrzejewski, wydalony ze służby w 1968 roku za - jak podaje portal jaworzniacy. pl - stosowanie aparatów do zagłuszania krzyków więzniów, w autorskiej monografii więzienia pisał: ,,Przy projektowaniu urbanistycznych i architektonicznych założeń Jaworzna popełniono dwa zasadnicze błędy. Zaciążyły one nad działalnością tego więzienia, a nawet nad jego przyszłymi losami.” Pretensje jednak mógł kierować tylko do niemieckiej spółki EVO, popieranej przez Alberta Speera.

Rzeczywiście, w 1943 roku spółce bardzo się śpieszyło. Elektrownia „Wilhelm” o mocy 330 MW wymagała natychmiastowego zwiększenia dostaw siły roboczej. A dowożenie więźniów z Auschwitz okazało się zbyt drogie. Należało więc jak najszybciej wybudować nowy obóz pracy, możliwie blisko kopalni i elektrowni. W pośpiechu wybrano teren prawie pierwszy lepszy, za rachitycznym laskiem jako jedyną osłoną tyłów obozu. Niewiele dało się ukryć przed ludzkimi oczami. Ruch oporu w Auschwitz już po dziesięciu dniach robót w okolicy kopalni „Dachs” alarmował: „Arbeitslager - Dąbrowa - Jaworzno - w przygotowaniu."

Kapitan Jędrzejewski dowodził, że pierwszy błąd projektantów obozu to bliskość drogi. Pomyłka tym gorsza, że baraki ulokowano akurat w jej pobliżu, a powinny stać pod lasem. Po drugie obóz należało zaplanować skromniej, przecież trzech tysięcy więźniów nie można trzymać w środku miasta bez dodatkowych kłopotów. Spółka EVO jednak wiedziała, do w Jaworznie potrzeba tysięcy niewolników. „SS-lager Dachsgrube” zajmował około sześć hektarów, składał się z 12 baraków mieszkalnych i kilku gospodarczych, otaczało go ogrodzenie pod wysokim napięciem.

Na koniec robót firma EVO zamówiła powitalną rzeźbę; ksiądz, inteligent i Żyd w chałacie wskazywali zapraszającym gestem na bramę obozu. Za nią nowych więżniów oceniał Bruno Brodniewicz, osławiony kat z Auschwitz. Załogę Neu-Dachs stanowiło około 300 esesmanów. Komendantem obozu został SS-Obersturmführer Bruno Pfütze, z zawodu malarz pokojowy, który własnoręcznie zabijał ludzi.

Tak Brodniewicz, jak i Pfütze zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, kiedy już zakończył się morderczy marsz śmierci. Więźniowie z Neu-Dachs w styczniu 1945 roku przeszli najdłuższą ze wszystkich innych marszy ewakuacyjnych drogę do KL Gross-Rosen na Dolnym Śląsku, liczącą 250 km. Trasa usiana była zabitymi i zmarłymi z wyczerpania, esesmani zastrzelili kilkuset idących. Brodniewicza po zakończeniu wojny zabili prawdopodobnie więźniowie, co dokładnie stało się z Pfützem, nie wiadomo. Pewnie podzielił jego los.

Nie przeocz

Zobacz także

od 12 lat
Wideo

Szymon Hołownia ma duże ego, większe ma tylko Lech Wałęsa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 80. rocznica powstania obozu Neu-Dachs w Jaworznie. Tu działo się wszystko, co najgorsze. Tu rządzili mordercy Pfütze i Brodniewicz. - Dziennik Zachodni

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na naszahistoria.pl Nasza Historia