Kartki te były w największym polskim sklepie w Nowym Yorku, właściciel zamówił za dużo, przetrwały w zapasach do dzisiejszego dnia, kiedy wnuki je sprzedały." Ponoć zamawiającym był Żyd rodem z Białegostoku.
Z oglądu pięknie kolorowanych pocztówek wynika, że zostały wyprodukowane nie wcześniej niż w 1919 roku. Napis Wesołych Świąt! jest na tyle uniwersalny, że mogły być one użyte zarówno z okazji zbliżających się świąt religijnych (Boże Narodzenie, Wielkanoc), jak i narodowych (3 Maja). Czy i na okoliczność 11 listopada? Ten dzień obchodzono wprawdzie od 1920 roku, ale przede wszystkim w rycie wojskowym i dopiero w 1937 roku uznano za święto państwowe. Pamiętajmy, że 11 listopada był również honorowany w bardzo wielu krajach jako rocznica zakończenia Wielkiej Wojny.
Tajemnicę kryją napisy na rewersie pocztówek. Pan Andrzej zdołał odczytać zadrukowany na czarno napis: M. Kostrzyński - Poznań. To był z pewnością wydawca kart i on także umieścił jeszcze dwa napisy: Pocztówka (duże czcionki) oraz Naśladownictwo wzbronione. Natomiast ktoś (może właściciel owego sklepu w Nowym Jorku?) nie tylko zakrył nazwisko producenta i nazwę miasta Poznań, ale dodrukował informację: Printed in Germany. Dlaczego? Oto jest pytanie.
Odnalezione pocztówki wyprodukowane zostały najprawdopodobniej w jednej z poznańskich firm
(fot. Archiwum)
Na wszystkich reprodukowanych pocztówkach widnieje orzeł identyczny jak w herbie Wielkiego Księstwa Poznańskiego, a od 1830 roku prowincji poznańskiej. Herb ten przetrwał do I wojny światowej, dość znacznie różnił się od znaków orła używanych w Królestwie Polskim, jak i od godła Rzeczypospolitej Polskiej ustanowionego 1 sierpnia 1919 roku. Można zatem domniemywać, że pocztówki wydrukowano przed lub natychmiast po wybuchu powstania wielkopolskiego.
26 grudnia (drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia!) 1918 roku przyjechał do Poznania owacyjnie witany Ignacy Paderewski, a dzień później rozpoczęły się walki zbrojne, w wyniku których Wielkopolska pozbywała się wojsk i urzędników niemieckich. Jeśli tak, to w momencie druku Poznań i Wielkopolska jeszcze oficjalnie nie należały do Rzeczypospolitej Polskiej i może dlatego sprzedawcy nowojorscy w imię poprawności politycznej - i by nie narażać się klienteli niemieckiej - dodrukowali informację "Printed in Germany".
Proszę zwrócić uwagę, że na jednej pocztówce znalazły się sztandary mocarstw zwycięskich, a na innej dodano Pogoń (Wielkie Księstwo Litewskie, Litwa i Białoruś) oraz św. Archanioła Michała (Ruś, Ukraina). Tak więc wydawca miał nadzieję, że odrodzi się Polska wielka, możliwie w granicach przedrozbiorowych. Jest i pocztówka polsko-francuska, pewnie w podzięce za przychylność okazywaną przez Paryż Wielkopolanom.
Bogusław Zawistowski mieszka obecnie w Toronto (Kanada). Ukończył na początku lat 60. Technikum Drogowe w Białymstoku, tu także odbył kurs szybowcowy. Następnie dopiął swego, znalazł się w dęblińskiej Szkole Orląt, zaczął spełniać marzenia. Niestety, na trzecim roku został zawieszony w prawach ucznia za sprawą szkolnego politruka, który dopatrzył się, że Bogusław nie ujawnił w ankiecie faktu posiadania zagranicznego wujka. A była to persona ważna, pilot sławnego 303 dywizjonu myśliwskiego, który po zakończeniu służby zamieszkał na stałe w Anglii.
Z pomocą gen. Zygmunta Huszczy (znajomego rodziny z Augustowa) sprawę udało się na tyle ułagodzić, że Bogusław Zawistowski szkołę skończył i podjął służbę w pułkach lotniczych. Po pewnym czasie, znów z pomocą znajomego ze Studzienicznej - tym razem Mieczysława Roszkowskiego, który w czasie wojny latał na Zachodzie w jednym z dywizjonów polskich, ale powrócił do kraju - zasilił załogi LOT-u jako pilot nawigator. Potem latał w innych cywilnych flotyllach powietrznych, na koniec w Air Canada, gdzie zakończył podniebną karierę jako kapitan.
Pan Bogusław żyjąc samotnie wspierał rodzinę, działa w Polonii kanadyjskiej i gromadzi z pasją różnorodne polonika. Zdaniem brata Andrzeja, pamiątki narodowe zajmują jego cały dom z wyjątkiem sufitów. Dodajmy, że brat cioteczny Antoni Jedliński jest prezesem Polonii kanadyjskiej w Ontario, zatem na część anglojęzyczną kraju liścia klonowego.
ADAM CZESŁAW DOBROŃSKI, Kurier Poranny